|
"...Według zasadniczo uzupełniających się relacji różnych źródeł koalicja ruskich książąt, posiłkowanych przez Połowców, zaatakowała ponownie Halicz w marcu 1221 r. Na czele wyprawy stał jej inicjator, Mścisław Mścisławowicz. Wspierała go grupa krewniaków, z których imiennie wzmiankowani byli Włodzimierz Dymitr Rurykowicz, Rościsław Dawidowicz i Rościsław Mścisławowicz.
Nisko oceniający wartość bojową sił ruskich Filia postanowił rozstrzygnięcie konfliktu znaleźć w starciu w otwartym polu. Nim jednak oddziały dowodzone przez niego wyszły z Halicza, zdecydowano się ufortyfikować tamtejszy sobór Zaśnięcia Bogurodzicy i pozostawiono w nim małoletniego Kołomana wraz z Salomeą i otoczeniem. Chyba więc dowództwo węgierskie nie do końca ufało lojalności haliczan. Pierwszego dnia, jak świadczy Kronika halicko-wołyńska, pod Haliczem pojawili się Połowcy. Węgrzy i Polacy uderzyli na nich i przegnali. W trakcie utarczek, konni połowieccy łucznicy zabili węgierskiego rycerza Uza, trafiając go strzałą w oko. Rankiem następnego dnia, [...] 24 marca, pod Halicz nadciągnęły główne siły ruskie dowodzone przez Mścisława Mścisławowicza. Wkrótce rozpoczęła się zacięta bitwa. Jej szczegółowy i przede wszystkim - jak się wydaje - w ogólnym zarysie wiarygodny opis znajdujemy w Historii Jana Długosza, który zaczerpnął go według wszelkiego prawdopodobieństwa z niezachowanego latopisu kijowskich Rościsławowiczów. Rusini mieli ustawić się w dwa pułki. Jednym z nich, zapewne głównym dowodził Mścisław Mścisławowicz osobiście. Na czele drugiego stał Włodzimierz Rurykowicz wspierany przez Rościsława Dawidowicza i Rościsława Mścisławowicza. Gdzieś z boku rozlokowali się Połowcy, mający w razie sprzyjających okoliczności wykonać oskrzydlające uderzenie na wroga. Naprzeciw pułku Mścisława stanęli Węgrzy Filii wraz z Haliczanami. Na drugim skrzydle ustawiły się odziały polskie prowadzone według błędnej opinii Długosza przez wojewodę krakowskiego Mikołaja, Mścisław jako głównodowodzący, wszedł na jakieś wzniesienie, by przyjrzeć się ustawieniu sił przeciwników. Następnie, napomniany przez Włodzimierza, że naraża się na niebezpieczeństwo, zszedł do swoich i umacniał ich na duchu, zapewniając, że z pomocą krzyża świętego odniosą zwycięstwo. Bitwę rozpoczęły siły węgiersko-polskie. Uderzenia oddziału małopolskiego wspieranego zapewne przez część Węgrów nie wytrzymał pułk Włodzimierza. Rusini ponosząc ciężkie straty rzucili się do ucieczki. Za nimi w pogoń ruszyli Polacy pociągając za sobą część Węgrów. Tymczasem na drugim skrzydle doszło do starcia pułku Mścisława z siłami węgiersko - halickimi. Wsparty przez atak ukrytych wcześniej Połowców Rurykowicz złamał opór przeciwników. W międzyczasie na pole boju powrócili też ze swymi oddziałami Rościsław Dawidowicz i Rościsław Mścisławowicz. Ich przybycie przesądziło o kompletnej klęsce oddziałów węgierskiego i halickiego. Wkrótce ten sam los spotkał Polaków wracających bezładnie z pościgu za Włodzimierzem. Armia Kolomana przestała istnieć. Znacząca jej część padła na placu boju. Wielu rycerzy i wojów dostało się w ręce zwycięzców. Do niewoli ruskiej trafił także wojewoda Filia, ujęty, jak z kolei podaje Kronika halicko-woiyńska przez prostego parobka, służącego u bojara Dobryni.
Zwycięzcy zaraz po bitwie ruszyli na Halicz. Węgiersko-polska załoga obawiająca się braku pożywienia podczas szykującego się oblężenia, mając także na uwadze możliwe wiarołomstwo zgromadzonych w grodzie Rusinów, wygnała ich poza wały. Tymczasem Mścisław nie chcąc tracić nadaremno ludzi wysłał pod Halicz ujętego Filię, który miał obrońcom nakazać poddanie się. Wobec odmowy, ruski książę wysłał pod wały z taką samą propozycją swego bojara Dymitra. I ta misja zakończyła się niepowodzeniem. Na koniec Mścisław podjechał do obrońców sam. A oni znów odmówili poddania się. Nie pozostało więc nic innego, jak rozpocząć oblężenie. Według relacji Długosza, dzień po bitwie, korzystając z nieuwagi obrońców Rusini zdołali wedrzeć się na wały. Resztki załogi po krótkim boju uciekły do wcześniej umocnionego soboru Uspienskiego, gdzie zapewne już wcześniej przebywali Kołoman i Salomea wraz z orszakiem. Pod ściany świątyni nadciągnęli ruscy wojowie i - co ciekawe - haliczanie. Z umocnień wyniosłej cerkwi posypały się na nich kamienie. Obrońcy nie mieli jednak zapasów wody. Jak wiarygodnie informuje Długosz, dowiedziawszy się o tym Mścisław zdobył się na humanitarny (i przy okazji świetny pod względem propagandowym gest). Wysłał mianowicie oblężonym kadź wody. Mimo reglamentacji, nie wystarczyło jej dla wszystkich zgromadzonych w soborze, co - swoją drogą - świadczy o dużej liczbie przebywających tam osób. Wkrótce więc zapadła decyzja, by zdać się na łaskę zwycięzcy. To był prawdziwy triumf. W ręce Mścisława wpadł królewicz węgierski wraz z żoną, córką princepsa Polski. Oboje odwiezieni zostali do Torczeska..."
Fragment książki: Dariusz Dąbrowski "DANIEL ROMANOWICZ" s. 105-108
|
|