|
"...W kontynuacji łacińskiej czytamy, że Frankowie nie czekali na bombardowanie z machin oblężniczych, lecz zaczęli szturm już w dzień po przybyciu, czyli 29 sierpnia, a autor utrzymuje, że byli bliscy sukcesu, kiedy nadeszła wieść, iż zbliża się Saladyn. „Miał ze sobą niewiele wojsk, lecz obawa pomnożyła ich liczbę". Frankowie wycofali się do swojego obozu w Toronie (Tali al-Fuchchar)..."
Fragment książki: M. C. Lyons D. E. Jackson "SALADYN" s. 339
Teraz obie strony przez dwa tygodnie nie wykonały żadnego ruchu, wzajemnie się badając oraz oczekując na posiłki. W tym czasie armię Saladyna wzmocniły oddziały Takiego ad-Dina, który dotarł tu spod Antiochii, oraz Keukburiego, a także kontyngenty z Mosulu, Sindżaru i Dijar Bakr. Liczebność wojsk Franków zwiększana była od strony morza.
"...Kiedy zgromadziła się armia muzułmańska, Saladyn zjechał ze wzgórz, by podjąć wyzwanie. Centrum jego sił znajdowało się w Tali Kajsanie, na odizolowanym wzgórku, 8 km na południowy wschód od Akry, prawe skrzydło - na północnej granicy równiny, lewe zaś zostało pod Nahr Namanem. Nie można ustalić dokładnej pozycji lewego skrzydła na rzeką, lecz najprawdopodobniej front liczył blisko 10 km i miał kształt trójkąta, którego wierzchołkiem był Tali Kajsan, natomiast najniższy punkt, Tali al-Ajjadijja, znajdował się 4 km od bazy frankijskiej w Toronie.[...]
Saladyn najwyraźniej miał nadzieję, że Frankowie go zaatakują. Al-Fadil, nękany kolką i prywatnymi zmartwieniami, napisał, że Akra znalazła się w potrzasku od strony lądu i morza, a następnie dodał: „mimo liczby i siły wroga nie sądzę, aby on nadciągnął. Należy mieć nadzieję, że Bóg rozsądzi sprawę między nami, a jest to najlepszy z sędziów". Pod koniec miesiąca radżab, 13 września, Frankowie poczuli się wystarczająco silni, aby zacieśnić blokadę, i otoczyli Akrę „jak pierścień". Rada wojenna Saladyna zdecydowała się wtedy na generalny szturm, którego czas miał odpowiadać piątkowej modlitwie 14 września. Jednakże Frankowie stali jak „lita ściana bez żadnego pęknięcia", a walka za dnia nie doprowadziła do żadnego rozstrzygnięcia. Następnego ranka muzułmanie mieli więcej szczęścia. Frankowie wyznaczyli niewielki oddział do pilnowania północnych granic Akry, najbardziej oddalonych od trzonu armii Saladyna. Taki ad-Din wysłany okrężną drogą w celu zaatakowania Franków zdołał odepchnąć ich ku Toronowi i umożliwić przedostanie się bramą Św. Antoniego ku cytadeli na północnym skraju miasta. Imad ad-din skrycie krytykował fakt, że muzułmanie nie wykorzystali swojej przewagi, przytaczając słowa emirów, „że sprawa jest prosta", po czym rozeszli się, żeby napoić konie. Dzięki temu Frankowie zyskali czas, aby przegrupować się przy Toronie, i „stali niczym mur, pod osłoną pancerzy i tarcz, ze wzniesionymi włóczniami i naciągniętymi kuszami".[...]
21 września Frankowie rozpoczęli atak, który nie zmienił sytuacji, lecz pokazał ich rosnącą pewność siebie. Saladyn przesunął się bliżej, 24 września jego centrum zostało na Tali al-Ajjadijji, lewe skrzydło nad rzeką, a prawe nad morzem. Emir Husam ad-Din Sunkur zmarł 10 września na dyzenterię, a 26 września w Tali al-Ajjadijji zmarł z kolei Tuman z Ar-Rakki, prosząc o wsadzenie go na konia, aby można uznać, że zginął śmiercią męczeńską w walce dżihadu.[...]
Muzułmanie jednak nie mieli powodu do optymizmu. Saladyn odniósł niewielki sukces, gdyż pomógł swoim Beduinom zastawić pułapkę na najeźdźców frankijskich przy rzece, lecz Frankowie otrzymali posiłki i wzmocnili swój obóz. Szacowano, że ich wojska liczą teraz ponad 100 000 ludzi, a 3 października ujrzano, że sposobią się do niezwykłego wysiłku. Muzułmanie z kolei przygotowywali się na przyjęcie ataku. W szyku bitewnym od centrum do prawej stali: sam Saladyn oraz jego synowie, Al-Afdal i Az-Zafir, Mosulczycy pod wodzą Zahira ad-Dina Chidra, oddziały z Dijar Bakr dowodzone przez piętnastoletniego władcę Hisn Kajfy, Kutba ad-Dina Sukmana, bratanek Saladyna Husam ad-Din, władający wówczas Nabulusem, Sarim ad-Din Kajmaz, przypuszczalnie z wojskami z Damaszku, a na samym skraju - Ikki ad-Din. Od centrum do lewej w linii stali Kurd Al-Masztub, emir Mudżalla Ibn Marwan z Kurdami Mihrani i Hakkari, następnie wojska z Sindżaru pod wodzą Mudżahida ad-Dina Jurunkusza, dalej Keukburi i mamelucy Asdi pod wodzą Sajfa ad-Dina Jazkudża.
Frankowie przypuścili atak na Akrę od północy. Według źródeł wzmocnili lewe skrzydło, tak że przeważyło liczebnie nad prawym skrzydłem muzułmanów, a Taki ad-Din rzucił do walki swoich harcowników, aby osłonili taktyczny odwrót. On sam, wraz z Kajmazem i Husamem ad-Dinem, cofnął się w nadziei przeciągnięcia stojącego naprzeciwko skrzydła Franków poza linię, lecz ci nie dali się podejść i nadal trwali na miejscu. W międzyczasie Saladyn źle zrozumiał manewr Takiego ad-Dina i osłabił swoje centrum, gdyż wysłał kilka szwadronów, żeby go wsparły. Frankowie dostrzegli nadarzającą się okazję i zwrócili się przeciwko najbliżej położonej części linii muzułmańskiej czyli oddziałom z Dijar Bakr, które po wycofaniu się Husama ad-Dina pozostały odsłonięte. Ludzie z Dijar Bakr nie cieszyli się dobrą reputacją: zarówno Ibn Szaddad, jak i Imad ad-Din podkreślali ich brak doświadczenia bojowego. Frankijska szarża złamała ich, inne kontyngenty pomogły ich rozgromić, a hrabia Bar dotarł nawet do namiotu Saladyna w Tall al-Ajjadijji. Imad ad-Din, który obserwował bitwę z Tali z „pewnymi zacnymi ludźmi, nie sądząc, aby walki nas dosięgły", wziął nogi za pas i był tak przekonany o klęsce, że dotarł w ucieczce aż do Jeziora Tyberiadzkiego, a pozostali zatrzymali się dopiero wtedy, kiedy już znaleźli się bezpiecznie na wschodnim brzegu Jordanu lub nawet w samym Damaszku.
