WOJNA FRANCUSKO-FLAMANDZKA |
|
Filip IV od początku swych rządów starał się wcielić do korony Flandrię, będącą wówczas lennem Francji i jednym z najbogatszych i największych ośrodków handlu i przemysłu sukienniczego w Europie. Urzędnicy francuscy rezydujący na terenie lenna mocno uprzykrzali życie mieszkańców.
"...Filip Piękny, pragnąc wziąć odwet za Fragment książki: Witold Biernacki, Piotr Tafiłowski "COURTRAI 1302" s. 28 "...Niewiele wiemy o działaniach poprzedzających bitwę. [...] Działania zbrojne mogły mieć miejsce wokół zniszczonego mostu na "rzece" przed zamkiem. Dwa źródła francuskie [...] twierdzą, że w dniach poprzedzających bitwę. Francuzi próbowali naprawić zniszczony przez Flamandów most. Jednak próby te byty daremne, gdyż Flamandowie natychmiast atakowali i przeszkadzali Francuzom. Wydarzeń tych nie potwierdza żadne ze źródeł flamandzkich. Jeśli takie działania miały miejsce, a rzeka o której mowa to Lys. może to wskazywać, że dowódcy francuscy próbowali obejść pozycje Flamandów i zaatakować ich od tylu. Annales Gandenes twierdzą, że Robert Artois zezwolił wojsku grabić okoliczne wioski flamandzkie. Według kroniki flamandzkiej Francuzi zaś zaledwie postawiwszy nogę na ziemi flandryjskiej już okazali swe okrucieństwo i swą pożądliwość wobec lej krainy. Nie oszczędzali ni kobiet, ni dzieci, ni starców, mordując wszystkich. Nawet święte wizerunki w kościołach, jakby były one żywymi ludźmi. pozbawiali głów i członków; działania te nie przyniosły spodziewanego efektu, wręcz przeciwnie, jak świadczy anonimowy autor: Czyny te jednak nie ustraszyły Flandryjczyków. lecz przeciwnie wzmogły ich gniew i zapal, i popchnęły do prowadzenia bardziej okrutnej walki..." Fragment książki: Witold Biernacki, Piotr Tafiłowski "COURTRAI 1302" s. 28-29 Courtrai 1302 "...8 lipca armia francuska dotarła pod mury Courtrai. 9 lipca Francuzi bezskutecznie zaatakowali Bramę Tournai, a 10 - Bramę Lille, z takim samym skutkiem. [...] Robert Artois bardzo staranie przygotowywał się do bitwy, gdyż zdawał sobie sprawę, że pozycja przeciwnika jest bardzo silna i trudno będzie ją zaatakować zarówno od czoła, jak i ze skrzydeł. Dlatego też rozłożył się obozem z wojskiem w znacznej odległości od miasta i zwlekał kilka dni z rozpoczęciem bitwy. Rozsyłał szpiegów, aby ci dowiadywali się o rozmieszczeniu sił flamandzkich. Według zachowanej zapiski, hrabia kupił mapę. na której oznaczono rozmieszczenie rowów wykopanych na przyszłym polu bitwy. [...] Armia flamandzka była dość liczna, gdyż większość miast i wsi Flandrii przystało swoje oddziały. [...] Wszystkich było, łącznie z rycerzami i ich pocztami (których mogło być razem 400-500), do 9000 zbrojnych. [...] Większość historyków przyjmuje, że armia flamandzka składała się w większości (jeśli nie w całości) z piechoty z gminu, gdyż rycerstwo i patrycjat, który tworzył kawalerię, pozostał wierny Francji. Piechota była dobrze uzbrojona. [...] Według Verbruggena hrabia Artois miał około 2500-3000 rycerzy i ich giermków. Wśród nich byli i rycerze z Flamandii i Holandii ze stronnictwa leliaerts. Ponadto Francuzi mieli 5000-6000 piechoty, w tym około 1000 najemnych kuszników i 2000 [...] lekkozbrojnej piechoty uzbrojonej w olbrzymie tarcze..." Flamandowie. którzy spodziewali się. że Francuzi zaatakują ich natychmiast po przybyciu pod Courtrai. przygotowali się do bitwy i zajęli pozycję blokującą dostęp do zamku i znajdującego się w nim garnizonu francuskiego. Dowódcy flamandzcy starannie wybrali tę pozycję, zamierzając stoczyć bitwę obronną. Piechotę ustawili w zwartym szyku przypominającym wygiętą ku przodowi falangę. Wiele źródeł opisuje formację flamandzką jako "mur tarcz". Autor kroniki powstałej w opactwie St. Denis w Paryżu w taki oto sposób opisuje szyk armii flamandzkiej: Mieszczanie utworzyli jedną jedyną linię bojową, wysławszy naprzód strzelców, następnie ludzi z kopiami i żelaznymi patkami na przemian, a później pozostałych. Tak więc pierwszy szereg składał się z pikinierów (którzy końce swych dwuręcznych pik oparli o ziemię, a ostrza skierowali ku szarżującym koniom wroga), drugi szereg był uzbrojony w popularną, miejscowa broń zwaną „goedendag", trzeci - z pikinierów itd. [...] Przed frontem prawego skrzydła płynął strumień Groeninge Beek, a przed lewym skrzydłem - strumień Grote Beek (Wielki Strumień). Były to przeszkody dość szerokie (2,5 - 3 m) i głębokie (do 1,5 m). Ich bagniste brzegi na pewno utrudniały działanie jazdy rycerskiej. W dodatku na ich wschodnich brzegach zostały wykopane wcześniej liczne wilcze doły, które starannie zamaskowano gałęziami i ziemią. Wykopano też rowy. Wiele z nich zostało tak wykopanych, aby wpłynęła do nich woda z rzeki Lys. Lewe skrzydło falangi chroniły mury klasztoru Groeninge. natomiast prawą Hankę osłaniała Lage Vijver (Mniejsza Fosa). Dowódcy flamandzcy ustawili swoje wojsko w formacji „zwyciężaj lub zgiń", gdyż z tyłu Flamandowie mieli szeroką rzekę Lys. która uniemożliwiała im ucieczkę. [...] Na prawym skrzydle, za Grote Beek, stali mieszczanie z Brugii pod wodzą Williama z Jülich. Centrum szyku częściowo osłanianym przez Grote Beek, a częściowo przez Groninge Beek tworzyli ludzie z wolnego okręgu Brugii i Zachodniej Flandrii. Lewe skrzydło falangi, którym dowodził Gwidon z Namur. składało się z kontyngentów z Alost, Oudenaarde, Courtrai i Gandawy. Z tyłu, przed zamkiem, pozostawiono oddział rezerwowy mieszczan z Ypres. liczący 500 lub 1000 ludzi (liczebność oddziału jest podawana różnie przez różne źródła), którego zadaniem było odparcie ewentualnego wypadu załogi francuskiej z cytadeli miasta Courtrai. Ponadto Flamandowie wydzielili silny oddział odwodowy dowodzony przez Jeana de Renesse. który stanął za centrum falangi, aby wspierać ją w zagrożonych punktach. Rankiem o godz. 6.00 dwóch marszałków Francji wróciło z rozpoznania pozycji przeciwnika. Robert Artois rozkazał wojsku szykować się do boju. a do swego namiotu wezwał dowódców na radę wojenną, na której niektórzy doświadczeni dowódcy wypowiedzieli się przeciwko atakowi na silne pozycje Flamandów. Konetabl Raoul de Nesle zwrócił uwagę na niebezpieczeństwo ataku kawaleryjskiego przez koryto potoku: w przypadku niepowodzenia szarży potoki staną się pułapka dla rycerzy. Radził. aby wywabić Flamandów z ich pozycji na otwartą