Malaga 1487

"...Był to – jak pisze Álvarez – nadzwyczaj „ciężki bój, jeden z najbardziej zażartych w całej wojnie, bo mieszkańcy Malagi byli gotowi walczyć do końca, a dowodził nimi Hamet el Zegri, jeden z najlepszych żołnierzy, jakimi dysponował El Zagal. Na dodatek było wśród nich sporo afrykańskich Berberów, doskonale obeznanych z wojennym rzemiosłem. Zalety obronne miasta, doborowa załoga i jej nadzieje, że od strony morza nadejdą posiłki, utrudniały zdobycie twierdzy. [...]

Oblężenie Malagi zaczęło się 7 maja 1487 roku. Od samego początku było wiadomo, że zmagania będą trudne i długotrwałe. Miasto miało potężne, sprawdzone w niejednym boju fortyfikacje, na które składało się m.in. osiemdziesiąt potężnych baszt, skupionych wokół zamku Alcazaba. Zanim jednak zagrzmiały pierwsze lombardy, które przewieziono drogą morską, Ferdynand wspaniałomyślnie zaproponował, by muzułmanie dobrowolnie oddali się w ręce chrześcijan. Dowódca odpowiedział na to jednak dumnie, że nie po to powierzono mu to miasto, żeby je poddawał, jak prosi król.

– Niedoczekanie! Dlaczego, psy, jeszcze nie strzelacie?!

Zaraz potem zaczęła się zażarta walka. „Chrześcijanie ufortyfikowali swoje obozy, a flotylla zacieśniła blokadę – pisze Warren H. Carroll. – Sprowadzono kolejne lombardy i kamienne kule, które z nich wystrzeliwano. Oddzielne oblężenie założono wokół położonej kilka kilometrów od Malagi wielkiej fortecy zwanej zamkiem Gibralfaro. Mimo że szturmem tam dowodził sam książę Kadyksu, obrońcy stawili tam nie mniej silny opór niż w samej Maladze. Wypady, których Maurowie dokonywali [poza mury], skutkowały ciężkimi stratami w szeregach chrześcijan. Przez pierwszy tydzień nie dokonano żadnego postępu”. Sytuacja była całkowicie inna od tej, z którą chrześcijanie mieli do czynienia niedawno w Loi, w Moclín czy nawet w czasie szturmu na Veléz-Malagę. W szeregach Ferdynanda zaczęły pojawiać się defetystyczne pogłoski, które prawdopodobnie tylko sobie znanymi sposobami poczęli rozpuszczać obrońcy Malagi. Zaczęto opowiadać, że nieznana zaraza szerzy się na tyłach wojsk i lada dzień dotrze do jego pierwszych szeregów; że do Malagi zbliża się wielka turecka armada mająca dokonać desantu, jak przed laty w Otranto; że o powadze sytuacji jest przekonana nawet tak oddana antymauretańskiej krucjacie królowa Izabela, która uważa, iż należy odstąpić od oblężenia, póki jeszcze na to nie pora…

To, że muzułmanie sięgnęli po tego rodzaju posunięcia, pokazywało, jak bardzo czują się zagrożeni i jak bardzo zależy im na tym, by chrześcijanie zerwali oblężenie. Ferdynand poczuł już jednak krew. Uważał, że w żadnym razie nie należy się cofać. Postanowił użyć tej samej broni, jaką zastosowali Maurowie. Skoro oni mają czelność powoływać się na jego królewską małżonkę, on uczyni tak samo. „Ale odwoływać się do niej?” – miał wykrzykiwać. „Nigdy w życiu! To stanowczo za mało! Niech tu przybywa! Czym prędzej! Niech wsiada na koń! Niech Izabela swoją obecnością zaświadczy, co naprawdę myśli o tym oblężeniu!”.

