Skorniszczew 1371

"...14 grudnia 1371 roku wojsko wielkoksiążęce ruszyło na Riazań. Dowództwo nad nim powierzył Dymitr Iwanowicz swojemu imiennikowi, księciu Dymitrowi Michajłowiczowi, który nie tak dawno przyjechał na służbę do Moskwy z dalekiego Wołynia. [...]

Wyprawa na Riazań była pierwszym poważnym i samodzielnym zadaniem Dymitra Bobroka. Wielki książę dał pod jego komendę kilku wojewodów. Wojsko odeszło, rozdeptując kopytami młodą, jeszcze nie przylegającą jak należy pokrywę śnieżną, nad którą tu i ówdzie sterczały rude i szare kępy trawy, dotychczas nie przygiętej przez zawieruchy i nie przywalonej zaspami.[...]

Riazańczycy przejęli od Tatarów wiele sposobów i metod walki, a przede wszystkim nauczyli się od stepowych sąsiadów używać arkanów. W tych arkanach — „rzemieniach" i „powrozach" — upatrywali, jak się zdaje, wojownicy Olega swoją główną przewagę w czekającym ich boju.

Według latopisów bitwa odbyła się „pod Skorniszczewem" lub, jak pisał Tatiszczew, „pod Skórnie wcewem", Wojska moskiewskie przeprawiły się przez Okę i weszły w głąb ziem Olega. U tegoż Tatiszczewa czytamy o starciu: „Bitwa była okrutna i rzeźba sroga, gdyż riazańczycy bili się twardo." Ten obraz bezlitosnego pojedynku dwóch przeciwników można uzupełnić szczegółami z Latopisu Nikonowskiego, który nieco ośmiesza wojowników Olega: „Chociaż riazańczycy wymachiwali pętlicami, rzemieniami i powrozami, nic nie osiągnęli, lecz padali martwi niby snopy i jak wieprze zakłuwani byli."

Arkany są przydatne w pojedynku, w walce wręcz, w pościgu lub w tej fazie bitwy, gdy zwarte szeregi przeciwnika są rozbite i znaleźć można wolne pole i pojedyncze żywe cele. Czy riazańczycy nie nauczyli się jeszcze, jak należy władać tatarskimi arkanami, czy Dymitr Bobrok, szybko zorientowawszy się w sytuacji, od początku do końca trzymał swoje pułki w zwartym niby mur szyku, w każdym razie zapożyczony oręż zawiódł Olega i zbiegł on wraz z małą resztką rozbitego wojska.

Wiadomo, że wśród bojarów i wojewodów księcia riazańskiego znajdowali się przybysze z Ordy, którzy przyjęli prawosławie, a jeden z nich ożenił się nawet z córką Olega. Ale ci ludzie sami byli uciekinierami i przybywali do Riazania samo wtór, bynajmniej nie na czele po zęby uzbrojonych sotni. Tak więc Oleg mógł liczyć tylko na siebie: na to, że zdoła w porę zniknąć w leśnym mroku i w porę zadać stąd nieoczekiwany cios. Nie było wypadku, by doznawszy porażki, choć raz odważył się skryć za ścianami Riazania i tam znieść oblężenie. Wynika więc z tego, że jego stolica, cała drewniana, raz po raz podpalana przez Tatarów, nie posiadała nawet jakiejś w miarę silnej warowni.

Oto i obecnie, wymknąwszy się z pola bitwy, Oleg skierował się nie do Riazania, lecz gdzie indziej — w leśną, zasypaną śniegiem głuszę..."


Fragment książki: J. Łoszczyc "DYMITR DOŃSKI" s. 185-188

Szukaj:


Strona główna Władcy Ważne bitwy Polityka prywatności Antykwariat Księga gości