Szumsk
Torczew 1233

"...Nasz bohater przebywał jeszcze w Kijowie, gdy doszła go wieść, źe wyprawił się przeciw niemu królewicz Andrzej. Węgrów i Haliczan musiał zaniepokoić bliski sojusz księcia wołyńskiego z Włodzimierzem kijowskim. Zanadto dobrze pamiętano czym się skończyło podobne współdziałanie dla rządów Kolomana. Wyprawa miała więc prewencyjny charakter. Wskazuje na to już sam kierunek uderzenia. Oddziały Andrzeja, wspierane przez Aleksandra Wsiewołodowicza i książąt bołochowskich, posuwały się na północny wschód. Dotarły aż do Białobereża, położonego niemal 200 km od Halicza, na południe od Słuczy. Tam zostały dostrzeżone przez straże Daniela dowodzone przez bojara Władysława. Rozpoczął się bój. Wołynianie próbowali bronić przeprawy przez Słucz. Bezskutecznie. Węgrzy i ich sprzymierzeńcy ruszyli za nimi w pogoń, docierając do rzeczki Derewny. Już z położonego na północ od niej Czortowego (Czarciego) Lasu wysłano do Daniela informację o nadciąganiu wrogich sił. Po naradzie z Włodzimierzem książę wołyński zdecydował się wyruszyć oddziałom Andrzeja naprzeciw. Na wieść o tym, królewicz - co wydaje się nawet dość zaskakujące - nakazał odwrót. Odbywał się on inną trasą, na Szumsk. Ostatecznie nie wykluczamy też możliwości, że był to zaplanowany manewr. Przyjęcie wariantu, że Andrzej zorganizował nękającą rajzę, mającą na celu złupienie ziem przeciwnika i - przy okazji - ukazanie jego słabości najlepiej tłumaczyłoby marszrutę wojsk węgiersko-halickich. Daniel, zdoławszy wcześniej połączyć się z oddziałami Wasylka, właśnie pod tym grodem dognał przeciwników. Obie armie stanęły naprzeciw siebie nad brzegami rzeczki Białej (Bjel'ja - Bel'ja). [...] Nazajutrz, wojska Romanowiczów przeszły Białą i weszły do Szumska. Daniel pomodlił się w tamtejszej cerkwi św. Symeona i rozkazał ruszyć swym oddziałom na Torczew. Armia Andrzeja udała się w tę samą stronę. Oddziały Romanowiczów posuwały się terenem górzystym, Węgrzy i ich sojusznicy równiną. W pewnym momencie Daniel i Wasylko, puszczając mimo uszu sprzeciw bojarów, zdecydowali się zjechać ze wzgórz i zaatakować przeciwników. [...] Wojska Daniela zjechały ku Węgrom i ich sojusznikom. Na jednym skrzydle ustawił się pułk Wasylka, w centrum zajął miejsce ze swym silnym hufcem Daniel, na drugim skrzydle tysiącznik Demian. Zawiązał się chaotyczny bój. Andrzej i jego wodzowie zadecydowali, by skoncentrować uderzenie na skrzydła armii Romanowiczów. W rezultacie na oddział Demiana ruszył halicki bojar Sudysław, na pułk Wasylka natarli zaś Węgrzy. Tymczasem konni strzelcy Romanowiczów zdołali rozproszyć oddział, na który uderzyli, zaś sam Daniel ze swymi ludźmi przedostał się na tyły jednostki Sudysława. Wygląda na to, że ten skuteczny atak spowodował niespodziewane zamieszanie w szeregach własnych wojsk. Demian zinterpretował go najwyraźniej jako wzmocnienie nacierających na niego sił i nakazał odwrót. Nie ma się temu posunięciu specjalnie co dziwić. Działające w niewyobrażalnym zgiełku, przy nikłej widoczności i praktycznie bez możliwości sprawnego komunikowania się średniowieczne armie nierzadko padały ofiarą podobnych pomyłek. Niemniej Daniel znalazł się w dość dziwnej sytuacji. Zdołał zaskoczyć wojów prowadzonych przez Sudysława, ale równocześnie pierzchnął atakowany przez