|
"...Jego siłom brakowało machin oblężniczych, a w porównaniu ze standardami poprzedniej kampanii brakowało mu też ludzi. Al-Adil wrócił do Jerozolimy, Al-Afdal najwyraźniej został w Akrze, Keukburi zamierzał odbyć pielgrzymkę, Usman wyjechał do Egiptu, a wielu emirów strzegło zamków frankijskich. W zachodnich źródłach podano, że walki zaczęły się w drugim tygodniu listopada, lecz sam Saladyn zatrzymał się przez prawie całe dwa tygodnie nad tym, co Imad ad-Din zwie „rzeką"; przypuszczalnie chodzi o Nahr al-Mansurę, 10 km na południe od Tyru. Kiedy już dysponował machinami, 23 listopada wyruszył do obozu, znajdującego się najprawdopodobniej przy Tali Maszuk, na wschód od grobli i w odległości 2,5 km od murów miasta. W tym czasie przybył tam Az-Zahir z wojskami z Aleppo i Saladyn próbował przypuścić szturm. Grobla miała szerokość około 600 m przy końcu zachodnim i początkowo muzułmanie zostali wystawieni na skrzydłowy ogień z przycumowanych wzdłuż niej statków frankijskich. Saladyn wezwał dziesięć swoich statków z Akry, inne zaś przybyły z Bejrutu oraz Dżubajlu, i razem zmusiły Franków do trzymania się nadbrzeża. [...]
Al-Afdal przybył teraz z Akry, a Al-Adil dotarł tam 8 grudnia. W drugim liście Al-Fadil skomentował nadejście posiłków i dodał, że jeśli Bóg zechce, armia wkrótce odzyska wcześniejszą potęgę. Następnie zapytał, jak Imad ad-Din zdołał pisać listy mimo nieustannych deszczów i czy ulewy nie zaszkodziły jego zwierzętom i namiotom. W istocie stan ducha nie był w armii najlepszy. Panowała zimna i wilgotna pogoda, a jak nadmienia Imad ad-Din, muzułmanie przyzwyczaili się do łatwych zwycięstw. W Tyrze zostali zmuszeni do porzucenia „przyjemnego życia, do którego przywykli", i zamiast żyć z plądrowania, wydawali własne pieniądze na żywność i paszę.[...]
Rozczarowania dyplomatycznego nie zrównoważył żaden postęp w oblężeniu. Al-Fadil stwierdził jedynie, że trudności podwajają oczekiwaną nagrodę w niebiosach, i nie pozwolił, aby zwracać się do Saladyna z prośbami o wsparcie dla pojedynczych Egipcjan lub Syryjczyków, gdyż: „jałmużna i podarki zjawiają się w czasie radości". W tym momencie Konrad dokonał mistrzowskiego posunięcia. Muzułmanie wykorzystywali pięć galer do nocnej blokady portu. Konrad zgromadził siły, które w liście do króla Anglii, Henryka II, oszacował na siedemnaście galer i dziesięć małych stateczków, a o świcie 30 grudnia ta flota wypłynęła i zaatakowała blokujących. Jak pisze Imad ad-Din, muzułmanie czuwali przez całą noc, lecz o świcie zasnęli, a obudzili się dopiero wtedy, gdy Frankowie wdarli się na pokłady. Część muzułmanów wyskoczyła za burtę, lecz pozostałych wzięto do niewoli, w tym dwóch głównych oficerów floty. Reszta muzułmańskich statków, uznana za zbyt słabą, aby dać odpór Frankom, otrzymała rozkaz powrotu do Bejrutu. [...]
Chociaż pod względem wyposażenia muzułmanie nie ponieśli wielkiej straty, była to jednak pierwsza znacząca porażka Saladyna od czasu bitwy pod Hittinem. Jego rada wojenna namawiała go do odwrotu, a Imad ad-Din zacytował, co powiedział jeden z emirów do drugiego: „Byliśmy tutaj długo, a cel pozostaje poza naszym zasięgiem. Nasi ludzie zginęli lub są ranni, a fundusze stopniały". Saladyn odparł: „Inne fortece i zamki, które oni [Frankowie] dzierżą, graniczą z naszymi ziemiami w głębi lądu i z łatwością je zajmiemy, kiedy ich garnizony stracą nadzieję na uzyskanie pomocy od strony morza. Jeśli teraz cofniemy się i rozproszymy, kiedyż w takim razie zbierzemy się ponownie i wrócimy?"
Saladyn przesadzał, gdyż skoro Frankowie nadal kontrolowali Trypolis oraz porty północne, to nawet upadek Tyru nie zdołałby odciąć posiłków dostarczanych im drogą morską, lecz dowiódłby ostatecznie, że Frankowie nie są już w stanie dłużej utrzymać nawet najlepiej obwarowanego miejsca. Jednakże armii muzułmańskiej nie sposób było zmusić do walki. Saladyn próbował kupić jej entuzjazm, rozdając pieniądze, a pod koniec grudnia wysłał do Akry 1000 dinarów, by zdobyć rekrutów. Jednak jego hojność ograniczał brak funduszy, a Ibn al-Asir zauważył, że zamożni emirowie chcieli się wycofać między innymi z obawy, aby Saladyn nie napełnił swoich skarbców, pożyczając od nich pieniądze. Wierni stronnicy z Aleppo, Tuman i Izz ad-Din Dżurdik, a także Dija ad-Din Isa, głosowali podobno za pozostaniem, lecz najlepszym wyjściem dla Saladyna okazało się pójście na kompromis, czyli rozpoczęcie końcowego, zmasowanego szturmu.
Zachodnie źródła podają, że przystąpił do niego natychmiast po utracie statków, a źródła arabskie potwierdzają, że szturm miał miejsce 30 lub 31 grudnia. Armia przekroczyła groblę i atakowała kolejnymi falami, a w pościgu za Frankami konnica brnęła niekiedy w morze. Jednakże mimo całego tego wysiłku „dzień nie skończył się zwycięstwem, a żołnierze szemrali przez całą noc". Imad ad-Din był pewien, że po serii takich ataków miasto w końcu ulegnie, lecz skony do odjazdu emirowie uznali, że pojedyncze odparcie ataku wystarczy, aby zakończyć oblężenie. Saladyn wycofał się do swojego wcześniejszego obozu nad rzeką 1 stycznia 1188 roku, a armia zaczęła się rozchodzić. Ibn al-Asir napisał: „Taki był zwyczaj Saladyna. Kiedy miasto mu się opierało, on nużył się nim oraz oblężeniem i odjeżdżał". Ibn al-Asir dopuścił możliwość, że to armia nie chciała zostać, lecz ciągnął dalej: „Winę za wszystko można zrzucić jedynie na Saladyna, gdyż właśnie on sprawił, że wojska Franków znalazły się w Tyrze, i wsparł je pieniędzmi i ludźmi z Akry, Askalonu i Jerozolimy". Po części ta krytyka była niesprawiedliwa, gdyż zagwarantowane Frankom warunki kapitulacji oszczędziły muzułmanom zarówno ludzi, jak i czasu. Błąd Saladyna polegał, jak się wydaje, na tym, że nie zaatakował Tyru uprzednio, a jego prawdziwym problemem była nikła kontrola nad armią. Nie ma sensu zgadywać, co mogłoby się zdarzyć, gdyby postanowił pozostać..."
Fragment książki: M. C. Lyons D. E. Jackson "SALADYN" s. 315-320
|
|