Wilno 1394

"...Od miejscowości Poporcie rejzownicy już bez większych trudności, po drodze organizując zasadzki i chwytając jeńców, dotarli 29 sierpnia 1394 r. pod Wilno.

Najpierw pod zamek wileński na koniach osłoniętych żelaznymi zbrojami przybyła grupa rycerzy francuskich, na co obrońcy zareagowali ostrzałem. Także między przybyłymi pozostałymi rejzownikami a obrońcami Wilna wywiązała się od razu zacięta walka. Obie strony zasypywały się strzałami z łuków. Mimo zmasowanego ostrzału napastnicy sforsowali rzekę Wilię i stanęli obozem po przeciwnej stronie zamku (retro castrum). Wówczas Litwini wypadami z zamku wileńskiego próbowali wyprzeć agresorów. Jednak rycerstwo krzyżackie i obce, wsparte przez łuczników genueńskich, było w stanie oprzeć się atakom litewskim, a nawet spowodować, że obrońcy Wilna nie odważyli się przez dłuższy czas opuszczać góry zamkowej. Również łuczników użyto do oczyszczenia przedpola Wilna. Następnie rejzownicy próbowali razić zamek wileński pociskami-strzałami (bełtami) wystrzeliwanymi z kusz. Niejednego Litwina udało się ranić albo pojmać w niewolę. Z kolei wpadnięcie jakiegoś rejzownika w ręce nieprzyjaciela było powodem zaciętej walki o jego odbicie. Przybyli na pomoc Litwinom Polacy nękali wokół Wilna zwłaszcza tych nieprzyjaciół, którzy byli odpowiedzialni za dowóz żywności, paszy. Napadali, chwytali, zabijali m.in. pastuchów zakonnych. Wysłana w okolice litewskiej stolicy chorągiew wielkiego marszałka Wernera von Tettingen powróciła z dużymi stratami. Wielki mistrz Konrad von Jungingen posłał dla rozprawienia się z wojskami Witolda i Korybuta Dymitra, zgromadzonymi koło Wilna (w Rudominie ), swoje chorągwie (400 ludzi), które śpiesznie dotarły przez las do bagien i dopiero w tedy zorientowały się, gdzie są pozycje nieprzyjacielskie, Przewaga strony litewskiej nad najeźdźcami miała być jak 10 do jednego (X an eynen). Po przejściu przez bagna Krzyżacy znienacka zaatakowali najpierw Rusinów, których rozbili, a następnie uderzyli na wojska Witolda. W pobliżu znalazł się także wielki mistrz z pozostałymi wojskami. W czasie gęstej mgły doszło do bitwy, która dla strony litewskiej zakończyła się dużą porażką. Było wielu zabitych, do niewoli krzyżackiej dostał się Iwan, książę na Białej.

Gdy siedem chorągwi krzyżackich powróciło pod Wilno, czterystu obrońców zamku próbowało nocą podejść śpiących łuczników oraz artylerię ogniową. Na widok rażonego strzałami komtura brandenburskiego Jana von Streifen bałgijczycy podnieśli wrzawę i podstęp się nie udał. 5 września 1394 r. nad Wilię dotarł mistrz inflancki Wennemar von Brüggenei, zaś następnego dnia jego podwładni. 6 września 1394 r. połączone wojska weszły do dolnej części miasta Wilna, gdzie spadł na nich grad rozmaitych strzał i pocisków. Rejzownicy odpowiedzieli na to zmasowanym atakiem. Mistrz inflancki ze swoimi siłami rozłożył się poniżej zamku. Inflantczycy przerzucili dwa mosty przez Wilię i codziennie ponawiali ataki na nieprzyjaciela. Jednego razu pięćdziesięciu z nich pojmanych zostało przez litewskich obrońców. Również wielu Litwinów wówczas zabito bądź pojmano.

W tej fazie oblężenia wielki mistrz krzyżacki Konrad von Jungingen polecił wznieść drewniane wały obronne (szańce) i w nich umieścić dziesięć hakownic (píxides), z których strzelano w dzień i w nocy przez osiem dni. Najpierw zniszczono skóry, którymi mosty przez Wilię były zabezpieczone przed pociskami zapalającymi, a następnie zburzono same mosty. Bramy, ciągle ostrzeliwane, obrońcy umacniali z wielkim trudem, aż w końcu doszło do zburzenia pociskami wieży zamkowej. Częste uderzenia kamiennych pocisków poważnie nadwerężyły też mury obronne. Dla ułatwienia transportów wojskowych, Prusowie, którzy też byli wśród najeźdźców, zbudowali przez Wilię most. Przygotowywane kolejne natarcie przerwała sytuacja w obozie. Jeden z szałasów, w którym mieszkali rejzownicy, zapalił się od wewnątrz, a od niego zajęło się wiele innych szałasów, w których żywcem spłonęło kilku ludzi. Najwięcej szkód, przede wszystkim w żywności ponieśli wówczas Flandryjczycy i Francuzi. Po zdławieniu pożaru ustawiono działa burzące naprzeciw dolnej wieży i ta, rażona kamiennymi pociskami, rozsypała się w proch.

Robione codziennie na polecenie wielkiego mistrza nowe wały obronne i ich osłony nie wytrzymywały uderzeń pocisków z dział obrońców litewskich. Prusowie musieli także zaniechać kopania rowu dla odprowadzenia wody z fosy. Natomiast przez wybite otwory w murze "wylatywali" Litwini jak,jaskółki" i kopiami oraz mieczami przebijali rejzowników. Również wieloma innymi podstępnymi akcjami obrońcy nękali wroga. Po dwunastu dniach bezowocnych zmagań mistrz inflancki ze swoimi oddziałami ruszył w drogę powrotną do Inflant, a wielki mistrz Konrad von Jungingen próbował się jeszcze układać z Witoldem. Gdy już pozostali rejzownicy przygotowywali się do odwrotu i palili postawione przez siebie namioty, wielki podmuch wiatru spowodował, że całe wojsko zakonne spowił wielki dym, tak że jeden drugiego z trudem mógł zobaczyć. Otoczeni ogniem i dymem rejzownicy znaleźli się w wielkim niebezpieczeństwie. Jednak Litwini z zamku nie skorzystali z okazji, rozprawić się z nieprzyjacielem. Stąd też bez przeszkód wielki mistrz ze swoimi wojskami wycofał się spod Wilna.."


Fragment książki: Marek Radoch - "Walki Zakonu Krzyżackiego o Żmudź od połowy XIII wieku do 1411 roku" s. 129-131

Szukaj:


Strona główna Władcy Ważne bitwy Polityka prywatności Antykwariat Księga gości