|
Władca Mongołów wysłał w pościg dwóch wybitnych generałów Dżebego i Subedeja, którzy, skutecznie depcząc po piętach władcy Chorezmu, doprowadzili do jego wyczerpania, upadku na zdrowiu i śmierci. W tym momencie, zamiast wrócić do swego władcy, rozpoczęli kampanię w zachodniej Azji. Po spustoszeniu Azerbejdżanu, północnej Persji i Gruzji przeszli przez Kaukaz i postanowili zmierzyć się z władcami Rusi.
Nad Kałką naprzeciwko Dżebego i Subedeja stanęła koalicja ruskich książąt, w skład której wszedł Mścisław III Stary, Mścisław Mścisławowicz Udały, Daniel I Halicki oraz władca Połowców Kocjan.
Trzydziestego pierwszego maja 1223 roku wojsko sojuszników dotarło do brzegów rzeki Kalki. [...] Rankiem doszło do następnej potyczki, w której Mongołowie znów zostali pokonani. Wkrótce po niej ruscy kniaziowie po raz kolejny zaczęli się spierać między sobą. Tym razem poszło o to, czy posuwać się naprzód, czy też pozostać na dogodnych pozycjach obronnych. Waśnie trwały pół dnia, jednak kwestia nie została rozstrzygnięta, a sprawy przybierały coraz gorszy obrót. Kniaziowie rozeszli się bez osiągnięcia porozumienia.
Jeszcze nad Dnieprem książę halicki Mścisław spowodował, że dowodzenie nad Połowcami objął niejaki chan Jarun, nie zaś teść księcia, Kocjan. Jarun i jego Połowcy, do których dołączyły wojska wołyńskie prowadzone przez księcia Daniela, mieli przekroczyć Kałkę i kontynuować marsz naprzód. Za nimi wyruszyli Haliczanie, a chwilę później książę Mścisław
Światosławicz z Czernihowa ze swymi oddziałami.
Połowcy dorównywali Mongołom w potyczkach stepowych, bez trudu więc poradzili sobie ze słabą osłoną mongolską rozlokowaną na zachodnim brzegu Kałki. Towarzyszyła im jazda wołyńska, a dalej w niewielkiej odległości nacierał Mścisław i jego Haliczanie. Nie nadążali za nimi wojownicy z Czernihowa, którzy forsowali rzekę w bardzo wolnym tempie. Kijowianie pozostali z tylu, prawdopodobnie w pewnej odległości od brzegu rzeki.
Kiedy luki pomiędzy poszczególnymi ugrupowaniami wojsk sojuszniczych zrobiły się dostatecznie duże, Subedej nakazał swoim ludziom uderzać. Był to właściwy moment, ponieważ siły ruskie, które już przekroczyły Kałkę, nie były jeszcze gotowe do prawdziwej bitwy. Działaniami wojsk nie kierował jeden wódz, a prowadzący rozpoznanie Połowcy byli rozrzuceni na dużej przestrzeni.
[...] Podczas tej bitwy ruski szyk był prowadzony przez konnych łuczników, za którymi postępowało dziesięć oddziałów lekkiej jazdy, a całość zamykali ciężkozbrojni jeźdźcy, którzy nie wzięli udziału w walce, Połowcy bowiem załamali się już w wyniku uderzenia lekkiej jazdy. [...] Mongołowie jednak zaatakowali wojska ruskie, gdy te były w trakcie przekraczania rzeki.
Subedcj nie zastosował w tym wypadku tradycyjnej mongolskiej taktyki. Zamiast wysyłać przodem konnych łuczników i lekką jazdę, rozkazał zaatakować posuwających się do przodu Połowców swojej ciężkozbrojnej jeździe, która pokonała ich bardzo szybko. Następnie mongolscy konni uderzyli na jazdę księcia wołyńskiego Daniela, wśród której mongolscy łucznicy zebrali krwawe żniwo. Daniel Halicki jechał na czele swoich ludzi wraz z wojewodami Semenem Ołujewiczern i Wasyłokiem Gawryłowiczem. Jak zanotowały kroniki: „Tam zginał Wasyłok od włóczni, a Daniel raniony został w pierś". Mongołowie podjęli zatem także walkę wręcz. Widząc zapowiadającą się katastrofę, z pomocą pospieszył książę Mścisław z Lucka, lecz mongolscy łucznicy wściekle ostrzeliwali jazdę wołyńską, zmuszając ją do ucieczki Książę halicki Mścisław również zorientował się, co się dzieje, i nakazał swoim ludziom, by przygotowali się do walki. Ścigani przez mongolskich łuczników Połowcy i Wołynianie nic byli w stanie zwolnić tempa ucieczki, wpadli na wojska halickie i pociągnęli je za sobą, wraz z Mścisławem Halickim, ku Kalce. Tam wojsko czerńihowskie pod wodzą księcia Mścisława Światosławicza było właśnie w trakcie forsowania rzeki i, nieprzygotowane do walki, dało się unieść fali uciekających jeźdźców. Mongołowie ścigali pobite resztki sojuszniczych armii i tylko księciu kurskiemu Olegowi udało się na czas rozwinąć siły, by pomóc wojsku halickicmu. Jego wojownicy przecięli szyki Czernihowian, jednak pomimo heroicznych wysiłków ulegli wrogowi i zostali zmuszeni do ucieczki.
