Bitwa pod Gwoźdźcem 1531 |
"... Załogą Gwoźdźca dowodził Maciej Włodek. W sumie zamku broniło co najmniej 200 ludzi uzbrojonych w kilkanaście rusznic i kilkadziesiąt łuków. Przeciwko sobie mieli aż 6 tysięcy żołnierzy mołdawskich uzbrojonych w znacznej części we wschodnie łuki. Od 15 sierpnia, przez kilka dni, trwały nieustanne szturmy do drewnianych umocnień zameczka. Stanowiska obrońców rozmieszczone były przy strzelnicach w wieży oraz na blankach palisady wałowej. Strzelcy prowadzili ogień czołowy opierając lufy rusznic o brzegi drewnianych ścian. Ówczesne rusznice raziły atakujących z odległości 100-150 m. Ładowanie i strzelanie było bardzo powolne - trwało kilkanaście minut. Donośność z łuków była większa niż z broni palnej (400-500 m), a szybkostrzelność sięgała kilkunastu strzałów na minutę. Gdy mimo ostrzału z wieży i ścian Mołdawianie dopadali stanowisk obrońców, z powodzeniem odpierano ich ataki w zaciętej walce wręcz na szable i miecze. Nacierający tracili wiele ludzi w zabitych, rannych i wziętych do niewoli. Walka trwała już kilka dni, a żołnierze Włodka z powodzeniem bronili się przed 30-krotnie liczniejszym nieprzyjacielem. Było to wynikiem nie tylko dzielności polskiego żołnierza, talentów dowódczych samego rotmistrza, ale i lepszego uzbrojenia ochronnego obrońców oraz użycia przez nich broni palnej. [...] Położenie spieszących z odsieczą Polaków nie było zbyt korzystne. Oddzielał ich od nieprzyjaciela ciągnący się na powierzchni 4 km las. Jego wschodnim skrajem, wzdłuż bagnistego rozlewiska Czerniawy, biegła droga z Winogradu, która łączyła się z traktem kołomyjsko-śniatyńskim w odległości blisko 2 km na wschód od zamku. Zachodnim skrajem lasu prowadziła węższa dróżka leśna, która omijała Gwoździec od północy. By wejść na jedną z tych dróg, należało najpierw przeprawić się przez bagnistą Czerniawę na południe od Winogradu. Ryzyko było duże - zaalarmowany przedwcześnie nieprzyjaciel mógł z zasadzki leśnej uderzyć na rozciągnięte w marszu chorągwie i zepchnąć je w bagniste rozlewisko Czerniawy. Dlatego też Tarnowski postanowił ruszyć zachodnią drogą, która wprawdzie węższa, ale dawała większą możliwość kilkusetmetrowego odskoku na skraj lasu i rozwinięcia się na otwartej przestrzeni. Przestrzeń ta to rozległe płaskowzgórze rozciągające się na północ i północno-zachód od zamku (391 m). Było ono wyżej położone od doliny Czerniawy. Górowało tym samym również i nad Gwoźdźcem umożliwiając rozwinięcie natarcia ciężkozbrojnej jeździe polskiej - kopijniczej i husarskiej. Mołdawianie chcąc zgnieść atakujące ich chorągwie i zepchnąć je z powrotem do lasu, musieliby atakować pod górę otaczając szyki polskie szerokim łukiem od zachodu. By wykluczyć taki manewr ze strony przeciwnika, Tarnowski postanowił szybko rzucić do przodu czołowe chorągwie jazdy. Zaatakować one miały nieprzyjaciela i wytrzymać jego nacisk aż do chwili, gdy za ich plecami armia wejdzie na otwartą przestrzeń i uszykuje się do bitwy. Ten trudny i niebezpieczny manewr miało wykonać kilkuset jeźdźców postępujących 2-3 kilometry przed głównymi siłami hetmana. Do tej straży przedniej, szpicy posuwającej się przez las armii, zostały przydzielone chorągwie Janusza Święcickiego oraz zapewne Aleksandra Sieniawskiego i Jana Herburta. W sumie hufiec ten liczył 386 jeźdźców, w tym 237 husarzy. Straż przednia Święcickiego przeprawiła się przez Czerniawę, skręciła w leśną drogę i pokonawszy szybko 4-kilometrową odległość wypadła z lasu na otwartą przestrzeń. Tu natychmiast chorągwie z marszu rozwinęły się w szyk bojowy - kopijnicy na czele, za nimi husarze szerokim frontem, wreszcie strzelcy z łukami. Z impetem uderzono na oblegających zamek Mołdawian. Ci przyjęli atak i zwrócili się całą masą przeciwko niewielkiemu oddziałowi Polaków. Pod zamkiem gwoździeckim pozostawili tylko nieznaczną część swych sił. Na jazdę polską spadł deszcz