Château Gaillard
1203-1204

Niektórzy sądzili, że podjął się zadania, które wydawało się niewykonalne, ponieważ Château Gaillard uważane było za twierdzę nie do zdobycia.

Wizualizacja twierdzy Château Gaillard

Wizualizacja twierdzy Château Gaillard

"...Dominujący nad zakolem Sekwany na jej prawym brzegu, w miejscu zwanym Petit-Andelys, Chateau-Gaillard opierał się na wzgórzu. którego zbocze było bardzo strome. Właściwy zamek chroniły podwójne mury. z których wewnętrzny przedstawiał jakby ciąg festonów: niezbyt wystające wieże, które niemal się stykały, tak by całkowicie wyeliminować martwe kąty i umożliwić wielokrotne wypuszczanie strzał czy kusz. Baszta, górująca nad tym murem, składała się z okrągłej trzypiętrowej wieży, a jej podstawę stanowił mur gruby na cztery i pół metra. Na zewnątrz otaczały ją wielkie arkady, będące jednocześnie przyporami tworzącymi zębate zwieńczenie; to znaczy, że na wysokości muru puste przestrzenie pozwalały zrzucać na szturmujących pociski. Baszta była więc praktycznie nie do zdobycia. Ze strony, gdzie pochylenie skały jest mniej strome, wznosiła się ostroga, rodzaj wysuniętej budowli, której mury zwieńczały okrągłe wieżyczki. W końcu, między dwoma murami głównego korpusu, wykute w skale schody prowadziły do sal straży lub zbrojowni; ich sklepienie podtrzymywane było przez dwanaście grubych kwadratowych filarów. Dziś jeszcze resztki tego ogromnego zamku są imponujące. Jest czymś nadzwyczajnym, że tej miary budowla, rozpoczęta w roku 1196, została ukończona w roku następnym. Widząc ją z daleka, Ryszard zawołał z uniesieniem: "Jakże piękna jest ta moja jednoroczna córka!" Chateau-Gaillard bronił obszaru między Epte i Sekwaną, który był faktycznie granicą: po jednej stronie zamki angielskie, a po drugiej zamki wzniesione lub umocnione przez Filipa Augusta aż po Gisors. Dolina Sekwany i samo miasto Rouen były dzięki temu dobrze chronione..."


Fragment książki: Regine Pernoud "Ryszard Lwie Serce" s. 190-191

"...Współcześnie Château Gaillard jest tylko silnie zniszczoną ruiną położoną na wysokiej skale górującej nad zakolem rzeki Sekwany, około 35 kilometrów na południowy wschód od Rouen. Jednak w roku 1203 była to całkiem nowa budowla, wykonana z surowego kamienia oraz o wnętrzach godnych monarszej siedziby, i uważano ją za najnowocześniejszą twierdzę ówczesnej Europy. Została wybudowana zaledwie kilka lat wcześniej przez starszego brata króla Jana, który był również jego poprzednikiem na tronie Anglii, Ryszarda Lwie Serce. Ryszard prowadził długą i nierozstrzygniętą wojnę przeciwko Filipowi Augustowi, która toczyła się przede wszystkim wzdłuż granicy normandzko-francuskiej, i Château Gaillard - dosłownie „zuchwały zamek" - miał służyć zarówno jako twierdza strzegąca Rouen, jak i baza dla przyszłych podbojów. Zbudowano go wręcz błyskawicznie wiatach 1196-1198 za astronomiczną wówczas sumę 12 000 funtów (potężny zamek Dover zbudowany zaledwie dekadę wcześniej kosztował zaledwie połowę tej kwoty). Niemniej jednak należy przyznać, że nowa twierdza Ryszarda była doskonale wykonana i, według jego własnej, zarozumiałej opinii, również nie do zdobycia. Według jednego ze współczesnych król miał się chełpić, że mógłby ją utrzymać nawet gdyby jej mury były z masła..."


