Konstantynopol 1453

"...Na apel cesarza odpowiedziały jednak jednostki gotowe walczyć za Konstantynopol i chrześcijaństwo. Wenecka kolonia w stolicy cesarstwa zaoferowała swoje pełne poparcie. Podczas narady, w której obok cesarza i jego Rady wziął udział kardynał Izydor, wenecki burmistrz Girolamo Minotto zobowiązał się do wzięcia udziału w obronie miasta. Zapewniał, że dopilnuje, aby żaden statek wenecki nie opuścił Konstantynopola bez zezwolenia. Gabriele Trevisano i Alviso Diedo. kapitanowie weneckich statków handlowych powracający z Morza Czarnego, obiecali pozostać i wziąć udział w walce. W sumie 6 statków weneckich z. Konstantynopola i 3 weneckie okręty z Krety zatrzymano za zgodą załóg w porcie i uzbrojono. Wśród ochotników nie zabrakło takie Genueńczyków. Kolonia katalońska zorganizowała pod wodzą swojego konsula Pere Julia oddział katalońskich żeglarzy.

Nocą 26 lutego 6 statków z Krety i 1 z Wenecji przez Złoty Róg wypłynęło na morze z 700 Włochami na pokładzie co znacznie osłabiło siły obrońców.Byli to jedyni uciekinierzy.

W momencie rozpoczęcia oblężenia 29 okrętów, nie licząc małych łodzi, przystosowano do obrony Złotego Rogu. 5 okrętów było weneckich. 5 genueńskich. 3 kreteńskie. 1 pochodził z Ankony, 1 z Katalonii, 1 z Prowansji, a 10 należało do cesarza. Niemal wszystkie miały wysokie pokłady i zależne były od żagli.

W okresie, gdy Turcy maszerowali przez Trację. Konstantyn zarządził spis mężczyzn zdolnych do noszenia broni. Okazało się wówczas, że do walki można użyć 4983 Greków i niecałe 2000 cudzoziemców. Cesarz, przerażony tymi liczbami, zabronił ogłaszania wyników spisu61. Otoczone ponad dwudziestokilometrowymi murami miasto miało być bronione przez 7000 ludzi. [...]

2 kwietnia pierwszy turecki oddział pojawił się w okolicach Konstantynopola. Natychmiast go zaatakowano i zadano mu straty, ale pojawiające się kolejne oddziały zmusiły grupę wypadową do wycofania się do miasta. Na wieść o podejściu Turków cesarz rozkazał zniszczyć most na fosie i zamknąć wszystkie bramy. Rozciągnięto także zaporę ciągnącą się od wejścia do portu na Złotym Rogu z wieży Eugeniusza poniżej Akropolu do wieży w nadbrzeżnych murach Pery. Łańcuch stanowiący zaporę podtrzymywany był przez drewniane tratwy.

W czwartek 5 kwietnia sułtan Mehmed stanął pod murami Konstantynopola z całą armią turecką. Początkowo rozbił obóz 2,5 km od miasta, ale następnego dnia wojska podeszły bliżej murów.

Konstantynopol zajmował półwysep o kształcie przypominającym trójkąt o bokach nieco wygiętych. Mur obronny na lądzie biegł od dzielnicy Blachernae nad Złotym Rogiem aż do dzielnicy Studion nad morzem Marmara. Liczył 6.5 km długości. Mury wzdłuż Złotego Rogu ciągnęły się przez 5.5 km i biegły wklęsłym łukiem z Blachernae do cypla Akropolis. Od Akropolu do dzielnicy Studion mury ciągnęły się na odległość 9 km. okrążając tępy wierzchołek półwyspu leżący na wprost wejścia do Bosforu, by lekko wklęsłym łukiem ciągnąć się wzdłuż morza Marmara, i dochodziły do dzielnicy Studion. Mury wzdłuż morza Marmara i Złotego Rogu były pojedyncze; nad morzem Marmara wyrastały wprost z wody. Jedenaście bram otwierało się wprost na morze. Ulokowano tutaj dwie małe ufortyfikowane przystanie, gdzie mogły cumować niewielkie statki, gdyby nie były w stanie okrążyć cypla i upłynąć na Złoty Róg. Wzdłuż Złotego Rogu ulokowane były przybrzeżne magazyny; wiodło do nich 16 bram. Na zachodnim krańcu przybrzeża Jan Kantakuzen. by wzmocnić obronność dzielnicy Blachemae. wykopał fosę biegnącą bezpośrednio pod murem. Mury nadmorskie były w dobrym stanie. Przystęp do murów wzdłuż morza Marmara utrudniony był przez mielizny i rafy. Atak od strony Złotego Rogu mógł być możliwy dopiero po zdobyciu kontroli nad portem — ze względu na szybki prąd.

Głównego uderzenia chrześcijanie spodziewali się od strony lądu. Na północy dzielnica Blachernae wyraźnie wychodziła poza główną linię obrony. Dzielnica pierwotnie była przedmieściem, ale w VII w. otoczono ją pojedynczym murem. Naprawiano go w IX i XII w. i wzmocniono fortyfikacjami pałacu cesarskiego Manuela I. Dzielnicę w dolnej części chroniła fosa. która biegła wzdłuż muru, dochodząc od Złotego Rogu do miejsca, gdzie zaczynało się strome wzniesienie, po którym wspinał się mur, by po skręcie pod kątem prostym spotkać się z główną linią murów. Przez mur do dzielnicy można było wejść dwiema bramami zwanymi Caligaria i Blachernae i małą furtką zwaną Kerkoporta. ulokowaną w kącie, gdzie mur łączył się ze starym murem Teodozjusza.

Potrójny mur Teodozjusza biegł od tego punktu aż do morza Marmara. Na zewnątrz znajdował się głęboki rów szeroki na 18 metrów, którego odcinki mogły być zalane wodą. Wewnątrz rowu wznosił się parapet z blankami, w którym było przejście o szerokości 12-15 metrów, zwane Períbolos, ciągnące się wzdłuż całej długości murów.

Nieco dalej wznosił się mur nazywany murem zewnętrznym. sięgający 7,5 m wysokości, z kwadratowymi wieżami umieszczonymi w odstępach od 45 do 90 metrów Za murem zewnętrznym rozciągał się kolejny odstęp zwany Parateichion o szerokości 12-18 metrów. Za nim wznosił się mur wewnętrzny sięgający 12 metrów wysokości z wieżami kwadratowymi i okrągłymi, wznoszącymi się do 18 metrów. Wieże były tak rozstawione, że pokrywały odstępy między wieżami w murze zewnętrznym.

Mur Teodozjusza był zaopatrzony w bramy, przy czym z części z nich korzystała ludność cywilna, z innych jedynie wojsko. Od strony morza Marmara pierwszym wejściem była mała furta. Następnie, kierując się na północ, dochodziło się do Złotej Bramy, nazywanej także Pierwszą Bramą Wojskową. Brama ta tradycyjnie używana była przez cesarza, kiedy wjeżdżał do miasta. Kolejną była Druga Brama Wojskowa, następną cywilna brama Pegae. a za nią Trzecia Brama Wojskowa. Tutaj teren wznosił się aż do bramy Rhegium i kolejnej Czwartej Bramy Wojskowej. W najwyższym punkcie wzniesienia znajdowała się następna brama św. Kyriaka. zwana czasami Wojskową Bramą św. Romana, mylona często przez pisarzy opisujących oblężenie z cywilną bramą św. Romana. Kolejną bramą była brama Charyzjusza. Odcinek murów górujący nad doliną Lykos nazywano Mesoteichion. Odcinek murów biegnący wzdłuż grzbietu od bramy Xlokerkon, tuż przed połączeniem z murem Blachernae, znany był jako Myriandrion.

Giustiniani i cesarz ze względu na niewielką ilość wojska, wykorzystując doświadczenia z roku 1422, kiedy to Turcy oblegali Konstantynopol, zdecydowali się skupić na obronie muru zewnętrznego. Szkody w umocnieniach z 1422 r. zdołano już usunąć.

5 kwietnia Grecy i Włosi zajęli swoje stanowiska. Cesarz ze swoimi najlepszymi greckimi wojskami zajął stanowisko na Mesoteichion. gdzie mury biegły przez dolinę Lykos. Na prawo od cesarza stanął przy bramie Charyzjusza i na Myriandrionie Giustiniani z Genueńczykami. Kiedy zorientowano się, że Mehmed skupi swoje wysiłki na Mesoteichionie. Giustiniani przybliżył się do cesarza, a rejon Myriandrionu przejęli ze swoimi ludźmi bracia Bocchiardi. Wenecki burmistrz Minotto obsadził pałac cesarski w Blachernae; natychmiast przystąpił do oczyszczania i napełniania wodą fosy. Teodoro Caristo. również Wenecjanin, pilnował odcinka murów pomiędzy bramą Kaligaryjską i murem Teodozjusza. Bracia Langasco z arcybiskupem Leonardem zajęli stanowiska za fosą wpadającą do Złotego Rogu.

Pozycje na lewo od cesarza ząjął Cattaneo z oddziałami genueńskimi. Za nimi stał Teofil Paleolog z wojskami greckimi strzegącymi bramy Pegae. Odcinka murów od bramy Pegae do Złotej Bramy strzegł Wenecjanin Filippo Contarini. Złotej Bramy bronił Genueńczyk Manuel. Na lewo od Manuela aż do morza zajął stanowiska Demetrios Kantakuzen.