halickiego bojara oddział Demiana. Naszym zdaniem, tylko taka interpretacja odpowiedniego fragmentu bitwy pozwala zrozumieć, dlaczego książę musiał wytężyć siły i w odosobnieniu uganiać się za przeciwnikami. W każdym razie starszy Romanowicz po złamaniu kopii na jednym z wojów Sudysława, szerzył zniszczenie siekąc wrogów mieczem. W pewnym momencie z Danielem spotkał się bojar Mirosław. Obaj widząc skupiających się Węgrów (a nie mogąc dostrzec ludzi Demiana, bo ci wcześniej - jak się domyślamy - uciekli), skutecznie uderzyli na nich. Potem ten manewr powtórzyli. Goniąc za drugą z rozproszonych grup przeciwników sami stracili się z oczu. Starszy Romanowicz dostrzegł tymczasem pułk swego brata dzielnie zmagający się z atakującymi go Węgrami. Jak się wydaje, w tym momencie główny ciężar walk skupił się właśnie w tym rejonie. Bojar Gleb Zeremiejewicz bowiem skupiwszy Węgrów zaciekle atakował chorągiew młodszego Romanowicza. Daniel tymczasem dotarł na skrzydło brata i zachęcał jego ludzi do dalszej walki. Sam potem wpadł na grupę przeciwników. Byli to otrocy trzymający konie. Gi poznawszy go, chcieli wziąć księcia do niewoli, zabijając rumaka, na którym jechał. Daniel jednak wyrwał się bez szwanku z opresji. Wrogom udało się zaledwie zadrasnąć nogę książęcego wierzchowca. Tymczasem wojowie Wasylka zdołali odeprzeć atak Węgrów Gleba. W pogoni za ustępującym przeciwnikiem wpadli pomiędzy obozowe namioty i podcięli wówczas stojący pomiędzy nimi sztandar królewicza. Część rozbitego ugrupowania węgierskiego pierzchła z pola bitwy, docierając po pewnym czasie - z wiadomością o klęsce - do Halicza. W rzeczywistości jednak batalia wciąż nie była rozstrzygnięta. Jak się wydaje, jakiś czas po skutecznej szarży pułku Wasylkowego, wodzowie obu stron uporządkowali szyki z zamiarem kontynuowania starcia. Bracia Romanowicze podobnie jak to było na początku bitwy zajmowali pozycje na wzgórzach. Węgrzy i ich sojusznicy stali u ich podnóża. Daniel i Wasylko rzucili swe siły do ponownego ataku. W jego trakcie, w niejasnych okolicznościach doszło do załamania się drużyny starszego z braci. Rzuciła się ona do ucieczki porywając swego dowódcę. Węgrzy, którzy ponieśli ciężkie straty nie ośmielili się jednak ruszyć za uchodzącymi. Królewicz, jak z ulgą notuje Kronika halicko-wołyńska, nakazał odwrót do Halicza. Bitwa zakończyła się więc, mimo zmiennego przebiegu, taktycznym i strategicznym zwycięstwem Romanowiczów, co zresztą w pełni potwierdzają późniejsze koleje losu jej uczestników. Wojska wołyńskie utrzymały pobojowisko i zadały przeciwnikom poważne straty. Co się zaś tyczy strat strony zwycięskiej dowiadujemy się tylko tyle, że w trakcie bitwy poległo czterech bojarów z drużyny Daniela, Ratysław Juriewicz, Moisiej, jego brat Stefan oraz Jerzy Janiewicz. Ilu zaś zginęło ludzi Wasylka i szeregowych wojów pozostaje niewiadomą. Zdoławszy otrząsnąć się po ucieczce Daniel skontaktował się z bratem, który dotarł w międzyczasie do Torczewa i w grodzie tym spędził Wielką Sobotę. W 1233 r. wypadała ona 3 kwietnia. To też jest termin bardzo ściśle datujący przebieg przedstawionych wydarzeń..."


Fragment książki: Dariusz Dąbrowski "DANIEL ROMANOWICZ" s. 174-177

Szukaj:


Strona główna Władcy Ważne bitwy Polityka prywatności Antykwariat Księga gości