Grenada 1491-1492

"...Taktyka różni się od tej z lat poprzednich. Wojska królewskie nie będą już nadużywać artyleryjskiego ognia, który wyrządzał takie zniszczenia i szkody podczas poprzednich kampanii, jak choćby pod Rondą czy Malagą. Tym razem zamierzano wziąć oblężonych głodem. Duży napływ opierających się Maurów przybyłych z miejscowości zdobytych przez Ferdynanda uczynił z Grenady miasto przeludnione, a przez to trudne do wyżywienia.

Był to słaby punkt stolicy królestwa Nasrydów i Ferdynand wykorzysta go do maksimum. [...]

Jednak oblężenie przedłużało się. Chcąc odebrać mieszkańcom Grenady wszelką nadzieję na jego zakończenie, królowie uczynili ostateczny krok, wznosząc w sąsiedztwie obozu prawdziwe miasto, aby wszyscy widzieli ich niezłomne postanowienie, że nie zwiną oblężenia dopóty, dopóki Grenada się nie podda..."


Fragment książki: Manuel Fernández Alvarez "Izabela Katolicka" s. 249-250

"...W sąsiedztwie obozu wznoszą nawet nowe miasto, nadając mu symboliczną nazwę Santa Fe. Chcą przez to okazać mieszkańcom Grenady swoje niezłomne postanowienie, że nie zwiną oblężenia, dopóki miasto się nie podda..."


Fragment książki: Manuel Fernández Alvarez "Izabela Katolicka" s. 252

"...Mimo że w okresie, gdy Santa Fé było budowane, działania wojenne poważnie ograniczono i w zasadzie nie wychodziły one poza blokowanie Grenady, pospieszne wyrastanie jego murów okazało się czymś dużo bardziej skutecznym, niż gdyby co tydzień za pomocą lombard rozbijano jedną z grenadyjskich wież lub baszt. Oblężone miasto zaczynało być przerażone. Dla uwięzionych za murami stawało się jasne, że zapasy żywności i wody wkrótce przestaną wystarczać dla ćwierćmilionowego tłumu. Co wtedy? Czy była jakaś szansa na przełamanie żelaznego pierścienia zaciśniętego wokół miasta? Pojawiały się polityczne niesnaski, na których tle od czasu do czasu dochodziło do zamieszek. Głód i pragnienie stawały się porywczymi doradcami. „Nie mieli co jeść, racje żywności z dnia na dzień stawały się coraz mniejsze” – tak później pisano o tym w kronikach. „Pić, pić, pić! – wołały dzieci”. Byli tacy, którzy uważali, że dalszy opór nie ma sensu, i im szybciej miasto się podda, tym lepsze uda się uzyskać warunki kapitulacji. Jednak z drugiej strony stronnictwo tych, którzy o oddaniu się w ręce chrześcijan nie chcieli słyszeć, było bardzo liczne i niezwykle zawzięte. Nie po to szukali schronienia w Grenadzie – mówili ci drudzy – by teraz się poddawać. Lepiej umrzeć z głodu i pragnienia albo rzucić się na miecze niewiernych niż… Wśród radykałów była między innymi Aischa „La Horra” – matka Boabdila..."


Fragment książki: Roman Warszewski "Grenada 1492" Część 4 Rozdział 13

"...Minęło lato, potem jesień. Grenada wytrzymywała oblężenie. Jednakże wiele miesięcy walk w okrążeniu przy dostawach żywności znacznie ograniczonych czujnością wojsk królowej przyniosło ostatecznie skutek, tym bardziej że przez całą wojnę do Grenady napłynęły tysiące Maurów, w ucieczce przed chrześcijańskim najazdem szukając schronienia w mieście.

W przepełnionym mieście trudności spowodowane oblężeniem stały się w końcu nie do zniesienia.

Kroniki mówią:

...nie mieli co jeść, zaledwie niewielkie racje..."


Fragment książki: Manuel Fernández Alvarez "Izabela Katolicka" s. 251

"...We wrześniu emir zaczął jednak ignorować zdanie matki, bo sytuacja stawała się coraz poważniejsza, a nie było perspektyw, by mogła się zmienić. Santa Fé było już od wielu dni gotowe – zbliżająca się zima dla armii Ferdynanda nie stanowiła żadnego problemu. Boabdil coraz częściej przypominał sobie, że kiedyś był sojusznikiem monarchów i w przeszłości król i królowa – dla dobra sprawy – dość łatwo puszczali w niepamięć wiarołomstwa, których się dopuszczał. Dlaczego by jeszcze raz nie spróbować?