Zdecydowanie słabiej obsadzone były mury nadmorskie. Za Studios odpowiedzialny był Jacobo Contarini. Kolejnych murów, których zaatakowanie wydawało się mało prawdopodobne, strzegli greccy mnisi pełniący raczej rolę obserwatorów. Przy nich, strzegąc przystani Eleutherius, zajął stanowiska turecki książę Orchan. Wschodniego wybrzeża morza Marmara. pod Hipodromem i Starym Świętym Pałacem, bronili Katalończycy Pere Julia. Cypla Akropolis z 200 ludźmi strzegł kardynał Izydor. Brzegów Złotego Rogu bronili weneccy i genueńscy żeglarze dowodzeni przez Gabriela Trevisano. Alviso Diedo został dowódcą okrętów w porcie. Dwa oddziały rezerwowe umieszczono w mieście: pierwszy, dowodzony przez megaduksa Łukasza Notarasa. zaopatrzony w ruchome działa, stacjonował tuż za murami w dzielnicy Petra; drugi, dowodzony przez Nicefora Paleologia, znajdował się w pobliżu kościoła św. Apostołów na centralnym grzbiecie wzgórza.

10 statków wydzielono z floty i przeznaczono do obrony zapory: 5 z nich było genueńskich, 3 kreteńskie, 1 ankoński i 1 grecki. Dowództwo nad nimi objął Genueńczyk Soligo — ten sam, który zaporę umocował.

Obrońcy Konstantynopola zaopatrzeni byli w wystarczającą ilość strzał i oszczepów. Dysponowali katapultami miotającymi kamienie. W mieście było także kilka armat, ale okazały się one niemal bezużyteczne: brakowało do nich saletry. Szybko przekonano się również, że kiedy strzelano z nich z murów i wież, wstrząsy uszkadzały umocnienia. Żołnierze byli dobrze zaopatrzeni w zbroje, górując w jakości uzbrojenia ochronnego nad większością Turków.

Rankiem 6 kwietnia wojska muzułmańskie podeszły pod miasto. Sułtan wysłał korpus Zaganosa-paszy na północny brzeg Złotego Rogu, gdzie rozlokował się on na wzgórzach aż do Bosforu. W ten sposób odizolowano Perę, kontrolując Genueńczyków z koloni. Zaganos przystąpił na bagnistym gruncie przy końcu Złotego Rogu do budowy drogi mającej ułatwić komunikację korpusu z siłami głównymi.

Naprzeciw Konstantynopola od strony Złotego Rogu w górę wzgórza aż do bramy Charyzjusza rozlokowały się regularne oddziały europejskie pod dowództwem Karadży- -paszy. Wojska te wyposażone zostały w liczną ciężką artylerię, która została użyta do bombardowania pojedynczego muru dzielnicy Blachernae, a zwłaszcza narożnika, gdzie mur łączył się z murem Teodozjusza.

Od południowych zboczy doliny Lykos aż po morze Marmara stanęły regularne oddziały anatolijskie dowodzone przez Iszak-paszę, któremu został dodany do pomocy zaufany sułtana Mahmud-pasza.

Mehmed objął osobistą komendę w dolinie Lykos na wprost Mesoteichion. Miał przy sobie poza janczarami inne doborowe formacje tureckie i najlepszą część artylerii z największym działem Urbana włącznie.

Baszybuzuki obozowali różnymi grupami tuż za główną linią, gotowi w każdej chwili do przerzucenia tam, gdzie będą potrzebni.

Przed frontem swoich pozycji wzdłuż całej linii murów Turcy wykopali rów z parapetem ziemnym, na którego szczycie umieścili palisadę z drewna. Palisada wyposażona była w liczne furtki.

Turecka flota dowodzona przez Baltoglu miała za zadanie zadbać, by do Konstantynopola nie dotarło drogą morską żadne zaopatrzenie. Patrolowano brzeg morza Marmara, by żadna łódź nie mogła zbliżyć się do małych przystani. Głównym zadaniem floty nie była jednak morska blokada Konstantynopola, lecz sforsowanie zapory broniącej Złotego Rogu. Baltoglu założył swoją kwaterę na Bosforze nieopodal nadbrzeża zwanego Podwójne Kolumny (Diplokion). Tam po dziesięciu dniach dołączyła do niego eskadra dużych okrętów anatolijskich wyposażona w ciężkie działa.

Konstantyn, pragnąc osłabić morale Turków, zaproponował Trevisanowi, by jego marynarze, ubrani w swoje charakterystyczne stroje, przedefiladowali wzdłuż całej długości murów, czyniąc na Turkach wrażenie, że wśród obrońców są także Wenecjanie. Na pomysł przystano z ochotą.

Mehmed zgodnie z wymaganiami islamu wysłał ostatnie poselstwo do miasta. Wzywał mieszkańców do poddania się, obiecując w zamian, że oszczędzi ludność i jej majątki. W razie odmowy groził, że będzie bezlitosny. Żądania sułtana odrzucono.

Po rozmieszczeniu dział Turcy 6 kwietnia rozpoczęli ostrzał miejskich murów. Wieczorem 7 kwietnia mur wokół bramy Charyzjusza został zrujnowany. Po zapadnięciu nocy w pośpiechu dokonywano napraw. Widząc rano nowe umocnienia, Mehmed postanowił zaczekać ze szturmem, aż sprowadzi większą liczbę dział. Tymczasem rozkazał swoim żołnierzom zapełnić fosę, tak by w późniejszym czasie, po pojawieniu się większej ilości dział, mogli bez problemów dokonać wyłomu. Turcy przystąpili również do prac minerskich.

Baltoglu 9 kwietnia po raz pierwszy zaatakował zaporę: odparty, postanowił zaczekać na eskadrę Morza Czarnego.

Mehmed, wykorzystując czas potrzebny do skruszenia przez artylerię murów Konstantynopola i zasypania fosy. zabrał z sobą najlepsze oddziały i postanowił opanować dwa zamki znajdujące się poza miastem i dotrzymujące wierności cesarzowi. Jeden znajdował się w Terapii na wzgórzu ponad Bosforem, drugi we wsi Studius blisko wybrzeży morza Marmara. Zamek w Terapii bronił się przez dwa dni. Kiedy artyleria zniszczyła mury, a większość obrońców zginęła, pozostali w liczbie 40 skapitulowali. Jeńców wbito na pale przed murami Konstantynopola, by pokazać obrońcom, jak sułtan traktuje tych, którzy mu się sprzeciwiają.

W tym samym czasie Baltoglu wyruszył, by zająć na morzu Marmara Wyspy Książęce. Poddały się one bez oporu z wyjątkiem Prinkipo, gdzie znajdowała się wieża wybudowana przez mnichów jako schronienie przed piratami. 30 obrońców wieży odmówiło poddania się. Mimo ostrzału artylerii grube mury kamienne nie kruszyły się; wobec tego Turcy zebrali chrust, słomę i siarkę, obkładając nimi wieżę, a następnie, kiedy zerwał się porywisty wiatr, podpalili łatwopalne materiały. Płomienie wkrótce ogarnęły całą wieżę. Większość obrońców spłonęła żywcem, a ci. którzy zdołali wydostać się z płomieni, zostali ujęci i zabici. Zlikwidowawszy garnizon. Baltoglu spędził mieszkańców wyspy i wszystkich sprzedał w niewolę.

11 kwietnia Mehmed. wróciwszy pod Konstantynopol, osobiście kierował ustawianiem ciężkich dział. Następnego dnia rozpoczął się trwający sześć tygodni ciągły ostrzał miasta. Turcy mieli duże problemy z utrzymywaniem armat na stanowiskach. Z powodu deszczów działa spadały z platform wykonanych z desek i gruzu, ześlizgując się w błoto. Duma artylerii sułtańskiej, superarmata Urbana, wymagała wiele zachodu, a można było z niej oddać zaledwie siedem strzałów dziennie. Każdy jednak czynił ogromne spustoszenia. Obrońcy starali się amortyzować silę uderzenia kul, zawieszając warstwy skór i bele wełny na murach. bez większego jednak skutku. W ciągu tygodnia zewnętrzny mur przecinający dolinę Lykos został w wielu miejscach kompletnie zburzony, a fosa przed nim w znacznej części zasypana. Obrońcy zdołali jednak wznieść palisadę. Mężczyźni i kobiety przychodzili w nocy z deskami, beczkami i workami z ziemią. Palisadę wykonano głównie z drewna. Na jej szczycie w charakterze blanków umieszczono beczki z ziemią. Była chybotliwa i słaba, ale dawała obrońcom jakąś osłonę.

12 kwietnia, po przybyciu eskadry Morza Czarnego. Baltoglu ruszył na zaporę. Tureccy łucznicy zasypali gradem strzał stojące na kotwicy okręty chrześcijan, a artyleria okrętowa otworzyła ogień. Wkrótce doszło do bezpośredniego starcia. Muzułmanie obrzucali wrogie jednostki płonącymi żagwiami, usiłowali przeciąć liny kotwiczne, zahaczali pokłady chrześcijan bosakami i przykładali drabiny do wysokich burt. starając się wdrapać na wrogie jednostki. Wszystkie ich wysiłki okazały się jednak daremne. Kule armatnie, nie mogąc uzyskać odpowiedniej trajektorii, nie zdołały uszkodzić wysokich galerii chrześcijańskich okrętów. Włosi i Grecy ostrzeliwujący strzałami i oszczepami muzułmanów, wykorzystując przewagę wysokości swoich pokładów i bocianich gniazd, zadawali atakującym duże straty. Wybuchające pożary sprawnie gaszono.