Tego rodzaju bój nie mógł trwać długo. Książę Mścisław, okrążony przez przeciwnika dominującego nad nim liczebnie w stosunku dwa do jednego, nic był w stanie powstrzymać Mongołów. Jego wojsko poniosło ciężkie straty. Ruska jazda zaczęła ustępować pola, lecz gdy tylko Mongołowie uderzyli silniej, rozpoczęła się paniczna ucieczka. Widząc, co się dzieje na drugim brzegu Kałki, książę Mścisław Romanowicz i Kijowianie pod jego dowództwem natychmiast rozpoczęli przygotowywanie pozycji obronnych z ustawionych wkoło wozów, by zdążyć, zanim Mongołowie przebiją się ku nim.
Uciekająca jazda sojuszników i ścigający ją zaciekle Mongołowie zmierzali teraz wprost na tabor Kijowian. W tych okolicznościach jakiekolwiek kontruderzenie nie zdałoby się na nic, toteż wojsko kijowskie powoli wycofywało się na zachód, chroniąc się za wozami tworzącymi tę „fortyfikację polową" Wojownicy z rozbitych oddziałów próbowali dołączyć do Kijowian, zostali jednak przez Mongołów odcięci i zmuszeni do ucieczki w step. Subedej rozkazał jeździe Cugir-chana i Teszi-chana otoczyć tabor, sam zaś ruszył w pościg za resztkami rozbitej jazdy sojuszników.
Pokonani kniaziowie wycofywali się w różnych kierunkach. Niedobitki wojsk halickich i wołyńskich kierowały się ku przeprawie na Dnieprze, gdzie nadal były zacumowane łodzie, którymi dwa tygodnie wcześniej przybyła halicka piechota oraz zaopatrzenie. Uciekający zabrali tylko tyle lodzi, ile im było potrzebne. Resztę zniszczono, by nie posłużyły Mongołom do pościgu. Płynąc w dół Dniepru, Hałiczanie i Wołynianie wydostali się wkrótce poza zasięg pogoni. W tym czasie ludzie Mścisława Swiatosławicza z Czerńihowa wycofywali się stepem na północ. Była to najkrótsza droga do ich własnego księstwa. Mongołowie jednak dosłownie deptali im po piętach, szarpiąc ich i nękając, gdy tylko się dało. Podczas odwrotu zginął książę Mścisław wraz z synem.
Więcej szczęścia miał książę smoleński. Wraz z tysiącem wojowników podążył na północny zachód, opierając się Mongołom, którzy pojawiali się od czasu do czasu, a nad Dnieprem zdołał zgubić pościg. Innym rozproszonym grupom uciekinierów los sprzyjał w znacznie mniejszym stopniu i mocno ucierpiały one od ataków ścigających ich Mongołów, a także Połowców, którzy w odwecie za pozbawienie dowództwa Kocjana nierzadko zwracali się przeciwko byłym sojusznikom, kradnąc i uprowadzając ich konie.
Gdy wokół na stepie rozgrywał się dramat uciekinierów, otoczony tabor kijowski w żółwim tempie posuwał się na zachód. Mongołowie nie pozwolili jednak, by tak cenna zdobycz wymknęła się z pułapki. Na tabor spadał grad strzał, mimo to Kijowianie bronili się zacięcie jeszcze przez trzy dni. Napór Mongołów wzmagał się jednak, a wojskom kijowskim zaczynało brakować wody pitnej. Ucieczka była wykluczona i stawało się jasne, że prędzej czy później trzeba będzie się poddać. Wobec tego Subedej zdecydował się na podjęcie rozmów. Na pośrednika wybrał Polskinię, wojewodę lub wodza słowiańskich Brodników. Miał on przyrzec puszczenie wolno kniaziów i ich poddanych w zamian za odpowiedni okup.