Jednakże Frankowie padli teraz ofiarą tych samych trudności w komunikacji i koordynacji, które spowodowały błąd Saladyna. Zgodnie z wersją wydarzeń przekazaną w L'Estoire de la Guerre Sainte, widok umykających jeźdźców ściganych przez grupę żołnierzy sprawił wrażenie, że czołowe oddziały Franków zostały rozgromione, a wtedy pozostałe oddziały Franków wycofały się. Teorię, że było to nieporozumienie, podtrzymuje Ibn Szaddad, który stwierdził, że sam Saladyn zatrzymał się u stóp Tall al-Ajjadijji z pięcioma towarzyszami, zbierając ze swojego centrum, co tylko mógł. Z Tali Frankowie mogli zobaczyć, że muzułmańskie lewe skrzydło nie zostało złamane, mogli też najprawdopodobniej dostrzec Takiego ad-Dina na północ od nich. Ponieważ żadne dalsze posunięcie nie odsłoniłoby ich skrzydeł bocznych, zaczęli się cofać, lecz gdy tylko rozpoczęli odwrót, Saladyn wysłał oddziały, które zgromadziły się za Tali, w celu przeprowadzenia ataku. Część Franków uciekła, a Ibn Szaddad mówi, że kiedy główny korpus wojska ujrzał ich ściganych przez muzułmanów, uznał, że pozostała część atakujących przepadła. Cała linia wycofała się teraz w zamieszaniu, pod naporem muzułmańskiego lewego skrzydła oraz Takiego ad-Dina, Kajmaza i Husama ad-Dina, którzy właśnie powrócili do akcji. Pościg ustał dopiero wtedy, gdy rezerwa Franków zaczęła bronić obozu. Straty Franków oceniano na 7000 osób, a ciała wrzucano do rzeki, aby skaziły wodę. [...]
Wkrótce jednak muzułmanie sami sobie zadali cios, który zniweczył ich sukces. Kiedy wydawało się, że ich oddziały są na skraju klęski, służący skorzystali z zamieszania, obrabowali namioty i uciekli z wszystkim, co zdołali zabrać. Zdaniem Imada ad-Dina, Saladyn chciał przeprowadzić atak, zanim Frankowie nadrobią straty, „lecz kiedy szukali armii, tej już nie było". Zarówno złodzieje umykający z łupami, jak i ci, którzy ruszyli za nimi w pogoń, rozpierzchli się, a Saladyn mógł jedynie wydać rozkaz całkowitego odwrotu. Atak trzeba było odłożyć. Frankowie uzupełnili swoje straty dzięki posiłkom, a wielu muzułmańskich dezerterów nigdy nie wróciło.[...]
Imad ad-Din w oficjalnym liście napisał, że Frankowie, choć osłabieni stratami, roili się jak pszczoły oraz poszerzyli i pogłębili swoje okopy, tak że zaatakowanie ich okazało się niemożliwe; w czasie bitwy „oddziały ze wschodu" stchórzyły, jedynie wojska z Sindżaru nie ustąpiły z placu boju, a „oko Tumana odświeżyła w raju śmiałość jego syna"; Frankowie są teraz pognębieni, lecz „dopóki będą nadpływać morzem i nie przepędzi się ich stąd, pozostaną nieustanną plagą".[...]
12 października wysłał ciężki bagaż do obozu na wzgórzach, około 10 km na południowy wschód od Tali al-Ajjadijji. Później zwołał naradę, w której wzięli udział zarówno Ibn Szaddad, jak Imad ad-Din. Mówił, jak twierdzą źródła, o małej liczebności wroga - „z wielkiej ich liczby zostało niewielu" - podkreślił też, że w nowym roku Frankowie otrzymają posiłki, natomiast muzułmanie mogą liczyć jedynie na pomoc ze strony Al-Adila, który właśnie znajduje się w drodze. Z tych powodów Saladyn zalecał natychmiastowy atak. Wysuwano kontrargumenty: morale armii jest niskie, żołnierze pozostają „pod bronią i na koniach od pięćdziesięciu dni"; wierzchowce są obolałe, mają ciała odparzone od siodeł, sam zaś Saladyn dotkliwie odczuwa rezultaty wyczerpującego wysiłku; na przegrupowanie uciekinierów, nadejście Al-Adila i „zebranie piechoty, aby stanęła naprzeciw piechoty wroga", potrzeba czasu. Można pozyskać Turkmenów, obiecując im ziemie i dary, gdyż „bez wątpienia muzułmanie pomogą". Był już najwyższy czas na nadejście muzułmańskich posiłków i zdruzgotanie Franków przed rozpoczęciem sezonu żeglugowego, najlepszy plan to wycofanie się armii przy jednoczesnym pozostawieniu sił maskujących, które można wymieniać rotacyjnie. To właśnie zalecał Al-Fadil w swoim liście, lecz Imad ad-Din najwyraźniej się z nim nie zgodził i podkreślał, iż brama morska do Akry ciągle stoi otworem, natomiast odwrót muzułmanów umożliwi Frankom wznowienie blokady. Było to dość oczywiste, lecz nie przeważyło nad ważniejszą kwestią, iż bardziej niebezpieczna będzie próba wywierania presji na armię ponad granice jej wytrzymałości. W rezultacie garnizonowi w Akrze nakazano zamknąć bramy, a w nocy z 15 na 16 października Saladyn odesłał bagaż. Mimo złego stanu zdrowia każdego ranka udawał się na inspekcję, zdradzając po powrocie „oznaki ciężkich trudów". Frankowie wyładowali swoje machiny oblężnicze i wzmocnili obóz „od morza do morza". W murze pozostawiono bramy, aby dokonywać przez nie wypadów, wzmocniono go tylko pozostałościami z okopów oraz otoczono wałami i obsadzono strażą. Zdaniem Imada ad-Dina, dowodziło to nonsensowności teorii, że Frankowie wycofają się, jeśli da im się taką sposobność.[...]
