Rawenna 1512 |
"...Wojsko francuskie liczyło 23 000 ludzi, w tym 5000-6000 landsknechtów, ok. 5000 jazdy i ponad 50 dział (wśród nich znajdowała się bombarda „Giułia", którą wykonać miano z brązu, na który przetopiono obalony posąg Juliusza II dłuta Michała Anioła, a imię to nadano jej na kpinę z głowy Kościoła,- artylerią dowodził osobiście książę Ferrary Alfonso d'Esté). Hiszpanie mieli 17 000 łudzi, w tym ok. 3000 jazdy i 24 działa25. Otrzymywali oni jednak zaopatrzenie z terytorium kraju zaprzyjaźnionego, Francuzi zaś tej możliwości nie mieli. W ciągu Wielkiego Tygodnia de Foix dotarł pod Rawennę i rozłożył się ze swymi głównymi siłami obozem na południowy wschód od niej, pomiędzy rzekami Montone i Ronco. Na zachodni brzeg rz. Montone został wysłany niewielki oddział, który miał strzec przeprawy mostowej. W Wielki Piątek, 9 kwietnia 1512 r., Francuzi przypuścili pierwszy atak na mury miasta, zmuszając wojska Ligi (składające się głównie z Hiszpanów) do obrony. Po silnym ostrzale artyleryjskim (Francuzi dysponowali tutaj znaczną przewagą), które dokonało wyłomu w południowym murze okalającym Rawennę, oddziały francuskie ruszyły do szturmu na miasto. Atak ten został przez obrońców odparty. Następnego dnia (w sobotę 10 kwietnia) de Foix otrzymał informacje, że z pomocą oblężonym nadchodzi z południa, z Forli, silna armia hiszpańsko-papieska, którą dowodził Raimondo di Cardona, […] Jego siły ciągnęły wzdłuż prawego brzegu Ronco i zatrzymały się na północ od wioski Molinaccio. Rozłożyły się one obozem, który otoczono wałem i okopem, około 5 km od Rawenny, czołem w kierunku Francuzów, obozujących już pod murami miasta. Wrogie armie oddzielała niewielka odległość i niezbyt trudna do sforsowania rzeka. Obie armie zajmowały pozycje na wielkiej równinie. Francuzi i Hiszpanie, służący królom odpowiednio: Arcychrześcijańskiemu i Katolickiemu, wraz ze swymi licznymi niemieckimi i włoskimi sprzymierzeńcami, przygotowywali się do bitwy, której stawką miała być hegemonia w Italii, a także na całym kontynencie. W szeregach każdej z armii znajdował się kardynał-legat: z Francuzami kardynał San Severino w imieniu soboru w Pizie (który później obradował w Mediolanie), z Hiszpanami zaś Giovanni de Medici w imieniu papieża. Nadeszła Niedziela Wielkanocna, 11 kwietnia. Pedro Navarro, dowodzący piechotą hiszpańską, wybrał dogodną do bitwy obronnej pozycję w zakolu rzeki Ronco, opływającej Rawennę od południa, na której piechota i artyleria mogły wykorzystać całą siłę swej broni palnej. Pozycja ta została wzmocniona polowymi urządzeniami obronnymi, w których budowaniu Navarro uchodził za wielkiego specjalistę. Ten zwolennik nowej sztuki wojennej miał jednak wielu przeciwników: rycerze patrzyli na niego z góry, jako na parweniusza (przed rozpoczęciem kariery wojskowej był on kupcem), kawalerzyści zaś nie lubili go jako zawziętego zwolennika piechoty. Cardona jednak słuchał jego rad. Armia hiszpańsko-papieska uszykowana była głęboko; jej lewą flankę osłaniała rzeka Ronco. Podobnie jak wszystkie rzeki w tej części Italii Ronco oto czona była wałami. W szesnastym wieku wały te były znacznie niższe niż obecnie i z braku odpowiedniej drogi do Forli, służyły również jako szlak komunikacyjny. Po tym wale maszerowała pod Rawennę armia hiszpańska. Od strony rzeki wał był dość stromy, podczas gdy po przeciwnej stronie stok był łagodniejszy Od czoła, tj. od strony Rawenny i Francuzów oraz z prawej strony Hiszpanów osłaniał wykopany rów (tak głęboki, jak to się tylko dało zrobić w tak krótkim czasie), który