Nad Trutiną 1110

Dysonans interesów polegał na tym, że polski władca był oponentem cesarza, zaś czeski monarcha wręcz odwrotnie - był sojusznikiem Henryka V. Ponadto Krzywousty od dawna czynił starania, aby na praskim tronie posadzić swego sprzymierzeńca, lecz poza chwilowymi sukcesami do tej pory nie zrealizował zamierzenia.

Bolesław do Władysława:
"My nie nosimy wrogich włóczni ani nie przychodzimy walczyć, lecz ciebie pogodzić z twym bratem. Jeśli zaś nie chcesz przychylić się do naszych napomnień, jutro przejdziemy rzekę, a "reszta" będzie potem. Amen".

Na to książę Władysław:
"W tym roku, jak sądzę, nie będzie pokoju bez wielkiej krwi, ponieważ na pakty pokoju nikt nie przychodzi z bronią. Przejdziesz rzekę, po "reszcie" nie będzie amen, (...) "Resztę", o której mówisz, ja uczynię, ty czyń "resztę", którą chcesz."

Dalsze słowa czeskiego kronikarza nie byłyby jednak zrozumiałe bez przekazu polskiego. Według Anonima zażądał, aby Władysław albo przyjął swojego brata do udziału w ojcowiźnie, co byłoby i tak sukcesem "minimum", albo - aby przystał na walkę i umożliwił jej stoczenie. W tym celu książę Polski dawał księciu czeskiemu do wyboru dwie możliwości: wycofanie znad rzeki wojsk polskich lub wycofanie czeskich, aby druga strona mogła przeprawić się bez przeszkód i stanąć do walki pojętej jako "sąd boży", w której to walce "niechaj sprawiedliwy Sędzia wszystkich... okaże, po czyjej stronie jest słuszność".

Książę czeski miał na to odpowiedzieć, że gotów byłby przyjąć swego brata, gdyby Bolesław przyjął równocześnie swojego, lecz wyzwanie do boju odrzuca, albowiem gdyby miał ochotę się bić, nie czekałby na pozwolenie Bolesława, skoro mógł się przez rzekę przeprawić, kiedy Polacy byli jeszcze od niej daleko. Nadto nie może tak łatwo przyjmować swojego brata, ponieważ na dzielenie się z nim królestwem potrzebna byłaby mu zgoda cesarza.

Po tej wymianie zdań na tematy ogólne i bardziej szczegółowe książę Władysław, jak pisze Kosmas, zmienił zdanie "pełen wiary w zło i podstępne słowa wrogów" i przeprawił się jednak przez rzekę pod osłoną nocy. Z Anonima zaś wynika, że Bolesław przyjął odpowiedź księcia czeskiego poważnie i w oddali natychmiast przeprawił się także, aby spełnić swoją pogróżkę i zmusić przeciwnika do walki. W rezultacie obie armie znowu rozdzieliła woda. Kosmas biadoli, że stało się to za podstępem Polaków, którzy teraz przystąpili do grabieży, natomiast Anonim podkreśla kłopotliwość zaistniałej sytuacji. Polacy szybkim marszem zbliżyli się do obozu Czechów, lecz zastali po nich tylko ślady, zapewne niemile pachnące, a więc o bitwie nie mogło być mowy, podczas gdy kończyły się zapasy żywności, której na grzbiety luzaków i na plecy wojów nie można było wziąć zbyt wiele.

Bolesław zwołał wiec rycerski dla narady nad dalszym postępowaniem. Anonim daje świadectwo wielkiej rozbieżności zdań między starym i młodym pokoleniem wojowników.

Bolesław całym sercem będąc po stronie młodzieży byłby na pewno posłuchał jej głosu, lecz brak chleba zadecydował o wszystkim. W rezultacie armia polska ruszyła w stronę granicy teraz paląc już i rabując, albowiem nadal udawać przyjaciół nie było sensu. Wobec zatarasowania i odcięcia drogi przybycia kierowano się bardziej ku wschodowi, w stronę wielkich lasów czeskich, o których już nieraz wspominał Anonim, a gdzie według Kosmasa leżały mosty zwane Krivci. "Nasi zaś - pisze kronikarz czeski - ponieważ nocą ową byli nazbyt zmęczeni i nie mogli tak prędko przeprawić się z powrotem, stali zdumieni".

W pewnym momencie książę czeski, rzekomo "podstępem oszukany... wyczuł u niektórych swoich opieszałe chęci do walki." Wtedy obudziły się w nim "gniew i oburzenie, i świadoma siła", wskutek czego "jakby głośna trąba, która podnieca rycerzy" zaczął słowami budzić "zdrętwiałe umysły swoich".
"0, Czesi - prawił - niegdyś sławni na lądzie i na morzu! (...) Teraz wasi trybutariusze, dla których zawsze byliście postrachem, obrażają was jeszcze żyjących i pustoszą waszą ziemię ! Czyż wam u boku drewniane wiszą miecze ? Czyż tylko Polacy mają miecze żelazne? Po co mamy jeszcze żyć?"