Al-Adil 1 listopada wyruszył z Birkat al-Dżubb do Bilbajsu ze sporym wojskiem, w tym pewną liczbą czarnych żołnierzy, a do Akry przybył pod koniec miesiąca. Sam Saladyn zbierał syryjską piechotę i próbował nadal kontynuować presję wojskową, lecz wilgotna i zimna pogoda położyła kres szansom na poważną walkę.
W tym momencie Saladyna, który stracił już bratanka Izz ad-Dina Musika, dotknęło inne nieszczęście - pod Al-Charrubą zginął jeden z najbliższych mu towarzyszy, Dija ad-Din Isa. Al-Fadil wyraził swoje ubolewanie i dodał, że sytuacja, w której znaleźli się muzułmanie wraz ze swym sułtanem, nie sprzyjała ich cierpliwości, tak jak miejsce nie odpowiadało ciałom, i powstał strach o „owoce ludzkich serc". Była to wyraźna aluzja, że niezadowolenie może skłaniać do buntu, i musiało rzucać się w oczy, że jeśli oblężenie ma się przeobrazić w wojnę pozycyjną, to Saladyn musi przede wszystkim podtrzymać ducha bojowego swoich ludzi dzięki zorganizowaniu regularnych wymian żołnierzy. W rezultacie „obcym oddziałom", przypuszczalnie z Mosulu, Sindżaru i Dijar Bakr, pozwolono odjechać, a Saladyn został z siłami głównie ajjubidzkimi, którymi dowodzili Al-Adil, Al-Afdal i Taki ad-Din. Chociaż nie był to sezon żeglugowy, na morze wysłano pięćdziesiąt galer pod wodzą Lulu, które 26 grudnia przybyły do Akry. Przypłynęło nimi kilku emirów i ich zwolenników, którzy zamierzali wzmocnić garnizon, samych zaś żeglarzy wykorzystano do obsługi machin wojennych i rażenia wroga greckim ogniem. Zdołali oni też wyrządzić szkodę Frankom, gdyż zorganizowali atak z zaskoczenia na „bazar pełen kramów z winem i burdeli" w ich obozie.[...]
Frankowie rozpoczęli pod Akrą aktywną kampanię w miesiącu safar (10 marca-7 kwietnia), przeprowadzając atak z zaskoczenia na lewe skrzydło sił maskujących, sam zaś Saladyn był w tym czasie na polowaniu. Muzułmanie dążyli do szybkiego sukcesu, lecz zabrakło im strzał i ucierpieli z powodu szarży Franków, która zepchnęła ich nad rzekę. Wynikało z tego jasno, że Saladyn powinien teraz zebrać swoją armię. Jako pierwsi mieli przybyć Syryjczycy z młodym Szirkuhem z Himsu, Sabik ad-Din Usman z Szajzaru, syn Ibn al-Mukaddama i pewna liczba Beduinów i Turkmenów. Po ich przybyciu Saladyn 25 kwietnia zszedł ze wzgórz na swoją dawną pozycję w Tali Kajsanie. Taki ad-Din ponownie znalazł się po prawej stronie, a Al-Adil dowodził lewym skrzydłem, natomiast Al-Afdal i Az-Zafir stali z boków centrum, po lewej i prawej stronie.[...]
Ofensywa Franków skupiła się przede wszystkim na machinach oblężniczych. Skonstruowali oni trzy ruchome wieże oblężnicze z importowanego drewna, „gdyż tylko rzadkie gatunki drewna nadają się do tych wielkich konstrukcji". Wieże pokryto skórą nasączoną octem, w celu ochrony przed greckim ogniem, a muzułmanie mogli dostrzec ze swojego obozu, jak „wyłaniają się nad murami Akry". Zdaniem autora kontynuacji łacińskiej garnizon był tak zatrwożony, że zaczął negocjować warunki kapitulacji a Imad ad-Din potwierdził, iż pływacy przynieśli Saladynowi wieści o zagrożeniu Akry. Kiedy Saladyn otrzymał liczniejsze posiłki, zaczął serię dywersyjnych ataków. Imad ad-Din Mahmud, władca Dary, przybył 27 kwietnia i dołączył do walki, która zaczęła się tego samego dnia. Saladyn wyruszył 28 kwietnia z Tali Kąjsanu do Tall al-Ajjadijji, nakazując bazarowi obsługującemu armię udać się za nią, tak aby nikt nie musiał wyjeżdżać w celu zakupu zaopatrzenia. Kolumna z ekwipunkiem nadciągnęła 2 maja, a służba z mieczami i tarczami wziętymi ze zbrojowni dołączyła do ataków. Okazało się to jednak nieskuteczne i 3 maja nurkowie powtórnie przynieśli wieści, że miasto jest mocno zagrożone. Saladyn ponowił apele o pomoc i następnego dnia przybył Az-Zahir z Aleppo, a za nim Keukburi. Frankowie podzielili swoje siły: część strzegła okopów, inne szturmowały miasto i pracowały nad zasypaniem fosy. Niespodziewanie do ocalenia garnizonu przyczynił się syn damasceńskiego kotlarza. Prosił on wcześniej o pozwolenie wejścia do Akry, gdzie jego sugestie podpalenia wieży rozdrażniły pirotechników, „gdyż to nie było jego rzemiosło", inni zaś kpili z niego, mówiąc: „ten człowiek traci pieniądze na coś, co nie jest jego zadaniem". Wreszcie 5 maja pozwolono mu posłużyć się machiną z jego własnym rodzajem greckiego ognia, a wtedy nie tylko spaliły się wieże, ale i inne machiny frankijskie, które strawił ten sam pożar. [...]
W kontynuacji łacińskiej czytamy, że obóz frankijski znalazł się wówczas między młotem sił Saladyna a kowadłem miasta, gdyż oddziały z dwóch stron świata, Azji i Afryki, połączyły się, by zaatakować trzecią stronę. Zanki z Sindżaru przybył pod koniec maja, za nim zaś w czerwcu Sandżar Szah z Dżazirat Ibn Umar i Zajn ad-Din Jusuf z Irbilu oraz Ala ad-Din, syn Izz ad-Dina z Mosulu. Jednakże Niemcy skutecznie uniemożliwili Saladynowi wykorzystanie przewagi liczebnej do rozpoczęcia ofensywy.[...] Teraz mógł jedynie rozdzielić swoje siły: tych emirów, których ziemie leżały na drodze inwazji, wysłano na północ, natomiast on sam pozostał z ludźmi ze wschodu i Egipcjanami. Pierwszy wyruszył syn Takiego ad-Dina, Nasir ad-Din, władca Manbidżu, za nim syn Ibn al-Mukaddama oraz Bahram Szah, władca Baalbeku, Sabik ad-Din Usman z Szajzaru i Az-Zahir z oddziałami Jarukijji z Aleppo, a na końcu, 14 lipca, sam Taki ad-Din dowodzący wojskami z Hamy.[...]