nie dochodził do nadrzecznego wału (przy czym okopów tych mogło być więcej). W tym miejscu pozostawiono wolną przestrzeń o szerokości około 12 metrów, aby umożliwić przeprowadzanie wypadów kawalerii. ![]() Wewnątrz tego ufortyfikowanego obozu Hiszpanie, gdy tylko zauważyli ruch Francuzów przekraczających rzekę, ustawili się w następujący sposób w trzy kolumny. Straż przednią (800 ciężkozbrojnych dowodzonych przez Fabrizio Collonę) usytuowano wzdłuż brzegu rzeki. Wraz z nimi, po ich prawej stronie z tyłu, ustawiono 6000 piechoty. Dalej na prawo stacjonowało 600 „kopii" dowodzonych przez wicekróla Raimonda oraz markiza delia Paludę. Dysponowali oni także 4000 piechoty. Straż tylną stanowiło 400 ciężkozbrojnych dowodzonych przez oficera hiszpańskiego Don Alfonso Carvajala. Obok nich znajdował się oddział 4000 pieszych oraz lekka kawaleria dowodzona przez Fernando Francesco Davalos markiza Pescary*. Pescara ustawiony był po prawej, z tyłu za piechotą. Jego oddział miał stanowić posiłki i pojawiać się w miejscach, w których byłby aktualnie najbardziej potrzebny. Wszystkie te jednostki, jak powiedzieliśmy, ustawione były tuż przy nadrzecznym wale. Piechota hiszpańska stała na prawo od kawalerii. Działa, których było dwa razy mniej niż francuskich, ustawione były przed frontem kawalerii. Pedro Navarro z 500 wybranymi piechurami, którym nie przydzielono określonej pozycji, ustawił wzdłuż umocnień, przed oddziałami piechoty, szeregiem 30 wozów. Na wozach tych ustawiono małe działka; umieszczono na nich także długie piki, które miały być przydatne w powstrzymaniu francuskiego natarcia26. W tej pierwszej linii znaleźli się również arkebuzerzy. Wybrana pozycja i jej umocnienia przewidziane były do stoczenia bitwy obronnej. Ustawiwszy francuską armię w szyku bitewnym, Gaston de Foix zagrzał ją do bitwy obiecując bogate łupy, które czekały na zdobywców nie tylko w Romanii, ale także i w Rzymie. Po jego przemowie w powietrzu rozbrzmiał dźwięk trąbek, a wojsko ruszyło w kierunku nieprzyjacielskiego obozu. Część oficerów francuskich była zdania, iż lepiej byłoby zaniechać uderzenia na tak mocno obwarowanych Hiszpanów. Gaston de Foix postanowił jednak zaatakować przeciwnika i wydał inżynierom rozkaz wybudowania mostu nad Ronco, w odległości pół kilometra od własnego obozu. O świcie 11 kwietnia Francuzi zaczęli przerzucać swoje oddziały przez rzekę na jej południowy brzeg. Część oddziałów przeprawiono przez skonstruowany w ciągu nocy most pontonowy, część wprost przez rzekę, która w tym miejscu była łatwa do przebycia. Na miejscu pozostawiono tysiącosobowy oddział piechoty włoskiej pod dowództwem braci Parisa i Nicolasa Scotti oraz 400 ciężkozbrojnych kawalerzystów, którzy mieli chronić most pontonowy na rzece Montone, opływającej Rawennę od drugiej strony, od północy, oraz obóz francuski przed wypadem obrońców Rawenny. Dowództwo nad nimi objął Yves d'Alègre. Główne siły armii francuskiej rozwinęły się za Ronco, na bezdrzewnej, gładkiej równinie, dogodnej do stoczenia bitwy. Podczas gdy armia francuska przekraczała rzekę i szykowała się do bitwy, Gaston de Foix ruszył, aby rozpoznać pozycje nieprzyjacielskie. Towarzyszyła mu tylko niewielka eskorta - 20 ciężkozbrojnych kawalerzystów. Hiszpanie, zajmujący pozycje na południowym wschodzie, przyglądali się bezczynnie przeprawiającym się przez rzekę siłom przeciwnika. Co prawda Fabrizio Colonna domagał się, aby zaatakować rozciągnięte w czasie przeprawy oddziały francuskie, ale ten zamiar nie został zaaprobowany przez wicekróla, którego zdanie poparł