Okrętom przybył z pomocą oddział rezerwowy megaduksa Łukasza Notarasa ostrzeliwujący tureckie okręty z dział. Zdobywszy przewagę, flota chrześcijan zaczęła otaczać znajdujące się najbliżej zapory okręty tureckie. Baltoglu nie chcąc ich stracić, zmuszony został zarządzić odwrót i wycofać się do Podwójnych Kolumn.

Porażka poruszyła sułtana. Za główny powód niepowodzenia uznał wady konstrukcyjne w swojej artylerii, gdyż z powodu zbyt małego kąta podniesienia lufy działa tureckie nie mogły ostrzeliwać pokładów chrześcijańskich galer. Natychmiast więc rozkazał swoim inżynierom i odlewnikom udoskonalić armaty. Po kilku dniach, nie bez trudności, zdołali oni dokonać ulepszeń. Działo o podwyższonej trajektorii umieszczono tuż za bramą Galaty i rozpoczęto ostrzał okrętów zakotwiczonych wzdłuż zapory. Pierwszy strzał okazał się niecelny, ale następny trafił jedną z galer w śródokręcie i ją zatopił. Okręty chrześcijan zostały w ten sposób zmuszone do przejścia za zaporę, gdzie ochronę zapewniały im mury Pen.

Mehmed pokładał nadzieję w działaniach lądowych. Oceniając zniszczenia, jakich dokonała artyleria, doszedł do wniosku, że może 18 kwietnia przeprowadzić szturm. Dwie godziny po zachodzie słońca ruszyło natarcie na Mesoteichion. Turcy przy świetle rakiet i muzyce z bębnów, cymbałów i piszczałek z potężnym okrzykiem ruszyli przez zasypaną fosę na palisadę. Żołnierze zaopatrzyli się w pochodnie. którymi zamierzali spalić drewniane umocnienia chrześcijan; do włóczni umocowali haki i usiłowali zrzucać beczki z ziemią tworzące blanki. Niektórzy mieli drabiny, po których usiłowali wedrzeć się na szczyt palisady. Szturmujących osłaniali łucznicy i oszczepnicy. Bój był chaotyczny. Na wąskim odcinku znaczna przewaga liczebna muzułmanów nie była zbyt groźna, za to każdy niemal chrześcijański pocisk trafiał w cel. Energia i odwaga Giustininiego udzieliła się Włochom i Grekom.

Cesarz, obawiając się. że atak na Mesoteichion ma jedynie odwrócić uwagę obrońców od innych części murów. a przewidując, że Mehmed dysponujący wystarczającymi siłami zaatakuje całą linię umocnień, pośpiesznie objeżdżał stanowiska, pilnując, by każdy odcinek murów był przygotowany do obrony.

Po czterech godzinach szturmów Turcy wycofali się na pozycje wyjściowe.

Odparcie szturmu natchnęło obrońców nadzieją. Z entuzjazmem zaczęto naprawiać uszkodzoną palisadę. Liczono powszechnie, że Konstantynopol wytrwa do czasu nadejścia odsieczy.

Turcy wznowili ostrzał artyleryjski.

Płynące na odsiecz Konstantynopolowi wynajęte przez papieża 3 galery genueńskie załadowane bronią i żywnością, nie mogąc na początku kwietnia przeciwstawić się silnym wiatrom z północy, unieruchomione zostały koło Chios. 15 kwietnia wiatr zmienił się na południowy, ruszono więc ku Dardanelom. Kiedy okręty dopływały do cieśniny, dołączył do nich cesarski statek przewożący żywność zakupioną na Sycylii. Okrętem dowodził doświadczony żeglarz Flatanelas. Turcy nie strzegli Dardaneli. skoncentrowali bowiem całą flotę pod Konstantynopolem, dlatego też statki chrześcijańskie szybko wpłynęły na morze Marmara. 20 kwietnia zostały dostrzeżone przez obserwatorów cesarskich z posterunków ulokowanych na morskich murach. Dostrzegli je także Turcy i natychmiast zawiadomili sułtana. Ten szybko dosiadłszy konia, ruszył do Baltoglua. by rozkazać admirałowi przechwycenie okrętów lub ich zatopienie. Jednocześnie ostrzegł Baltoglua. że jeśli konwój dotrze do miasta, admirał nie ma po co wracać.

Baltoglu zarządził we flocie alarm. Postanowił w akcji wykorzystać okręty zaopatrzone w wiosła, ponieważ statki posiadające jedynie żagle nie mogły pływać pod ostry południowy wiatr. Natychmiast załadowano na pokłady żołnierzy przyprowadzonych przez sułtana. Po 2-3 godzinach armada turecka ruszyła przeciwko konwojowi. Turcy byli pewni zwycięstwa. Uderzeniom wioseł towarzyszyła muzyka wydobywająca się z bębnów i trąbek. Konstanty nopolitańczycy niezaangażowani w obronę murów stłoczyli się na Akropolu i Hipodromie, z niepokojem obserwując chrześcijański konwój. Podobną obserwację z wybrzeża Bosforu prowadził sułtan.

Wczesnym popołudniem, kiedy armada turecka podpłynęła do konwoju, ten znajdował się już nieopodal południowowschodniego naroża miasta. Baltoglu z pokładu czołowego okrętu zażądał od chrześcijan opuszczenia żagli. Żądanie odrzucono i utrzymywano kurs. Czołowe okręty tureckie otoczyły konwój. Morze było wzburzone, wiatr wiał przeciw prądowi na Bosforze. Przy takiej pogodzie Turcy mieli ogromne problemy z manewrowaniem. Okręty chrześcijańskie potrafiły wykorzystać przewagę wysokości i uzbrojenia. Z wysokich pokładów i ruf zasypywali strzałami, oszczepami i kamieniami tureckie okręty. Ostrzał turecki był o wiele mniej skuteczny, muzułmanie starali się więc zahaczać statki chrześcijańskie i zapalać kadłuby. Te jednak przez godzinę posuwały się naprzód, odpierając ataki, i płynęły ciągle do celu. W momencie kiedy miały okrążyć cypel poniżej Akropolu, wiatr nagle ustał, a żagle chrześcijan opadły Jednak okręty niesione prądem nie zatrzymały się. Nurt był silny po wiejącym południowym wnętrze. Konwój zaczął dryfować w stronę punktu obserwacyjnego sułtana.

Baltoglu wysunął wówczas do przodu większe okręty, aby okrążyły z bliska statki chrześcijan i zaatakowały je ogniem i artylerią. Liczył, że osłabi tym nieprzyjaciela, co pozwoli mu na wprowadzenie do bezpośredniego boju mniejszych okrętów. Daremnie! Armaty na tureckich okrętach nie miały niezbędnego kąta podniesienia, a zaprószony ogień był szybko gaszony. Baltoglu wydał więc rozkaz, by okręty tureckie podeszły bliżej do nieprzyjaciela i starały się do niego przytwierdzić za pomocą bosaków i haków zarzucanych na łańcuchy kotwiczne. Sam admirał turecki za swój cel wybrał największy, ale jednocześnie najsłabiej uzbrojony transportowiec cesarski. Otoczyły go chmary okrętów tureckich, które wzajemnie sobie przeszkadzały, plącząc wiosła. Genueńczycy, widząc trudności, z jakimi załoga cesarska odpiera tureckie szturmy, mimo iż sami byli zaciekle atakowani, podpłynęli do cesarskiego transportowca, po czym cztery okręty związano razem, tworząc swego rodzaju potężną twierdzę na morzu. Turcy nie przerywali ataków, ciągle zastępując uszkodzone okręty kolejnymi. Bój z pełną zaciekłością trwał aż do wieczora. Kiedy słońce zaczęło zachodzić, nagle zerwał się porywisty wiatr z północy, który wypełnił żagle chrześcijańskich okrętów, dzięki czemu zdołały się one przebić przez turecką flotę.

Baltoglu, nie mogąc w zapadających ciemnościach uporządkować swojej floty, mimo sułtańskich rozkazów i gróźb zarządził odwrót do Podwójnych Kolumn.

Nocą chrześcijanie otworzyli zaporę i 3 galery weneckie prowadzone przez Trevisana wypłynęły z doniosłym głosem trąbek, który miał przekonać Turków, że lada chwila zostaną zaatakowani przez całą chrześcijańską flotę. Konwój znalazł bezpieczne schronienie u brzegów Złotego Rogu.

Zwycięstwo znacznie podniosło morale Konstantynopolitańczyków. Turcy stracili około 100 zabitych i 300 rannych, chrześcijanie 23 zabitych, a niemal połowa załóg odniosła rany. Zdołano jednak przebić się przez flotę turecką i dostarczyć posiłki, broń i żywność, wykazując tym wyższość chrześcijańskiej sztuki żeglarskiej.

Sułtan był rozwścieczony. Co prawda Turcy nie ponieśli zbyt wielkich strat materialnych, ale przeżył on wielkie upokorzenie, a morale floty tureckiej znacznie spadło. Następnego dnia Mehmed wezwał do siebie Baltoglu. publicznie go skarcił i nazwał zdrajcą, tchórzem i głupcem, po czym kazał mu ściąć głowę. Nieszczęsny admirał, ranny w czasie bitwy w oko, zginąłby niechybnie, lecz ujęli się za nim jego oficerowie, którzy wychwalali jego wytrwałość i odwagę. Ostatecznie Baltoglu został pozbawiony tytułu admirała i gubernatorstwa Gallipoli. a jego majątek skonfiskowano i rozdano pomiędzy janczarów. Resztę życia miał spędzić w zapomnieniu i ubóstwie.