przestrzeń i tam ich pobić. Dowódca piechoty. Wielki Mistrz kuszników genueńskich. Jean de Burlast zaproponował. aby walkę rozpoczęła jego piechota, która zadałaby tak wielkie straty nieprzyjacielowi, że ten byłby zmuszony opuścić swe stanowiska. Wówczas mogliby do natarcia ruszyć rycerze, by zadać nieprzyjacielowi coup de grace. Natomiast Godfryd z Brabancji (brat księcia Jeana I Brabanckiego) radził, aby nie wszczynać walki - wbrew temperamentowi, zwyczajom i honorowi rycerzy francuskich! - i dać wojsku dzień odpoczynku przed decydującą bitwą, niepokojąc jedynie przeciwnika. W ten sposób Flamandowie musieliby stać na swoich pozycjach przez cały dzień bez jedzenia i wody, w żarze lipcowego słońca, i następnego dnia byliby łatwym łupem Francuzów. Jednakże zdecydowana większość dowódców była zdecydowana natychmiast rozprawić się z tymi "biednym i bezbronnymi chłopami". Pewni siebie Francuzi sądzili, iż z łatwością mogą pobić Flamandów. Robert Artois podzielał tę opinię i wczesnym popołudniem rozkazał trębaczom ogłosić atak. a oddziałom ustawić się w trzech liniach. W pierwszej linii stanęła piechota. W drugiej osiem..batalii" kawalerii, w trzeciej - rezerwowej - pozostałe dwie „batalie" kawalerii. „Batalię" tworzyło od 6 do 21 chorągwi. Hrabia Artois widząc przed sobą jedną zwartą falangę piechoty nieprzyjacielskiej, zmienił organizację swych sil na polu bitwy. Utworzył z siedmiu mniejszych dwie duże „batalie". Na lewym skrzydle stanęła „batalia" złożona z 4 mniejszych „batalii", na prawym „batalia" złożona z 3 mniejszych. Trzy „batalie", w tym samego hrabiego, stanęły w rezerwie. W pierwszej linii kawalerii ustawiono rycerzy w najlepiej uzbrojonych. Bitwę rozpoczęła francuska piechota. Kusznicy i lekkozbrojna piechota rozwinęli się naprzeciwko całego frontu falangi flamandzkiej i rozpoczęli wzajemny ostrzał z kusznikami i łucznikami Flamandów. Liczniejsi i lepiej uzbrojeni piechurzy fraccuscy szybko zmusili do odwrotu kuszników i łuczników przeciwnika. Teraz ruszyła do przodu piechota francuska, przedzierając się dość łatwo przez wypełnione wodą rowy i omijając przeszkody terenowe: zbliżyła się do falangi, a wtedy kusznicy zasypali ją bełtami. a lekkozbrojni miotanymi oszczepami i kamieniami. Celne pociski zabijały i raniły niektórych Flamandów; jednakże większość wojowników flamandzkich stojących w pierwszych szeregach była dobrze chroniona przez zbroje. Mimo to falanga flamandzka cofnęła się nieco i wyszła ze strefy ostrzału. Według słów Gillesa le Muisita. „Francuzi byli o krok od zwycięstwa". Gdy piechota francuska docierała do brzegów potoków, wówczas jej atak został zatrzymany przez Roberta Artois, który chciał, aby zwycięstwo było dziełem rycerzy. Jak opisuje Ancienne chronique de Flandre, jeden z rycerzy francuskich niektórzy kawalerzyści posuwali się za nacierającą piechotą - widząc, że piechota prawie pokonała Flamandów przedarł się do Roberta i zapytał: Panie. dlaczego czekasz ? Nasza piechota naciera. zatem to jej przypadnie chwała a nie nam. (Aczkolwiek Chronique de Flandre twierdzi, że rycerze ruszyli do szarży, ponieważ myśleli, że Flamandowic uciekają z pola bitwy). Prawdopodobnie Robert bał się. że piechota nie wsparta przez kawalerię zostanie rozbita przez liczniejszego przeciwnika. Dlatego rozkazał: Piechota, do tylu!, a rycerstwu - Kusząc! (Mouvez), i 7 „batalii", z rozwiniętymi chorągwiami, „pompatycznie i bez jakiegokolwiek porządku" ruszyło do ataku. Piechota francuska zaczęła pośpiesznie wycofywać się, by dać pole własnej kawalerii, jednakże część piechurów, którzy prawdopodobnie nie usłyszeli rozkazu lub nie zdążyli się usunąć, została stratowana przez własną jazdę. Większość piechoty zdolała bezpiecznie wycofać się przez przerwy między „bataliami" lub wychodząc na skrzydła. Kawaleria francuska, której barwne chorągwie trzepotały dumnie nad głowami idących do ataku „batalii", z okrzykiem Montjoie - St. Denis!, jak najszybciej przedzierała się przez teren pokryty rowami i wilczymi dołami. Konie potykały się lub wpadały do rowów, inne popędzane przeskakiwały je. albo odmawiały posłuszeństwa, stawały dęba i zrzucały swoich jeźdźców. Zwarty szyk jazdy francuskiej załamał się. W końcu zmieszane „batalie" rycerzy - z wielkim trudem - dotarły do błotnistych potoków Grotę Beek i Groninge Beek i rozpoczęły przeprawę przez nie. Przeprawa była bardzo trudna, gdyż konie grzęzły w bagnistym podłożu, tak że szyk rycerski pękł. Jeźdźcy przeprawiali się pojedynczo lub małymi grupkami. Lewe skrzydło złożone z 4 "batalii": Jeana de Burlatsa. Gotfryda z Brabancji, Raoula de Nesle i obu marszałków Francji - przekroczyło Grotę Beek. szybko uporządkowało swoje szyki i poszło wolnym galopem do ataku na prawe skrzydło i część centrum nieprzyjacielskiej falangi. Po drodze stratowali tych łuczników flamandzkich, którzy nie zdążyli schronić się za falangą. Możemy sobie wyobrazić, jakie uczucie ogarnęło piechotę flamandzką na widok galopujących na nią z ogromnym łoskotem setek zakutych w zbroje rycerzy francuskich. Nigdy wcześniej nie doświadczyła takiego uczucia, nigdy też nie znalazła się w tak niebezpiecznej sytuacji. Mimo to zwarła jeszcze bardziej swe szeregi i postanowiła wytrwać w miejscu i nie dać się rozerwać. Piechurzy wbili swoje piki w ziemię, kierując ich ostrza w stronę szarżujących koni. a żołnierze uzbrojeni w „goedendagi" unieśli swą broń. gotowi do walki. Była to przykra niespodzianka dla pewnych siebie rycerzy francuskich, którzy pogardzali piechotą. Żywy mur pik, włóczni i „goedendag" nie cofnął się. Francuscy szlachetnie urodzeni jeźdźcy, nigdy nie spotkali podobnego przeciwnika. Dla francuskiego rycerza bitwa była wielkim turniejem, w którym chodziło przede wszystkim o pokazanie własnej odwagi i zdobycie sławy. nie zaś osiągnięcie wspólnego zwycięstwa [...]