„Sześć dni później – czytamy – [królowa] przybyła pod Malagę. Zabrała ze sobą księżniczkę Izabelę, Beatríz [de Bobadilla], żonę Guttiere’a de Cárdenasa, kardynała Mendozę, swego spowiednika, Hernándo de Talaverę, a także wielu innych duchownych oraz damy dworu [co miało podkreślić, jak wielką wagę przywiązuje do tej wizyty – R.W.]. Powitano ją z niezwykłym entuzjazmem; żołnierze tłumnie rzucili się, żeby »ucałować jej dłoń«, a monarchini była zmuszana przypomnieć im, żeby upewnili się, iż na najbardziej wysuniętych posterunkach pozostała odpowiednia liczba wartowników”, bo walka, którą toczyli, była zbyt ważna, by jej obecność miała w niej coś popsuć bądź ją skomplikować.

Od razu stało się jasne, że królowa nie jest zwolenniczką wycofania się spod Malagi, a szerzone pogłoski były tylko przykładem wrogiej propagandy. Izabela zadeklarowała bowiem, że nie jest to tylko wizyta, lecz… pobyt; w Maladze pozostanie tak długo, aż miasto zostanie zdobyte. Choćby miała tu spędzić zimę… W rezultacie nastroje znów stały się tak podniosłe i bojowe, że „w ciągu kolejnych tygodni do obozu zaczęli ściągać ochotnicy nawet z tak odległych części Hiszpanii jak Katalonia” [...]

W tej sytuacji El Zegri postanowił sięgnąć po inną tajną broń. Skoro pod mury Malagi przybyła królowa będąca uosobieniem dwudziestu czterech pokoleń walk chrześcijan z muzułmanami, postanowił ją po prostu zgładzić. Wiedział, że jeśli mu się to uda, król wpadnie w rozpacz, on stanie się wielkim bohaterem, a oblegający odstąpią od oblężenia. A może króla też uda się zabić?

Do wykonania tego zadania na ochotnika zgłosił się Tunezyjczyk Abraham Algerbi. Twierdził, że miał w nocy widzenie, iż dokonania tego bohaterskiego czynu domagał się od niego „jeden z aniołów Boga”. El Zegri bez chwili wahania postanowił wykorzystać zapał niepozornego starca – najpewniej schizofrenika. Obiecał mu sowite wynagrodzenie (jeśli przeżyje), a jeśli zginie – potwierdził, że w raju spotka dziesiątki oczekujących go hurys

Pewnej nocy Algerbi wyszedł za mury i dał się pochwycić chrześcijańskim strażom. Był przygarbiony, skulony w sobie, przerażony – nikt nie sądził, że może stanowić jakiekolwiek zagrożenie. Został zaprowadzony do księcia Kadyksu, czego się domagał. Tam oznajmił, że ma bardzo ważną wiadomość dla króla i królowej; wiadomość, którą usłyszał od głosu z nieba, a dotyczy upadku Malagi. Książę powiadomił o tym monarchów, a ci zainteresowali się słowami starca i postanowili go przyjąć, bo byli już znużeni przedłużającym się oblężeniem, gotowi chwycić się nawet brzytwy (miecza?), żeby je zakończyć.

Kiedy Algerbiego doprowadzono do królewskiego namiotu, król już spał, a królowa sama nie chciała go przyjąć. Jeńcowi jednak tego nie wyjaśniono i powiedziono go dalej – przed oblicze Beatríz Bobadilla – przyjaciółki królowej. Ta wraz z Alvarem, księciem Bragancy, akurat grała w karty. A że oboje byli ubrani w odświętne szaty, Algerbi wziął ich za królewską parę. W jednej chwili „spod długiej i obszernej szaty wyciągnął bułat, czyli zakrzywioną mauretańską szablę”. Cios miał dosięgnąć Beatríz – według Algerbiego – Izabelę.