dowódca piechoty hiszpańskiej Pedro Navarro. Raimondo di Cardona zadowolił się ostrzałem artyleryjskim sil francuskich. Pozwolono im zatem stosunkowo bezpiecznie przejść na drugi brzeg rzeki. Zakończywszy przeprawę Francuzi zorientowali się, że przeciwnik nie zamierza opuszczać swoich umocnień i podejmować bitwy w otwartym polu. Zatrzymali się zatem, by nie mógł on wykorzystać swej przewagi. Obie armie stały na przeciwko siebie bez ruchu przez około dwie godziny. W tym czasie trwała wymiana ognia artyleryjskiego „jakiego jeszcze świat nie widział". Gdy tylko de Foix ustawił swoje działa, natychmiast rozpoczęły one bombardowanie pozycji nieprzyjacielskich, zaś Hiszpanie odpowiedzieli ogniem ze swoich dział. Straty po obu stronach były ciężkie. W pierwszej fazie hiszpańskie działa zadały poważne straty uszykowanym w centrum w zwartych szykach piechurom francuskim. Według przesadzonych danych, kule armatnie powaliły aż 2000 ludzi (sic!) i wywołały panikę wśród Gaskończyków. Całej bitwie wtórował rytmiczny, nie cichnący ostrzał armat księcia Alfonsa d'Esté, które miały w tym starciu po raz pierwszy dowieść w pełni swej mocy27. „Straszliwy był to widok", pisał Jacopo Guicciardini do swego brata Francesca, „za każdym wystrzałem w szeregach nieprzyjacielskich rozwierała się pustka, w powietrze wylatywały szyszaki z głowami ludzkimi wewnątrz, pancerze, ludzie na pół rozszarpani". Trzeba przyznać, że pióropusze i barwne stroje, w które ozdobione była armia hiszpańsko- papieska, stanowiły łatwy cel dla bombardierów. Pod osłoną ognia Francuzi uszykowali się do bitwy, ustawiając centralnie piechotę w jednej linii, kawalerię zaś na jej skrzydłach. Na prawym skrzydle, dotykając rzeki Ronco, ustawiła się „straż przednia", tj. ciężkozbrojna kawaleria (gens d'armes): 910 „kopii" dowodzonych przez Alfonso d'Esté, księcia Ferrary i Jacqes'a de Chabannes de la Palice. Za nimi ustawiono „batalię": 780 „kopii" dowodzonych przez Tomasza Bohier'a, seneszala Normandii (właściwie: „Général des finances de Normandie"),- „batalia" ta spełniała rolę oddziału bliskiego wsparcia lub miejscowej rezerwy. Na lewym skrzydle znajdowało się 2000 lekkiej jazdy i około 1000 spieszonych łuczników. Na lewo od lekkiej jazdy stał czworobok piechoty włoskiej (3900 żołnierzy) dowodzonej przez Federigo da Bozzolo, w środku czworobok piechoty francuskiej, którym dowodził pan de Molart (8000 żołnierzy łuczników z Gaskonii i pikinierów z Pikardii), na prawo zaś landsknechci pod dowództwem Jakuba von Emsa w sile 9500. Całe ugrupowanie francuskie miało kształt półksiężyca, gdyż centrum złożone z piechoty było cofnięte nieco do tyłu. „Batalia" ustawiona za strażą przednią spełniała rolę oddziału bliskiego wsparcia lub miejscowej rezerwy. Głównym odwodem była straż tylna, która pozostawała przed przeprawą przez rzekę, a którą dowodził Yves d'Alégre. Piechota ubezpieczona była ponadto przez wysunięte do przodu działa, skoncentrowane na prawym skrzydle. De Foix dowodził wojskiem, jeżdżąc w otoczeniu niewielkiego oddziału ciężkozbrojnych kawalerzystów. Z powodu ostrzału armatniego hiszpańska piechota została wycofana pod sam wał nadrzeczny, gdzie teren tworzył zagłębienie. Tutaj piechurzy położyli się na ziemi, by w ten sposób zmi-nimalizować skutki francuskiego bombardowania. Natomiast ogień dział francuskich powodował głębokie wyrwy w szeregach kawalerii przeciwnika. Po przejściu przez rz. Ronco kilku kapitanów francuskich spostrzegło, że ciężkozbrojni jeźdźcy Fabrizio Colonny stanowią doskonały cel dla ich armat, gdyby ustawić