W październiku za pośrednictwem wezyra Abdula Cazima Abdelmalika Gonzalo Fernández de Córdoba otrzymał wiadomość, że Boabdil chce negocjować. „Ale w największej tajemnicy, bo jeśli wiadomość na ten temat wydostanie się na zewnątrz, może dojść do przewrotu pałacowego, takiego samego jak ten, który dwukrotnie do władzy wyniósł Boabdila. Jest w Grenadzie bowiem wielu takich, którzy są przekonani, że lada dzień dotrze do nich odsiecz z Afryki”

Rezultat był taki, że „mimo gniewu i wściekłości wojowniczej matki Boabdil w końcu ustąpił. 25 listopada, kiedy w górach Sierra Nevada spadł pierwszy śnieg, mauretański władca zgodził się w ciągu sześćdziesięciu pięciu dni przekazać Grenadę w ręce Izabeli i Ferdynanda. Miało to nastąpić pod koniec stycznia”

Do ostatniego dnia pertraktacji kością niezgody pozostawały warunki kapitulacji. By wyjść z impasu, posłużono się wzorem, który wypracowano podczas przejmowania Baezy. Na mocy wynegocjowanego porozumienia muzułmanie z Andaluzji mieli prawo pozostać w swoich domach, zachować swoją własność i podlegać rygorom szariatu. W ciągu trzech następnych lat, jeśliby zechcieli, na koszt Korony mogli wyemigrować do Afryki Północnej. Wolno im było pozostać przy swojej wierze i nikt nie mógł ich na siłę nawracać. Musieli jednak uwolnić wszystkich przetrzymywanych chrześcijańskich jeńców i niewolników, których liczbę szacowano na około sześciuset. Boabdil, jako wasal Korony, miał otrzymać ziemię w rejonie Alpuhary, dokąd zamierzał się przenieść po opuszczeniu Grenady. Najpierw jednak, jako gwarantów porozumienia, musiał wysłać na chrześcijańską stronę czterystu zakładników, którzy dołączyli do jego małoletniego syna Alhadramyha, pozostającego w rękach chrześcijan od czasów ostatniego pojmania Boabdila. [...]

Niemal natychmiast sprawy zaczęły się komplikować. I to dokładnie w taki sposób, jak przewidział to Boabdil. Jak tylko wiadomości o rychłym zakończeniu oblężenia i o sposobie, w jaki ma do tego dojść, dotarły do mieszkańców Grenady, w mieście wybuchły zamieszki. Szczególne niezadowolenie wywołała informacja, że do Santa Fé mają zostać wysłani zakładnicy, i to w tak wielkiej liczbie! Widmo obalenia Boabdila i podpalenia miasta, w tym Alhambry, stało się jak najbardziej realne.

Przymierający głodem mieszkańcy Grenady, którzy byli uradowani z takiego obrotu sprawy, nie mieli już sił, by okazywać zadowolenie. Natomiast ci, którzy byli zdecydowani kontynuować walkę za wszelką cenę, w swej desperacji nie chcieli cofnąć się przed niczym. W tej sytuacji Boabdil zdecydował się – inaczej, niż zamierzał – przyspieszyć przekazanie miasta Ferdynandowi i Izabeli.

Prawdę mówiąc, zmiana ta następowała już po raz drugi. Pierwotnie bowiem do przekazania miasta miało dojść dopiero w lutym 1492 roku. Boabdil postanowił jednak, że należy do tego doprowadzić już 6 stycznia. Teraz przyspieszył to jeszcze raz – na 2 stycznia. Ale i tego było mało. Wraz z zakładnikami „Mały” posłał Ferdynandowi informację, że w nocy poprzedzającej ten dzień należy podjąć dodatkowe środki ostrożności: do Grenady miano wysłać niewielki oddział wojska pod sprawdzonym dowództwem, aby – zanim dojdzie do oficjalnego przekazania kluczy – przynajmniej częściowo opanować miasto od wewnątrz i nie dopuścić do wybuchu rewolty.

Monarchowie podchwycili ten pomysł. Zdawali sobie sprawę, że jeśli taka propozycja padła z ust Boabdila, musiał on rzeczywiście czuć się przyparty do muru. Izabela i Ferdynand nie chcieli, by ostateczne zwycięstwo, które było tuż-tuż, w ostatniej chwili wymknęło im się z rąk. Był 1 stycznia 1492 roku; trzeba było działać natychmiast. Bez jakiejkolwiek zwłoki na dowódcę nocnego desantu wyznaczono Gutierre’a de Cárdenasa. [...]

Żeby odwrócić uwagę mauretańskich straży, do Boabdila (o co sam poprosił) akurat wtedy udał się Gonzalo Fernández de Córdoba. Oficjalnie ogłoszono, że jeszcze ustala z „Małym” ostatnie szczegóły mającego nazajutrz nastąpić przekazania kluczy do miasta. Choć te, tak naprawdę, od wielu godzin były już ustalone.