. Wielu z nich przypięło przed bitwą złote ostrogi, które zdobyli w licznych turniejach. Flamandzcy buntownicy byli dla rycerzy francuskich zbieraniną niezdyscyplinowanych amatorów wojaczki, mieszczan i chłopów, świeżo oderwanych od swych codziennych zajęć. Tymczasem pogardzani przez nich mieszczanie, rzemieślnicy i chłopi nie tylko nie uciekli na ich widok, ale stali mężnie na swych pozycjach. Część jeźdźców na widok najeżonej pikami zwartej masy piechoty wstrzymała swe konie, ale większość galopowała wzdłuż falangi szukając dogodnego miejsca do ataku. Najodważniejsi usiłowali ciężarem swych wierzchowców rozerwać zwartą ścianę piechoty. Mimo iż uderzenie ich nie miało należytego impetu, natarli z niezwykłą brawurą. Mieszczanie z Brugii wytrzymali to uderzenie. Część koni i rycerzy zginęło od razu nadzianych na ostrza flamandzkich pik. Wielu kawalerzystów wyleciało z siodeł, aby znaleźć śmierć pod ciosami „goedendagów". Niektórym rycerzom udało się jednak przełamać nieprzyjacielskie szyki i wedrzeć do środka falangi. Znalazłszy się pośród stłoczonych flamandzkich piechurów francuscy rycerze rąbali na lewo i prawo swymi mieczami i toporami, siejąc wokół spustoszenie, dopóki nie ściągnięto ich z koni i nie zabito. Tymczasem rycerze francuscy atakujący flamandzkie centrum mieli początkowo więcej szczęścia: tutaj rycerze po przebyciu strumienia mieli dosyć miejsca, aby uszykować się i ruszyć galopem do szarży. Część piechurów z wolnego okręgu Brugii nie wytrzymała ich natarcia, zachwiała się i uciekła. Francuzi, prowadzeni przez zuchwałego Gotfryda z Brabancji, wdarli się głęboko w szyki żołnierzy flamandzkich i byli bliscy przerwania ich szyku. Centrum flamandzkie niebezpiecznie ugięło się, lecz nie pękło. Godfryd z Brabancji zwalił na ziemię Williama z Jülich, zrąbał drzewce jego książęcej chorągwi i przebił się przez falangę. Tutaj opuściło go szczęście. Brugijczycy długimi pikami zrzucili go z konia i natychmiast zabili. Szarża rycerzy z Brabancji została powstrzymana silnym przeciwuderzeniem żołnierzy flamandzkich. William z Jülich stanął szybko na nogi i wraz ze swym chorążym Janem Ferrantem, jak zwykli żołnierze walczyli wspaniale „goedendagami". Wątłemu Williamowi. który wcześniej został trafiony bełtem z kuszy a który nie przebił jednak jego zbroi, a później został potężnie uderzony przez Godfryda z Brabancji, wnet brakło sił. Z nosa puściła mu się krew i znajdujący się w pobliżu niego żołnierze wynieśli go z pola bitwy. Jego giermek. Jan Vlaminc, aby nie dopuścić do obniżenia morale armii, krzyczał: "Jülich wciąż jest tutaj". Już na początku starcia zginął Raoul de Nesle. Tak więc zginęło dwóch dowódców „batalii". Rycerze, którzy zgruchotali swoje kopie, mając rzekę za plecami, nie mieli pola manewru. Wywiązała się zacięta walka wręcz toczona w ogromnym zamieszaniu. w której górą byli uzbrojeni w piki i „goedendagi" Flamandowie. spychając Francuzów w kierunku brzegu potoku. Natomiast na prawym skrzydle francuskim. atakujące tutaj 3 „batalie" przebyły Groninge Beck w znacznie lepszym porządku niż na lewym, ale zajęło to im więcej czasu i uderzyły na mieszczan i chłopów ze Wschodniej Flandrii nieco później. Również tutaj ich szarża została powstrzymana. Teraz zacięty bój rozgorzał wzdłuż całej linii. W tym samym z zamku Courtrai wypadła załoga francuska pod dowództwem Jeana de Lens. Garnizon francuski podpalił jeden z budynków znajdujący się na rynku, aby w ten sposób uczynić dywersję na tyłach nieprzyjaciela. Jednakże oddział mieszczan z Ypres odparł wypad garnizonu francuskiego, który pospiesznie schronił się w zamku. Wprowadzony w odpowiednim momencie oddział odwodowy Jeana z Rennesse wsparł chwiejące się centrum flamandzkiej falangi i nie tylko powstrzymał atak Francuzów, ale zepchnął Francuzów do tyłu. Pojawienie się naczelnego dowódcy armii flamandzkiej dało asumpt do ogólnego kontrataku. Centrum falangi, a następnie oba skrzydła ruszyły powoli do przodu. Masa 3000-4000 Flamandów wzmagając nacisk zaczęła spychać 1600 rycerzy francuskich z powrotem w kierunku strumieni Grotę Beek i Groninge Beek, wywołując zamieszanie w ich szeregach. Mając za plecami potoki Francuzi nie mieli gdzie uciekać. Część rycerzy utknęła ze swoimi końmi w biocie nad brzegami potoków. Część kawalerzy stów, którzy stracili swoje wierzchowce przebite pikami lub zwalone „goedendagami". została dobita przez Flamandów. Innych piechurzy flamandzcy po prostu spychali do wody. Broniących się rycerzy Flamandowie rozbijali na mniejsze grupki, które niszczyli doszczętnie. Jedynie nielicznym jeźdźcom francuskim udało się przeprawić na drugi brzeg. Hrabia Robert Artois. który nie brał do tej pory udziału w bitwie, a tylko bacznie obserwował przebieg starcia, zrozumiał, że jego rycerstwu grozi zagłada i przy dźwiękach trąb ruszył im w sukurs (zapewne prowadząc 8-mą "batalię"). Jednocześnie rozkazał stojącym w odwodzie dwóm „bataliom" pośpieszyć z pomocą. Robert uderzył na oddziały dowodzone przez Gwidona / Namur i początkowo osiągnął sukces, częściowo rozrywając szeregi przeciwnika. Rycerze francuscy wbili się w falangę i dotarli do chorągwi flamandzkich, a Robert zdołał nawet zerwać jedną z nich. Atak hrabiego Roberta i widok nadciągających dwóch „batalii" rezerwowych wywołał panikę w szeregach oddziałów Gwidona, część jego wojowników rzuciła się do ucieczki. Na szczęście nadbiegły posiłki i odparty ten drugi atak francuskiej kawalerii. Rycerze, którym udało się wbić w linię Flamandów, teraz szybko ulegli przewadze liczebnej. Podobnie jak poprzednio ich próby rozbicia ścisłych szeregów piechoty flamandzkiej spełzły na niczym. Flamandowie ruszyli naprzód spychając jazdę z powrotem do potoku. Według wielu źródeł Artois chciał się poddać na honorowych warunkach, ale zakonnik Wilhelm van Saaftingc, z opactwa Ter Dest. zwalił go z konia. Hrabia Robert, pokonany, bez konia, próbował walić swe życie, w scenie przypominającej..Ryszarda III" Szekspira. Jego prośby były daremne, gdyż został zakłuty na miejscu. Podobno jego ciało pokryte było trzydziestoma ranami. Resztki jego „batalii" zostały zepchnięte do wody. Niektórzy rycerze i giermkowie francuscy chcieli się podać się i składali broń. lecz zostali mordowani na miejscu, nie szczędzono też koni. Kilku dzielnych rycerzy usiłowało walczyć do końca, ale zostali szybko rozsiekani. Stawiając rozpaczliwy opór zostali niemal wybici do nogi. Wielu z rycerzy utonęło usiłując przepłynąć strumień. Na widok klęski oddziału Roberta Artois obie..batalie", które znajdowały się w odwodzie, nie ruszyły, lecz po prostu uciekły. Pewien średniowieczny angielski poemat mówi. że rycerstwo francuskie było jak..królik" schwytany w „sidła". Jean z. Hocsem używa innej metafory, porównując Francuzów wpadających do rowów do „wołów zarzynanych w