Tymczasem Saladyn zdołał sprowadzić do Akry posiłki w postaci kolejnej eskadry floty egipskiej, którą autor kontynuacji łacińskiej ocenił na dwadzieścia pięć statków. Muzułmanie ujrzeli 14 czerwca w południe, „jak pojawia się wiele żagli", a Saladyn przeprowadził dywersyjny atak, w którym „obydwie strony sprzedały swoje życie za odpoczynek na tamtym świecie".
Akrze przestało teraz grozić bezpośrednie niebezpieczeństwo, a Saladyn z zadowoleniem oczekiwał na przebieg wydarzeń. Jednakże, zgodnie z relacją zachodnią, zwykli żołnierze w obozie Franków zaczęli się burzyć. „Pragnąc zmiany, zarzucili swoim dowódcom gnuśność", a „w dniu św. Jakuba [25 lipca], ponurym i zgoła nieodpowiednim, złowroga tłuszcza rzuciła się do ataku". Skierował się on przeciwko „Tekadynowi, wnukowi sułtana, człowiekowi energicznemu i odważnemu w boju, lecz nieprzejednanemu w swoim okrucieństwie i wielkiej niegodziwości". Atak nie miał jakoby żadnego dowódcy; każdy z napastników czynił, co chciał, i ledwie mogli rozpoznać własne chorągwie. Taki ad-Din wyjechał z obozu ponad tydzień wcześniej, a napad nie był tak źle przygotowany, jak potem twierdzono. Imad ad-Din uznał, że Frankowie próbują najpierw uprzedzić Niemców, a potem wykorzystać słabość muzułmańskiego prawego skrzydła, obsadzonego przez wielu ludzi z północy. Jednakże Saladyn zabezpieczył się - przeniósł Al-Adila, robiąc tym samym miejsce Takiemu ad-Dinowi, i zastosował tę samą taktykę, którą Taki ad-Din wykorzystał w bitwie z 3 października 1189 roku - wycofywał się, by wciągnąć atakujących w pułapkę. Wsparli go bezpośredni sąsiedzi na prawym skrzydle, Sarim ad-Din Kajmaz i Izz ad-Din Dżurdik, a kiedy Frankowie złamali szyki, aby splądrować jego obóz, ruszył na nich. Saladyn wysłał posiłki z centrum, w tym swoją własną gwardię, oddział z wojsk z Mosulu pod wodzą Alego ad-Dina oraz Egipcjan pod wodzą Sunkura al-Halabiego. Frankowie zapędzili się zbyt daleko, aby móc się bezpiecznie wycofać; jak mówiono, jedynie Rafał z Hauterive, archidiakon Rochester, wyjechał z obozu, by im pomóc, a Imad ad-Din opisał frankijskie trupy, leżące pokotem w dziewięciu szeregach, od piaszczystej wydmy po wybrzeże; w każdym z nich było ponad tysiąc ciał. [...]
Bitwa z następnego dnia powtórzyła schemat tej z poprzedniego października, gdyż również tym razem muzułmanie nie zdołali wykorzystać swojej przewagi. Saladyn zamierzał jakoby zaatakować, lecz wtedy zaabsorbowały go wieści z północy, gdzie armia niemiecka poszła w rozsypkę.[...]
Chociaż Niemcy ponieśli oczywistą klęskę, zmusili jednak Saladyna do prowadzenia przez całe lato defensywy. Dopiero w październiku dołączyli do niego Az-Zahir, Sabik ad-Din, Usman, Bahram Szah z Baalbeku oraz syn Ibn al-Mukaddama, natomiast Taki ad-Din wrócił dopiero w listopadzie. W czasie ich nieobecności Saladyn ani razu poważnie nie zagroził obozowi Franków.[...]
Frankowie z pewnością nie mieli powodów do zadowolenia. Po przy. byciu Henryka z Szampanii próbowali ciągłego ostrzału z machin, które jednak podczas jednego z wypadów zostały zniszczone, a w nocy z 2 na 3 września spłonęły dwie kolejne; na jedną z nich Henryk wydał podobno 1500 dinarów; 24 września przeprowadzono ze statków atak na wieżę, którą Saladyn opisał jako klucz do przystani. Jak sam mówił, wyposażył ją w kuszników, łuczników, pirotechników oraz specjalistów od obsługi samej machiny, a Frankowie spróbowali podpalić wały służące do jej ochrony. Jednakże w krytycznym momencie „wiatr, początkowo sprzyjający, obrócił się przeciwko nim", a komory machiny, i wypełnione „tłuszczem, podpałką, olejem i drewnem" wybuchły i doprowadziły do bezużytecznego zniszczenia. Pizańczycy przygotowali specjalny statek w kształcie zamku, przeznaczony do szturmowania murów, lecz 6 października muzułmańskie galery dokonały niespodziewanego wypadu z wybrzeża i spaliły go. Krzyżowcy ponieśli klęskę również na lądzie. Książę Szwabii przybył 7 października, lecz - jak pisze Imad ad-Din - „Jego przybycie nie zrobiło żadnego wrażenia. Frankowie rzekli: «Obyż on do nas nie przybył»". Tytułem próby książę przypuścił atak na Tali al-Ajjadijję, który okazał się nieudany, a 14 października ogień strawił groźne tarany, skonstruowane na zlecenie Henryka z Szampanii i arcybiskupa z Besançon.[...]
W październiku dezerterzy przynieśli wieści, że Frankowie dążą do kolejnej bitwy. Rada wojenna Saladyna doradzała odwrót, aby odciągnąć ich od fortyfikacji, i 20 października Saladyn uczynił to, przemierzając około 17 km z Akry do wzgórz Szafaram.[...]
