|
"...Latem ruszyła potężna wyprawa na Wielkopolskę, na którą ściągnął Konrad posiłki ruskie, uzyskane od książąt włodzimierskich, Daniela i Wasylka. Obydwaj książęta osobiście wzięli udział w ekspedycji u boku Konrada. Dzięki Latopisowi Wołyńskiemu mamy bardzo plastyczny opis wyprawy zupełnie nieodnotowanej w polskich rocznikach. [...]
Główne siły Konrada obległy Kalisz, stanowiący jeden z najważniejszych punktów oparcia Laskonogiego; sam książę wielkopolski nie był tam jednak obecny, zajęty zapewne walkami z Odonicem na północy. Zachodzi pytanie, czy wyprawa Konrada była uzgodniona z juniorem wielkopolskim? Myśl o przymierzu Konrada ze sprawcą śmierci jego brata, Odonicem, tak wyraźnie napiętnowanym w ówczesnej opinii publicznej, wyrażonej przez źródła śląskie i małopolskie, wydaje się nieprawdopodobna. Ponieważ jednak w dwa lata później łączyły obu książąt bliskie stosunki, należy się liczyć z tym, że zadzierzgnięto je w decydującej dla obu chwili - w czasie kampanii 1229 roku. Łup po Laskonogim miał zostać podzielony: Wielkopolska dla Odonica, Małopolska dla Konrada.
Podczas gdy Konrad oblegał Kalisz, Rusini zaatakowali Starogród wielkopolski i wpadli na Śląsk, gdzie usiłowali uderzyć na Milicz. Skończyło się na szerokim spustoszeniu kraju aż po wsie podwrocławskie, skąd łupy i brańców przeprowadzono pod Kalisz. Wynika stąd, że mimo uwięzienia Henryka Brodatego Śląsk trwał w stanie wojny z Konradem. Źródła śląskie wspominają o wiecu, zwołanym przez Henryka Pobożnego na wieść o uwięzieniu ojca, i o przygotowaniach do wyprawy odwetowej, ale nie wiadomo, kiedy te przygotowania miały miejsce. Szybki odwrót Rusinów spod Wrocławia świadczy, że musieli tam napotkać opór.
Oblężenie Kalisza nie przyniosło sukcesu. Ulewne deszcze zmieniły podmokłą dolinę Prosny, nad którą wznosił się gród, w jedno wielkie trzęsawisko, trudne do sforsowania przez szturmujących wojów. Wprawdzie Rusini znaleźli stosunkowo dogodne podejście, dzięki któremu udało im się podpalić bramę, ale szturm się nie udał.
Kiedy Pakosław Stary i Mściwój zapośredniczyli rokowania, Rusini zdecydowali się odstąpić po otrzymaniu od Kalisza okupu. Rusini wrócili do siebie, a Konrad znowu nie uzyskał decydującego sukcesu..."
Fragment książki: Benedykt Zientara "HENRYK BRODATY I JEGO CZASY" s. 299-301
"...Według imponująco szczegółowego opowiadania źródła w noc po przybyciu pod Kalisz spadł wielki deszcz. Na następny dzień, widząc brak oporu ze strony zaatakowanych, Rusini ruszyli na odległe około 60 km Milicz i Starygród. Po spustoszeniu okolic tych grodów, z dużymi łupami powrócili pod Kalisz. Ta ciekawa informacja doskonale poświadcza ówczesny układ sojuszy. Milicz leżał już na terenie księstwa wrocławskiego. Tak więc celem ataku okazało się nie tylko państwo Władysława Laskonogiego, lecz również posiadłości Henryka Brodatego. [...]
Gdy wojska ruskie powróciły ze znacznymi łupami pod Kalisz Konrad postanowił zorganizować szturm na gród. Liczył on właśnie głównie na zaangażowanie sił Romanowiczów, bowiem - jak wyraźnie opowiada latopis - jego właśni ludzie nie chcieli się bić. W rezultacie, dzień po powrocie z najazdu na pogranicze wielkopolsko - śląskie zapadła decyzja o szturmie. Daniel i Wasylko zdecydowali, że osobiście uderzą na główną bramę grodu. Wojewodzie Mirosławowi nakazali zaś uderzyć od tyłu. Inne pułki miały obchodzić umocnienia i szukać odpowiedniego miejsca do ataku. Rozpoczął się szturm, który przebiegał w sposób chaotyczny ze względu na niekorzystne dla atakujących warunki. Przedpole grodu nie dość, że było częściowo oblane wodą i podtopione (pamiętajmy, że w momencie nadejścia pod Kalisz wojsk koalicyjnych padał wielki deszcz), to na dodatek porośnięte łoziną i wierzbami, uniemożliwiającymi kontakt wzrokowy pomiędzy poszczególnymi oddziałami szturmowymi. W rezultacie atakowały one wały w różnym czasie, pozwalając obrońcom na wytchnienie i przerzucanie sił na najbardziej zagrożone odcinki. Do ostrej walki doszło pod główną bramą Kalisza. Dowodzonym przez Daniela i Wasylka Rusinom udało się nawet podpalić żuraw służący do podnoszenia mostu zwodzonego, sam most i grodzkie wrota, które obrońcy z trudem ugasili. Napastnicy nie zdołali jednak w końcu sforsować zaciekle bronionych umocnień. Powstrzymał ich głównie grad kamieni wyrzucanych przez kaliskich wojów. Ostatecznie, Rusini odstąpiwszy spod wałów ograniczyli się w drugiej fazie ataku do ostrzeliwania obrońców. Według słów Kroniki halicko-wołyńskiej w jego rezultacie zranionych zostało 160 kaliszan. Do wieczora walki w końcu wygasły. Gdy Daniel i Wasylko wrócili do namiotów, przybył do nich bojar Stanisław Mikulicz z informacją, że jego oddział podczas szturmu natrafił na odcinek, gdzie nie ma wody i wysokiego wału. Zaintrygowany Daniel wsiadł na konia i pojechał obejrzeć to miejsce. Oceniwszy jego strategiczne znaczenie ruszył do Konrada. Opowiadając o znalezionym słabym punkcie w systemie obronnym Kalisza powiedział księciu mazowieckiemu, że gdyby o nim wiedział wcześniej, zdołałby zdobyć gród już pierwszym szturmem. Uradowany Konrad zaproponował, by Rusini ponownie zaatakowali nazajutrz. Daniel zgodził się. Na jego rozkaz od rana ruscy wojowie zaczęli wyrąbywać znajdujące się wokół Kalisza lasy (i zarośla) przygotowując się do ponownego uderzenia. Według słów Kroniki halicko-wołyńskiej, zaniepokojeni obrońcy widząc to nie ośmielili się prowadzić ostrzału oblegających, co więcej, zwrócili się do nich z prośbą o przysłanie na rozmowy dwóch małopolskich możnych towarzyszących Konradowi, Pakosława i Mściwoja. Książę mazowiecki zgodził się na rozpoczęcie rokowań..."
Fragment książki: Dariusz Dąbrowski "DANIEL ROMANOWICZ" s. 150-153
|
|