je na lewym brzegu rzeki. Dlatego też dwa działa, które miały być przerzucone z pozostałymi na prawy brzeg, wycofane zostały przez d'Alégre'a i Bayarda i ustawione na wale na lewym brzegu rzeki. Ponadto książę Ferrary Alfonso d'Esté nie ustawił swoich dział obok francuskich, przed strażą przednią, wysłał je zaś dalej na południe. Jego artylerzyści okrążyli od wschodu, tak szybko jak to tylko było możliwe, cały szyk obu armii i ustawili działa na końcu lewej flanki francuskiej linii bojowej. Z tego miejsca ich pociski dokonywały krwawych wyłomów wśród kawalerzystów hiszpańskiej straży tylnej. Wydaje się, że hiszpańska ariergarda opuściła wówczas swoje pozycje pod wpływem strachu, bez wiedzy i rozkazu wicekróla. Hiszpanie nie bali się w naszym rozumieniu tego słowa,- bali się oni, że przegrywają bitwę stojąc w miejscu i wykrwawiając się. Jedynym sposobem wyjścia spod ostrzału był ruch do przodu, w kierunku przeciwnika. Pierwsza ruszyła się prawdopodobnie straż tylna dowodzona przez Don Alfonso Carvajala. Zaraz za nią, na rozkaz wicekróla, ruszyła „batalia" Palude i lekka jazda pod komendą Pescary. Hiszpanie zaatakowali francuską „batalię", która prawdopodobnie znalazła się w centrum francuskiej linii bojowej z zadaniem osłonięcia luki, jaka w niej powstała po opuszczeniu tych pozycji przez piechotę francuską. Palude zamierzał rozbić „batalię" seneszala Normandii, atakując ją od czoła, podczas gdy lekkozbrojna kawaleria miała uderzyć na jej flankę. Lecz ani atak hiszpańskiej straży tylnej prowadzonej przez Carvajala, ani natarcie z dwóch kierunków, Pescary i Palude, nie zdołało przedrzeć się przez kopie francuskich gens d'aimes. Na niepowodzenie szarży kawalerzystów zza Pirenejów złożyło się kilka powodów. Po pierwsze ich morale wskutek morderczego bombardowania było mocno osłabione. Po drugie musieli przebyć znaczny odcinek drogi pokonując nierówności terenu, poprzecinanego rowami i porosłego kępami krzewów, wobec czego nim dotarli do nieprzyjaciela ich formacje uległy rozproszeniu. W rezultacie Palude miał do dyspozycji - w chwili gdy ruszał do szarży - zaledwie 1/3 swych kawalerzystów. Jednakże głównym powodem niepowodzenia ataku Hiszpanów było lepsze dowodzenie i wyszkolenie po stronie francuskiej. Mimo iż wojsko francuskie było mniej liczne, marszałek de Foix, który znalazł się w tym miejscu, podzielił „batalię" na dwie grupy, tworząc formację przypominającą hak czy też literę L. Formacja ta odparła atak, który nieprzyjaciel przypuścił z dwu stron: od czoła i z flanki. Ponadto de la Palice, który pozostał przy straży przedniej (książę Ferrary towarzyszył cały czas swojej artylerii ustawionej na lewym skrzydle), wysłał z pomocą Tomaszowi Bohier część swojej kawalerii. Jednocześnie posłał gońców do Yves'a d'Alégre, aby ten przybył na pole bitwy z odwodami. Tymczasem hiszpańska straż przednia, stojąca wciąż w obozie, ponosiła znaczne straty w ogniu flankowym dział francuskich. Po nieudanej szarży kawalerii hiszpańskiej i pomyślnym kontruderzeniu Francuzów Fabrizio Colonna zwrócił się do Navarro, sugerując mu wykonanie decydującego ataku na nieprzyjaciela, ten jednak odmówił wydania takiego rozkazu piechocie. Wówczas Colonna, chcąc wyprowadzić swe oddziały z pola rażenia, na swoją odpowiedzialność dał rozkaz do zaatakowania francuskiej straży przedniej. Wywiązała się zacięta walka ciężkozbrojnej kawalerii. W tym czasie nadciągnął odwód przyprowadzony przez Yves'a d'Alégre (400 ciężkozbrojnej kawalerii i oddziały piechoty), który uderzył na flankę i tyły oddziałów Colonny. Francuzi