Niepowodzenie floty skłoniło Mehmeda do energiczniejszego zajęcia się Złotym Rogiem. Ciągle ostrzeliwano miejskie mury. 21 kwietnia kontynuowano ogień z dział. W ciągu dnia z wielkiej wieży Baktatinian pozostał tylko gruz. a duży odcinek muru poniżej wieży uległ zniszczeniu. Gdyby Turcy przystąpili wówczas do szturmu, miasto wpadłoby w ich ręce. Nikt jednak nie wydał takiego rozkazu, bo sułtan spędził cały dzień u Podwójnych Kolumn, zastanawiając się. jak opanować Złoty Róg. Po zapadnięciu ciemności, chrześcijanie zapełnili wyłom belkami, ziemią i gruzem.

Sposób rozwiązania problemu Złotego Rogu podpowiedział sułtanowi pewien wenecki renegat. Zaproponował mianowicie, by statki przetransportować za zaporę lądem. Wprawdzie przemieszczenie okrętów z Bosforu na Złoty Róg wymagało przetransportowania ich przez grzbiet sięgający 60 metrów nad poziom morza, Mehmed miał jednak wystarczająco dużo materiałów i ludzi, by podjąć wyzwanie. [...]

21 kwietnia przyśpieszono prace. W czasie gdy tysiące rzemieślników i żołnierzy kończyło ostatnie przygotowania, sułtan rozkazał strzelać z wszystkich dział umieszczonych na tyłach Pery. Bombardowano zaporę, ale z rozmysłem kilka kul wysłano na mury Pery. tak by zniechęcić mieszkańców kolonii do podpatrywania. Ogień artylerii miał, odwrócić uwagę obrońców zapory od tureckich przygotowań, a kłęby dymu prochowego zasłonić widok.

Rankiem 22 kwietnia kołyski zanurzono w wodzie i przywiązano do nich okręty, a następnie za pomocą bloków wyciągnięto je na brzeg. Do każdej zaprzężono woły. którym towarzyszył oddział ludzi, by pomagać w pokonaniu trudniejszych odcinków drogi. W każdym ze statków wioślarze siedzieli na swoich ławach i na komendę oficerów wiosłowali w powietrzu. Trzepotały flagi, bito w bębny, grano na trąbkach i piszczałkach. Pochód rozpoczynał jeden z mniejszych okrętów. Kiedy uporał się z pierwszym stromym zboczem, inne poszły jego śladem. Chrześcijańscy marynarze na Złotym Rogu i wartownicy na murach nad portem z przerażeniem obserwowali nich okrętów w dół wzgórza przy Dolinie Źródeł.

Natychmiast zwołano naradę, w której obok cesarza udział wzięli Giustiniani i Minotto. Powzięto decyzję, że należy czym prędzej zwołać kapitanów weneckich okrętów, by wspólnie z Giustinianim podjąć środki zaradcze. Podczas rozmowy wysuwano różne propozycje. Planowano nakłonić Genueńczyków z Pery do wspólnego ataku na turecką flotę, licząc na sukces w bitwie. Obawiano się jednak, że Pera nie zerwie neutralności, a pertraktacje zabiorą cenny czas. Inna propozycja zakładała wylądowanie na tureckim brzegu, zdobycie dział w Dolinie Źródeł, a następnie spalenie tureckich okrętów. I ta propozycja upadła; w mieście nie było dość żołnierzy, aby odważyć się na ryzykowną operację. Giacomo Coco. kapitan galery przybyłej z Trebizondy. zaproponował podjęcie nocą próby spalenia tureckich okrętów, przy czym zaoferował się. że osobiście poprowadzi ekspedycję. Rada zaakceptowała jego pomysł i postanowiła działać bez porozumienia z Genueńczykami. Zachowanie tajemnicy było warunkiem powodzenia akcji.

Plan Coco polegał na wysłaniu przodem dwóch wielkich transportowców z burtami zabezpieczonymi belami płótna i wełny, które miały chronić okręt przed armatnimi kulami. Za nimi miały płynąć dwie duże galery stanowiące eskortę konwoju. Między transportowcami i galerami miały się poruszać ukryte przez wielkie kadłuby małe okręty poruszane wiosłami, których zadanie polegało na podpłynięciu do tureckich statków, przecięciu ich lin holowniczych i podłożeniu ognia.

Ku niezadowoleniu Coca z podjęciem próby ataku postanowiono czekać do nocy 24 kwietnia, okazało się bowiem, że weneckie okręty potrzebują czasu na przygotowanie się. Zwłoka spowodowała, że o ekspedycji dowiedzieli się w jakiś sposób Genueńczycy, którzy nie kryli oburzenia z powodu wyłączenia ich z akcji. Oskarżali przy tym Wenecjan. że sami pragną przejąć splendor po zwycięstwie. Aby ich ułagodzić, zgodzono się. by dostarczyli jeden okręt. Żaden jednak ze statków genueńskich nie był gotowy, ponownie więc przesunięto termin akcji na 28 kwietnia.

Tymczasem Turcy ciągle powiększali liczbę dział przy Dolinie Źródeł. Zostali również ostrzeżeni o planowanej akcji chrześcijan.

W sobotę 28 kwietnia, na dwie godziny przed świtem, dwa wielkie transportowce, wenecki i genueński, z zabezpieczonymi przez bele sukna i wełny burtami wypłynęły w towarzystwie dwóch weneckich galer z portu poza mury Pery. Każda z galer dysponowała 40 wioślarzami. Okręty prowadził Trevisano i jego zastępca Zaccaria Grioni Za nimi posuwały się trzy lekkie statki, każdy z 72 wioślarzami i z Coco płynącym na czele, któremu towarzyszyło kilka małych łodzi wiozących materiały łatwopalne.

Kiedy okręty wyszły z portu, marynarze na jednej z wież Pery dostrzegli światło. Początkowo sądzono, że jest to sygnał ostrzegawczy dla Turków, ale kiedy podpłynięto bliżej okrętów tureckich, okazało się, że wszędzie panuje spokój.

Transportowce i galery płynęły powoli, co zniecierpliwiło Coco. Żądny działania, wyprzedził okręty osłony i ruszył wprost na statki Turków. Nagle odezwały się działa z wybrzeża. Zaskoczenie się nie udało, a ostrzeżeni Turcy byli przygotowani do obrony. Statek Coco został trafiony jednym z pierwszych pocisków. Następny trafił kilka minut później w śródokręcie i zatopił okręt. Coco i większość marynarzy z jego okrętu zginęli, jedynie niektórzy szukali ratunku, płynąc do brzegu.

Na grzmot dział pozostałe małe okręty schroniły się za transportowce i galery. Płynące na przedzie transportowce zostały wielokrotnie trafione, ale zabezpieczone belami, nie odniosły większych uszkodzeń. Niemniej jednak marynarze transportowców, zajęci gaszeniem wybuchających pożarów, niewiele mogli pomóc pozostałym okrętom. Wiele małych łodzi zatonęło. Galera Trevisana. uderzona dwoma kulami, zaczęła nabierać wody Załoga musiała opuścić okręt i przejść na drugą galerę i mniejsze łodzie

Do ataku ruszyły tureckie okręty, ale nie zdołały zniszczyć statków chrześcijan. Po półtoragodzinnej walce obie eskadry powróciły na kotwicowiska.

40 marynarzy, którzy dopłynęli do brzegu. Turcy w promieniach słońca i na oczach mieszkańców miasta ścięli. W odwecie chrześcijanie wyprowadzili na mury 260 jeńców tureckich i również zgładzili na oczach muzułmanów.

Próba spalenia tureckiej flotylli zakończyła się porażką. Po raz kolejny jednak udowodniono, że chrześcijanie dysponują lepszymi okrętami i są bardziej biegli w sztuce żeglarskiej. Niemniej jednak ponieśli klęskę — za cenę spalenia jednego tureckiego statku stracono galerę, fustę. wiele małych łodzi i 90 najlepszych marynarzy. [...]

Turcy, przerzuciwszy na Złoty Róg połowę swojej floty i udaremniwszy chrześcijańską kontrakcję, mogli poza szturmowaniem murów Konstantynopola od strony lądu zagrażać murom portowym jednocześnie utrzymując blokadę morską miasta poza zaporą. Teraz, nawet gdyby nadpłynęła odsiecz i udało jej się przerwać blokadę, nie zaznałaby w porcie spokoju. Przerzuciwszy okręty na Złoty Róg. Mehmed mógł roztoczyć większą kontrolę nad Perą.

Jednocześnie sułtan polepszył komunikację z korpusem Zaganosaa stacjonującym na wzgórzach poza Perą oraz dowództwem floty na Bosforze. Mehmed mógł teraz rozkazać wybudować most przez Złoty Róg, gdyż chroniła go turecka flota. Most pontonowy wykonano ze 100 beczek od wina związanych parami i połączonych ze sobą. Między każdą parą beczek były niewielkie odstępy. Na beczkach położono belki, do których przymocowano deski. Most był tak szeroki, ze pięciu ludzi mogło po nim iść ramię przy ramieniu. Wytrzymywał ciężar ciężkich załadowanych wozów. Do mostu przymocowane były pływające pomosty, na których zainstalowano armaty. Działa mogły ostrzeliwać mury dzielnicy Blachernae.

