Gurgandż
1220-1221

"...Ucieczka rodziny Muhammada II i perspektywa otoczenia przez Mongołów doprowadziły wreszcie do sytuacji, w której obrońcy miasta Gurgandż zdecydowali się powierzyć misję obrony grodu jednemu dowódcy. Kiedy dotychczasowy władca imperium opuścił swoich poddanych, nowym sułtanem obwołano jednego z generałów — Khumara Tegina. Czyngis-chan wiedział, że Dżocziemu nie uda się w pojedynkę zdobyć tego wielkiego i dobrze ufortyfikowanego miasta. Dlatego rozkazał, by pod Gurgandż udali się także Czagataj i Ógodej. Zadanie nie było łatwe, a operację utrudniały dodatkowo bagna, które stanowiły element systemu obrony miasta. Co więcej, w najbliższej okolicy nie było kamieni do katapult, dlatego napastnicy wycinali wielkie drzewa i używali ich w roli pocisków. Siła armii oblegającej miasto zrobiła tak wielkie wrażenie na nowym dowódcy obrony, że Khumar Tegin pewnego dnia najzwyczajniej poddał się Mongołom. Po kilku dniach Mongołom udało się wedrzeć do miasta, lecz mieszkańcy w dalszym ciągu stawiali zacięty opór. Straty z obu stron były bardzo wysokie. Mongołowie przejmowali kolejne kwartały, ale działo się to bardzo powoli. Za brak postępów winiono głównie Dżocziego, który liczył, że uda się przejąć miasto nie dokonując zbyt wielkich zniszczeń. Dlaczego? Gurgandż miało leżeć w granicach jego ułusu. Dżoczi kilkakrotnie wzywał obrońców do poddania się, przekonując ich, że tylko w ten sposób zapobiegną całkowitej destrukcji rodzinnego miasta. Ciągłe pertraktacje prowadzone przez Dżocziego rozzłościły Czagataja. To doprowadziło do poważnej kłótni pomiędzy braćmi, która nie przeszła niezauważona. Kiedy o całej sytuacji dowiedział się Czyngis-chan, postanowił interweniować, przekazując Ógodejowi dowodzenie nad wojskami szturmującymi Gurgandż. Ten bez zwłoki i ż wigorem zabrał się do nadrobienia straconego czasu. Zdesperowani mieszkańcy miasta, kobiety, dzieci i starcy dzielnie walczyli, broniąc każdej dzielnicy. Wreszcie, kiedy sytuacja stała się zupełnie beznadziejna, wyczerpani zaproponowali poddanie miasta prosząc o łaskę. Jednak było już dla nich za późno i Dżoczi nie mógł nic zrobić, by spełnić swoje wcześniejsze obietnice. Miasto upadło w kwietniu 1221 roku. Gurgandż podzielił los innych miast Transoksanii, brutalnie potraktowanych przez triumfujących Mongołów. Duża liczba rzemieślników została wysłana do Mongolii, dzieci i młode kobiety wzięto w jasyr, a resztę mieszkańców zgładzono. Tym razem jednak splądrowane i wypalone miasto czekała jeszcze jedna klęska. Pękła pobliska tama na Amu-darii. Nie wiadomo do końca, czy był to przypadek, czy też celowe działanie rozwścieczonych długim oblężeniem Mongołów. Pewny jest tylko efekt działania niszczycielskiej siły wody — część miasta została całkowicie zalana, a wielu z tych, którym udało się jakimś cudem przeżyć wcześniejszą masakrę, teraz utonęło..."


Fragment książki: Leo de Hartog "CZYNGIS-CHAN" s. 132-133

"...Tymczasem mongolscy książęta otoczyli wielkie miasto Gurgandż, później (i dziś) znane jako Urgencz. Pod koniec 1220 roku z północy nadszedł Dżoczi, zdobywca pół tuzina mniejszych miast. Od południowego wschodu nadciągali Czagadaj i Ogedej, wspierani przez Borczu z osobistą gwardią Czyngisa. Razem stanowili siłę 100 000 ludzi; za małą jednak, by przestraszyć mieszkańców, którzy wdali się w trwającą co najmniej pięć miesięcy bitwę. Był to najcięższy bój Mongołów. Tutaj, na bagnistych brzegach Amu-darii, brakowało kamieni do katapult, więc Mongołowie wycinali drzewa morwowe i używali ich jako amunicji. Więźniowie, jak zwykle, musieli wypełniać fosę, a potem podkopywać mury. Kiedy mury padły, Mongołowie zdobywali w mieście ulicę po ulicy, po drodze podpalając domy płonącą naftą. Gdy postęp okazał się zbyt powolny, Mongołowie starali się zatopić miasto, zmieniając bieg rzeki. Próba zakończyła się katastrofą, gdyż miejscowi zaskoczyli i zabili 3000 Mongołów pracujących przy tamie. Kiedy na początku 1221 roku nadeszło zwycięstwo, Mongołowie nic mieli litości. Ludzi o przydatnych umiejętnościach — około 100 000 - wzięto do niewoli, reszta została wyrżnięta. Dżuwejni pisze o 50 000 wojowników, z których każdy zabił 24 osoby. Daje to 1 200 000 ofiar..."


Fragment książki: John Man "CZYNGIS-CHAN" s. 130

Szukaj:


Strona główna Władcy Ważne bitwy Polityka prywatności Antykwariat Księga gości