11 listopada wcześniejsze ostrzeżenia potwierdził widok armii Franków, nadciągającej w szyku bitewnym i zmierzającej ku studniom, które muzułmanie wydrążyli przy Tali al-Ajjadijji. Siły maskujące Saladyna cofnęły się do Tali Kajsanu, a on, w celu zabezpieczenia, odesłał tej nocy swój bagaż do Kajmunu i Nazaretu. Donieśli o tym frankijscy zwiadowcy, którzy według Ambrożego przynieśli wieści, iż sam Saladyn wyjechał, a pójście jego śladem byłoby „wielkim szaleństwem". W rzeczywistości Frankowie wcale nie skierowali się w stronę wzgórz, lecz 12 listopada skręcili na południe w kierunku Hajfy. Saladyn postanowił, by muzułmanie przecięli linię ich marszu, z prawym skrzydłem rozciągniętym do wzgórz przy Al-Charrubie, a lewym nad rzeką Naman. Po bitwie w dniu św. Jakuba prawe skrzydło wzmocnili żołnierze, którzy powrócili z północy; w jego skład wchodzili teraz synowie Saladyna, Al-Afdal i Az-Zahir, z oddziałami z Aleppo, Husam ad-Din z Nabulusu, Sarim ad-Din Kajmaz i Izz ad-Din Dżurdik, Husam ad-Din Biszara z Baniasu i Badr ad-Din Dildirim. Po lewej znajdowały się oddziały z Sindżaru, Sandżar Szah z kontyngentem z Dżazirat Ibn Umar, Taki ad-Din, Al-Masztub oraz Kurdowie Mihrani i Hakkari, a także emir Hakkari, Chusztarin. Straż Saladyna stała w środku, lecz on sam był zbyt chory, aby wziąć udział w bitwie, zatrzymał się więc na wzgórzach. Z powodu choroby w bitwie nie uczestniczył też Zanki, który wycofał się razem z ekwipunkiem, oraz Imad ad-Din.
Muzułmanie zachowali się zgodnie ze swoją tradycyjną taktyką - wysłali harcowników, aby zatrzymali atak, nie dopuszczając do zamknięcia formacji, chcąc ją zablokować. Podobno Frankowie zabrali ze sobą zapasy na cztery dni, a marsz zaprowadził ich w dół rzeki Naman, gdzie mieli jeszcze z grubsza połowę drogi do Hajfy; podobno szukali tam zapasów. Jeżeli już zużyli ich połowę, dalszy marsz był z pewnością niebezpieczny, okrążyli więc zakole rzeki i rozbili obóz pod Tali al-Kurdani, na jej zachodnim brzegu. Muzułmanie wycofali się nocą, a Saladyn nakazał swojemu prawemu skrzydłu zbliżyć się do rzeki, lewe zaś miało zająć nową pozycję, między rzeką a morzem. Takie rozkazy zmierzały do okrążenia Franków, lecz muzułmanom zabroniono wywierania na nich zbytniego naporu „za dnia", przypuszczalnie Saladyn miał nadzieję, że do tego czasu uda się złamać ich formację. Frankowie przebudzili się rankiem 13 listopada i zobaczyli wokół siebie „wszystkich Turków świata", lecz wycofali się ku Akrze, w zwartym szyku wokół swojego sztandaru, z piechotą osłaniającą jazdę.
Była to najbardziej zacięta bitwa od czasu Hittinu. Frankijska ariergarda cofnęła się, stając twarzą w twarz z wrogiem i nieustannie ostrzeliwując go z kusz i łuków, natomiast Saladyn wysyłał do bitwy jeden oddział za drugim, aż wreszcie został bez rezerw. Muzułmanie byli zbyt niecierpliwi, aby słuchać rozkazów i zachować dystans; opisywano, że niemal wmieszali się w tylne szeregi Franków, a Ibn Szaddad odnotował wiele muzułmańskich ofiar, w tym emira Asadi Sajfa ad-Dina Jazkudża, który został ranny. Podobno Frankowie grzebali swoich zmarłych tam, gdzie ci padali, i wynosili rannych. Do południa przeszli niewiele ponad 3 km i dotarli do mostu Da'uk. Zgodnie z planem Saladyna, najwyraźniej miało go bronić prawe skrzydło, a Ambroży potwierdza, że most był strzeżony. Ibn Szaddad dodał jedynie, że Frankowie przeszli po moście i później go zniszczyli, aby zablokować pościg, po czym rozbili obóz na wschodnim brzegu. Ani on, ani Imad ad-Din nie sugerowali, że istniała jeszcze jakaś szansa bądź plan zniszczenia Franków i być może należy uznać, że trzon prawego skrzydła dołączył do bitwy na zachodnim brzegu.
Saladyn próbował zaaranżować nocny atak garnizonu z Akry na obóz Franków, lecz nie otrzymał odpowiedzi na swoje przesłanie, a rankiem 14 listopada Frankowie ponownie wymaszerowali. Muzułmanie poszli ich śladem, lecz nie parli do ataku, i w końcu szarża przepędziła ich do obozu. Imad ad-Din pozwolił sobie na komentarz, że gdyby Saladyn nie był chory, nikt by nie uciekł, Ibn Szaddad widział zaś Saladyna szalejącego z desperacji. Z pewnością słusznie się obawiał, że Frankowie zdołają wydostać się poza obóz, lecz poza tym nie wyrządzili jego wojsku żadnej szkody. Muzułmanie sądzili, że przeciwnik próbuje w ten sposób rozwiązać problemy z zaopatrzeniem w żywność, a Ambroży potwierdził, że mieli nadzieję na znalezienie w Hajfie magazynów, lecz potem usłyszeli, iż zostały przeniesione. Ibn Szaddad dodał, że chcieli wykorzystać chorobę Saladyna, przypuszczalnie wiedzieli też o wewnętrznych niepokojach w armii muzułmańskiej. Jednak bitwa udowodniła w końcu tylko tyle, iż dopóki utrzymuje się dyscyplinę i postępuje rozważnie, żadna ze stron nie może liczyć na decydujące zwycięstwo, a sytuacja patowa trwała dalej.[...]
Saladyn spędził zimę w swoim obozie na wzgórzach i chociaż Frankowie nie próbowali go tam atakować, nieustannie zagrażali Akrze. Siedem statków z zaopatrzeniem przybyło z Egiptu 31 grudnia, lecz jeden z nich wpadł na skałę w pobliżu portu. Frankowie zaatakowali, chcąc przeszkodzić garnizonowi w rozładunku pozostałych, a w czasie walki reszta statków zatonęła z powodu nieoczekiwanego szkwału. Niecały tydzień później zawalił się fragment murów miejskich, niszcząc część budowli wewnątrz, a Frankowie ruszyli do ataku „jak złowieszcza noc" i z trudem zostali odparci. Wszystkich budowniczych i rzemieślników miasta zmuszono, aby pod osłoną bariery z kamieni i strzał naprawiali wyrwę.[...]
