Malbork 1454

"...Zamknięty w Malborku wielki mistrz Ludwik von Erlichshausen znajdował się więc w trudnej sytuacji.

Jednakże zdobycie Malborka nie stanowiło łatwego zadania, i to zarówno ze względu na potężny system tutejszych fortyfikacji, jak i dobre zaopatrzenie licznej załogi (około 3 tys. ludzi) w żywność i broń; własna ludwisarnia pozwalała zresztą na uzupełnianie amunicji w miarę potrzeby. Oblegający na próżno usiłowali zaskoczyć oblężonych niespodzianymi szturmami, a także próbami dywersji. I tak, przekupiony przez związkowców puszkarz zamkowy Mikołaj, który zobowiązał się unieszkodliwić potężne działa malborskie, został przyłapany przez Krzyżaków na gorącym uczynku. Wymierzono mu srogą karę, która miała przerazić innych odstępców: został żywcem poćwiartowany na oczach całej załogi. Nie pomagał także ostrzał artyleryjski murów zamkowych podjęty z pobliskiego folwarku Kałdowo przez oblegające zamek oddziały gdańszczan. Jedynym rezultatem było sprowokowanie wycieczki oblężonych, którzy wypadłszy znienacka zza murów, rozbili gdańszczan w dniu 1 kwietnia 1454 roku, wypierając ich z Kałdowa aż do Nowego Stawu. Podobno legło przy tej okazji około 700 mieszczan. Co gorsza, po sukcesie kałdowskim Krzyżacy zaczęli znów kontrolować Wielkie Żuławy, stanowiące dla zamku malborskiego spichlerz żywnościowy, a wkrótce przeciągnęli na swoją stronę miasto Chojnice..."


Fragment książki: Maria Bogucka "Kazimierz Jagiellończyk i jego czasy" s. 87

"...Aby potwierdzić swoje panowanie, król Kazimierz wyrusza do Prus. A tymczasem wojska związkowe, złożone oprócz samych mieszkańców walczących zarówno ochotniczo, jak i jako żołnierze zaciężni, także z najemników z Czech, oblegały miasto i zamek Malbork. Ale było to bardzo dziurawe oblężenie. Wojskami Związku Pruskiego dowodził najmłodszy z zasłużonych dla powstania braci Bażyńskich — Scibor — i był to chyba najgorszy z możliwych dowódców. W obozie oblegających panował nieład, brak było dyscypliny, nie próbowano nawet szturmować miasta. Nieszczelne oblężenie umożliwiało dopływ pomocy dla Krzyżaków, oblegający natomiast nie zorganizowali sobie dostaw zaopatrzenia. [...] W sobotę zaś po święcie Wniebowzięcia N. Maryi wszczęła się pod Marienburgiem między wojskiem królewskim a oblężonymi Krzyżakami żwawa bitwa, w której mistrz i Krzyżacy wielką ponieśli klęskę, a większej nierównie byliby doznali, gdyby uciekających dym i kurzawa nie były zasłoniły przed pogonią (...). Klęska ta przeraziła wielce Mazurów i zdrajców Czechów, okrom których mistrz nie miał już więcej żadnych najemnych zaciągów (...). W tak trudnem więc położeniu wyprawili do króla posłów, prosząc, aby im przebaczył i przyrzekając, że złamanie ze swej strony wiary lepszemi potem czyny wynagrodzą.

Prawdopodobnie kronikarz nie miał jednak zbyt dobrych informacji, gdyż opór Malborka nie malał. Nie malały też niesnaski wśród powstańców, a także między powstańcami a stroną polską. Wynikały one między innymi z braku zaufania między stronami — miasta nie chciały dopuścić szlachty związkowej do władzy w poszczególnych zamkach, a jednocześnie Związek Pruski nie ufał stronie polskiej, obawiając się, że po zwycięstwie Polacy zaczną rządzić zajętymi ziemiami z pominięciem stanów pruskich. Takie podejrzenia (o ewentualną tyranię) leżały u podstaw decyzji o burzeniu zdobytych zamków w miastach, a gdzie zamku nie zniszczono, starano się nie dopuszczać do obsadzenia go przez polską (lub na polskim żołdzie) załogę..."