Okręty chrześcijańskie, uniemożliwiając połączenie się obu flotylli tureckich, pozostały przy zaporze. Czekano na flotę odsieczową. Turcy chwilowo nie atakowali, ale nie zmieniało to faktu, że chrześcijanie utracili kontrolę nad Złotym Rogiem.

Turcy nie decydowali się na ponowny szturm miejskich murów. Mehmed wolał na razie nękać ostrzałem obrońców i systematycznie niszczyć umocnienia Konstantynopola. [...]

W mieście nastał głód. Mężczyźni pełniący straż na murach raz za razem składali prośby o urlop, by zdobyć dla swoich rodzin pożywienie. [...] Pragnąc temu zaradzić, cesarz wezwał na naradę Wenecjan i dworskich dostojników, przedstawiając plan wysłania szybkiego statku, by poszukał floty odsieczowej, która zgodnie z obietnicami Minotta miała wypłynąć z Wenecji. Zgodnie z propozycją cesarską wenecka brygantyna z 12 ochotnikami na pokładzie, przebranymi za Turków, została wieczorem 3 maja odholowana do zapory. O północy odsunięto łańcuch i wypuszczono ją na morze. Dzięki powiewającej tureckiej banderze niezaczepiona przez okręty blokady przepłynęła morze Marmara i wpłynęła na Morze Egejskie.

Tymczasem w mieście atmosfera stawała się napięta. Wzajemna niechęć Wenecjan i Genueńczyków sięgnęła zenitu. Wenecjanie nie ukrywali, że winią Genueńczyków za niepowodzenie z 28 kwietnia. Ci bronili się, że zawiniła brawura Coco. Wenecjanie oburzali się jednocześnie, że Genueńczycy utrzymują z Turkami stosunki handlowe i prowadzą z nimi pertraktacje, na co oskarżeni odpowiadali. że wszelkie negocjacje prowadzone z muzułmanami odbywały się zawsze za wiedzą cesarza. Zaniepokojony publicznymi wystąpieniami i oskarżeniami przywódców Wenecjan i Genueńczyków cesarz wezwał ich do siebie i prosił o opamiętanie i niepodsycanie wzajemnej nienawiści. Słowa cesarskie przyniosły pewien skutek — przywrócono współpracę, ale wzajemna wrogość pozostała.

Konstantyn za pośrednictwem Genueńczyków z Pery próbował nawiązać z sułtanem negocjacje, stanowisko tureckie nie uległo jednak zmianie. Mehmed w dalszym ciągu żądał bezwarunkowej kapitulacji, obiecując w zamian zachowanie życia i majątków przez obywateli oraz ewakuowanie cesarza do Morei. Takich warunków cesarstwo przyjąć nie mogło; pozostawało bronić się i oczekiwać odsieczy.

Turcy nawet na jeden dzień nie przerywali ostrzału miasta z dział. Dzięki obserwacji nieprzyjaciół obrońcy zorientowali się. że muzułmanie przygotowują się. by 7 maja przeprowadzić szturm. Poczyniono więc stosowne przygotowania. Szturm rzeczywiście nastąpił, ale nie był to. jak się obawiano, szturm generalny, a jedynie atak na jeden odcinek murów lądowych — Mesoteichion. Liczni Turcy zaopatrzeni w drabiny i haki zamocowane na włóczniach szturmowali przez zasypaną fosę umocnienia chrześcijan. Zażarty bój trwał 3 godziny, ale Turkom nie udało się sforsować palisady i resztki murów.

Następnego dnia, mimo że flota turecka nie brała udziału w ataku. Wenecjanie uznali sytuację na Złotym Rogu za tak niepewną, iż wyładowali z okrętów materiały wojenne, które dotychczas tam składowali, i złożyli je na lądzie w cesarskim arsenale.

9 maja Wenecjanie postanowili wszystkie statki z wyjątkiem tych. które były zaangażowane w obronę, przesłać do przystani Neorion i Prosforianus. a załogi wysłać jako uzupełnienie obrońców dzielnicy Blachemae, której mury obronne zostały mocno uszkodzone ogniem z dział umieszczonych na pontonie. Początkowo jednak nie wszyscy marynarze chcieli się na to zgodzić, tak że całą akcję zakończono dopiero 13 maja. Marynarze natychmiast przystąpili do naprawy uszkodzonych umocnień.

14 maja Mehmed. wykorzystując fakt, że na Złotym Rogu flota wenecka nie będzie już atakować jego okrętów, przesunął działa z Doliny Źródeł przez most i ustawił je tak, by mogły bombardować mury Blachemae. Okazało się jednak, że mimo silnego bombardowania ich ogień nie wyrządził umocnieniom większych szkód. Dlatego też po dwóch dniach ponownie przesunął działa, dołączając je do głównej baterii w dolinie Lykos. Od tego czasu inne odcinki murów były ostrzeliwane sporadycznie.

16 i 17 maja flota turecka zademonstrowała chęć zagrożenia zaporze, ta była jednak tak dobrze strzeżona, że statki osmańskie wycofały się, nie wystrzeliwując żadnego pocisku. Podobnej demonstracji mającej wybadać gotowość obrońców zapory dokonano 21 maja, kiedy cała flota turecka spod Podwójnych Kolumn nadpłynęła przy dźwiękach trąb i biciu w bębny. W mieście uderzono w dzwony, by czym prędzej zająć stanowiska. Okręty tureckie jednak jedynie przedefilowały przed zaporą i wróciły na kotwicowisko. Morale załóg tych okrętów było tak mocno osłabione, że sułtan nie ryzykował kolejnej porażki.

Osmani wsparli ostrzał artyleryjski, próbując podłożyć miny pod miejskie mury. Prace minerskie rozpoczęto wraz z oblężeniem, ale ze względu na brak doświadczonych minerów ciągle napotykano kłopoty. Próbował temu zaradzić Zaganos-pasza. sprowadzając minerów z kopalni srebra w Nowo Brodo w Serbii. Pierwszą minę planowano podłożyć pod murami w pobliżu bramy Charyzjusza. Okazało się jednak, że podkopanie się pod fosę i mury było bardzo trudne, zrezygnowano więc z podkopu na tym odcinku. Minerów skierowano na inny odcinek, planując podłożyć minę pod pojedynczy mur Blachernae. nieopodal bramy Kaligaryjskiej. 16 maja obrońcy odkryli prace minierskie. Megaduks Łukasz Notaras, na którego nałożono obowiązek przeciwdziałania podkopom, wezwał na pomoc inżyniera Johannesa Granta. Grant wykopał kontrminę i dotarł do tureckiego podkopu, paląc drewniane podpory. W wyniku zawalenia się chodnika wielu minerów zginęło. Udana akcja chrześcijan spowodowała przerwanie tureckich prac na kilka dni.

Prace wznowiono 21 maja. podkładając miny pod różne części murów, jednakże przy koncentracji wysiłków na bramie Kaligaryjskiej. Grant ponownie wykonał kontrminę. Tureckich minerów przepędzono z chodników dymem, bądź zalano je wodą z cystern przeznaczonych do nawadniania fosy.

Mehmed poza ostrzałem artyleryjskim i pracami minerskimi postanowił wykorzystać również wieże oblężnicze. 18 maja Turcy ustawili olbrzymią wieżę na kołach naprzeciwko murów Mesoteichion. Wieżę podsunięto pod fosę. by ochraniała pracujących przy jej zasypywaniu żołnierzy. Z platformy ostrzeliwano miejską wieżę na tyle skutecznie, że zdołano ją zburzyć, a rozbite mury zawaliły się do fosy. Mimo przeciwdziałania ze strony obrońców do zmroku Turkom udało się zasypać rów kawałkami murów, kamieniami, ziemią i faszyną. W nocy obrońcy zrobili „wycieczkę” i umieścili beczki z prochem wśród materiału wypełniającego fosę. Po ich odpaleniu wielki wybuch spowodował, że wieża oblężnicza stanęła w płomieniach i zawaliła się. zabijając znajdujących się pod nią ludzi. Rano fosa była zapełniona jedynie do połowy, a mur i palisada naprawione. Podobny los spotkał inne tureckie wieże. Część z nich zniszczono, inne wycofano.

Turcy ciągle ponawiali ataki minerskie. 23 maja próbowali podłożyć minę pod mur Blachemae. ale Grekom udało się ich otoczyć i wziąć do niewoli. Na torturach Turcy wyznali, gdzie umieszczone są inne miny. Grant niszczył je jedna po drugiej w ciągu 23 i 24 maja. Od tego czasu Turcy zaprzestali prac minerskich.

23 maja dostrzeżono na morzu Marmara okręt ścigany przez tureckie statki. Początkowo sądzono, że jest to forpoczta floty odsieczowej, była to jednak brygantyna. która wypłynęła na poszukiwanie floty weneckiej. Przez jakiś czas krążyła pomiędzy wyspami Morza Egejskiego, ale nie natknęła się na flotę odsieczową, a co gorsza, nie potrafiła na jej temat uzyskać żadnej informacji. Kiedy dowódca uznał, że dalsze poszukiwania są bezcelowe, zapytał załogę, czego sobie życzy. Jeden z marynarzy uważał, że nie ma sensu wracać do Konstantynopola, który z pewnością jest już w rękach Turków, inni jednak uznali za swój obowiązek wrócić i zdać relacje cesarzowi z wyników zwiadu. Kiedy złożyli raport, cesarz podziękował im za wierność i odwagę, ale jednocześnie zdał sobie sprawę, że żadne z państw Zachodu nie podażą cesarstwu z odsieczą. [...]