Muzułmanie mieli trochę satysfakcji z powodu trudności w obozie Franków, gdzie głód oraz zaraza zabierały nawet po dwieście osób dziennie. Jednak obchodziły ich przede wszystkim własne problemy. Al-Fadil przybył w miesiącu zu al-hidżdża (30 grudnia-28 stycznia 1191 roku), a przed wyjazdem z Egiptu napisał, że na każdym kroku napotyka się akty nieposłuszeństwa (wobec Boga) oraz niesprawiedliwości. Wojna spowodowała braki w zaopatrzeniu. W przypadku broni zapotrzebowanie okazało się większe niż dostawy i Al-Fadil wspomina o włóczniach, „których nie sposób było już znaleźć nigdzie na tych terenach". Imad ad-Din uskarżał się na brak lekarzy w obozie, Al-Fadil zaś odpisał mu, że niewielu ich też w Egipcie, w tym żaden nie jest godny zaufania. Powtórzył, że „przybyło złoczyńców i zaczęli działać otwarcie. Wyczuli zapach buntu - oby Bóg obciął im nosy, którymi to wywąchali".[...]
Franków nie można zaatakować w ich obozie i mimo odniesionych strat każdego dnia są w stanie czynić stamtąd wypady, niekiedy z wszystkimi siłami, niekiedy tylko z częścią; pochodzą z tak wielu ziem, że w przypadku jeńców i dezerterów konieczna jest pomoc tłumaczy, a niekiedy jeden musi przekładać słowa drugiego..."
Fragment książki: M. C. Lyons D. E. Jackson "SALADYN" s. 340-366
"...Zwłaszcza w ciągu zimy 1190 -1191 sytuacja była tragiczna: "Chleb,
który z trudem wystarczał dla jednego człowieka na jeden posiłek, kosztował
dziesięć su andegaweńskich. Mięso końskie było przysmakiem,
po dwieście bezantów sprzedawano porcję pszenicy (w jakiś czas później,
gdy już pszenicy wystarczało, kosztowała tylko sześć bezantów). Na początku
lutego 1191 arcybiskup Salisbury uratował sytuację organizując
zbiórkę dla najbiedniejszych krzyżowców aż do momentu, gdy w trzy dni
później jednemu statkowi udało się przełamać blokadę i przywieźć pszenicę,
wino i oliwę, które bezzwłocznie rozdzielono wśród żołnierzy.[...]
Król Francji Filip, zaraz po przybyciu, kazał zbudować nowe
wieże, z których jedna, nazwana Malevoisine, była odpowiednikiem
wieży bojowej muzułmanów wewnątrz miasta Akki zwanej Malecousine.
Jedna i druga strona miotała strzały bądź kamienie. Ryszard nie omieszkał
zrobić zapasu kamieni, gdy opuszczał Mesynę: morskich otoczaków,
które musiały być olbrzymie - jeden z nich zabił dwunastu ludzi. Kamień
len zabrano i pokazano Saladynowi. Z obozu muzułmańskiego wojownicy
stojący na wieży miotali również groźne ognie greckie - tak
nazwane, gdyż chodziło o wynalazek "grecki", to znaczy bizantyński.
Były to ceramiczne garnki wypełnione naftą, które rzucano na oblegających
i które następnie zapalano, celując w nie kawałkami metali lub gliny
rozgrzanymi do czerwoności. Wojsko Franków chroniło się przed tą bronią,
obijając swe machiny wojenne świeżo zdartymi skórami zwierząt lub
oblepiając je gliną. Walczący szybko nauczyli się, że nic należy gasić tych
ogni wodą, lecz octem lub ziemią..."
Fragment książki: Regine Pernoud "Ryszard Lwie Serce" s. 112-114
"...30 maja, rozpoczęły się poważne walki, a w ciągu następnego tygodnia każdego dnia musiał przebyć 23 km, aby pomóc obleganemu garnizonowi. Frankowie zaczęli bombardowanie z machin oblężniczych i próbowali wypełnić fosę, wrzucając do niej ciała martwych zwierząt, a nawet ludzkie zwłoki. Garnizon podzielił się na jednostki robocze: jedna ćwiartowała zwłoki, aby łatwiej je było przenieść, druga zaś je zabierała i wrzucała do morza. Trzecia grupa ubezpieczała pierwszą, czwarta zaś obsługiwała machiny i strzegła murów..."
Fragment książki: M. C. Lyons D. E. Jackson "SALADYN" s. 368
"...Filip nie przewidział straży wokół swych machin oblężniczych i zostały one spalone przez oblężonych, prawdopodobnie podczas jednego z nocnych wypadów. Ryszard natomiast zadbał o pilnowanie machin, które z
sobą przywiózł, i zapewnił im ochronę w dzień i w nocy.
Owe machiny oblężnicze zostały szczegółowo opisane; oprócz katapult
i balist, które miotały strzały lub kamienie, podczas oblężenia Akki
- jak się zdaje - używano taranów. Kronikarz Ambroży opisuje jeden
z nich, którego konstrukcję przypisuje arcybiskupowi z Besancon: "Taran
ten podobny był do domu z dachem do burzenia murów. Wewnątrz był
długi maszt okrętowy z żelazną głowicą. Po popchnięciu przez ludzi na
mur cofał się, by ponownie uderzyć z jeszcze większą siłą. Pracował tak,
by zburzyć mur lub przez wielokrotne uderzenie zrobić wyłom. Ci, którzy
obsługiwali taran, bez przerwy uderzali w mur i byli chronieni wewnątrz
taranu przed wszelkim niebezpieczeństwem grożącym od góry."5 Tarany
te okazały się bardzo skuteczne w sytuacji, kiedy można było zbliżyć się
dostatecznie do murów, pozostając wciąż pod osłoną dachu, który przykrywał
obsługujących. Frankowie skierowali swe wysiłki na wieżę, którą
zwali Wieżą Przeklętą, w północno-wschodnim narożniku wałów. Równocześnie
nieustannie robiono podkopy; usiłowano zasypać część fos, które uniemożliwiały zbliżenie się do murów, przez zwożenie ziemi na
nasypy i formowanie okrągłych kopców, które pozwalały posuwać się ku
wałom..."