ofierze". Mając już zwycięstwo w ręku Flamandowie przeprawili się przez strumienie i maszerowali przez pole. nie biorąc jeńców i dobijając każdego, kto jeszcze nie umarł od ran lub się nie utopił. Na ten widok francuska piechota wzięła nogi za pas. Było około godz. 15.00, gdy reszki kawalerii francuskiej uciekały z pola bitwy za swoją piechotą w kierunku Lille i Tournai. Flamandowie gonili ich na przestrzeni 10-11 km, aż do Zwevegem, St. Denijs i Dottenijs. Bitwa zakończyła się zupełną klęską Francuzów. [...] Straty poniesione przez Francuzów były porażające. Zginęło nie mniej niż 700 rycerzy (a może i 1000), w tym 63 szlachetnie urodzonych ze znakomitych, starych rodów. W źródłach francuskich istnieją spisy imion zabitych rycerzy. Wśród poległych pod Courtrai byli: dowódca armii francuskiej hrabia Robert Artois. hrabia Eu, hrabia Aubermarle. Godrfyd z Brabancji. Jean z Hainault, konstabl Francji Raoul z Nesle. Jakub z St. Pol. Henryk Luksemburski, kanclerz Pierre Flotę i wielu, wielu innych. Bitwę przeżył tylko jeden z dowódców francuskich, którego wzięto do niewoli, był nim Mateusz de Trie. Ciała Francuzów były rozrzucone po całym polu i wypełniały rowy z wodą. Flamandowie rozebrali trupy, zdejmując również złote ostrogi, które zawisły później w katedrze Najświętszej Marii Panny w Courtrai. (Zdarzenie to spowodowało, iż współcześni nazwali batalię pod Courtrai: "Bitwą o Złote Ostrogi"). Następnie opuścili pole bitwy zostawiając niepogrzebane ciała swych wrogów, aby zgniły. Źródła podają, że pozostawili również niepogrzebane ciała swoich poległych towarzyszy. Wszystkie kroniki opisujące bitwę są pod wrażeniem okrucieństwa Flamandów. [...] Natomiast straty Flamandów byiy stosunkowo niewielkie, miało zginąć kilkuset żołnierzy. Tego dnia Jean z Rennesse okazał się wspaniałym dowódcą, świetnie rozmieścił falangę mieszczan flandryjskich, czuwał nad przebiegiem bitwy i w decydującym momencie wprowadził do walki oddział rezerwowy. który nie tylko w porę wsparł zagrożone centrum linii bojowej, ale ruszył do kontrataku i przechylił szalę zwycięstwa na stronę Flamandów. [...] Siły piechoty mogły pokonać i pokonały doświadczoną konnicę. Pod Courtrai piechota flamandzka wybrała sobie doskonałą pozycję do walki obronnej. Przygotowała pole przed bitwą, kopiąc rowy jako przeszkodę dla kawalerii, ale również aby zawęzić uporządkowany atak. Flamandowie ustawieni w zwartym szyku zdecydowali się ostatecznie na walkę w defensywie. Upokorzona kawaleria francuska nie była w stanie pokonać ich, ponosząc ciężkie straty w ludziach. Słowa anonimowego autora Chronicon Rotomagnen mówią, że „było to tak. jakby zniknął cały kwiat francuskiego rycerstwa". Interesującym postscriptum do bitwy są słowa Jeana Froissarta, opisującego zwycięstwo Francji w tym samym mieście w 1382 r.. które mówią, że Francuzi pamiętali, iż „tu wycięto hrabiego Artois i kwiat francuskiej szlachty". Mszcząc tamtą klęskę, armia francuska spaliła miasto i skonfiskowała złote ostrogi, które wciąż wisiały w katedrze Najświętszej Marii Panny..." Fragment książki: Witold Biernacki, Piotr Tafiłowski "COURTRAI 1302" s. 28-39 "...Zwycięstwo pod Courtrai zjednoczyło wszystkie miasta Flandrii. Miasta takie jak Gandawa, które początkowo zachowały neutralność i nie przyłączyły się do rebelii, teraz szybko zmieniły zdanie i przeszły na stronę zwycięskich powstańców. Wspierały ich także okręgi wiejskie. Gwidona z Namur i Williama z Jülich ogłoszono bohaterami i wyznaczono ich na dowódców w nowych niepodległych hrabstwach...." Fragment książki: Witold Biernacki, Piotr Tafiłowski "COURTRAI 1302" s. 40 "...Było mało prawdopodobne, że król Filip IV Piękny zdoła zmobilizować w krótkim czasie armię zdolną do odzyskania swego utraconego lenna. Ponadto król był zaniepokojony. że secesja Flandrii może zachęcić inne niepokorne prowincje do podobnego przedsięwzięcia. Dotyczyło to zwłaszcza Bordeaux. Pikardii i Gaskonii. Źródła podają. że na wieść o zwycięstwie Flamandów w Bordeaux doszło do niepokojących wystąpień..." Fragment książki: Witold Biernacki, Piotr Tafiłowski "COURTRAI 1302" s. 40 "...Tym niemniej synowie i wnukowie Gwidona z Dampierre - ciągle przebywającego w więzieniu francuskim - przygotowywali kraj przed kolejnym atakiem Francuzów. wzmacniając mury obronne miast i wznosząc nowe umocnienia, które potrafiłyby powstrzymać najazd francuski. Flamandowie nie poprzestali na obronie swojego terytorium, ale podjęli działania ofensywne przeciwko Francuzom. W kilka dni po zwycięskiej batalii pod Courtrai poddały się francuskie garnizony w Courtrai i Cassel. a następnie zostały oblężone miasta: Lille. Douai i Termonde. Jedynie Termonde stawiło opór Flamandom...." Fragment książki: Witold Biernacki, Piotr Tafiłowski "COURTRAI 1302" s. 40 "...Przed końcem 1302 roku Filip IV Piękny zgromadził armię i pomaszerował na północ aż pod Vitry. dwie mile na południe od flamandzkiego miasta Douai. Tutaj król utknął. Po pięciu czy sześciu tygodniach, gdy armii francuskiej zaczęło brakować żywności, zmuszona została ona do odwrotu, który jeden z kronikarzy francuskich nazwał „haniebnym..." Fragment książki: Witold Biernacki, Piotr Tafiłowski "COURTRAI 1302" s. 40-41 "...Tymczasem Flamandowie nie czekali, aż armia francuska odzyska siły i jeszcze przed końcem 1302 roku zaatakowali hrabstwa Holandii i Hainault, pozostające w rękach jednego pana, hrabiego Jana I. Ponieważ Holandia znajdowała się na północy, a Hainault na południu, dowódcy flamandzcy rozdzielili swoje siły na dwie armie. William z Jülich poprowadził oddziały powstańcze na południe pod Tournai. podczas gdy Gwidon z Namur pomaszerował z drugą armią na północ do Zeelandii...." Fragment książki: Witold Biernacki, Piotr Tafiłowski "COURTRAI 1302" s. 41 "...Tournai nie zostało zdobyte przez Flamandów. Co prawda niecierpliwi powstańcy oblegali miasto przez trzy dni. ale zniechęceni ruszyli ku „łatwiejszym" celom. Flamandowie pod wodzą Williama z Jülich ruszyli oblegać w ich rozumieniu słabej umocnione miasto Lessines..." Fragment książki: Witold Biernacki, Piotr Tafiłowski "COURTRAI 1302" s. 41 "...Tymczasem William z Hainault, syn Jana I. zdecydował się nie czekać dłużej na posiłki francuskie, aby wspólnie zabezpieczyć przed utratą swoich dwóch hrabstw. Zebrał armię i skierował się przeciwko