Lubuck 1373 |
"...W czerwcu 1373 roku Olgierd skrycie — a przynajmniej zdawało mu się, że jak zawsze zdoła to uczynić skrycie — poprowadził swoje wojska między dopływami górnej Oki Pachrą i Ugrą i pojawił się w pobliżu małego grodu Lubutska (na współczesnych mapach miejscowości tej nie ma; zdaniem Mikołaja Karamzina znajdował się on na terenie wsi Lubudskoje w powiecie kałuskim). Wojsko litewskie nadciągnęło w znanym już ruskim zwiadowcom składzie: obaj Giedyminowicze z najstarszymi synami; 12 czerwca tutaj, pod Lubutskiem, do pułków Olgierda dołączyło wojsko twerskie, które przyprowadził Michał Aleksandrowicz. Olgierd mógł być wreszcie zadowolony: moskiewskimi siłami, które wyszły na przeciwległy skraj pola, dowodził sam Dymitr (zięcia Włodzimierza co prawda nie było, znajdował się wówczas w Nowogrodzie, pomagając wiecownikom leczyć rany po klęsce pod Torżkiem i wiążąc swoją obecnością na granicy nowogrodzkiej część sił twerskich). Zresztą zadowolenie, które odczuwał Olgierd na widok gotujących się do boju pułków, mącił lekki niepokój. Nie spodziewał się mimo wszystko, że jego ruchy będą tak dokładnie rozszyfrowane przez przeciwnika i że Dymitr zdecyduje się wyjść mu na spotkanie tak daleko. Ten jego niepokój przesądził chyba o dalszym rozwoju wypadków. Pamiętając o tym, że Olgierd zawsze lubi narzucać własne warunki walki, Dymitr uprzedził przeciwnika i pierwszy uderzył na litewski pułk straży przedniej. Uderzał pewnie, przeważającymi siłami, i to ryzyko mu się opłaciło. Błyskawiczny i zupełny pogrom straży przedniej wywołał zamieszanie w obozie Olgierda. Nikt nie spodziewał się po Dymitrze takiego zdecydowania. Być może później Litwin wyrzucał sobie przesadną ostrożność, ale teraz własna sytuacja wydawała mu się tak niekorzystna, że z trudem utrzymując porządek w pułkach, rozkazał wycofać je za głęboki wąwóz. Na szczęście dla niego moskwianie nie zorientowali się w sytuacji i nie zaatakowali po raz drugi. Wojska zajęły przeciwległe brzegi urwistego, porośniętego lasem wąwozu i tym sposobem nieoczekiwanie wynikło coś na kształt zawieszenia broni; ta strona, która by się odważyła pokonać przeszkodę, w żaden sposób nie zdołałaby osiągnąć drugiego brzegu wąwozu — jego dno stałoby się dla niej mogiłą. Wojska stały bezczynnie naprzeciwko siebie kilka dni. Dla Dymitra nie było w tym staniu nic poniżającego — to przecież nie on przyszedł na rozbój do obcego kraju. On broni tylko swoich granic. A tymczasem Olgierdowi wymuszona bezczynność na oczach wojska moskiewskiego dopiekła do żywego. Tak się składało, że każda jego kolejna wyprawa do Międzyrzecza (a tym razem nawet tam nie doszedł) wypadała gorzej od poprzedniej. Pokój bez rzeczywistej wojny nie przyniesie mu sławy jako wodzowi, ale to, być może, już ostatnia wyprawa w jego życiu, tak więc lepiej, by później wnuki wspominały Olgierda miłującego pokój niż dziadka, który na ostatku musiał zakosztować hańby. Między rozdzielonymi wąwozem wojskami zaczęły się w końcu rokowania, strony — któryż już razi — wymieniały pisma w sprawie zawieszenia broni. Zakończenie trzeciej wyprawy litewskiej było wyraźnie korzystne dla Moskwy. Fragment książki: J. Łoszczyc "DYMITR DOŃSKI" s. 174-175 |
|
Strona główna Władcy Ważne bitwy Polityka prywatności Antykwariat Księga gości