Metz 1552 / 1553

"...Przedstawiając siebie w oczach Rzeszy jako bojownika niemieckiej sprawy, stanął w końcu pod Metzem. Jego wojsko liczyło wówczas 64 500 piechoty i 14 000 jazdy, z czego 6000 piechoty, 200 arkebuzerów na koniach oraz 500 jazdy stanowili Hiszpanie. Naczelnym dowódcą był książę Alba. Jednak zły stan zdrowia cesarza, cierpiącego na nieustanne ataki podagry, pozwolił rozpocząć oblężenie Metzu dopiero późną jesienią..."


Fragment książki: Manuel Fernández Alvarez "Cesarz Karol V" s. 237

"...Miasto od dawna rozrastało się poza murami, które teraz wykorzystał książę wraz z przedmieściami, położonymi na sąsiednich wyżynach. Działał z barbarzyńską bezwzględnością, ale w myśl starej francuskiej tradycji skrywania jej za pozorami prawnymi. Wszystkie przedmieścia zrównano z ziemią (szczególnie te, które później zajęły Montigny i Sablon), podobnie jak otwarte tereny pozamiejskie, gdzie leżały słynne opactwa św. Arnulfa, św. Symforiana, św. Piotra i św. Klemensa. W pierwszym z nich pochowano Hildegardę, żonę Karola Wielkiego, jego syna Ludwika Pobożnego oraz piętnastu innych Karolingów. Prochy te przeniesiono wśród wielkich ceremonii do nowego klasztoru św. Arnulfa w samym Metzu - w ten sposób Gwizjusz zamierzał pochlebić jego mieszkańcom oraz odwrócić ich uwagę.

Cytadela miejska została wzmocniona przez wyburzenie sąsiednich domów Zniszczono też budynki znajdujące się pod murami, a umocnienia uzupełniono i zmodernizowano. Francuzi stworzyli składy materiałów budowlanych: drewna, desek, worów i tyczek. Maria, która czerpała informacje od swych dowódców oraz szpiegów, udzielała później rad Karolowi, opierając się w znacznym stopniu na tej wiedzy. [...]

Metz nie był trudny do obrony: leżał na wąskim skrawku lądu między Mozelą a Seille, chroniony spadzistymi brzegami. Szturm sprawiałby kłopoty od północy i zachodu ze względu na szeroką Mozelę, a od wschodu utrudniały go urwiste wybrzeża Seille. Oddział rozpoznawczy próbował ataku na bramę Sainte-Barbe, co również uznano za niemożliwe. Armia niderlandzka rozbiła więc obóz na prawych brzegach obu rzek, w Saint Julien. Główne siły przeszły Seille po moście w Magny i próbowały uderzenia południową równiną. Umocnienia tego odcinka, ciągnącego się od miejsca późniejszej cytadeli przez Mozelę do tzw. Bramy Niemieckiej na Seille, były stosunkowo słabe. Książę Gwizjusz poświęcił im jednak wiele starań, umieszczając w tej części miasta własną kwaterę i dając robotnikom dobry przykład - sam pracował oskardem oraz łopatą. Zewnętrzne dzieła sięgały daleko poza mury, zbliżenie się do tych ostatnich zabrało więc żołnierzom cesarza wiele czasu. Przez całe tygodnie walki toczyły się głównie na odkrytym terenie w ich sąsiedztwie.

Oddziały Karola próbowały dostać się pod mury, kopiąc równolegle rowy pod osłoną ognia dobrze rozmieszczonych baterii. 20 listopada, w chłodny, jasny dzień, do armii dołączył cesarz, dotąd chorujący w Thionville. Siedząc na białym rumaku, dokonał przeglądu wojsk, dobrze widoczny z miasta, gdzie garnizon prowadził szczegółowy dziennik zdarzeń. Nadchodził ostatni etap oblężenia. 23 listopada Karol skierował wszystkie działa przeciw murom na zachód od bramy Champenoise. Następnego dnia 36 luf wystrzeliło co najmniej 1448 kul (według obliczeń obleganych, którzy rozpoznali nawet sposób prowadzenia ognia Juana Manrique).

To jednak nie przyniosło sukcesu. Runęło 6 metrów narożnego przedpiersia wieży d'Enfer, gdyż kula trafiła w najsłabszy punkt - komin. Naruszono wiele części murów i żołnierze cesarza ruszyli ku wyrwom z głośnymi okrzykami. Gdy opadły jednak dym i pył, zobaczyli za nimi wewnętrzny mur, nowy i silniejszy od zewnętrznego.

Pogoda była zła - padał deszcz, śnieg, panowało dotkliwe zimno. Żołnierze z południa Europy cierpieli tym bardziej, że ich nędzne kwatery leżały na zniszczonych przedmieściach. Obrońcy cieszyli się wygodami i obfitością zapasów, gdyż niepotrzebnych ludzi bezlitośnie wygnano z miasta.

W pierwszej połowie grudnia armia cesarska nie ustawała w wysiłkach zdobycia zburzonych murów. Wszystko na próżno - pozostawał jedyny pomysł: minowanie. W niektórych miejscach oblegający zbliżyli się do murów, a pod wieżą d'Enfer słyszano już słabe, złowieszcze odgłosy kucia, tak dobrze znane każdemu, kto podczas oblężenia drążył kontrminę. Mimo podkładania min i kontrmin miasto nie upadało.

Gwizjusz nie ograniczał obrony do kwestii techniki. Okazał się wspaniałym przywódcą w sensie duchowym, zachęcając podwładnych i organizując ich działania. Po jego stronie stała też pogoda. W obozie Karola wszyscy upadli na duchu. [...]

W otoczeniu Karola stopniowo zanikała nadzieja na sukces. Perrenot pisał do Marii 17 grudnia: „Cesarz myśli o porzuceniu wszystkiego i powrocie do Hiszpanii". Iskierka nadziei zdała się pojawić na Boże Narodzenie: „Cesarz tak często doświadczał szczęścia w najgorszych momentach, wcale go nie oczekując. Niech Bóg ześle je teraz".

Cud się nie zdarzył. W szeregach wojsk szerzyły się za to przygnębienie i bunty. Żołnierze przeklinali księcia Alby, który poprowadził ich do tego beznadziejnego, morderczego oblężenia. Karol jak zwykle zostawał cichy i pogodzony z losem, ale na początku stycznia 1553 roku uznał, że musi zakończyć oblężenie..."


Fragment książki: Karl Brandi "Cesarz Karol V" s. 407-410

Szukaj:


Strona główna Władcy Ważne bitwy Polityka prywatności Antykwariat Księga gości