Flamandom oblegającym Lessines. Zaciekle walki przyniosły mu sukces; rebelianci, niezdolni do przeciwstawienia się jego atakom, zostali zmuszeni do zwinięcia oblężenia i odwrotu na północ...." Fragment książki: Witold Biernacki, Piotr Tafiłowski "COURTRAI 1302" s. 41 "...W tym samym czasie. kiedy na południu powstańcy ponieśli niewielka porażkę, a być może dzięki odejściu Williama z Hainault, Gwidon z Namur wzmógł atak przeciwko Holandii, szturmując Zeelandię od strony lądu i morza i koncentrując wysiłek zbrojny na zdobyciu miasta Middlebum. William z Hainault był zmuszony pomaszerować ze swoją nieliczną armią na północ, aby bronić hrabstwa Holandii..." Fragment książki: Witold Biernacki, Piotr Tafiłowski "COURTRAI 1302" s. 41 "...Decyzja Williama z Hainault dawała wolną rękę Williamowi z Jülich, który ponownie ruszył na południe. Najpierw zaatakował m. Lessine. Według Annales Gandenses miasta bronili niemieccy najemnicy. Flamandowie szturmowali miasto wszystkimi silami z pomocą „machin wojennych i całymi dniami". Wreszcie Lessine padło, zostało spalone, bramy, baszty i mury zburzone. Następnym celem stal się francuski garnizon stojący w St. Omer..." Fragment książki: Witold Biernacki, Piotr Tafiłowski "COURTRAI 1302" s. 41 "...William z Jülich prowadził armię, która liczyła według różnych źródeł od 10 000 do aż 50 000 ludzi! [...]. Inne źródła ograniczają się do stwierdzenia, że Flamandowie zebrali wielką armię. Być może wszystkie te liczby są przesadzone, nie ulega jednak wątpliwości, że armia flamandzka znacznie przewyższała siły francuskie..." Fragment książki: Witold Biernacki, Piotr Tafiłowski "COURTRAI 1302" s. 41 "...4 kwietnia w Wielki Czwartek wielka armia flamandzka wyruszyła spod Cassel w kierunku St. Omer. William z Jülich podzielił ja na trzy „batalie". Pierwszą tworzyli ludzie z Ypres, wszyscy odziani na czerwono. Druga „batalia" składała się z ludzi z St. Winoksbergen, i maszerowała za mieszczanami z Ypres „w bardzo znacznej odległości". Towarzyszyły jej tabory całej armii. Trzecią „batalię" tworzyły oddziały z Furnes i Cassel, a dowodził nią osobiście William z Jülich..." Fragment książki: Witold Biernacki, Piotr Tafiłowski "COURTRAI 1302" s. 41 "...Nie wiadomo też co skłoniło Williama z Jülich do przedsięwzięcia wyprawy przeciwko St. Omer. Wiadomo, że kilka miesięcy wcześniej oddział flamandzki próbował najechać hrabstwo Artois. Kolo St. Omer natknął się na znaczne siły francuskie, którymi dowodził Eudes z Burgundii. W starciu do którego doszło. Flamandowie zostali dosłownie zmasakrowani. Zginęło wielu z nich. Być może w odpowiedzi na ten incydent Filip IV umieścił w St. Omer silny garnizon - „najemników", jak pisze Annales Gandenses - pod dowództwem Jakuba z Bayonne i Gauchra z Châtillon [...]. Zatem cel wyprawy wybrany przez młodego dowódcę flamandzkiego był nierozsądny. Dlaczego więc wyprawił się przeciwko St. Omer? Chronique de Flandre twierdzi, że William chciał odzyskać ciało nieznanego z imienia brata, który poległ w starciu z Eudesem z Burgundii. Natomiast autor Annales Gandenses stwierdza, że wyprawa była przedsięwzięciem „głupim" i „nierozważnym". Jednym z racjonalnych objaśnień militarnych posunięć Williama z. Jülich może być. że zuchwały i zwycięski w wielu starciach z Francuzami dowódca, chciał pokonać armię francuską, zanim ta wyruszy z pomocą przeciwko Flandrii. Zwycięstwo to spowodowałoby, że według wszelkiego prawdopodobieństwa William z Hainault zostałby zmuszony do wycofania się z Holandii...." Fragment książki: Witold Biernacki, Piotr Tafiłowski "COURTRAI 1302" s. 41-42 "...Żołnierze z Ypres przekroczyli Neuf-Fosse, a następnie rzekę Aa i natychmiast zaatakowali wieś Arques, gdzie stal francuski garnizon, który składał się tylko z 50 bidauts. Według Chronique Artésienne wszyscy zostali zabici: natomiast autor Annales Condenses pisze, iż oddział francuski uciekł natychmiast, gdy zobaczyły nadciągających żołnierzy wroga, podpalając wieś. Zapewne niektórym żołnierzom francuskim udało się umknąć i powiadomić garnizon w St. Omer o zbliżaniu się nieprzyjaciela...." Fragment książki: Witold Biernacki, Piotr Tafiłowski "COURTRAI 1302" s. 42 Saint-Omer 1303 "...Wieści o zbliżaniu się wielkiej armii flamandzkiej wystraszyły zebranych w St. Omer. Siły francuskie zgromadzone w mieście źródła oceniają na: 1300 (Guillaume Guiart), 4000 (Giovanni Villani), a nawet na 20 000 (Chronique des Pays-Bas). Zważywszy, że słabsze liczebnie siły pokonały „kwiat rycerstwa francuskiego" pod Courtrai, jak wzmiankuje autor Chronique de Flandre, francuscy żołnierze „przygotowywali się na śmierć". Kapłani odprawiali msze, spowiadali i roznosili komunię. [...] Zachęceni krótką mową Jakuba z Bayonne. który obiecywał im chwałę i zwycięstwo. Francuzi przy dźwiękach trąb z rozwiniętymi chorągwiami wyjechali z St. Omer, aby stoczyć bitwę z nieprzyjacielem. Najpierw natknęli się na „batalię" z Ypres. która podbudowana była „zwycięstwem" nad garnizonem w Arques. Wydaje się. że ludzie z Ypres nie przewidzieli ataku nieprzyjaciela, ale mieli dosyć czasu na uformowanie solidnej linii bojowej, opisanej przez Chronique de Flandre jako "grosse bataille", która wytrzymała atak francuskiej kawalerii. Wówczas Jakub z Bayonne pozostawił część piechoty, aby ta powstrzymywała natarcie żołnierzy z Ypres na miasto, a sam z kawalerią liczącą 800 ludzi i resztą piechoty ruszył w kierunku nadciągających pozostałych sił armii flamandzkiej. Po krótkim starciu z „batalią" z Ypres francuska kawaleria dosłownie wjechała w oddział z St. Winokosebergen. Flamandzki oddział był „nieprzygotowany do bitwy i maszerował w nieładzie" [...] Ostatecznie zostali pokonani i rozproszeni. W tym samym czasie piechota francuska zaatakowała tabory armii flamandzkiej i splądrowała je. Wielu pachołków i woźniców zostało zabitych. Podbudowane zwycięstwem nad drugą „batalią" flamandzką rycerstwo francuskie ruszyło dalej. Tymczasem William z Jülich dowiedział się od kilku zbiegłych pachołków, co się przytrafiło oddziałowi z St. Winokosebergen i sformował obronny szyk. Wszyscy konni zostali spieszeni i zajęli miejsce w szyku. Posiadający najlepsze uzbrojenie ochronne, dzierżący w rękach piki lub „goedendagi" stanęli w pierwszych szeregach. Utworzona formacja nie była linią tak jak pod Courtrai. ale [...] była skuteczna w obronie. [...] Co się zdarzyło potem, nic jest jasne. Autor Annales Gandenses twierdzi, że francuska kawaleria widząc daremność atakowania tak uformowanych Flamandów, otoczyła ich ze wszystkich stron i krążąc wypatrywała słabego miejsca w nieprzyjacielskim szyku. Do starcia dochodziło tylko wówczas, gdy francuscy rycerze podjeżdżali zbyt blisko Flamandów, lub kiedy Flamandowie wyszli z obronnego szyku..." Flamandowie nigdy nie złamali swojej formacji, a kiedy przybyły posiłki zebranych na nowo mieszczan z St. Winoksbergen i z Ypres. Francuzi uciekli z pola bitwy do St. Omer. Wielu z. nich zostało zabitych w czasie ucieczki, ale większość bezpiecznie dotarta do miasta. Natomiast inne źródła, włącznie z naocznym świadkiem bitwy jakim był Gulliame Guiart, podają inny opis starcia. Kiedy Jakub z Bayonne ujrzał flamandzki szyk obronny, podzielił swoje siły na cztery „batalie". Dwie „batalie" miały zaatakować „czoło" flamandzkiej formacji [...]. Trzecia „batalia" miała zaatakować lewe skrzydło, a czwarta prawe skrzydło Niewielki hufiec rycerzy pod wodzą Oudarta z Maubuisson, pozostawiono w odwodzie, aby baczył na ewentualne przybycie posiłków dla nieprzyjaciela. To był „zły plan" - pisze Chroniąue Artisienne. Poza zepchnięciem Flamandów na niewielkim odcinku, francuscy rycerze nie mogli wedrzeć się w głąb ich obronnego szyku. Ostatecznie po długiej bitwie, podczas której po obu stronach było wielu zabitych. Jakub z Bayonne dał sygnał do odwrotu. Zmęczeni rycerze francuscy (wśród których było wielu rannych) rozpoczęli odwrót w doskonałym porządku w kierunku St. Omer, ścigani zawzięcie przez Flamandów. Pięć czy sześć razy Francuzi zawracali aby zaatakować ścigających, a wtedy Flamandowie zatrzymywali się i na nowo szykowali do odparcia szarży rycerzy. Chociaż niektórzy dowódcy francuscy nalegali by zaatakować podążających za nimi Flamandów. ostatecznie nie doszło do tego. Wreszcie Francuzi dotarli szczęśliwie do St. Omer i schronili się za jego murami. Pole bitwy zostało w rękach Flamandów. Następnego dnia - jak podaje Chronique de Flandre Jakub z Bayonne wysłał do zwycięskich Flamandów nieznanego z imienia rycerza z Niemiec, aby pochować ciała poległych Francuzów. Rycerz ten, ku swemu ogromnemu zaskoczeniu, nie zastał już Flamandów mi polu bitwy, ale ciała 15 000 zabitych, zarówno Francuzów jak i ich przeciwników. Straty po obu stronach były znaczne. Źródła podają liczby od 2000 do 15 000 zabitych, a nawet wyższe..." Fragment książki: Witold Biernacki, Piotr Tafiłowski "COURTRAI 1302" s. 42-43 "...William z Jülich nie mógł wykorzystać swego zwycięstwa. Stracił zbyt wielu ludzi. aby mógł myśleć o obleganiu St. Omer. Opuścił pole bitwy, na którym odniósł ciężko wywalczone zwycięstwo, porzucając swych zabitych, i wycofał się..." Fragment książki: Witold Biernacki, Piotr Tafiłowski "COURTRAI 1302" s. 44 "...Po zwycięstwie pod Arques armia flamandzka pod dowództwem Williama z Jülich ponownie ruszyła przeciwko Tourai. Mimo iż Flamandowie zniszczyli przedmieścia, a nawet wyłamali bramy, nie zdołali zdobyć miasta. Oddziały powstańcze rozproszyły się po okolicy, pustosząc ją i podejmując niszczycielskie rajdy do granic Hainault..." Fragment książki: Witold Biernacki, Piotr Tafiłowski "COURTRAI 1302" s. 45 "...Filip IV Piękny próbował rozmów pokojowych z Flamandami. W tym celu zwolnił..na słowo rycerskie" starego Gwidona z Dampierre. Jednakże stary hrabia, nic nie zdziaławszy we Flandrii, powrócił do Francji, gdzie niebawem zmarł w więzieniu (1305 r.)..." Fragment książki: Witold Biernacki, Piotr Tafiłowski "COURTRAI 1302" s. 45 "...Dzięki ogromnemu wysiłkowi finansowemu i organizacyjnemu król Filip Piękny wiosną 1304 roku był gotów do ataku na zrewoltowaną prowincję. Przed wyprawą król w intencji zwycięstwa postanowił ufundować kilka kościołów, a ze świątyni w Saint-Denis zabrał chorągiew zwaną Oriflamme, którą posługiwano się tylko podczas wypraw przeciwko heretykom lub poganom..." Fragment książki: Witold Biernacki, Piotr Tafiłowski "COURTRAI 1302" s. 45-46 "...18 marca 1304 r. wysiano do Zeelandii i Holandii flotę. Sami Brugijczycy wystawili 39 okrętów i 1230 żołnierzy. W nocy z 20 na 21 marca mieszkańcy Zeelandii i Flamandowie, pod wodzą Gwidona z Namur niespodziewanie zaatakowali obóz Holendrów i Fryzów, którymi dowodził William hrabia Hainault i Holandii. W ciemnościach wśród napadniętych wybuchła panika, powodując, że niektórzy z Holendrów i Fryzów bili się między sobą. Pozostali uciekali bądź ku okrętom, bądź szukali schronienia w Zierikzee. W rezultacie tej porażki William utracił większą część hrabstwa Holandii i biskupstwo Utrechtu..." Fragment książki: Witold Biernacki, Piotr Tafiłowski "COURTRAI 1302" s. 45 "...Podczas gdy główne siły pod wodzą króla maszerowały na północ, flota francuska pożeglowała do Zeelandii na spotkanie z armią hrabiego Hainault i Holandii. 11 maja 1304 r. połączone siły francusko-holenderskie rozbiły armię i flotę flamandzką dowodzoną przez Gwidona z Namur, który dostał się do niewoli...." Fragment książki: Witold Biernacki, Piotr Tafiłowski "COURTRAI 1302" s. 46 "...Współczesny kronikarz, zakonnik franciszkański, mocno krytykuje decyzję Gwidona z Namur. który przedsięwziął decyzję ataku na Holandię, będącą jedynie drugorzędnym polem walki, zabierając ze sobą znaczne siły. obliczane nawet na ponad 9000 ludzi. „Książę winny był grzechu pychy - pisze autor Annales Gandenses - Kiedy dowiedział się, że Filip wyruszył przeciwko Flamandom, powinien zawrzeć rozejm z Williamem hrabią Hainault i Holandii. Jak każdy chrześcijański książę mógł zaniechać oblegania miasta i odejść ze wszystkimi swymi ludźmi przeciwko królowi, bez wstydu i hańby, a nawet utraty honoru". Gwidon powinien przybyć na południową granicę Flandrii, wzmacniając w len sposób siły powstańców. Być może w ten sposób zebrano by siły liczące 20 000, a być może i 26 000 żołnierzy flamandzkich siły zdolne skutecznie przeciwstawić się Filipowi Pięknemu..." Fragment książki: Witold Biernacki, Piotr Tafiłowski "COURTRAI 1302" s. 46 Mons-en-Pevele 1304 "...W tym czasie król wkroczył do zbuntowanej prowincji i zatrzymał się pod miejscowością Mons-en-Pevele. Armia francuska była liczna. [...] J. F. Vcrburggen określa jej liczebność na 3000 rycerzy i 10 000 piechoty. Francuzi mieli ponadto katapulty [...] oraz średniej wielkości kusze na kolach (esprignolle). Kelly De Vries pisze nawet, że Filip Piękny miał także kilka dział, co jest wiadomością niezbyt prawdopodobną, gdyby przyjąć, że ma on na myśli działa prochowe [...]