strzał mołdawskich. Święcicki nie był w stanie przełamać kilkutysięcznych, głębokich szyków Barnowskiego i Włada. By uniknąć zupełnego otoczenia począł się cofać do tyłu. Husarze i kopijnicy, skruszywszy przy ataku kopie, nie ryzykowali powtórnego natarcia. Odcinając się szablami i mieczami napierającym Mołdawianom, ustępowali w kierunku zachodnim, próżno wyglądając wsparcia następnych chorągwi. Odwrót Polaków w każdej chwili mógł się przemienić w bezładną ucieczkę, co przekreśliłoby przyjęty przez hetmana plan walki. Sytuacja stawała się dramatyczna. Święcicki pchnął więc gońca, by przyspieszyć marsz dalszych oddziałów polskich. Było to dość trudne, ponieważ wąska droga leśna uniemożliwiała szybkie przerzucenie większych sił. Wreszcie długo oczekiwany strażnik polny Mikołaj Sieniawski ze swą chorągwią i oddziałem strażniczym wyłonił się z gęstwiny leśnej. Prowadził 330 jeźdźców, w tym 192 husarzy. Uderzając z lewego skrzydła na jazdę mołdawską wyparł ją nieco w kierunku Gwoźdźca. Również i Święcicki zawrócił do ponownego natarcia. Wkrótce nastąpił jednak kontratak Mołdawian, a później jeszcze jedno uderzenie nieprzyjaciela. Polacy nie dali się przełamać i z powodzeniem odparli trzy kolejne natarcia jazdy Barnowskiego i Włada. Zdecydowanie górowali nad wrogiem w walce wręcz na białą broń. Siedemset jazdy powstrzymało bowiem napór aż 10-krotnie liczniejszego przeciwnika. Podkreślić więc należy niezwykłe męstwo polskiego żołnierza i umiejętności dowódcze Święcickiego, Herburta, Sieniawskich oraz ich towarzyszy: Jana Słupskiego, Mikołaja Borowskiego, Andrzeja Terlikowskiego, Bernarda Pretwicza, Jana Wielgosza, Jana Świerszcza, Jana Stogniewa, Jana i Piotra Ciepłowskich i wielu innych. To dzięki ich zawziętej obronie następne chorągwie polskie wyłaniające się z lasu miały czas na uszykowanie się do bitwy. Natychmiast wchodziły do walki zwolna przechylając szalę zwycięstwa na stronę polską. Mołdawianie widząc, że na pole bitwy przybywają wciąż nowe oddziały polskie, poczęli się cofać. W tym momencie z zamku wypadła chorągiew Włodka i od tyłu uderzyła na chwiejące się szyki nieprzyjaciela. Ogarnięci paniką Mołdawianie, mając drogę odwrotu na Gwoździec odciętą, rzucili się do ucieczki na południe lub próbowali forsować Czerniawę. Puściła się za nimi w pogoń lekka jazda hetmańska. Kto nie zginął od strzały z łuku, padał od pchnięcia kopią lub cięcia szablą. Pościg za uciekającymi trwał aż do granicy mołdawskiej, a więc na przestrzeni około 25 km. Samej granicy jednak nie naruszono wobec surowego zakazu hetmańskiego wydanego w myśl polecenia króla Zygmunta. Straty mołdawskie pod Gwoźdźcem były bardzo wysokie. Wyniosły 2 tys. zabitych, a więc sięgnęły 1/3 stanu liczebnego armii Barnowskiego i Włada. Wielu żołnierzy mołdawskich (zapewne około tysiąca) dostało się do niewoli. Wśród jeńców znaleźli się ludzie z dworu hospodara. Tarnowski po raz pierwszy okazał wówczas swą bezwzględność wobec pokonanego przeciwnika. Wszystkich jeńców rozkazał zgładzić. Nie chciał uszczuplać swych sił przez wydzielanie eskorty dla odprowadzenia więźniów. Z drugiej strony trzymanie ich w obozie polskim w pobliżu granicy mołdawskiej byłoby - jak pisał - niczym innym jak „trzymaniem węża na własnym łonie". Za rzeczywistego autora zwycięstwa pod Gwoźdźcem uznać można jego wykonawcę - strażnika polnego koronnego Mikołaja Sieniawskiego. To on, jako „sprawca hufów", pierwszy pospieszył na pomoc słabnącemu Święcickiemu, kierował rozwinięciem wojska po wyjściu z lasu, szykował chorągwie do boju i bezpośrednio kierował nimi w starciu. Dopiero później zjawił się z ostatnimi chorągwiami hetman i mógł najwyżej zarządzić pościg za uchodzącymi Mołdawianami. Fragment książki: Marek Plewczyński "Wojny i wojskowość polska w XVI wieku. Tom I. Lata 1500-1548" s. 363-368 |
|
Strona główna Władcy Ważne bitwy Polityka prywatności Antykwariat Księga gości