Według Kosmasa i zgodnie z przekazem Anonima Czesi koniec końców postanowili jednak się potrudzić i zabiec Polakom drogę, co też uczynili w rzadkiej leśnej kniei u przeprawy przez rzekę Trutinę. Idące przodem jako szpica szyki polskie natknęły się na nieprzyjaciela w piątek 7 października, po czym wycofały się, by powiadomić Bolesława, stojącego przed wejściem do lasów. Książę Polski nakazał "zagęścić straże, czuwać w gotowości, oraz by każdy legion na wypadek jakiegoś zagrożenia pozostał na swym stanowisku".

Natarcie w lesie, nawet dość rzadkim, nie należało do łatwych. Rozwinięte w szyku bojowym hufce łatwo traciły z sobą łączność, wysuwały się zanadto do przodu lub pozostawały w tyle. Dowodzenie w takich warunkach, kiedy nie można objąć wzrokiem całego pola walki, niezwykle było trudne. Czesi liczyli na zagubienie się hufców polskich w lesie i na brak możliwości swobodnego manewrowania nimi, lecz te rachuby zawiodły. Doszło wprawdzie do nieporozumień, kiedy hufiec Bolesława wziął z daleka wysunięty do przodu hufiec gnieźnieński za wroga, lecz pomyłkę spostrzeżono w porę. Chwilę potem oczy Bolesława trafnie rozpoznały kryjących się w gąszczu Czechów i padł rozkaz do boju.

Anonim barwnie opisuje tę bitwę, w której obok Czechów wystąpił także jakiś hufiec niemiecki. Walczono szerokim frontem, równocześnie na obydwu skrzydłach i w środku, przy czym na ogół nie wiedziano o sobie nawzajem, lecz bez ustanku parto naprzód. Tym razem tekst naszego pisarza sporządzony jest ze znajomością rzeczy, znać jego informator był ze sztuką wojenną obznajomiony dobrze. Kosmas usiłuje dorównać naszemu autorowi, lecz podobieństwa kończą się tylko na jednym szczególe. Obaj pisarze wymieniają imiona najwaleczniejszych. Po stronie polskiej wyróżnił się niejaki cześnik Dzirżek, po czeskiej rycerz Dzietrzyk, syn Budy, który przed bitwą wiele gardłował dla poparcia swojego księcia. Pierwszy wszakże przeżył podając wrogowi "napój śmiercionośny", drugi zaś "zgładziwszy prawie tysiąc przeciwników... padł na ogromnym stosie zabitych".

Oba przykłady są charakterystyczne dla finału bitwy. Taki a nie inny potrzebny był Kosmasowi dla rekompensaty, ponieważ pisze zaraz potem: "Czesi zaś, którzy walczyli frontem do nieprzyjaciela, niestety, podali tyły porwani niezwykłą ucieczką. Sobiesław z Polakami osiągnął nieszczęsne, gdyż w wojnie więcej niż domowej, zwycięstwo. Działa się zaś 8 października ta rzeź, w której zginęli bracia Nosisław i Dzirżykraj, synowic Lubomira, i wielu, wielu innych".

Moment załamania się Czechów opisuje także Anonim. Był on tak niespodziewany, że strona polska wzięła zrazu ucieczkę za manewr taktyczny, mający wciągnąć przeciwnika w zasadzkę. Bolesław zakazał więc pościgu i dopiero po dokładnym rozpoznaniu sytuacji wojsko polskie ruszyło przed siebie z kopyta.

Ale wroga nie było już widać nigdzie. Bolesław tryumfował. Dał Władysławowi możliwość stoczenia bitwy w wybranym przezeń miejscu, ale i to nie uchroniło go od klęski. Książę polski mógł spokojnie wracać do domu. Jego rycerska i wodzowska dusza na pewno czuła satysfakcję.

Ale czy zadowolony był również polityk? Sobiesława nie udało się ani wprowadzić do Pragi, ani nawet pogodzić z bratem lub osadzić na małym bodaj księstwie. Jedno zdanie Anonima zdaje się jednak wyjaśniać cośkolwiek. "Był tam wśród Czechów także Zbigniew, któremu wszakże większą korzyść przyniosła ucieczka, niż to, że tam się zjawił". Jeśli Bolesław traktował tę wojnę jako prewencyjną w obronie przed atakiem ze strony Władysława, mającego być może zamiar osadzenia Zbigniewa w Polsce, to sukces był istotny. Pokonanie księcia czeskiego na jego własnej ziemi musiało udaremnić planowaną ewentualnie czeską wyprawę do Polski.


Fragment książki: S. Pietras "BOLESŁAW KRZYWOUSTY" s. 131-135

Szukaj:


Strona główna Władcy Ważne bitwy Polityka prywatności Antykwariat Księga gości