Mongołowie obiecali, że obędzie się bez przelewu krwi, a na dowód ich dobrej woli Polskinia publicznie ucałował krzyż. Książę Mścisław Romanowicz nie miał innego wyboru, jak tylko przyjąć mongolskie warunki. Ale gdy tylko Kijowianie opuścili chroniący ich tabor, doszło do rzezi. Część z nich zamordowano, pozostałych wzięto w niewolę. Ten sam los spotkał kniaziów, z Mścisławem Romanowiczem na czele, jednak Mongołowie postanowili nic zabijać ich od razu. Najpierw ich związano, a następnie ich ciała przykryto czymś, co kroniki określają jako drewniany pomost. Umierali tam bardzo powoli, przygnieceni ciężarem nie tylko samych desek, lecz także ucztujących na nich Mongołów. Miał to być odwet za stracenie mongolskiego poselstwa na samym początku kampanii..."
Fragment książki: David Nicolle "BITWA NAD KAŁKĄ 1223" s. 65-83
"...Ale cóż z tego, skoro skłóceni ze sobą książęta nie doszli do porozumienia nawet w obliczu śmiertelnego niebezpieczeństwa. Gdy Rusowie i Połowcy zajęli stanowiska nad rzeką Kałką, dopływem Kalmiusu wpadającego do Morza Azowskiego, zaczęły się nieporozumienia. W efekcie Mścisław Romanowicz z kijowianami założył obóz na zachodnim brzegu rzeki, natomiast pozostali książęta wraz z Połowcami sforsowali Kałkę i 31 maja wszczęli walkę z Tatarami. „I była siecz zła i okrutna" — napisał o niej kronikarz. Zakończyła się ona pogromem wojsk ruskich i połowieckich. Na polu bitwy pozostał osamotniony Mścisław. Przez trzy dni jego ludzie odpierali ataki przeważających sił koczowników na obóz, aż wreszcie, kompletnie wyczerpani, zgodzili się na oddanie broni i opuszczenie stanowisk pod warunkiem swobodnego odejścia. Ale gdy 6 czerwca wyszli na otwarte pole, zdradzieccy Mongołowie natychmiast rzucili się na bezbronnych i wycięli niemal całą armię do nogi. W samej bitwie i późniejszej rzezi zginęło sześciu książąt ruskich, wśród nich Mścisław Romanowicz, 70 wojewodów i wielkich bojarów oraz 10 000 wojów ruskich, nie licząc Połowców..."
Fragment książki: Leszek Podhorodecki "KULIKOWE POLE 1380" s. 10-11
"...Wbrew temu co uważa część literatury, pierwszy najazd mongolski, a przede wszystkim jego główny rezultat, czyli klęska rusko - połowieckiej koalicji nad Kałką w sposób znaczący wpłynęły na sytuację polityczną na Rusi. To prawda, że nie nastąpiły wówczas jakieś zasadnicze, wiążące się z walkami wewnętrznymi roszady na tronach, bowiem Mścisław Mścisławowicz utrzymał się w Haliczu, a poległego Mścisława Romanowicza zastąpił w Kijowie inny reprezentant Rościsławowiczów, Włodzimierz Rurykowicz. Rościsławowicze jednak nad Kałką ponieśli przede wszystkim olbrzymie straty, jeśli chodzi o potencjał militarny. Przepadła drużyna poległego w bitwie Mścisława Borysa Romanowicza, przetrzebione zostały siły Mścisława Mścisławowicza i Włodzimierza Rurykowicza. Niebagatelną rolę miały też względy prestiżowe i psychologiczne. W bitwie zakończonej straszliwą klęską życie straciło, pośród innymi, kilku książąt cieszących się dużym ogólnoruskim autorytetem. Zaufanie do siły Rościsławowiczów musiało lec w gruzach. Z takich właśnie powodów, można powiedzieć, automatycznie wzrosło znaczenie włodzimiersko-suzdalskich Wsiewołodowiczów, którzy od najazdu mongolskiego w żaden sposób nie ucierpieli..."
Fragment książki: Dariusz Dąbrowski "DANIEL ROMANOWICZ" s. 119-120
|
|