. Co do jednego wszystkie źródła są zgodne podają, że artyleria francuska nie odegrała żadnej roli w bitw ie, gdyż została zniszczona przez Flamandów przed decydującym starciem. Nieco później pod Mons-en-Pévele nadciągnęła armia flamandzka i stanęła obozem naprzeciwko Francuzów, w zasięgu wzroku. Liczebność tych wojsk [...] J. F. Verburggcn przyjmuje, że było ich 12 000 - 15 000, w olbrzymiej większości piechota uzbrojona w piki i „goedendagi". Morale Flamandów było wysokie. Chcieli walczyć przeciwko królowi i wierzyli, że mogą go pokonać. [...] 13 sierpnia 1304 r. o godzinie 6.00 dowódcy flamandzcy wyprowadzili swoje oddziały z obozu usytuowanego na wzgórzu. Po śniadaniu ustawili je w szyku bojowym. Mieszczanie i nieliczni rycerze wysłuchali mszy, wyspowiadali się i przyjęli komunię. Flamandowie ustawili swoją linię bojową naprzeciwko Francuzów, tak że kusznicy z obu stron mogli ostrzeliwać się wzajemnie. Ich linia bojowa była podobna do szyku obronnego, który im przyniósł zwycięstwo pod Courtrai. Prawe skrzydło tworzyli mieszczanie z Brugii i Wolnego Okręgu Brugii pod dowództwem Filipa z Chieti. Na lewym skrzydle stanęli mieszczanie z Gandawy i jej okolic dowodzeni przez Jana z Namur. Natomiast w centrum uszykowani byli ludzie z Ypres i Courtrai, którymi dowodził William z Jülich oraz oddziały z Lille dowodzone przez Roberta z Nevers.Tym razem dowódcy flamandzcy nie wydzielili oddziału odwodowego (rezerwowego). Aby zabezpieczyć swoje tyły. ustawili za falangą wozy taborowe. [...] Według Verbruggcna ich linia bojowa liczyła 1000-1200 metrów długości, a jej lewe skrzydło opierało się o ogrodzenia wsi Mons-en-Pevele, a prawe o brzegi niewielkiego potoku „courant de Coutiches". Pomiędzy obu wrogimi armiami znajdowało się bagniste pole, poprzecinane licznymi rowami. Prawdopodobnie były to naturalne przeszkody, gdyż żadna z kronik nie wspomina o wcześniejszych pracach przy ich kopaniu. Tym niemniej Flamandowie wiedzieli o ich istnieniu i stosownie ustawili swój szyk. Guillamc Guiart pisze, że dowódcy flamandzcy zwrócili się do swych żołnierzy, mówiąc, iż rowy osłonią ich, tak jak to miało miejsce pod Courtrai. Wkrótce kusznicy flamandzcy zostali wysunięci do przodu i zasypali gradem bełtów przeciwnika. W ten sposób Flamandowie chcieli sprowokować Francuzów do bitwy. Rzeczywiście rycerze francuscy przywdziali zbroje i ustawili się do szarży. Przed linię kawalerii francuskiej król Filip wysunął swoich kuszników i oddziały „bidauts", a sam pasował na rycerzy 300 giermków. Czy doszło do szarży rycerzy francuskich, jest sprawą dyskusyjną. Tylko anonimowy autor Annales Gandenses pisze, że kawaleria francuska zaatakowała. Ale nawet on stwierdza, że rycerze francuscy powstrzymali swoje szarżujące konie, zanim dotarli do zwartej linii flamandzkiej piechoty. Według pozostałych źródeł skończyło się jedynie na ostrzale Flamandów z katapult, wymianie "ognia" pomiędzy kusznikami i niewielkich potyczkach, powodujących wzajemne straty.[...] Ponieważ działania te nie przyniosły żadnego rozstrzygnięcia, przystąpiono do rozmów pokojowych toczonych na polu bitwy. Z czyjej strony wyszła propozycja tych negocjacji, jest sprawą niejasną i dyskusyjną. Niektórzy twierdza, że z prośbą taka zwrócili się Flamandowie, który zaczynali chwiać się na polu bitwy (Chronique Normande i Jean Desnouelles) i poprosili hrabiego Sabaudii, ich dawnego przyjaciela. aby pośredniczył w rozmowach pokojowych. Flamandowie proponowali w zamian za zawarcie pokoju oprawienie w stu kaplicach mszy żałobnych za zabitych Francuzów w Brugii i "gdzie indziej". Jednakże takie warunki były nie do zaakceptowania dla króla Filipa. Inne źródła podają, że to Francuzi tego dnia życzyli sobie zawarcia pokoju. „Ze strony królewskiej z najwyższym żalem poproszono o zawarcie traktatu pokojowego. Zatem Flamandowie, którzy miłują pokój, zgodzili się na układy". Głód, pragnienie i brud. jakie panowały na polu bitwy demoralizowały francuskie oddziały, które domagały się rozmów pokojowych. Żar w godzinach południowych dręczył francuskich żołnierzy i wytrącał im broń z ręki, dezorganizował oddziały. Gorąco i pragnienie było nie do zniesienia. Francuscy żołnierze byli w tak złym stanie, że - jak pisze Jean de Paris - „wielu zmarło w obozie z wielkiego pragnienia, w tym hrabia Auxerre i inni". Wszyscy ci autorzy ganią Flamandów. że nie zaatakowali zdemoralizowanych Francuzów, których mogli z łatwością pobić. 18 sierpnia 1304 r.. po zerwaniu rozmów pokojowych, prawdopodobnie Francuzi rozpoczęli bitwę szarżą kawalerii - prowadzoną na wzór tej spod Courtrai - na zwartą linię Flamandów. Straszna i okrutna walka trwała aż do południa, ale Flamandowie utrzymali swe pozycje. Obie strony poniosły ciężkie straty, ale to Flamandowie byli bliscy zwycięstwa. Panika ogarnęła francuską armię i wielu z ich żołnierzy zaczęto uciekać z pola bitwy. Chronographia regum Francorum pisze: Osobliwy przebieg miała bitwa dla obli stron. Kiedy od dawna już trwała najbardziej gorąca walka, Flamandowie zdobyli przewagę tak stanowczą. Że Francuzi zawrócili i uciekli z pola, wpół zwyciężeni. Wówczas dowódcy francuscy postanowili zaatakować obie flanki przeciwnika. Być może liczono, że nieoczekiwany atak na skrzydła i tyły Flamandów powstrzyma natarcie nieprzyjacielskiej falangi, a nawet złamie ją. „Król [Filip Piękny], który miał pod dostatkiem jazdy, jeden oddział konnych z mnóstwem pieszych wysłał przeciwko lewemu skrzydłu wojsk flandryjskich. a drugi przeciw prawemu, aby Flamandom szkodziły od tyłu". Z francuskiego prawego skrzydła szarżę poprowadził Gaucher de Chatillon. z lewego Tybald z Chapoix. Atak ten powiódł się. Francuzi dotarli do wozów taborowych chroniących z tyłu linię bojową Flamandów i powywracali wozy (zapewne uczyniła to piechota francuska). Szarża jazdy francuskiej sforsowała, zapewne za pomocą piechoty, barykadę złożoną z wozów taborowych. Jednakże dowódcy flamandzcy panowali nad sytuacją, natychmiast wysłali do tylu kilka oddziałów piechoty. W ruch znowu poszły piki i „goedendagi". Francuzi