Chrześcijanie tracili już nadzieję na ocalenie, ale i w tureckim obozie panował pesymizm i niewiara w zwycięstwo. Oblężenie trwało już siedem tygodni, a ogromna armia sułtana ze wszystkimi wspaniałymi machinami wojennymi nie osiągnęła większych sukcesów. Zdawano sobie sprawę, że chrześcijanie są znużeni walką, brakuje im ludzi, prochu, żywności, że mury są w wielu miejscach uszkodzone, ale jednocześnie ani razu Turcy nie zdołali przejść przez umocnienia Konstantynopola. Ciągle istniało niebezpieczeństwo, że z Zachodu nadejdzie pomoc. Dane wywiadu świadczyły, że z Wenecji wypłynęła flota odsieczowa. Dochodziły też wieści że dotarła ona już na Chios. Nie można było także wykluczyć, że z pomocą oblężonemu miastu nadciągną Węgrzy. Juz na początku oblężenia do tureckiego obozu przybyło poselstwo od Jana Hunyadiego. które poinformowało Mehmeda. te skoro Hunyadi przestał być regentem Węgier, rozejm. jaki na trzy lata podpisał z sułtanem, nie jest już wiążący. [...]

Mehmed podjął więc po raz kolejny próbę nawiązania rokowań. Wykorzystał w tym celu lzmaila — syna greckiego renegata, który miał wśród Greków przyjaciół. Izmail. wysłany w charakterze posła do Konstantynopola, starał się przekonać Greków, że nie jest jeszcze za późno, by się uratować. Nalegał tak długo, aż uzyskał obietnicę wysłania do tureckiego obozu posła. Ze względu na niepewność losu posłańca Grecy wysłali do Mehmeda osobę niewywodzącą się z wielkiego rodu. której imię historia nie zachowała. Mehmed przyjął wysłannika przychylnie. Przekazał mu. że gotów jest odstąpić od oblężenia, jeśli cesarz zobowiąże się zapłacić 100 000 złotych bezantów albo — jeśli cesarz wolałby taką opcję — obywatele mogą opuścić miasto z majątkiem ruchomym, a sułtan zobowiązuje się. że radnemu nie będzie wyrządzona krzywda.

Kiedy ofertę sułtana przedstawiono radzie cesarskiej, pojawiły się głosy, że należy obiecać Mehmedowi wypłatę haraczu, by zyskać na czasie. Inni jednak, wiedząc, że tak dużej kwoty nie będzie można zebrać, obawiali się, że sułtan, jeśli nie otrzyma daniny natychmiast, będzie kontynuował oblężenie. W związku z powyższym cesarz zaproponował sułtanowi, że odda mu wszystko, co posiada poza Konstantynopolem. Mehmed w odpowiedzi stwierdził, że Grekom pozostaje w takim razie poddanie się, śmierć od miecza, bądź przejście na islam.

26 maja Mehmed zwołał swoją radę. Wezyr Halil-pasza zażądał odstąpienia od oblężenia. Udowadniał, że zawsze był przeciwny tej awanturze. Twierdził, iż Turcy nie osiągnęli żadnych sukcesów, a narazili się na upokarzające niepowodzenia. Ostrzegał, że lada dzień nadejdzie miastu pomoc z Zachodu. Wskazywał, że Wenecja już wysłała swoją flotę, a Genua, chociaż niechętnie, nie będzie miała innego wyjścia i również wyśle swoje okręty. Radził, by Mehmed zaproponował cesarzowi warunki, które ten będzie mógł przyjąć i nakłaniał do odstąpienia od oblężenia, zanim będzie za późno.

Następnie zabrał głos Zaganos-pasza. Śmiało twierdził, że nie podziela obaw wezyra. Wątpił, by skłócone państwa Zachodu zorganizowały wspólną akcję. Nawet jeśli flota wenecka nadpłynie, przewaga liczebna w ludziach i okrętach będzie po stronie Osmanów. Zachęcał do szturmów i odrzucał myśl o odwrocie.

Wielu uczestników narady poparło Zaganosa. Zażądano energiczniejszych działań. Mehmed. ucieszony postawą Zaganosa. polecił mu. by poszedł pomiędzy oddziały i zapytał, czego żołnierze pragną. Po pewnym czasie Zaganos wrócił z wiadomością, że armia pragnie przeprowadzić niezwłoczny atak. Na wieść o tym sułtan obiecał, że generalny szturm nastąpi natychmiast, gdy tylko przygotowania do niego zostaną zakończone. [...]

Wzmożono ostrzał artyleryjski miasta, ale szkody nim wyrządzone szybko naprawiano. W nocy 26 maja Turcy gromadzili materiały do wypełnienia fosy. Podsuwano również działa. W niedzielę 27 maja oblegający skoncentrowali ogień na palisadzie Mesteichion. Pociski armatnie zwaliły część muru. W wyniku ostrzału Gustiniani, który nadzorował naprawę umocnień, został lekko rany i na kilka godzin wycofał się, by opatrzyć rany, ale przed zapadnięciem zmroku był ponownie na stanowisku.

Pragnąc umocnić bojowy nastrój wśród wojsk. Mehmed objeżdżał oddziały, obiecując, że szturm generalny wkrótce nastąpi. W ślad za sułtanem podążali heroldowie, by obwieścić żołnierzom, że po zdobyciu miasta przez trzy dni będą mogli łupić Konstantynopol. Jednocześnie sułtan przysięgał, że wszystkie skarby zdobyte w mieście zostaną podzielone między wojska. Oczywiście zobowiązanie sułtana zostało przyjęte okrzykami radości.

W ciągu nocy Turcy przy dźwiękach trąb. bębnów, piszczałek i lutni zasypywali fosę. O północy nagle przerwali pracę, sułtan nakazał bowiem, że poniedziałek ma być dniem odpoczynku i pokuty. Zdawał sobie sprawę, że jeśli chrześcijanie odeprą nadchodzący szturm, będzie musiał uznać porażkę i zwinąć oblężenie. Mehmed poniedziałek spędził na inspekcji oddziałów i wydawaniu rozkazów dotyczących szturmu, który miał się odbyć we wtorek. Po przejechaniu przez most na Złotym Rogu pojechał do Podwójnych Kolumn, by spotkać się z admirałem Hamza-bejem. Rozkazał mu, by nazajutrz jego okręty rozciągnęły się wzdłuż zapory i morskich murów nad morzem Marmara. Flota miała próbować za pomocą drabin wedrzeć się na mury, bądź przynajmniej symulować atak, tak aby żaden z obrońców nie mógł zostać przerzucony na inny odcinek. Podobne rozkazy otrzymała flotylla turecka na Złotym Rogu. Zatrzymawszy się pod murami Pery. sułtan wezwał do siebie wyższych urzędników miejskich i przestrzegł ich. aby żaden z Genueńczyków nie odważył się udzielić Konstantynopolitańczykom pomocy. Po południu przejechał wzdłuż całej długości murów lądowych, rozmawiając z oficerami i przemawiając do wojsk. [...]

Zaganos po uzupełnieniu swoimi ludźmi załóg okrętów wyznaczonych do szturmu murów od strony morza i Złotego Rogu resztę oddziałów przeprowadził przez most, by zajęli stanowiska do szturmu na Blachemae. Karadża-pasza przesunął swoje oddziały w prawo, aż do bramy Charyzjusza. Iszak i Mahmud z oddziałami azjatyckimi mieli zaatakować odcinek od Bramy Cywilnej św. Romana aż do morza Mamaara. koncentrując wysiłki wokół Trzeciej Bramy Wojskowej. Sam Mehmed wraz z Halilem i Sarudżą miał poprowadzić główne uderzenie z doliny Lykos..."

Zdając sobie sprawę, że wielki szturm nadchodzi, oblężeni odczuwali coraz większe napięcie potęgujące jeszcze bardziej wzajemne pretensje pomiędzy Grekami. Wenecjanami i Genueńczykami. Giustiniani zażądał od Łukasza Notarasa. aby podległe mu działa przesunąć do Mesotcichion. Notaras odmówił, argumentując, że mury portu także będą atakowane, a nie są one wystarczająco obsadzone obrońcami. Doszło do kłótni tak zażartej, że cesarz Konstantyn musiał interweniować i poprzeć zdanie Genueńczyka.

Zdając sobie sprawę, że nadchodzi ostatnia próba, od której zależą losy Konstantynopola, żołnierze i mieszkańcy zapomnieli o wzajemnych urazach. Podczas gdy w obozie tureckim panowała cisza, w mieście biły wszystkie dzwony, grzmiały drewniane kołatki, a ulicami maszerowała wielka procesja z ikonami i relikwiami. Szli w niej ramię przy ramieniu Grecy i Włosi, prawosławni i katolicy. Sam cesarz wziął udział w procesji. Przyłączyli się do niej nawet dotychczasowi przeciwnicy unii Kościołów. [...]

Cesarz, zanim udał się na swoje stanowisko, pożegnał się z rodziną, sprawdził, czy bramy wewnętrznego muru zostały zamknięte, i z wieży w najwyższym kącie muru Blachernae rozejrzał się, mimo ciemności, po okolicy. Tutaj wartownicy zameldowali Konstantynowi, że od zachodu słońca Turcy podciągają działa przez zasypaną fosę. W oddali można było dostrzec migotanie świateł tureckich okrętów płynących Złotym Rogiem.