przełamali zwarte szyki kawalerii hiszpańskiej, która rzuciła się do ucieczki. Niektórzy Hiszpanie uciekali na południe lub południowy zachód. Inni w kierunku oddziałów Palude i Pescary, włączając się do prowadzonej przez nich walki. Wielu padło na polu bitwy. Fabrizio Colonna pojmany został przez żołnierzy księcia Ferrary. Yves d'Alégre, którego interwencja uratowała francuską straż przednią, ruszył teraz na pomoc „batalii" Tomasza Bohier'a, która od pół godziny toczyła zaciekłą walkę wręcz z przeważającymi siłami przeciwnika, nie ustępując im jednak. Z odsieczą ruszyło 200 kopijników i 200 konnych łuczników, którzy okrążyli i zaatakowali z tyłu oddziały hiszpańskie. Hiszpańska jazda poszła w rozsypkę. Dwaj dowódcy, Palude i Pescara (cały we krwi i ranach) dostali się do niewoli, podobnie jak wielu ich kawalerzystów. Wicekról i Carvajal uciekli wraz z całym trzecim oddziałem, nie próbując nawet włączyć go do walki. Podobnie uczynił Antonio de Leyva, wówczas jeszcze skromny żołnierz, który jednak z czasem, przechodząc wszystkie szczeble kariery wojskowej, stał się sławnym dowódcą. Część francuskiej kawalerii ruszyła w pościg za uciekającymi. Hiszpańska jazda rycerska działała wbrew nakreślonemu planowi bitwy obronnej, dlatego też zgubiła najpierw siebie, a następnie własną piechotę przez odsłonięcie jej skrzydeł. Dowódca hiszpańskiej piechoty natomiast ściśle trzymał się ustalonej taktyki: nie włączał się do walki aż do czasu, w którym nieprzyjaciel zaczynał forsować umocnienia jego obozu. Kiedy kawaleria ruszyła do boju, artyleria hiszpańska zadawała ciężkie straty landsknechtom, piechocie francuskiej i włoskiej. Podjęto więc decyzję, że oddziały te muszą wyjść ze strefy ognia. Francuzów i Włochów wycofano na prawe skrzydło nad samą rzekę. Natomiast czworobok landsknechtów ruszył do ataku na obóz wroga. Na prawym skrzydle szyku francuskiego sformowano grupę szturmową złożoną z 2000 kuszników z Gaskonii i 1000 pikinierów z Pikardii. Ruszyli oni wąskim pasem lądu nad rzeką w kierunku obozu Hiszpanów. Kiedy, zasłonięci przez wał, znaleźli się już na wysokości pozycji nieprzyjacielskich, zasypali leżących po drugiej wału żołnierzy hiszpańskich gradem strzał. Strzelano posyłając pociski z kusz ponad wałem. Wielu Hiszpanów zostało w ten sposób „przyszpilonych" do ziemi. Wówczas czworobok landsknechtów ruszył do frontalnego ataku na obóz wroga, przekraczając osłaniające go fortyfikacje. Dopiero teraz Pedro Navarro ruszył swoją piechotę, rozdzielając jej siły na dwie części. Piechurzy papiescy - 2000 żołnierzy z Italii - zostali wysłani za wał, nad brzeg rzeki, aby wyprzeć stamtąd gaskońslcich kuszników, natomiast piechota hiszpańska powstała i ruszyła na spotkanie z landsknechtami. Pomiędzy wałem a nurtem rzeki Ronco doszło do zaciętej walki, w której hiszpańscy dowódcy zastosowali pewien fortel. Najlepsi żołnierze, rodeleros, pod osłoną tarcz przeczołgali się po ziemi pod pikami i zaatakowali landsknechtów od spodu krótkimi mieczami. Taktykę tę opisał w swym Księciu Niccoló Machiavelli: […] Wtedy to Hiszpanie, dzięki ruchliwości ciała i posługując się tarczami, wcisnęli się między piki Niemców i, sami bezpieczni, mogli ich razić; a ci nie mieliby na to rady i byliby zupełnie rozbici, gdyby nie kawaleria, która uderzyła na Hiszpanów". Kiedy Gaskończyków wsparły świeże oddziały piechoty francuskiej i włoskiej, żołnierze papiescy zaczęli ustępować. Wówczas dowódca ostatniej (lewoskrzydłowej) brygady hiszpańskiej wysłał im z odsieczą 2 kompanie piechoty. W wyniku uderzenia tych