Fragment książki: BERNARD NOWACZYK "CHOJNICE 1454 ŚWIECINO 1462" s. 70-72

"...Ożywienie nastąpiło w połowie marca, kiedy pod Malbork podeszły i rozłożyły się na prawym brzegu Nogatu, pod Wielbarkiem, oddziały toruńskie i elbląskie; oddziały gdańskie stanęły w lesie warnowskim. Dowódca całości wojsk związkowych Ścibor Bażyński nie potrafił jednak skoordynować działań i w obu rozdzielonych rzeką obozach panowało bezhołowie i przybierająca na rozmiarach dezercja. Dochodziło nawet do jawnej zdrady — duże grupy nie spłaconych zaciężnych przechodziły na zamek malborski, bo tam obiecano im wyższy żołd.

Sporadyczny ostrzał Malborka z dział doprowadzał do pojedynków ogniowych, nieskutecznych dla obu stron. Wreszcie 1 kwietnia załoga zamku pod dowództwem komtura Plauena dokonała niespodziewanego napadu na Kałdowo, zajęte przez drabantów gdańskich. Po rozbiciu ich Plauen dotarł do opuszczonego w panice, na wieść o klęsce pod Kałdowem, obozu w lesie warnowskim, gdzie zagarnął znaczne zapasy i 10 dział. Wojska gdańskie, straciwszy około 700 zabitych, w popłochu opuściły Wielkie Żuławy, które niezwłocznie zajął Plauen — tamtejszych chłopów zmusił do przysięgi na wierność Zakonowi i obsadził nimi linię Wisły. [...]

Zmusiło to gdańszczan do wysłania na Leniwkę uzbrojonych łodzi, ale kres akcji krzyżackiej położyło dopiero ponowne oblężenie Malborka przez wojska gdańskie (około 1100 ludzi), które pod wodzą Wilhelma Jordana nadciągnęły w maju do obozu w Wielbarku. Jordan, wzmocniony załogą tczewską, nie mogąc sforsować Leniwki pod Lisewem, popłynął w górę Wisły, ale również pod Zantyrem Krzyżacy nie dopuścili do lądowania. Oddziały piesze przeprawiły się więc pod Gniewem i, po połączeniu z własnymi statkami w rejonie Białej Góry, popłynęły Nogatem pod Malbork. Lecz poza zablokowaniem go połączone siły związkowe nie potrafiły zadać Krzyżakom większych strat — dochodziło jedynie do sporadycznych potyczek i wymiany ognia artyleryjskiego. W obozach panował głód i dezercja. Jordan żądał od rady gdańskiej przysłania dalszych 200 zbrojnych oraz 20 statków, obiecując, że po postawieniu mostu na Nogacie opanuje Wielkie Żuławy. Otrzymał jednak tylko transport żywności, który Leniwką dotarł do Zantyru. Wobec przygotowanej przez Krzyżaków zasadzki w Pogorzałej Wsi nad Nogatem, zrezygnowano jednak z rejsu w dół rzeki, a żywność przeładowano na wozy i w ten sposób dostarczono związkowcom.

Rada gdańska, prowadząc jednocześnie oblężenie Malborka, Sztumu i Chojnic, miała już poważne kłopoty z opłaceniem zaciężnych, przez co oblężenia przeciągały się bez widocznych skutków. Rada gdańska, prowadząc jednocześnie oblężenie Malborka, Sztumu i Chojnic, miała już poważne kłopoty z opłaceniem zaciężnych, przez co oblężenia przeciągały się bez widocznych skutków. Ponadto dowódcy gdańscy żądali wciąż nowych ludzi i broni, warunkując tym uzyskanie sukcesu, posiłków domagali się też zaniepokojeni nadciągającą odsieczą krzyżacką dowódcy zamków okręgu człuchowskiego. Kłopotów przysporzyła również żegluga wiślana, gdyż uzbrojone łodzie zakonne oraz artyleria ustawiona na wałach przeciwpowodziowych w rejonie Palczewa i Mątowów skutecznie blokowały Leniwkę. Sugestie aby sforsować Leniwkę i zająć Żuławy od strony Tczewa, zostały przez dowództwo związkowe odrzucone ze względu na wypady załogi malborskiej, ośmielonej bezczynnością wojsk związkowych i wieściami o nadciągających z Rzeszy posiłkach. Oczekiwano zatem z niecierpliwością zapowiadanej w Prusach wizyty Kazimierza Jagiellończyka, wierząc, że rozwiąże on owe komplikacje.