Fragment książki: Regine Pernoud "Ryszard Lwie Serce" s. 115
Poniżej umieszczona mapa pochodzi z publikacji: David Nicolle "Trzecia Krucjata 1191"
"...Rozpoczęły się teraz zacięte walki. Galery Ryszarda 11 czerwca zaatakowały i zatopiły wielki muzułmański statek z Bejrutu, przewożący zaopatrzenie oraz blisko siedmiuset żołnierzy; 14 i 18 czerwca dokonano poważnych ataków na miasto, a 23 i 24 czerwca Frankowie dotarli po raz pierwszy do linii wzdłuż północnego lądu i wzdłuż rzeki. Potem Ryszard zachorował, a muzułmanie usłyszeli nieprawdziwą wieść, że Filip został ranny..."
Fragment książki: M. C. Lyons D. E. Jackson "SALADYN" s. 369
Nie sposób wyolbrzymić okropieństw, kryjących się za suchymi relacjami ze średniowiecznych wojen. Pod murami Akry krzyżowcy zmagali się z malarią i dyzenterią, gorączką tyfusową wywołaną skażoną wodą i durem plamistym, przenoszonym przez pchły. W każdej chwili mogła wybuchnąć epidemia cholery, a szczury żywiące się odpadkami niosły ze sobą ryzyko pojawienia się dżumy. Dzień i noc z katapult ciskali ku miastu kamienie, żelazo i ogień, żywych i martwych jeńców, a także gnijące ścierwa zwierząt, aby spowodować wśród obrońców wybuch zarazy. Muzułmanie odpowiadali ostrzałem z własnych katapult, często tymi samymi pociskami. Zasypywali atakujących strzałami, kamieniami i ogniem.
Nocą łomot katapult i taranów, okrzyki radości i wrzaski rannych pozwalały zasnąć tylko skrajnie wycieńczonym. Eleganckie namioty możnych dawały nieco schronienia przed rojami much z otwartych latryn, pustynnymi meszkami i moskitami, które gryzły każdy odsłonięty skrawek ciała. Wielu ludzi spało jednak pod gołym niebem, czasem wprost na ziemi, nie bacząc na ryzyko zarażenia się tyfusem.
Fragment książki: D. Boyd "ELEONORA AKWITAŃSKA" s. 252-253
"....Oblegający mieli w mieście kilku przyjaciół, którzy przejęli na siebie rolę szpiegów; niektóre strzały wypuszczane z oblężenia przenosiły informacje o stanic miasta i decyzjach podejmowanych przez obrońców. Kronikarze napomykają o "pewnym nabożnym człowieku, który w skrytości,
gdyż obawiał się pogan", wysyłał te informacje, zaczynając je słowami:
"W imię Ojca i Syna, i Ducha Świętego". Zresztą nikt wśród chrześcijan
nic wiedział, ani przed, ani po zdobyciu miasta, kim był ten człowiek. Być
może został przyłapany lub może zginął podczas oblężenia. Istotne jest,
że w kilku przypadkach wskazówki jego przydały się krzyżowcom, zwłaszcza
gdy Saladyn chciał zorganizować potajemną ucieczkę garnizonu z
Akki. Dzięki przesłaniu tej informacji ucieczka została udaremniona.
Działo się to w nocy z 4 na 5 lipca. Poprzednie uderzenie, prowadzone
trzeciego, było mocne. Skierowano je raz jeszcze na Przeklętą Wieżę i
sąsiednie mury. Dywersja Saladyna na tyły nie udała się. Ambroży długo
opisuje bohaterski wyczyn marszałka Francji, Aubry Clementa. Udało
mu się z kilku wojownikami przystawić do murów drabiny w pobliżu
słynnej wieży, zostali jednak odepchnięci. Aubry z garstką ludzi, którzy
mu towarzyszyli, zginął. Był synem oddanego doradcy króla Ludwika
VII, Roberta element..."
Fragment książki: Regine Pernoud "Ryszard Lwie Serce" s. 116
"...Posiłki muzułmańskie przybyły w ostatnim tygodniu czerwca. Chociaż sam Zanki został na miejscu, wysłał jednak z Sindżaru oddziały, które zajęły teraz pozycję na lewym skrzydle Saladyna. Przybyły także dwie dywizje Egipcjan, a Ala ad-Din przyprowadził kontyngent z Mosulu. Z powodu obawy przed Takim ad-Dinem do ludzi ze wschodu nie dołączył żaden oddział z Dijar Bakr, a Saladyn podobno rzekł: „To dzieło szatana". Napisał do Mosulu, do Izz ad-Dina, o rosnącym zagrożeniu ze strony Franków: „Podminowali mury, a miasto znalazło się w niebezpieczeństwie. Pozostaje nam jedynie nadzieja, że Bóg odwróci to swoją łaską". W innym liście pytał: „Jeśli pomoc nie nadejdzie teraz, to kiedy? Jeżeli ktoś przybywa, gdy nie jest potrzebny, to tak jakby w ogóle nie przybył".
Frankowie, pragnąc wesprzeć zabiegi dyplomatyczne, przeprowadzili 2 lipca kolejny poważny szturm, zmuszając Saladyna do odparcia zagrożenia poprzez atak na ich obóz. Ibn Szaddad mówi, że nie wziął ze sobą tego dnia pożywienia, lecz ze łzami w oczach przynaglał swoich ludzi do pośpiechu, sam zaś Al-Adil dołączył do walki. Garnizon 3 lipca oświadczył, że jeżeli muzułmanie czegoś nie zrobią, będzie musiał skapitulować. Ibn Szaddad opisał to jako „najsmutniejsze wieści, które dotarły do muzułmanów". W Akrze znajdowała się „cała broń z Wybrzeża, Jerozolimy, Damaszku, Aleppo i Egiptu" oraz ludzi z innych muzułmańskich krain, a perspektywa klęski dała powody do niepokoju o zdrowie Saladyna. Przeprowadzono kolejny nieudany atak na obóz Franków i Al-Masztub wyjechał z flagą rozejmu, aby omówić z Filipem warunki kapitulacji. Podkreślił, że zawsze, kiedy Frankowie prosili o litość, godzono się na ich prośbę, lecz do uszu Imada ad-Dina i Ibn Szaddada doszło, że Filip rozzłościł Al-Masztuba, gdyż traktował muzułmanów jak swoich „mameluków i niewolników". Wrócił więc, twierdząc, że trzeba bronić Akry do ostatniego człowieka. Jednakże duch bojowy podupadł i w nocy z 3 na 4 lipca kilku emirów wymknęło się z portu w małej łódce. Był to poważny cios dla Saladyna, gdyż jeśli nie mógł już dłużej polegać na swoich emirach, to zagrożona była cała jego pozycja. Wybaczył jednemu z dezerterów pod warunkiem, że tej nocy wróci do Akry, oraz odebrał ikta innym, a znajdował się wśród nich również syn Izz ad-Dina Czauliego i zastępca dowódcy emirów Asadi. Opisał te nowiny Keukburiemu, lecz dodał, że garnizon ciągle walczy, a zza umocnień i z podkopów dokonuje wypadów na Franków.