Jednak Beatríz dostrzegła opadające ostrze i rozpaczliwie, wiedziona instynktem, płasko rzuciła się na ziemię, przez co klinga przecięła tylko jej szaty, ale nie dosięgła ciała. Zaraz potem Algerbi odwrócił się, żeby zadać cios Alvaro – według niego Ferdynandowi, który w przeciwieństwie do Beatríz zareagował z opóźnieniem – Maur ciął go w głowę i zadał głęboką, niemalże śmiertelną ranę. W tym czasie Beatríz jednym skokiem poderwała się z ziemi i wzywając pomocy, wybiegła prosto w noc. Algerbi znów rzucił się na nią i ciął ją szablą, ale jej ostrze utkwiło w grubym płótnie namiotu. Momentalnie pojawiła się straż. Okazało się, że obecny w namiocie padre Juan de Belálcazar popisał się znakomitym refleksem, pochwycił napastnika i całym swym ciężarem przygniótł go do ziemi, natomiast stojący obok skarbnik królowej, Rodrigo Lopez, pchnął Algerbiego mieczem. Strażnicy dobili go trzema równo mierzonymi ciosami; wina napastnika była wszak oczywista. Za chwilę, zaalarmowani tumultem i krzykiem Beatríz, przybiegli Ferdynand i Izabela. Było jasne, że ciosy, które spadły na Alvara i Beatríz, były przeznaczone dla nich.

To tragiczne zdarzenie wywarło efekt przeciwny do zamierzonego. Jeszcze bardziej wzmogło determinację oblegających i w całej pełni uświadomiło im, że jest to walka na śmierć i życie. 22 czerwca dokonano pierwszego większego wyłomu w murach miasta, a 25 nowych wielkich kamiennych kul oczekiwało na wystrzelenie. Stworzenie dalszych wyrw było kwestią co najwyżej kilkunastu kolejnych dni.

W następnym miesiącu w Maladze pojawił się głód. „Książę Kadyksu doniósł [Ferdynandowi], że Maurowie umierają z głodu i że coraz większa ich liczba [potajemnie] opuszcza miasto, żeby się poddać; jego zdaniem miasto nie utrzyma się dłużej niż dwa tygodnie”

Na początku sierpnia Rodrigo de Toledo zdobył jedną z kluczowych wież i uczynił nowy, znaczny wyłom w murze. Grupka Maurów nawiązała z nim kontakt, sygnalizując chęć poddania miasta. El Zegri zareagował z wściekłością. Przyobiecał śmierć w męczarniach wszystkim zdrajcom i zagroził, że zabije w mieście wszystkich, którzy nie walczą, „a tylko bezproduktywnie zużywają żywność i… powietrze”.

Mimo tych gróźb (a może właśnie przez nie) miejscowy bogacz Ali Dorduks kontynuował tajne negocjacje z chrześcijanami. 4 sierpnia jego zwolennicy opanowali zamek Alcazaba i wyparli zeń El Zegriego. Ten jednak nadal nie chciał słyszeć o zaprzestaniu obrony. Dorduks nie ustawał w swych wysiłkach i dążył do tego, by wynegocjować możliwie najłagodniejsze warunki kapitulacji. Co ważne, Ferdynand – mając świeżo w pamięci próbę zamachu – nie chciał o tym w ogóle słyszeć. Zapowiedział, że wszyscy mieszkańcy Malagi zostaną niewolnikami i w najlepszym razie będą mogli się wykupić. Maurowie odrzekli, że wobec tego nie pozostanie im nic innego, jak wymordować wszystkich sześciuset chrześcijańskich jeńców pozostających w ich rękach…

– A zatem Malagi nie opuści nikt żywy – ze złością zareagował król. – A następnie zabiję wszystkich muzułmanów, którzy pozostali w Hiszpanii

Takie przeciąganie liny i licytacja na okrucieństwa trwałyby pewnie jeszcze długo, gdyby 18 sierpnia, doprowadzeni do rozpaczy Maurowie, w końcu nie skapitulowali..."


Fragment książki: Roman Warszewski "Grenada 1492" Część 3 Rozdział 10

Szukaj:


Strona główna Władcy Ważne bitwy Polityka prywatności Antykwariat Księga gości