Życzliwość królewska oraz nadane przywileje umocniły co prawda ducha wśród związkowców, ale nie uspokoiły wzburzonych zaciężnych, na spłacenie których w dalszym ciągu brakowało pieniędzy. Ostatecznie zgodzili się oni na przedłużenie terminu spłaty żołdu do 18 sierpnia. Aby zdobyć fundusze na ten cel, lipcowy zjazd stanów w Grudziądzu podniósł taksę podatkową dla duchowieństwa i miast. Król zapowiedział też skierowanie pod Malbork i Chojnice swoich chorągwi nadwornych oraz pospolitego ruszenia.

Po tych uzgodnieniach rada gdańska wyprawiła na Żuławy kolejną armię, która po udanym sforsowaniu Leniwki pod Gorzędziejem rozłożyła się obozem również w lesie warnowskim, nawiązując kontakt z resztą wojsk w obozie wielbarskim. Lecz poza drobnymi potyczkami żadnych znaczących walk nie prowadzono, a nie spłaceni zaciężni dalej dezerterowali. Sytuacja oblegających nieco się poprawiła po kapitulacji Sztumu (8 sierpnia), ale jego upadek jakby zaktywizował załogę malborską, która 9 sierpnia uderzyła, choć bez sukcesu, na obóz warnowski. Aby uniemożliwić Krzyżakom dalsze wypady, postanowiono spalić drewniany most na łodziach, łączący zamek z Kałdowem, za pomocą puszczonych z prądem Nogatu siedmiu branderów (promów wiślanych załadowanych suchym drewnem, beczkami smoły, siarką, smarami oraz prochem). 23 sierpnia, po podpaleniu ładunku, puszczono pierwszy z branderów, lecz obrońcy zatrzymali go tuż przed mostem i odholowali do brzegu. Artyleria gdańska zaczęła wówczas ostrzeliwać obrońców mostu i pod osłoną tego ostrzału kolejno spławiano następne brandery. Choć cztery spłynęły w dół rzeki, dopiero od dwóch dalszych spaliły się trzy przęsła mostowe. Uszkodzenia nie były chyba zbyt wielkie, gdyż po sześciu dniach most odbudowano. Do ponownej akcji przygotowano dwa następne brandery, ale użyto ich dopiero 9 września, kiedy załoga malborska dokonała kolejnego wypadu na Żuławy. Próba riie udała się — brandery utknęły na wbitej przed mostem zagrodzie z pali; odciągnięto je do brzegu, gdzie spłonęły.

Tymczasem 11 września jeden z dowódców gdańskich, hr. Hohenstein, zdradziecko przeszedł ze swoją rotą na stronę Zakonu i powiadomił wielkiego mistrza o sytuacji w obozie warnowskim. Następnego dnia rano załoga malborska wkroczyła na Żuławy, zdobyła Nowy Staw i obiegła obóz warnowski, ale na wieść o zbliżających się posiłkach gdańskich (około 200 ludzi) odstąpiła od oblężenia. Przeciwko nadciągającej odsieczy został skierowany Hohenstein, który rozbił ją pod Tralewem, co pozwoliło Krzyżakom ponownie zaatakować obóz. Gdańszczanie odparli atak, po czym porzucili obóz i skierowali się na przeprawę promową w Ostaszewie (w obozie pozostawiono broń, zapasy i 23 działa). Zmusili wprawdzie do cofnięcia się pościg krzyżacki, ale przeszli na lewy brzeg Leniwki, tracąc Żuławy. 14 września związkowcy odparli atak krzyżacki na obóz w Wielbarku, lecz gdy w tydzień potem, 21 września, do Wielbarku dotarła wiadomość o klęsce chojnickiej, w popłochu go opuścili, przerywając blokadę Malborka..."


Fragment książki: J. W. DYSKANT "ZATOKA ŚWIEŻA 1463" s. 99-103

Szukaj:


Strona główna Władcy Ważne bitwy Polityka prywatności Antykwariat Księga gości