Fragment książki: M. Morris "JAN BEZ ZIEMI" s. 20

"...Pierwsze działania Filipa polegały na próbie odizolowania Château Gaillard poprzez zajęcie owych zewnętrznych umocnień. Sposób, w jaki się do tego zabral, został szczegółowo opisany przez jego kapelana, Wilhelma Bretończyka, który był również naocznym świadkiem wydarzeń. Chcąc ominąć sam zamek, król Francji poprowadził swoją armię w górę Sekwany po jej lewym brzegu, aby w pierwszej kolejności uporać się z twierdzą na Wyspie Andely. Na wieść o zbliżaniu się Francuzów jej garnizon zniszczył most, który łączył wyspę z lewym brzegiem rzeki. Jednak Filip najwyraźniej przewidział takie posunięcie przeciwnika, gdyż po przybyciu na miejsce jego wojska natychmiast zajęły się postawieniem nowego mostu. Wykorzystały do tego zarekwirowane łodzie i barki, które posłużyły do transportu materiałów budowlanych. Było to niewątpliwie przedsięwzięcie niebezpieczne, biorąc pod uwagę, że odrobinę dalej w górę rzeki, pod samymi murami Château Gaillard, król Ryszard nakazał rozmieścić w poprzek rzeki drewnianą palisadę, w praktyce uniemożliwiając żeglugę. Aby przerzucić potrzebne materiały przez ową barierę, Filip zmuszony był wysłać grupę pływaków, którzy, uzbrojeni w topory, mieli usunąć przeszkody. Walcząc zarówno z prądem, jak i z gradem pocisków, którymi zasypywali ich obrońcy zamku, ludzie ci ponieśli spore straty. Udało im się jednak w końcu oczyścić nurt na takiej szerokości, że mogły tamtędy przepływać łodzie. Reszta ludzi Filipa zaczęła budowę bardzo skomplikowanego mostu pontonowego, który był wystarczająco mocny i masywny, aby utrzymać maszerującą po nim armię, a także umocniony przez postawienie dwóch potężnych wież. Zbudowano go tak, aby prowadził nie na wyspę, ale wprost na przeciwległy brzeg Sekwany, Gdy tylko go ukończono, król poprowadził większą część swoich sił przez rzekę i rozłożył się obozem na jej wschodnim brzegu, co stanowiło bezpośrednie zagrożenie dla Małego Andely oraz spowodowało całkowite odcięcie garnizonu obsadzającego wyspę.

Kiedy tylko wieści o ataku na Andely dotarły do uszu samego króla Jana, natychmiast powrócił on do Rouen, gdzie zaplanował, w jaki sposób może przyjść z odsieczą swoim ludziom, którzy zostali odcięci na wyspie. Dwa poruszające się niezależnie od siebie oddziały miały przygotować i przeprowadzić śmiały nocny atak. Pierwszy z nich, składający się z rycerzy i najemników, miał pomaszerować lewym brzegiem rzeki i zaatakować francuskich żołnierzy, którzy pozostali po tej stronie Sekwany. Drugi oddział stanowiły siły marynarki - flotylla galer, które jeszcze król Ryszard nakazał zbudować w celu patrolowania i obrony Sekwany; teraz wraz z kolejnymi jednostkami obsadzonymi przez piratów miały zniszczyć most pontonowy Francuzów i dostarczyć zaopatrzenie dla obleganego garnizonu na wyspie.

Powyższy plan został natychmiast wprowadzony w życie. Armią działającą na lądzie nie dowodził jednak sam Jan, który pozostał w Rouen, ale Wilhelm Marshal (lub „the Marshal" - „ten Marshal", jak go nazywali współcześni), liczący około 55 lat weteran wojenny, który miał ogromne doświadczenie w organizowaniu podobnych operacji wojskowych. Maszerując, zgodnie z ustaleniami, lewym brzegiem Sekwany, jego armia jeszcze przed świtem zaatakowała śpiących w obozie Francuzów. Jako że najwyraźniej większość tych ostatnich stanowili kupcy i durowie obozowi, a nie żołnierze, było to łatwo osiągnięte zwycięstwo, a w trakcie walk zabitych zostało ponoć około 200 nieprzyjaciół. Inni próbowali uciec przez most pontonowy, który jednak nie utrzymał takiej masy ludzi i załamał się pod ich ciężarem. Wydawało się, że flotylla nie będzie miała większych problemów z całkowitym zniszczeniem tego, co z niego pozostało.