znakomicie wyszkolonych oddziałów Gaskończycy załamali się i uciekli. Wtedy to zginął pan de Molart, dowódca piechoty francuskiej. Hiszpanie ścigali pokonanych wzdłuż wału i dotarli aż do stanowisk dział francuskich. Tutaj zostali zatrzymani i zmuszeni do odwrotu przez krążące po polu walki oddziały lekkozbrojnej jazdy francuskiej. W tym czasie główne siły piechoty hiszpańskiej, ustawione za okopem i osłoną własnych wozów, oczekiwały ataku niemieckich landsknechtów. Hiszpanie wyczekali aż większość Niemców przekroczy fortyfikacje i wtedy dopiero otworzyli ogień z arkebuzów. Landsknechci, mimo iż zostali wstrząśnięci potężnymi salwami, które powaliły wielu z nich i zdezorganizowały ich szeregi, pędzili do przodu, przedzierając się przez linię wozów i zderzając z hiszpańskimi pikinierami. Na czele piechurów walczyli dwaj słynni oficerowie - z jednej strony Hiszpan Zamudio, z drugiej zaś Niemiec Jakob Empser. Starli się oni ze sobą w walce, niczym w czasie pojedynku, w którym zwycięzcą okazał się Hiszpan zabijając swego przeciwnika. [...] Po rozbiciu hiszpańskiej jazdy kawaleria francuska uderzyła na skrzydła nieprzyjacielskiej piechoty. To kombinowane uderzenie zadecydowało o wyniku bitwy. Wojsko hiszpańskie zostało rozbite. O dużej wartości hiszpańskiej piechoty świadczy odwrót, wykonany przez jej resztki (3000 ludzi) w zwartym szyku wałem wzdłuż rz. Ronco. Co więcej, w czasie wycofywania się Hiszpanie zdołali odeprzeć kolejne uderzenie jazdy francuskiej. Wówczas do niewoli wzięty został Pedro Navarro, który - jak stwierdził - wolał zginąć niż się wycofać. Zjednoczone siły Ligi poniosły w tej bitwie ciężką klęskę, do niewoli trafiło bardzo wielu hiszpańskich i neapolitańskich panów, baronów i szlachciców, zaś Rawenna przeżyła wszystkie okropności grabieży. Całe bogactwo papieskiego wojska, srebra, konie, broń, klejnoty, 300 000 dukatów - wszystko to wpadło w ręce pozostałych przy życiu Francuzów i Niemców. Pozostałych - bo szeregi ich zostały zdziesiątkowane, m. in. w czasie pościgu za wycofującą się piechotą hiszpańską zginął doskonały wódz wojsk francuskich, wielki koniuszy Gaston de Foix. Być może ta śmierć była jedną z przyczyn, dla których Francuzi nie potrafili należycie wykorzystać swego zwycięstwa i stała się początkiem niepowodzeń francuskich. Jego zwłoki, poprzedzone osiemnastoma zdobytymi na nieprzyjacielu sztandarami, pod tryumfalnym baldachimem wwieziono uroczyście do miasta. Pogrzeb ten był romantyczno-rycerską apoteozą bohatera. Na oczach Yves'a d'Alegre poległ jego syn Nivarais. Przybity nagłą stratą oficer ten rzucił się w najgorętszy wir walki, gdzie poległ, zabiwszy wprzódy wielu wrogów. Bitwa pod Rawenną słusznie zdobyła sobie miano wielkiej rzezi. Liczba poległych przewyższyła 10 000 ludzi. Szacuje się, że zabitych lub rannych zostało ok. 3000 po stronie francuskiej, a po stronie papieslco-hiszpańskiej nawet 9000. Na placu boju pozostało ok. 1/3 armii francuskiej i 2/3 hiszpańskiej. Jedynie nieliczne wcześniejsze bitwy, w tym żadna toczona na terenie Włoch, zebrały równie krwawe żniwo. Była to największa bitwa „wojny kambryjskiej", ale w ogóle największa bitwa w Italii od czasów starożytnych. [...] Francuzom i kardynałowi San Severino poddały się najpierw cytadela w Rawennie (dowodzona przez Marcantonia Colonnę), a kilka dni później twierdza, którą dowodził biskup Vitelło (poddał się on wraz ze swymi 500 piechurami)..." Fragment książki: Piotr Tafiłowski "Wojny włoskie" s. 190-203 |
|
Strona główna Władcy Ważne bitwy Polityka prywatności Antykwariat Księga gości