Agnadello 1509

"...Wojska króla Ludwika mogły zatem stosunkowo swobodnie operować w terenie, podczas gdy ciżba wenecka zajęła silną pozycję obronną w pociętym terenie na lewym brzegu rzeki Addy między Treviglio i Rivolta d'Adda, zapewniając sobie linię komunikacyjną biegnącą przez Cremę na Cremonę. Ponieważ piechota szwajcarska i jazda mogły działać skutecznie tylko w terenie równym, zaś wojska weneckie zajmowały pozycje na terenie zupełnie tym pierwszym nie odpowiadającym, król francuski nie zamierzał atakować Wenecjan na zajmowanej przez nich pozycji, postanawiając stworzyć za pomocą opracowanego manewru korzystną dla bitwy sytuację taktyczną, zmuszając przeciwnika do wyjścia na równinę.

Bitwa rozpoczęła się 14 V 1509, a poprzedzające ją manewry trwały cztery dni. Francuzi, usiłując zmusić przeciwnika do wyjścia w pole, wykonali manewr okrążający docierając, jak powiedzieliśmy, do Rivolty. Obeszli oni lewe skrzydło Wenecjan z zamiarem wyjścia na ich zaplecze komunikacje.

Wenecki dowódca naczelny Niccoló Orsini, hrabia Pitigliano, który został na czas uprzedzony o manewrze przeciwnika, postanowił trzymać się rozkazu Senatu, by unikać walnej bitwy. Wenecjanie, podzieleni na dwie kolumny, zaczęli cofać się pod osłoną silnej straży tylnej (15 000 piechoty, w tym 4000 żołnierzy z Romanii, oraz 3000 jazdy), mającej w swym składzie znaczną ilość arkebuzerów. Podczas gdy wojsko francuskie posuwało się po łuku, Wenecjanie maszerowali po cięciwie i dlatego też uprzedzili przeciwnika. Manewr francuski się nie udał.

Dowódca weneckiej straży tylnej osłaniającej odwrót, jeden z najbardziej agresywnych i bitnych kondotierów swego czasu, Bartolomeo Orsini, hrabia Alviano, znalazł pozycję dogodną do obrony. Tworzyło ją wyschłe łożysko strumienia leśnego, wzdłuż którego ciągnęły się wały zabezpieczające od wylewów. Z obu stron strumienia znajdowały się wzgórza pokryte częściowo winnicami. W pierwszej linii obronnej Alviano ustawił na wale część artylerii (6 dział) i piechotę, w drugiej wojska z Romanii, w trzeciej zaś, na wzniesieniu, resztę artylerii (14 dział) oraz kawalerię. Równocześnie wysłał do swego dowódcy meldunek o nawiązaniu kontaktu i prośbę o nadesłanie posiłków. Wenecjanie zdołali odeprzeć pierwsze, przypuszczane z marszu ataki Szwajcarów i ciężkozbrojnej jazdy, ogniem artylerii i arkebuzerów. Francuzi zostali zmuszeni do cofnięcia się.

Alviano już dawno był zdania, że nie należy czekać na atak Francuzów, lecz bezwzględnie trzeba przejść do ofensywy (atak prewencyjny), uderzając na nich, kiedy jeszcze stacjonowali na terytorium mediolańskim. Jego przełożony był natomiast innego zdania. Zwróćmy uwagę, iż na weneckiej porażce zaważyły w niebagatelnym stopniu rozgrywki personalne pomiędzy tymi oficerami. Alviano bowiem nie doczekał się posiłków od sił głównych. Pitigliano nie ruszył w kierunku, z którego dochodziły do niego odgłosy kanonady, lecz kontynuował marsz w stronę Brescii. Dowodzone przez niego siły w oczywisty sposób nie miały większych szans w walnej bitwie z potężnymi Francuzami, dlatego też rozkazy signońi, by unikać starcia, były zrozumiałe i logiczne, niemniej jednak pozostawiały dowódcy wolną rękę, a bitwa w polu nie była jedynym możliwym rozwiązaniem. Mógł on uznać, że w tej sytuacji podjęcie wyzwania jest koniecznością. Toteż nieudzielenie pomocy Bartołomeowi złożyć trzeba raczej na karb osobistej wrogości pomiędzy Orsinimi. Staje się to jeszcze bardziej oczywiste w świetle późniejszej krytyki, z jaką spotkał się Pitigliano ze strony Senatu weneckiego za swoją bierność; na niego w dużej mierze składano winę za klęskę. Niccoló przesłał jedynie Alvianowi zarządzenie kontynuowania odwrotu w kierunku Vailate. Ten rozkazu oczywiście nie posłuchał, jednakże jego żądza walki przyniosła zgubne rezultaty.