Problemem było jednak to, że wcale się ona nie pokazywała. Podczas gdy Marshal i jego ludzie dość łatwo pokonali swoją trasę, siły marynarki musiały zmagać się z nieoczekiwanymi przeszkodami - plan Jana nie doceniał bowiem siły nurtu, z którym musieli się zmagać jego wioślarze. W tym czasie Francuzi, którzy obozowali na przeciwległym brzegu rzeki, zostali obudzeni przez odgłosy walki oraz swoich ogarniętych paniką rodaków. Dzięki Wilhelmowi des Barres, dowódcy nie mniej doświadczonemu od Wilhelma Marshala, ich bezładny odwrót został powstrzymany. Nakazał on natychmiast, jeszcze przy świetle pochodni, rozpocząć naprawę mostu i kiedy tylko można było po nim przejść, poprowadził z powrotem wojska francuskie, by stawiły czoła przeciwnikowi. Teraz z kolei zaskoczeni tą nieoczekiwaną zmianą sytuacji ludzie Marshala zostali pokonani i wielu z nich zostało zabitych lub wziętych do niewoli. Samemu Marshalowi udało się umknąć.

Francuzi, uważając, że bitwa została zakończona, powrócili na drugi brzeg rzeki, aby celebrować swoje zwycięstwo lub powrócić na spoczynek. Jednak niedługo później ponownie w ich obozie rozdzwoniły się dzwony alarmowe - tym razem nadpływała flota angielska. Flotylla wysłana przez Jana, nawet jeżeli nie była tak potężna, jak usiłuje nas przekonać Wilhelm Bretończyk, z pewnością stanowiła potężną siłę: nie ma wątpliwości, że gdyby przybyła tak, jak planowano - jednocześnie z armią Marshala i pod osłoną ciemności - linie francuskie mogłyby zostać rozbite i zaopatrzenie trafiłoby na Wyspę Andely. Jednak w tym momencie, przypływając z dużym opóźnieniem, nie mogła liczyć na zaskoczenie, gdyż w międzyczasie wzeszło słońce. Do momentu, kiedy okręty dotarły wreszcie do mostu pontonowego, oba brzegi rzeki i sam most obsadzone zostały przez żołnierzy francuskich, którzy zasypali je deszczem strzał, kamieni i bełtów z kusz. Niektórym z nich udało się dobić do mostu i ich załogi podjęły desperackie próby przecięcia jego drewnianych elementów oraz lin. Jednak obrońcy odparli ich w zaciętej walce wręcz, w trakcie której rzeka obficie spłynęła krwią. Kiedy dwa okręty znajdujące się na czele floty zostały zatopione przez upadającą olbrzymią kłodę, pozostałe wycofały się w rozsypce z powrotem w stronę Rouen. W trakcie tej ucieczki nieprzyjaciela Francuzom udało się zdobyć kolejne jego dwa okręty.


Fragment książki: M. Morris "JAN BEZ ZIEMI" s. 21-22

Po odparciu odsieczy Jana I Filip II August zaatakował miasto Les Andelys i fort na wyspie.

"...Bezpośrednio po odparciu napastników podjęli też próbę zajęcia wyspy. Według Wilhelma Bretończyka udało się to osiągnąć dzięki bohaterstwu pojedynczego żołnierza, który zdołał niezauważenie podpłynąć w pozbawione obrońców miejsce od wschodu i rzucić pociski zapalające na palisady otaczające twierdzę. W efekcie w bardzo krótkim czasie cały kompleks stanął w płomieniach. Członkowie garnizonu, którzy szukali schronienia w piwnicach wieży, zginęli, natomiast ci, którzy uciekli, zostali zmuszeni do poddania się. Widząc, że wyspa padła, mieszkańcy Małego Andely opuścili miasto i uciekli na wzniesienie szukać schronienia w Château Gaillard. Wykorzystując to, Filip zajął opustoszałe miasto, a następnie rozpoczął przygotowania do oblężenia swego głównego celu..."