Wraz z zachodem słońca turecki obóz ożył. Tysiące ludzi kończyło zasypywanie fosy, ciągnęło działa i machiny oblężnicze. Nawet krótkotrwała ulewa ani na moment nie przerwała przygotowań. Około 1:30 Mehmed uznał je za zakończone i wydał rozkaz do natarcia.

Wzdłuż całej linii murów Turcy z okrzykami bojowymi, przy dźwiękach muzyki i huku dział rzucili się do szturmu. Chrześcijanie czekali w milczeniu, ale w momencie, gdy wartownicy na wieżach podnieśli alarm, dzwony rozbrzmiały w całym mieście.

Mehmed. którego dotychczasowe walki nauczyły szacunku dla obrońców, starannie przygotował uderzenie. Najpierw zamierzał zmęczyć chrześcijan atakiem sił nieregularnych, najlepsze wojska zachowując na później. Dlatego też do pierwszego ataku ruszyli baszybuzuki. Były ich tysiące z różnych krajów — w większości chrześcijanie z Serbii. Węgier. Niemiec. Włoch i Grecji gotowi walczyć za żołd i łupy. Sami kompletowali broń najróżniejszego typu. Zaopatrzeni w drabiny, mieli pierwsi zaatakować obrońców muru i starać się na niego wspiąć. Sułtan wiedział, że nie można polegać na ich wytrwałości, gdyż w razie powstrzymania pierwszego impetu szybko się zniechęcali i cofali. Dlatego też Mehmed ulokował za nimi linię żandarmerii, która pasami i maczugami miała pobudzać ich odwagę i popędzać naprzód. Za żandarmami sułtan ustawił przybocznych janczarów mających za zadanie ścięcie każdego baszybuzuka, który przedarłby się przez kordon żandarmerii.

Natarcie baszybuzuków prowadzono wzdłuż całej linii murów, ale najsilniejsze uderzenie przeprowadzono w dolinie Lykos. W innych miejscach mury były jeszcze silne, więc atakowano je tylko po to, by absorbować obrońców i nie pozwolić na przerzucenie oddziałów.

Wielka masa baszybuzuków powodowała ścisk i przeszkadzała im w ataku. Tłoczono się, a miotane z góry kamienie zawsze były celne. Chociaż niektórzy próbowali się cofnąć. większość napierała, przystawiając do muru i palisady drabiny, i wspinała się po nich w górę. Tych, którzy zostali zrzuceni ze szczebli lub ścięci przez chrześcijan. zastępowali inni. Obrońcy, którzy zebrali tutaj całą broń palną, prowadzili intensywny ogień. Po dwóch godzinach walki, podczas której zjawił się cesarz, by zorientować się na miejscu w sytuacji. Mehmed rozkazał baszybuzukom wycofać się. Spełnili już swoje zadanie, zmęczywszy chrześcijan. [...]

Do szturmu ruszyły oddziały anatolijskie Iszaka, łatwe do rozpoznania po stroju i napierśnikach. Wyszły ze wzgórza spoza Bramy Cywilnej św. Romana i wkroczyły w dolinę, po czym nagle się obróciły w stronę palisady i mszyły do szturmu. Atakowi towarzyszył intensywny ostrzał artyleryjski. W przeciwieństwie do oddziałów nieregularnych Anatolijczycy byli dobrze uzbrojeni i zdyscyplinowani. Przy dźwiękach trąbek, kobz i bębnów rzucili się na palisadę. Wspinając się wzajemnie na ramiona, usiłowali umocować drabiny i wedrzeć się na szczyt Podobnie jak baszybuzuki atakowali w zbyt dużej liczbie, wzajemnie sobie przeszkadzając. Każdy chrześcijański pocisk był celny, a zdyscyplinowanie i nieustępliwość Anatolijczyków tylko potęgowały straty atakujących.

Na godzinę przed świtem, kiedy atak zaczął się chwiać, kula z armaty Urbana wpadła wprost na palisadę, rozbijając ją na wielometrowym odcinku. Podniosła się wówczas wielka chmura dymu i kurzu, która oślepiła obrońców, a gruz i ziemia wyleciały w powietrze. Wówczas grupa 300 Anatolijczyków z okrzykiem, że miasto jest ich, rzuciła się w wyrwę. Chrześcijanie, których prowadził osobiście cesarz, otoczyli ich, większość wycięli, a resztę odepchnęli z powrotem do fosy. Udany kontratak spowodował spadek animuszu w wojskach anatolijskich. Natarcie odwołano. Obrońcy, widząc odwrót Anatolijczyków. wy. dali okrzyk tryumfu, po czym przystąpili do naprawy palisady.

Turcy zostali odparci także i na innych kierunkach. Iszak. który przekazał do ataku w dolinie Lykos najlepsze oddziały, był w stanic jedynie na tyle absorbować obrońców, by ci nie przerzucili żadnych sił do doliny Lykos. Na morzu Marmara Hamza-bej miał duże trudności w przesunięciu okrętów w pobliże brzegu. Kilka oddziałów desantowych. które usiłowały wylądować, zostało z łatwością odpartych przez mnichów i księcia Orchana. Na Złotym Rogu flotylla turecka defilowała wzdłuż murów, ale nie podjęła próby ataku. Natomiast dookoła dzielnicy Blachernae na niskim terenie przy przystani oddziały Zaganosa po przejęciu przez most atakowały mury wraz z wojskami Karadża-paszy. Obrońcy zdołali jednak odeprzeć wszystkie ataki Minotto odparł Zaganosa. a bracia Bocchiardi oddziały Karadża-paszy.

Mehmed na wieść, że Anatolijczykom nie udało się wykorzystać sukcesu, jakim była wyrwa w palisadzie, wpadł w gniew. Ostatnią nadzieję pokładał teraz w janczarach.

Sułtan był niespokojny, zdawał sobie bowiem sprawę, że jeśli jego ulubieńcy go zawiodą i nie wedrą się do miasta, prowadzenie dalszego oblężenia będzie niemożliwe. Szybko wydawał rozkazy, by chrześcijanie nic zdążyli naprawić szkód wyrządzonych przez Anatolijczyków. Zintensyfikował się ostrzał prowadzony z dział, katapult i łuków. Janczarzy w doskonałym szyku, przy wojskowej muzyce, ruszyli do natarcia. W pierwszej fazie ataku prowadził ich sam sułtan, dopiero przy samej fosie zatrzymał się i wykrzykiwał słowa zachęty do każdej fali janczarów, która go mijała. Doskonale wyszkoleni, uzbrojeni i opancerzeni gwardziści sułtana doszli do palisady. Rąbali belki, zrzucali beczki z ziemią, przykładali drabiny i wspinali się po nich w górę. Chrześcijanie, podobnie jak i podczas wcześniejszych ataków, zrzucali na nich kamienie i zasypywali gradem kul. Starali się włóczniami i drągami zrzucać janczarów ze szczebli, a drabiny przewracać i łamać. Co chwila jednak któryś z janczarów dochodził do zwieńczenia palisady i w walce wręcz starał się przedostać na szczyt. Zmęczeni czterogodzinnym bojem chrześcijanie walczyli z determinacją. Przez godzinę, mimo ciągłych zwarć wręcz, janczarzy nie potrafili posunąć się naprzód. I kiedy wydawało się. że impet natarcia muzułmańskich gwardzistów słabnie. w rogu muru Blachernae. tuż przed łączeniem się go z podwójnym murem Teodozjusza. gdzie znajdowała się zakryta przez wieżę mała brama wypadowa, tzw. Kerkoporta. doszło do katastrofy.

Kerkoporta była zamknięta od wielu lat. Przed samym rozpoczęciem oblężenia otwarto ją. by wyprowadzać przez nią wypady na skrzydło Turków. Bocchiardiowie używali jej skutecznie, atakując wojska Karadża-paszy. Podczas szturmu janczarów okazało się. że ktoś po kolejnym wypadzie zapomniał jej zamknąć. Janczarzy zauważyli, że jest otwarta, i wdarli się przez nią na dziedziniec, po czym wbiegli po schodach na szczyt muru. Chrześcijanie, widząc, co się dzieje, cofnęli się i ruszyli, by zaryglować bramę. W zamieszaniu, które powstało, około 150 Turków pozostało wewnątrz muru. Los ich wydawał się przesądzony.

Tuż przed wschodem słońca pocisk przebił pancerz i ranił Gustinianiego. Wódz. krwawiąc obficie, załamał się nerwowo i błagał swoich ludzi, by wynieśli go z pola bitwy. Jeden z towarzyszy Genueńczyka pobiegł do walczącego nieopodal cesarza z prośbą o wydanie kluczy do małej bramy w wewnętrznym murze. Na wieść o ranie Gustinianiego Konstantyn pośpiesznie udał się do Włocha, by go prosić, aby nie opuszczał stanowiska, bo jego odejście może mieć katastrofalne skutki. Giustiniani. załamany nerwowo, nalegał jednak na wyniesienie go z pola bitwy. Otwarto więc bramę, a straż przyboczna Genueńczyka wyniosła go do miasta, a stamtąd do portu, gdzie umieszczono go na genueńskim okręcie. [...]

