Buchara 1220

"...Gdy w lutym lub w marcu 1220 roku armia podeszła do Buchary, 20-tysieczny garnizon przypuścił wyprzedzający atak i został osaczony na brzegu Amu-darii. Reszta wojowników pośpiesznie wycofała się do cytadeli Ark. Mieszkańcy miasta, którzy nie chcieli ginąć w imię pogardzanego szacha, otworzyli bramy. Uliczkami, biegnącymi między drewnianymi domkami zwykłych ludzi, obok pałaców zbudowanych z wypalanej cegły, Czyngis wjechał do wewnętrznego miasta, Szachristanu, i dotarł do największego budynku. Tak oto po raz pierwszy w życiu znalazł się w mieście bogatym na sposób, jakiego do tej pory nie znał.
[...]
Wśród zastraszonej publiczności znajdowali się najważniejsi kupcy i obywatele Buchary, Każdemu z nich przydzielono strażnika, który miał pilnować, by grabił ich sam Czyngis lub jeden z jego dowódców, a nie pospolity wojownik. Przez następne kilka dni, kiedy wojownicy szacha i ich rodziny przebywali zamknięci w cytadeli, a pozostali mieszkańcy miasta w swoich domach, bogacze ze strażnikami wędrowali z miasta do namiotu Czyngisa, gdzie zostawiali majątek - pieniądze, biżuterię, odzież, tkaniny.
Pozostały jeszcze dwie sprawy, żeby dopełnić „kary boskiej": opanowanie miejskiej cytadeli, bazy nocnych wypadów najsilniejszych oddziałów Muhammeda, oraz pozbycie się ludności. Otaczające cytadelę drewniane domy zostały podpalone, by oczyścić pole przed natarciem. Większa część miasta, z wyjątkiem głównego meczetu i ceglanych pałaców, stanęła w płomieniach. Teraz można było wtoczyć na pozycje mangonele i katapulty oraz ogromne podwójne i potrójne łuki oblężnicze. Pod mury, skąd lały się strumienie płonącej nafty, przypędzono miejscowych, żeby wypełnili fosę ciałami i gruzem. Bitwa szalała przez wiele dni, aż wreszcie Ark został zniszczony i spalony, a jego obrońcy polegli, zabici w boju lub straceni (zabito wszystkich chłopców i mężczyzn „wyższych niż koniec bata"). Mieszkańcy, którzy przeżyli, zostali zgromadzeni w musalla, gdzie ich rozdzielono: młodzi mężczyźni do wojska, kobiety i dzieci do niewoli, kowale, cieśle i złotnicy do zespołów mongolskich rzemieślników..."


Fragment książki: John Man "CZYNGIS-CHAN" s. 124-129

"...Ludność cywilna Buchary poddała się i otworzyła bramy miasta, skąpy oddział niezłomnych żołnierzy pozostał jednak w cytadeli, ufając, że potężne mury budowli pozwolą odpierać oblężenie w nieskończoność. Chcąc ocenić sytuację wnikliwie, Czyngis Chan podjął decyzję wjazdu do miasta. Jedną z pierwszych rzeczy, jakich zażądał po dotarciu do centrum Buchary, a zarazem warunkiem przyjęcia poddania choćby jednego z mieszkańców, było dostarczenie paszy jego wierzchowcom. Nakarmienie mongolskich wojowników oraz ich koni było traktowane jako znak podporządkowania. Co bardziej istotne, przyjmując żywność i paszę, Czyngis Chan uznawał ofiarodawców za swoich wasali, którym przysługiwało prawo do obrony przez Mongołów, a zarazem zobowiązanych do poddania się jego woli.
[...]
Natarcie pomyślano jako pokaz przytłaczającej przewagi, którego widownią mieli być nie ujarzmieni wcześniej mieszkańcy Buchary, ale wciąż odległa armia i ludność Samarkandy, kolejnego miasta na szlaku podbojów Czyngis Chana. Mongolscy najeźdźcy przytoczyli nowo zbudowane machiny: katapulty, trebuszety i mangonele, miotające nie tylko kamienie i płonące żagwie — broń używaną od wieków przez armie oblężnicze — lecz także naczynia z wrzącymi płynami, materiały wybuchowe i pociski zapalające. Manewrowali olbrzymimi kuszami na kołach, całe zastępy wojowników pchały naprzód ruchome wieże, wyposażone w dostawiane drabiny, z których można było ostrzeliwać obrońców miasta. Równocześnie z natarciem z powietrza minerzy rozmieszczali ładunki wybuchowe w podkopach u podnóża murów. W czasie tej przeraźliwej demonstracji precyzyjnych technik walki z powietrza, na lądzie i pod ziemią Czyngis Chan wywarł na oblężonych jeszcze większą presję psychologiczną, zmusiwszy jeńców, niejednokrotnie pojmanych towarzyszy obrońców cytadeli, by szli naprzód, dopóki ich ciała nie wypełniły fosy po brzegi, tworząc żywy pomost, po którym pozostali jeńcy przetaczali machiny wojenne..."


Fragment książki: Jack Weatherford "CZYNGIS CHAN" s. 42-45

Szukaj:


Strona główna Władcy Ważne bitwy Polityka prywatności Antykwariat Księga gości