Fragment książki: M. Morris "JAN BEZ ZIEMI" s. 23

Agresywny szturm francuskich wojsk spowodował, że ponad dwa tysiące mieszkańców pobiegło na zamkowe wzgórze, aby schronić się przed napastnikami.

W tym czasie Jan I przebywał w Bretanii pustosząc ziemie stronników Filipa II.

I kiedy Jan zajęty był grabieniem Bretończyków, francuscy inżynierowie coraz bardziej zaciskali kleszcze wokół Château Gaillard. Wokół zamku, od strony lądu, zostały wykopane głębokie rowy, co miało zapobiec niespodziewanemu atakowi lub próbie ucieczki. Wzdłuż nich, w regularnych odstępach, wybudowano drewniane forty - w liczbie siedmiu - z których każdy otoczony był osobnym rowem i obsadzony tylu żołnierzami, ilu tylko udało się pomieścić.


Fragment książki: M. Morris "JAN BEZ ZIEMI" s. 23

Obroną twierdzy dowodził Roger de Lacy, ten sam, który walczył wspólnie z Ryszardem I Lwie Serce podczas krucjaty w Ziemi Świętej. Zamierzał on do końca bronić tej wspaniałej twierdzy.

Wpuszczenie mieszkańców na mury zamku spowodowało, że liczba gąb do wykarmienia znacznie wzrosła. Filip II August, widząc, z jak potężną twierdzą ma do czynienia, nie zdecydował się na frontalny atak. Oblężenie rozpoczął odcinając warownię od dostaw żywności. Francuzi, aby umocnić swoje pozycje, rozbili obóz u stóp zamku i okopali się. Wznieśli drewniane wieże obserwacyjne, aby lepiej kontrolować okolicę i nie dopuścić nikogo do warowni. Tym sposobem odcięci od świata mieszkańcy zamku zdani byli tylko na zgromadzone zapasy żywności.

Czas płynął i kiedy gasła nadzieja na odsiecz, Roger, któremu w zastraszającym tempie topniały zasoby, zdecydował, że w środku twierdzy pozostaną tylko mężczyźni zdolni do walki. Reszta musiała opuścić warownię. Wypuszczano ich dużymi grupami. Pierwszym dwóm liczącym po pięćset osób Francuzi pozwolili odejść. Kiedy wieści dotarły do Filipa II Augusta, ten natychmiast zakazał przepuszczać następnych. Kolejną grupę, w szeregach której znajdowało się tysiąc dwieście dusz, zawrócono licząc, że zubożą oni zapasy oblężonych.

Roger jednak nie otworzył wrót, więc ta ogromna masa ludzka znalazła się w potrzasku pomiędzy murami zamku a francuskimi okopami z perspektywą spędzenia zimy pod gołym niebem. Setki wygłodzonych i zmarzniętych kobiet, dzieci i starców wiodły żałosną egzystencję na kamienistych zboczach zamkowego wzgórza. Dochodziło do aktów kanibalizmu, a ofiarami stawały się nawet bezbronne niemowlęta.

Plan bitwy

Plan bitwy

Król Francji na zimę opuścił swoje oddziały. Powrócił tu w lutym 1204 roku. To, co ujrzał, wprawiło go w przerażenie i natychmiast zezwolił zwolnić tych, którym udało się przetrwać. Los uwięzionych pod murami Château Gaillard przeszedł do historii jako akt wyjątkowego okrucieństwa.

Z nadejściem ocieplenia Filip wydał rozkaz ataku. Francuzi zbudowali wieżę oblężniczą, którą wepchnęli do osuszonej fosy. Podobno była wyższa od potężnej zamkowej baszty. Rozpoczął się długo odwlekany szturm. Kiedy Francuzi przy pomocy drabin próbowali wedrzeć się na ściany fortyfikacji, obrońcy prowadzili zmasowany atak pociskami zrzucanymi z góry. Nie brakowało również łuczników i kuszników, broniących dostępu do zamkowych umocnień.