„Oddział wszedł do miasta w największej tajemnicy – pisze Álvarez. – Podszedł do twierdzy Alhambry i opanował wszystkie [jej] baszty i mury. Aby operacja była skuteczna, musiała wykonać ją grupa zbrojna na tyle liczna, aby zapewnić obronę murów Alhambry na całym obwodzie, na wypadek gdyby doszło do powstania ludności protestującej przeciwko oddaniu miasta. W ogólnych zarysach [znamy] skład wyprawy dowodzonej przez wielkiego komandora Leónu, Guttiere’a de Cárdenasa: kilku dowódców na czele gwardii, strzelców, kuszników i kopijników. Wyruszyli z obozu po północy i bocznymi drogami przedostali się przed brzaskiem do Alhambry”

W wieży Comares, po zakończeniu rozmowy z Fernándezem de Córdobą, oczekiwał na nich Boabdil. Wielkiemu komandorowi przekazał klucze i opuścił Alhambrę.

Potem nastąpiły „bardzo wzruszające chwile – czytamy dalej. – Wszyscy [biorący udział w akcji] byli świadomi, że [w tym momencie wojna tak naprawdę się skończyła i że] doprowadzili do końca dzieło, które daleko wykracza poza wymiar ich życia, że nawiązują do ogromnego, znojnego i wielowiekowego dzieła rekonkwisty. Wielki komandor Leónu natychmiast rozwinął swoje siły na całej długości murów i uwolnił więzionych tam chrześcijańskich jeńców”. Grenada była w tamtej chwili de facto zdobyta, choć – pogrążona we śnie – nic jeszcze o tym nie wiedziała.

Zabezpieczywszy Alhambrę, Gutierre de Cárdenas rozkazał swym ludziom trzykrotnie wystrzelić z działa: był to sygnał dla króla i królowej, że nocna misja zakończyła się sukcesem: „Alhambra została opanowana i nic jej nie grozi”. Bez ryzyka można było przystąpić do wcielania oficjalnej części porozumienia zawartego z Boabdilem. Nawet jeśli ktoś w Grenadzie chciałby podnieść bunt, ukryci tam chrześcijanie byli w stanie zdusić go w zarodku.[...]

Potem wielki komendant wysłał do królewskiej pary posłańca, który udał się do Nich tą samą drogą, którą oni tu przybyli, a ten przekazał im, że jak tylko będzie to możliwe, do Alhambry powinien udać się hrabia Tendilli, i że w sali obok, w Alhambrze, udało się odkryć wiele chrześcijańskich sztandarów, które Maurowie przez lata musieli zdobywać w walkach, a także – że – jak hrabia Tendilli już przybędzie – wystawi się je w takim miejscu, żeby było je dobrze widać, a także ustawi się krzyż, a na wieżach Alhambry zawiesi się dwa proporce – proporzec królewski i proporzec Świętego Jakuba. Tak żeby zobaczyli to jedni i drudzy. I Maurowie, i chrześcijanie. Pierwsi, żeby widzieli, kto wygrał długą wojnę; a drudzy – żeby byli szczęśliwi i dumni, że to im boska opatrzność sprzyjała i doprowadziła ich do ostatniego tryumfu.

Tak też się stało. Przybyli hrabia Tendilli [czyli Iñigo de Mendoza – R.W.] wraz z innymi kapitanami i postawili krzyż, i zawiesili proporce na dwóch wysokich wieżach w Alhambrze, żeby zewsząd były widoczne, tak dla chrześcijan, jak i dla Maurów. A wszyscy byli bardzo pięknie odziani – nie brakowało ani jedwabiu, ani koronek, ani brokatu. Wtedy też monarchowie zbliżyli się do murów miasta, a naprzeciw im wyszedł zasiadający na koniu mauretański król w asyście osiemdziesięciu, a może stu jeźdźców. Chciał on zsiąść z konia, żeby ucałować dłoń Króla, ale Król mu na to nie pozwolił. Zaraz potem przyprowadzono syna mauretańskiego władcy, który w tym momencie przestawał być królem. Jego syn, który przez długi czas mieszkał na dworze i był zakładnikiem, także właśnie przestawał nim być. Wszystko w jednej chwili się zmieniało – białe stawało się czarne, a czarne – białe. Świat w całej swojej historii czegoś takiego jeszcze nie widział, a wszystko przez prosty, ale jakże doniosły fakt, że wojna właśnie się skończyła..."


Fragment książki: Roman Warszewski "Grenada 1492" Część 4 Rozdział 13

Szukaj:


Strona główna Władcy Ważne bitwy Polityka prywatności Antykwariat Księga gości