Mehmed dostrzegł zamieszanie wśród obrońców i z okrzykiem: „Miasto jest nasze", rozkazał przybocznej kompanii, dowodzonej przez olbrzyma Hasana, by wdarła się na szczyt palisady. Turcy błyskawicznie podbiegli do palisady i już po chwili byli na jej szczycie. Hasan z 30 janczarami stanął na niej pierwszy. Tutaj zaatakowali ich Grecy. Hasan. trafiony kamieniem, ukląkł, by po chwili zginąć. 17 jego towarzyszy także padło, ale pozostali się utrzymali. Lada chwila tłoczący się pod palisadą i przy Kerkoporcie janczarzy mogli ich wesprzeć, ale Grecy ciągle odpierali ich napór. W końcu jednak przewaga liczebna janczarów wzięła górę i Grecy zostali zepchnięci w stronę muru wewnętrznego. Przed nimi znajdował się rów, miejscami pogłębiony, gdyż wybierano z niego ziemię dla wzmocnienia palisady. Grecy zmuszeni zostali wycofać się do rowu i z trudnością się z niego wydostawali wprost na wysoki mur wewnętrzny. Turcy, którzy opanowali palisadę, wykorzystując przewagę wysokości, zaczęli ostrzeliwać Greków. Inni ruszyli, by zewrzeć się z nimi wręcz. Części Turków udało się dostać do wewnętrznego muru i wspiąć się na niego, gdyż nie był obsadzony. Wśród Greków, którzy zobaczyli tureckie sztandar, nad Kerkoportą. wybuchła panika. Podniósł się krzyk: „Miasto wzięte".

W momencie gdy cesarz przekonywał Giustinianiego. by nie opuszczał stanowiska, zameldowano mu o wejściu Turków przez Kerkoportę. Konstantyn od razu tam pojechał, lecz przybył za późno. Panika ogarnęła już większość Genueńczyków. W zamieszaniu nie można było zamknąć bramy. Turcy niczym rwący potok wlewali się przez nią. a ludzi Bocchiardich było zbyt mało. by ich powstrzymać i wyrzucić za bramę. Widząc, co się dzieje, Konstantyn spiął konia i powrócił do doliny Lykos i wyłomu w palisadzie. Towarzyszył mu Hiszpan Don Francisco z Toledo. Teofil Paleolog i Jan Dalmata. Próbowali skrzyknąć wokół siebie Greków. Daremnie. Zsiedli więc z koni i przez kilka minut w czwórkę bronili dojścia do bramy, przez którą wyniesiono Giustinianiego. Brama była zatłoczona chrześcijańskimi żołnierzami, którzy starali się uciec, i janczarami, którzy na nich napierali. Teofil odważnie krzyknął, że raczej zginie, niż miałby żyć wśród Turków. Cesarz widząc, że jego cesarstwo umiera, nie chciał go przeżyć. Zrzucił z siebie cesarskie insygnia i z Don Franisco i Janem Dalmatą ruszył za Teofilem. Nigdy więcej go nie widziano.

Okrzyk, że miasto padło, odbił się echem po ulicach Konstantynopola. Ze Złotego Rogu zarówno Turcy, jak i chrześcijanie dostrzegli tureckie flagi powiewające na wieżach Blachemae.

Na murach wokół Kerkoporty bracia Bocchiardi ze swoimi ludźmi walczyli ciągle, ale wkrótce zrozumieli, że ich wysiłki są daremne. Przebili się więc przez Turków w kierunku Złotego Rogu. Podczas przebijania się Paolo Bocchiardi został pojmany i zabity. Antonio i Troiło zdołali dotrzeć do genueńskiej łodzi, która niedostrzeżona przez tureckie statki przewiozła ich do Pery..."

'...Wkrótce po sygnale, że janczarzy przedostali się przez mury. Turcy opanowali u stóp doliny bramę Plataea. Inni sforsowali bramę Horaia. Gdziekolwiek udało się Turkom przebyć mur wewnętrzny, natychmiast wysyłali wzdłuż muru oddziały, by te otwierały następie bramy i wpuszczały w głąb miasta kolejnych Turków . Zdarzyło się, że miejscowi rybacy, widząc, że wszystko zostało stracone, sami otworzyli bramy dzielnicy Petrion. otrzymawszy obietnicę, że ich domy zostaną oszczędzone.

Na południe od doliny Lykos chrześcijanie odparli wszystkie tureckie ataki. Nagle jednak obrońcy murów zdali sobie sprawę, że zostali otoczeni: próbowali się więc przebić w stronę miasta. Wielu zginęło, wymykając się z pułapki. Filippo Contarini i Demetriusz Kantakuzen dostali się do niewoli.

Okręty Hamza-beja. widząc sygnały świadczące o sforsowaniu muru wewnętrznego, usiłowały zaatakować mury wzdłuż morza Marmara. W Studion i Psamathii nie napotkano już większego oporu. Obrońcy poddali się. licząc na łaskę. Tylko książę Orchan i jego Turcy walczyli, wiedząc, jaki czeka ich los w razie porażki. Również Katalończycy zajmujący pozycje poniżej Starego Pałacu Cesarskiego walczyli, póki wszyscy nie zostali zabici lub wzięci do niewoli. Na Akropolu kardynał Izydor opuścił swój posterunek i w przebraniu próbował uciec.

Turków opanowała żądza grabieży. Marynarze, obawiający się. że wojska lądowe ubiegną ich we wzięciu łupów, opuścili swoje okręty — tym chętniej, iż byli przekonani, że zagroda uniemożliwi wymknięcie się okrętom chrześcijańskim. więc i tak wpadną w ich ręce. Ich chciwość ocaliła życie wielu chrześcijanom. Tymczasem jedynie część greckich i włoskich marynarzy z Trevisano na czele, którzy bronili murów, dostała się do niewoli. Inni zdołali dołączyć do szkieletowych załóg i przygotować okręty do bitwy. Kiedy dowódca floty, Alviso Diedo. zdał sobie sprawę, że miasto padło, popłynął małą łodzią do Pery. by zapytać władze miasta, czy radzą one genueńskim ziomkom pozostać w porcie i prowadzić walkę, czy też raczej zalecają wypłynięcie na pełne morze. Obiecał, że okręty weneckie podporządkują się ich zaleceniom i będą współdziałać. Podesta Pery był zdania, że należy wysłać do sułtana list z zapytaniem, czy wypuści on wolno wszystkie okręty, czy też raczej zaryzykuje wojnę z Genuą i Wenecją. Jednocześnie podesta wydał polecenie zamknięcia bram Pery, Alviso Diedo nie mógł więc wrócić na swoje okręty. Decyzja zapadła jednak bez udziału podesty, bowiem genueńscy żeglarze znajdujący się na okrętach zakotwiczonych pod murami Pery oznajmili, że pragną odpłynąć i oczekują współdziałania Wenecjan. Jednocześnie wymogli na podeście, by Diedo mógł wrócić na łodzi do swych okrętów w Konstantynopolu. Admirał popłynął wprost do zapory. Dwaj jego marynarze siekierami przerąbali pasy. które przytwierdzały łańcuch do murów Pery. Zapora zdryfowała na pływakach, co stało się sygnałem dla statków w porcie do wypłynięcia. Sam Diedo ruszył w kierunku pełnego morza, a za jego przykładem podążyły inne okręty. Siedem genueńskich statków z Pery, okręty weneckie. 5 cesarskich galer i 2 galery genueńskie z Konstantynopola ruszyły za admirałem. Ewakuacja wykonana została planowo i bez paniki. Do ostatniej chwili statki zwlekały, zabierając na pokłady uchodźców z miasta. Nawet kiedy minięto już zaporę, okręty zatrzymały się na godzinę u wejścia do Bosforu w oczekiwaniu, że może inne statki zechcą do nich dołączyć. Następnie, wykorzystując pomyślny wiatr, popłynęły na morze Marmara i przepłynęły Dardanele.

Hamza-bej z przerażeniem stwierdził, że wobec opuszczenia swych okrętów przez wielu jego marynarzy okazał Się zbył słaby, by zablokować okręty chrześcijańskie. Z nadającymi się jako tako do walki statkami wpłynął więc do Złotego Rogu. by pochwycić chociaż te statki, które się jeszcze nie ewakuowały. W ten sposób zdołał złapać w potrzask 4 cesarskie galery. 3 galery genueńskie i wszystkie nieuzbrojone weneckie statki handlowe. W większości były tak zatłoczone uchodźcami, że nie miały szans, by wypłynąć na otwarte morze. Jedynie trochę małych lodzi zdołało wymknąć się do Pery. Po południu Turcy opanowali port i zajęli wszystkie znajdujące się w nim statki.

Do południa Turcy złamali obronę na wszystkich, poza jednym wyjątkiem, odcinkach. Ciągle jednak walczyli zabarykadowani w trzech wieżach żeglarze kreteńscy. Dopiero wczesnym popołudniem Kreteńczycy, aczkolwiek niechętnie, oświadczyli tureckim oficerom, że gotowi są poddać się pod warunkiem, że ich życie i mienie zostanie nietknięte. Turcy, którzy podziwiali ich odwagę i determinację, zgodzili się. Kreteńczycy. zaokrętowawszy się na swoje dwa statki, które były wyciągnięte na brzeg u podnóża wież, bez przeszkód ze strony muzułmanów odpłynęli na Kretę.

Mehmed od świtu, a więc momentu, kiedy janczarzy przeszli przez palisadę, był pewny, że miasto wpadnie w jego ręce. Wkrótce, kiedy ubywający księżyc stał jeszcze wysoko na niebie, przyjechał osobiście zobaczyć wyłom w palisadzie. Do samego miasta wkroczył jednak dopiero po południu, kiedy zakończyły się już pierwsze rzezie i przywrócono jakiś porządek...'


Fragment książki: Marian Witasek 'KONSTANTYNOPOL 1453' s. 171-220

Szukaj:


Strona główna Władcy Ważne bitwy Polityka prywatności Antykwariat Księga gości