Kiedy pierwsze ataki nie przyniosły spodziewanych efektów, Francuzi postanowili zasypać suchą fosę i wyrównać poziom gruntu, aby umożliwić transport wieży oblężniczej w kierunku murów.

Z kolei inny oddział po pokonaniu dna fosy obok południowo - wschodniej baszty pobiegł w kierunku murów. Przy pomocy drabin żołnierze wspięli się na zbocze. Aby dotrzeć do ściany, przy użyciu noży i sztyletów wdrapali się po skale. Wykorzystując tarcze jako ochronę, zaczęli kopać. Po kilku dniach powstał wzmocniony drewnianym oszalowaniem tunel, który następnie został podpalony. Pozbawiony drewnianego wzmocnienia korytarz spowodował osunięcie się części baszty. W ten sposób w murze powstał wyłom, przez który natychmiast przypuszczono atak. Stało się jasne, że zewnętrzne mury dostaną się w ręce wroga. Roger de Lacy rozkazał podpalić drewniane zabudowania i wycofać się do środkowej warowni.

Widok z góry na Château Gaillard
Niebieska część zdobyta została jako pierwsza.
Widok z góry na Château Gaillard

Kiedy załoga twierdzy wciągnęła za sobą zwodzony most, zamek środkowy wydawał się nie do zdobycia. Otaczały go fosa i urwisko, a bliskość zewnętrznych murów nie pozwalała na celny ostrzał. Nie było też mowy o zasypaniu fosy.

W związku z tym, że Roger nie zamierzał się poddać, sztab francuskiej armii rozpoczął poszukiwania słabych stron w konstrukcji zamku. Pewną szansą dla oblegających była zachodnia ściana budowli, w której znajdowało się okno kaplicy. Pewnego dnia, korzystając z nieuwagi obrońców, elitarny oddział francuskich rycerzy wdrapał się po ścianie i dotarł do tego okna. Sforsowanie przeszkody nie okazało się zbyt trudne. Napastnicy znaleźli się wewnątrz twierdzy, co stanowiło przełomowy moment oblężenia. Po gwałtownym starciu intruzi pokonali straże przy bramie, następnie opuścili zwodzony most i wpuścili kolejne francuskie oddziały. Przewaga liczebna szturmujących spowodowała, że środkowe umocnienia zostały zdobyte. Zwycięzcom ukazały się wówczas mury górnego zamku z potężną wieżą i na dodatek otoczone kolejną fosą. Do środka prowadził mostek zbudowany z kamienia, więc nie można go było wciągnąć do środka.

Słabym punktem górnej twierdzy wydawał się grunt pod bramą. Francuzi przekroczyli fosę po mostku i zaczęli kopać stosunkowo miękkie kredowe podłoże. Aby osłonić się przed sypiącymi się z góry pociskami, zbudowali z drewna ogniotrwałą platformę na kółkach, zwaną winea, i podjechali nią pod mury.

Anglicy, widząc co się dzieje, rozpoczęli kopać od swojej strony, aby pokonać Francuzów, zanim ci zburzą bramę. Podczas podziemnej bitwy zmusili intruzów do odwrotu. Wykonanie podkopów pod fortyfikacjami okazało się jednak katastrofalne w skutkach. Ostrzał z machin miotających kamienie spowodował wyłom w murze. Wojska Filipa II Augusta wdarły się do środka, gotowe stoczyć ostateczną bitwę, do której jednak nie doszło. Brak realnych perspektyw na odsiecz uświadomił Rogerowi de Lacy, że jest bez szans, więc na początku marca 1204 roku poddał twierdzę.