Kiedy Francuzi okrążyli od północy włoskie pozycje, Wenecjanie zostali otoczeni z trzech stron. Rozgorzała bitwa zakończyła się całkowitą klęską Włochów. W ciągu trzech godzin ich kawaleria została rozproszona i rzuciła się do panicznej ucieczki jeszcze w czasie, gdy piechota walczyła, a losy bitwy nie były rozstrzygnięte. 4000 żołnierzy na służbie Republiki zostało zabitych, rannych lub wziętych do niewoli; wśród tych ostatnich znalazł się sam ciężko ranny Alviano. Zła pogoda nie pozwoliła Francuzom ruszyć w pogoń za uciekającym nieprzyjacielem. Dzięki temu Niccoló di Pitigliano bezpiecznie dotarł do Caravaggio i Chiari. Wiadomość o bitwie, przyniesiona przez ocalałych uciekinierów, dotarła do korpusu Pitigliano jeszcze tego samego wieczora. Następnego ranka większa część jego armii zdezerterowała. Od klęski militarnej dotkliwszy był upadek morale. Grupy żołnierzy bez dowódców rozproszyły się po kraju, w bezładzie wycofując się ku umocnionym pozycjom tenafeimy. Także naczelny dowódca tego, co przed kilku dniami było wenecką armią lądową, pośpiesznie wycofał się przez Treviso do Wenecji. Według wspomnień współczesnych, już sam dźwięk słowa „Francuzi" budził wśród poddanych weneckich panikę.

Bitwa pod Agnadello 1509

Wzajemne przerzucanie się odpowiedzialnością za porażkę trwało długo. Wenecja krytykowała Pitigliano oraz proweditore Cornaro za ich mierne zaangażowanie w walkę. Inni, jak sam Alviano, oskarżali o zdradę kondotierów Luigiego Avogadro, Battistę Martinengo, Giacomo Secco i Piętro Longhena. Giovan Francesco Gambara był silnie podejrzewany o układanie się z Trivulziem.

Bitwa ta wykazuje ponownie, podobnie jak wcześniejszy hiszpański sukces nad Garigliano, wzrost znaczenia broni palnej, za pomocą której odparte zostały pierwsze uderzenia zwartych mas piechoty i ciężkiej jazdy. Skuteczność arkebuzerów zależała jednak w znacznym stopniu od ukształtowania terenu, który utrudniał działania kolumny piechoty i jazdy pancernej przeciwnika oraz osłaniał strzelców przed atakami.

Arkebuzerzy jednak, jak się okazało, byli zdolni do odparcia uderzeń przeciwnika tylko na dobrej pozycji obronnej, byli zaś bezradni w otwartym polu. Pozycję obronną wybierano zwykle za nasypami, obwałowaniami, ogrodzeniami kamiennymi, za którymi rozmieszczano strzelców w kilku szeregach w rozluźnionym szyku. Po oddaniu strzału arkebuzer odchodził przez przerwę w szyku w tył dla załadowania swego arkebuza, a jego miejsce zajmował strzelec z drugiego szeregu, następnie strzelec z trzeciego szeregu itd. W ten sposób uzyskiwano stosunkową ciągłość ognia. Sposób ten był prostszy niż skomplikowane marsze i kontrmarsze „karakolu" (caiacole). Z niektórych informacji wynika, że ustawienie strzelców w 10 szeregów zapewniało przez czas dłuższy ciągłość ognia. Ładowanie arkebuza bowiem wymagało dziesięciokrotnie więcej czasu od oddania z niego strzału: dlatego też pierwszy szereg był gotów ponownie do strzelania, gdy ostatni oddawał strzał.


Fragment książki: Piotr Tafiłowski "Wojny włoskie" s. 168-172

Szukaj:


Strona główna Władcy Ważne bitwy Polityka prywatności Antykwariat Księga gości