Saladyn miał nadzieję, że świtem 4 lipca uda mu się przeprowadzić atak z zaskoczenia, lecz, jak pisze Ibn Szaddad, „armia mu w tym nie pomogła, więc rzekł: «Narażamy cały islam na niebezpieczeństwo»". Później trwały walki w ciągu dnia, lecz w międzyczasie przybyło trzech posłów od Ryszarda z prośbą o śnieg i owoce. Przypuszczalnie po raz kolejny mieli za zadanie wysondować ducha bojowego muzułmanów, a w odpowiedzi Saladyn zezwolił im odwiedzić bazar armii, gdzie ujrzeli ponad 7000 sklepów. [...] Noc z 4 na 5 lipca muzułmanie spędzili pod bronią, gdyż uzgodniono, że garnizon powinien dokonać próby wywalczenia im przejścia. Plan się nie udał, najwyraźniej dlatego, że Frankowie zostali o nim uprzedzeni..."
Fragment książki: M. C. Lyons D. E. Jackson "SALADYN" s. 370-372
"...Następnej nocy, gdy zbliżała się północ, Saladyn podjął nową próbę
ataku na zewnętrzne fosy obozu chrześcijańskiego. Zamiarem jego było
umożliwienie ucieczki pewnej liczby obrońców Akki podczas tego zamieszania,
ale jako że zamiar został zdradzony obu królom, mury miasta
były pilnie strzeżone. Wszystkie oddziały postawiono w stan alarmu i
atak Saladyna został odparty z dużymi stratami. 5 lipca w jednym z murów
wojsko i maszyny Ryszarda zrobiły wielki wyłom. W nocy zburzono
jedną wieżę, a następnego dnia, 6 lipca, ruszyło nowe natarcie na miasto.
Dwaj delegaci oblężonych, Al Masztub i Karakusz, i jeszcze trzeci o
nazwisku Elsedin Jardic, ponowili negocjacje..."
Fragment książki: Regine Pernoud "Ryszard Lwie Serce" s. 117
"...6 lipca zaczęły się ponowne negocjacje. Muzułmanie zaoferowali kapitulację miasta i oddanie go, wraz ze wszystkim, co się w nim znajdowało, w zamian za wolność dla garnizonu. Kiedy propozycję odrzucono, podbili ofertę, obiecując uwolnienie jednego jeńca frankijskiego za każdego członka garnizonu, a w końcu zaoferowali również oddanie Krzyża. Jednakże Frankowie upierali się i przy zwrocie „wszystkich ziem i wypuszczeniu wszystkich jeńców", a te warunki uznano za niemożliwe do przyjęcia. Garnizon 7 lipca przysłał wieść, że jego członkowie są gotowi walczyć do upadłego. Posiłki nadeszły 9 lipca wraz z Sabikiem ad-Dinem Usmanem, a 10 lipca Badr ad-Din Dildirim przyprowadził duży oddział Turkmenów. W Akrze przeprowadzono tymczasem próbę zbudowania maskującego muru za głównym wyłomem dokonanym przez Franków, lecz w obwarowaniu były też inne dziury, co osłabiło miasto.
Gdyby Akra została zdobyta szturmem, garnizon nie mógłby liczyć na okazanie litości. Z przesyłanych wieści wynika, że żołnierze się wahali. Saladynowi przekazano 3 lipca, że chcą się poddać, a 7 lipca - że będą walczyć na śmierć i życie, gdyż przypuszczalnie usłyszeli wtedy o klęsce własnych negocjacji. Frankowie 12 lipca zaatakowali po raz kolejny, a nurek przyniósł wieści o ostatecznym upadku. Al-Masztub negocjował warunki kapitulacji: miasto ze wszystkim, co w nim było, w tym również statki na nadbrzeżu, miało się poddać; muzułmanie mieli zapłacić 200 000 dinarów i oddać 1500 „nieznanych" jeńców oraz 100 wskazanych przez Franków, a ponadto Krzyż. Konrad, który wrócił do obozu Franków, brał udział jako poseł w negocjacjach i miał otrzymać 10 000 dinarów dla siebie oraz dalsze 4000 dla „towarzyszy". W zamian członkowie garnizonu mogli odejść wolno ze swoimi rodzinami i rzeczami osobistymi. Kiedy nadeszły te wieści, Saladyn zwołał radę wojenną. „Jego umysł był zmącony, myśli rozproszone, a on sam stracił wszelką orientację". Mamy świadectwo, że Al-Masztuba upoważniono do przedłożenia ofert, które w efekcie bardzo podkopały autorytet Saladyna, a Ibn Szaddad napisał, że sułtan miał zamiar wysłać tej nocy nurka z wiadomością, iż nie zgadza się na te warunki. Jednakże w południe Frankowie „wystrzelili jeden raz", a ich sztandary ujrzano nad murami miasta. Armia muzułmańska cierpiała i biadała. Imad ad-Din napisał: „Pocieszaliśmy Saladyna. „Chociaż miasto upadło, nie upadł islam", Ibn Szaddad napisał zaś, że próbował zwrócić swoje myśli ku obronie Wybrzeża i Jerozolimy..."
Fragment książki: M. C. Lyons D. E. Jackson "SALADYN" s. 372-373
"...W końcu, wbrew żądaniom Saladyna, który chciał przedłużyć opór, wyczerpani, będący u kresu sił oblężeni, podjęli decyzję o kapitulacji za pośrednictwem szpitalników i Konrada z Montferratu; w piątek, 12 lipca, "ujrzano krzyże i sztandary wznoszące się nad murami miasta", pisze kronikarz arabski Abu Szama "Wielka wrzawa rozległa się po stronie Franków. Przerażenie ogarnęło wszystkich; byli jak osłupiali; obóz rozbrzmiewał okrzykami, skargami, szlochami i jękiem. Było to ohydne widowisko - kontynuuje dobry muzułmanin - gdy markiz wchodzący do Akki z czterema chorągwiami królów chrześcijańskich zatknął jedną na cytadeli, drugą na minarecie wielkiego meczetu - a był to piątek! - trzecią na wieży obronnej w miejsce chorągwi islamu."..."
Fragment książki: Regine Pernoud "Ryszard Lwie Serce" s. 118
|
|