Roger de Lacy stawiał opór, ale bez pomocy Jana jego walka była skazana na porażkę. Było tylko kwestią czasu, kiedy blokada zmusi garnizon do kapitulacji W rezultacie Roger odesłał setki ludzi, w tym kobiety i dzieci, aby było mniej osób do wykarmienia. Na początku niektórych przepuszczano przez linie francuskie, ale później odmówiono tej łaski kilkuset osobom. Ludzie ci, uwięzieni między dwiema armiami, zostali zmuszeni, żeby całymi miesiącami żyć w jaskiniach, żywiąc się resztkami i trawą. Była wśród nich ciężarna kobieta, która urodziła na tej ziemi niczyjej. Kiedy przypadkowo z murów zamku został zrzucony kurczak, biedni wygnańcy rzucili się na niego i pożarli go w całości, łącznie z piórami. Gdy później Filip usłyszał z mostu krzyki tych porzuconych nieszczęśników, był poruszony, dowiedziawszy się o ich niedoli. Wydał rozkaz, żeby ich nakarmić i pozwolić przejść przez francuskie linie. Wtedy pojawił się człowiek ściskający kurczowo skórę psa, której nie zgodził się oddać, bo była to jedyna rzecz, która trzymała go przy życiu. Wypuścił ją niechętnie, w zamian za chleb, który łapczywie wepchnął do ust, ale z trudem mógł go przełknąć. [...]

Filip sprowadził do Les Andełys zapasy na zimę i wykopał dodatkowe ochronne okopy. Zbudował również dzwonnice, niektóre z szorstko ociosanego zielonego dębu. W lutym 1204 roku upadł zewnętrzny dziedziniec Château-Gaillard, po tym jak został podkopany i stał się celem ataku machin miotających. Sam król, przezornie założywszy hełm i zbroję, zachęcał swych ludzi do ataku. Przełamali oni zewnętrzne fortyfikacje, wspinając się na wieżę. Ich drabiny były za krótkie do tego zadania, więc używając sztyletów i mieczy, wyciosali w skale oparcia dla stóp.

Następnie Filip dostał się na środkowy dziedziniec zamku. Jego ludzie znaleźli nieprzyjemną, ale skuteczną drogę do środka, wspinając się po rynnie od wychodka. Udało im się wejść do budynku, którego górna część przeznaczona była na kaplicę. Zbudowany on został przez króla Jana w 1202 roku w południowo-wschodniej części skały. Piotr Bogis wspiął się po ramieniu kolegi i wszedł do lochu, po czym spuścił linę dla swoich towarzyszy. Później został nagrodzony za swą inicjatywę darowizną lenna rycerskiego. Kiedy ludzie Filipa znaleźli się w środku, użyli ognia, by wyważyć drzwi, co uświadomiło obrońcom niebezpieczeństwa Pożar jednak już się rozszerzał. W zamieszaniu intruzom udało się otworzyć bramę i spuścić most zwodzony, aby wpuścić swych towarzyszy. Budynki znajdujące się na środkowym dziedzińcu zostały doszczętnie spalone. [...]

W Château-Gaillard nadal pozostał niezdobyty ostatni dziedziniec oraz donżon, do którego teraz wycofali się obrońcy. Filip i jego ludzie dostrzegli jedyny błąd konstrukcyjny w projekcie wspaniałego zamku, mianowicie most prowadzący do wewnętrznego dziedzińca był wykonany z litej skały. Obrońcy nie mogli go więc przesunąć lub łatwo zniszczyć, dawał on też doskonałą ochronę ludziom Filipa podczas podkopywania muru. Zamek został ostatecznie zdobyty 6 marca 1204 roku, kiedy 20 rycerzy i 120 zbrojnych podjęło decyzję o poddaniu się.


Fragment książki: Jim Bradbury "FILIP II AUGUST" s. 146-147

"...Jedynym kierunkiem, z którego można było taki atak poprowadzić, był południowy wschód - tam, gdzie wąski pas ziemi łączył skałę, na której stało Château Gaillard, z wyżej położonym terenem. Król Ryszard miał świadomość istnienia owego słabego punktu i nakazał zbudować tam duże wysunięte dzieło, zwrócone w tym kierunku, całkowicie niezależne od samego zamku. To właśnie tutaj Filip zdecydował się uderzyć. Jego ludzie wyrównali i poszerzyli istniejące już podejście tak, aby można było przetoczyć potężną wieżę oblężniczą na sam skraj zewnętrznej fosy wokół umocnień, a następnie próbowali zasypać tę fosę, żeby można było umieścić wieżę pod samymi murami zamku. Kiedy jednak okazało się, że jest to zadanie zbyt pracochłonne, żołnierze wykorzystując drabiny zeszli na dno fosy i zaczęli wspinać się na jej przeciwny brzeg, z zamiarem wykonania podkopów pod ową wysuniętą wieżą zamku. Musiało to być śmiertelnie niebezpieczne zajęcie, które przysporzyło wielu ofiar, ale ostatecznie kopaczom króla udało się spowodować, że wieża runęła. Jednocześnie materiał, z którego była zbudowana, częściowo wypełnił fosę, co dodatkowo ułatwiło szturm na powstały wyłom. Obrońcy, mając świadomość, że dzieło wysunięte jest już stracone, podłożyli ogień pod budynki i wycofali się na środkowy dziedziniec zamku.

Francuzi stanęli teraz przed drugą fosą, o rozmiarach podobnych do poprzedniej, oraz przed perspektywą kolejnych strat przy jej przekraczaniu. Udało się jednak znaleźć jej potencjalną piętę Achillesa. Przy południowo-zachodnim murze otaczającym zamek, powyżej Sekwany, znajdowała się kaplica. Nie była częścią oryginalnych planów, ale została tam przed rokiem dobudowana z rozkazu Jana. Ostrożnie przemieszczając się po zewnętrznej stronie murów i stając towarzyszom na ramionach, niewielka grupa ludzi zdołała dosięgnąć okna kaplicy, która nie była ani umocniona, ani strzeżona. Kiedy już znaleźli się wewnątrz, okazało się, że pomieszczenie jest zamknięte, i zaczęli uderzać w drzwi, żeby zrobić wielki hałas. Obrońcy, którzy z zaskoczeniem zorientowali się, że nieprzyjaciel jest już w obrębie murów, wpadli w panikę i ponownie wycofali się, równocześnie znowu podpalając opuszczaną część zamku. Intruzi - bezpieczni w sklepionej komnacie kaplicy - przeczekali, aż płomienie przygasną, a następnie wyszli na zewnątrz i opuścili główny most zwodzony, co pozwoliło wejść do zamku pozostałym francuskim oddziałom.

Roger de Lacy i jego ludzie - których liczebność zapewne była już dużo mniejsza niż na początku oblężenia - zamknięci w obrębie wewnętrznego dziedzińca zamku zapewne i tak nie utrzymaliby się już zbyt długo. Jednak w tym przypadku także pewna wada konstrukcyjna (tym razem z winy Ryszarda) jeszcze bardziej zmniejszyła ich szanse. Zamiast mostu zwodzonego, nad ostatnią fosą była przerzucona solidna kamienna płyta, pod którą minerzy Filipa mogli się schronić i bez przeszkód pracować. Będąc w desperacji, obrońcy usiłowali wykopać swój własny podkop i zmierzyć się z Francuzami w walce pod ziemią, ale efektem prowadzenia tych prac ziemnych było poważne osłabienie stojących powyżej murów. Po kilku strzałach, które oddano z katapulty będącej do dyspozycji króla Francji, mury runęły. De Lacy i jego ludzie bohatersko walczyli do końca, nawet wówczas, gdy zostali otoczeni przez rój nieprzyjaciół, co spowodowało, że wycięto ich do nogi. W ten sposób, 6 marca 1204 roku, po jednym z najdłuższych i najbardziej zaciętych oblężeń w historii Europy, Château Gaillard został zdobyty.


Fragment książki: M. Morris "JAN BEZ ZIEMI" s. 48-50

Szukaj:


Strona główna Władcy Ważne bitwy Polityka prywatności Antykwariat Księga gości