zostali nie tylko pobici, ale także wyparci poza linię wozów, w której wyłomy bezzwłocznie zostały załatane. Pokonane hufce francuskie wycofały się do sił głównych, które podjęły walkę z nacierającą falangą nieprzyjaciela. Walka w skwarze sierpniowego dnia data się we znaki obu stronom, ale to Francuzi zaczęli pierwsi opuszczać pole bitwy. Mieli oni lepsze, ale i cięższe uzbrojenie ochronne. Wielu z nich zmarło wskutek ran, dusząc się „pod ciężarem zbroi i w letnim żarze". Kiedy wynik bitwy zdawał się przechylić na stronę Flamandów, ich dowódcy zwołali radę wojenną. Postanowiono, że Jan i Henryk z Namur. oraz kilku innych dowódców. ma odejść ze swymi zmęczonymi oddziałami do Lille, natomiast Williama z Jülich, Robert z Namur i Filip z Chieti mieli kontynuować walkę. Wydawało się bowiem, że atak zwartej falangi piechoty zmiecie nieprzyjaciela z pola bitwy. Rozpoczęty, prowadzony z niespotykaną zaciętością atak flamandzkiej piechoty przyniósł początkowo powodzenie. Zniechęcone dotychczasową walką hufce francuskie. stojące naprzeciwko atakującej linii piechoty zostały zaskoczone i uciekły: „Duża część wojsk królewskich zaskoczona została atakiem oddziałów flamandzkich i zaczęła uciekać w przestrachu". Część rycerstwa i piechoty uciekła w takim popłochu, że nie powróciła już na pole bitwy. Jednak niektórzy dowódcy zaczęli zbierać rozproszone, choć nie rozbite chorągwie kawalerii i oddziały piechoty, które zbierały się za swoim obozem, szykując je do walki. Wkrótce Flamandowie wdarli się do francuskiego obozu i zniszczyli świętą chorągiew Francuzów. Oriflamme. Był to decydujący moment w bitwie. Flamandzki szyk bojowy rozsypał się. Mimo iż Francuzi nie zostali jeszcze pobici, większość Flamandów rozbiegła się wśród namiotów, rzucili się na zgromadzony w obozie dobytek i jęli rabować, co się dało. Jedynie William z Jülich z niewielkim oddziałem ścigał wśród namiotów broniących się jeszcze nieprzyjaciół. Aby przypieczętować zwycięstwo, Flamandowie musieli odnaleźć i, gdyby to było możliwe, zabić króla Francji (Chronique Artésienne). Byli w tym zamiarze bliscy sukcesu. Wedle jednego z kronikarzy Flamandowie zabili wszystkich jego rycerzy ze straży przybocznej władcy, za wyjątkiem dwóch ludzi, którzy go osłonili. Natomiast według autora Chromam anonyme regum Franciae tylko jeden rycerz osłaniał króla Francji od atakujących go wojowników flamandzkich. Rycerz len. zanim padł z odciętą głową, wsadził króla na swego konia, na którym Filip umknął wrogom. [...] Wnet Filip Piękny odzyskał przytomność i rozdrażniony atakiem, w którym mógł zginąć, zebrał swoją armię i poprowadził ją do kontrataku. Prawdziwie, król szlachetnie odziany, ze swymi herbami królewskimi, siedział na swym rumaku i trzymał w rękach żelazny miecz niczym lew straszliwy rzucił się w środek bitwy, uderzając tu i ówdzie, powalając, kogokolwiek sięgnął mieczem. Umocnił tym przykładem swoich żołnierzy, którzy uwierzyli w swą siłę i Flamandowie zostali odparci.[...] Kontratak przeprowadzony przez francuskich rycerzy i piechotę spadł na armię flamandzką zdezorganizowaną i nie przygotowaną na jego odparcie. Po niewielkim oporze. Flamandowie zawrócili i uciekli, ścigani przez francuskie oddziały, póki nie zapadła noc. Król, godzien najliczniejszych pochwał, okazując wytrwałość pozostał z niewieloma, dodając serca uciekającym i przestraszonym, którzy powróciwszy tego wieczoru i nocy odnieśli piękne zwycięstwo nad Flamandami. [...] Wśród uciekających był „znakomity William z Jülich, który poprzednio ścigał i prześladował wrogów, teraz walczył przeciwko Francuzom z małym oddziałem 80 mężów. [...] W bitwie polegli dwaj znakomici dowódcy flamandzcy: Pieter de Coninck i William z Jülich. Pieter de Coninck. przywódca Bugijczyków w czasie "Jutrzni brugijskiej" w 1302 r., zginął w nieznanych bliżej okolicznościach. Kiedy zwycięstwo przechyliło się na stronę Francuzów i Flamandowie uciekli z pola bitwy, znaleziono samotnego wierzchowca, który był „przystrojony drewnianym wizerunkiem Świętego Jerzego". Po tym znaku poznano, że należał do Pietera de Conincka, którego ciała nie odnaleziono. Dla Francuzów był to jawny znak, że tego dnia Bóg jest po ich stronie. William z Jülich został zabity w ostatniej fazie bitwy, próbując powstrzymać i zebrać swoje uciekające oddziały. Kto tego dokonał i w jakich okolicznościach, kroniki różne podają wersje. Według Rectis d'un bourgeois de Valencienns, flamandzki dowódca zginął z ręki królewskiego brata Karola z Valois. Natomiast inne źródła podają, że jego zabójcą był Renaud z Dammartin, hrabia Boulogne, który w ten sposób pomścił śmierć swego ojca pod Courtrai. „Tymczasem William z Jülich widząc, iż nie zdoła umknąć, czując wielkie gorąco i pragnienie, zdjął obuwie. Ci, którzy byli przy nim, za pomocą swoich sztyletów włożyli do ust owoce, gasząc nimi pragnienie i oczekując śmierci. Wówczas hrabia Boulogne, wedle przewidywań, którędy możliwa była ucieczka i zamknął drogę z tej strony, miał uderzyć pierwszy. Zaatakował ich i odchylił głowę wspomnianego Williama hrabiego Jülich. Niektórzy rzucili miecze" (Chronographia regum Fran- corum). Po bitwie jeden z żołnierzy przyniósł głowę Williama z Jülich do namiotu królewskiego: jednakże Filip IV Piękny nie był zachwycony takim podarunkiem. [...] Jedynie mieszczanie z Brugii, zebrali się i „z tego miejsca, gdzie niewielu z nich poległo", wycofali w szyku bojowym na pobliskie wzgórze. "ku radości Francuzów", którzy nie odważyli się ich atakować. "Na wspomnianej górze, gdzie było mało żywności, bez żadnej osłony, namiotów. osiągnęli to, iż nie zostali zwyciężeni ani nie uciekli, w czym nikt im nie dorówna. Powróciwszy na górę poczęli radzić powodowani koniecznością. Po naradzie dowódcy flamandzcy zdecydowali, że wobec braku żywności, należy wycofać się do Lille. Brugijczycy wyruszyli, „nie jako pokonani. czy też uciekający, gdyż nikt ich nie ścigał, ale zmuszeni do odwrotu przez głód i biedę". [...] Straty obu walczących stron były znaczne. Flamandowie według najniższych danych zawartych w Annales Gandenses wyniosły 4000 zabitych, natomiast najwyższe podaje autor Chronicon anonyme regum Franciae, który określa je na 70 000 zabitych. Francuzi mieli stracić tyle samo, a nawet większą liczbę poległych, chociaż tylko jedno źródło podaje ich liczbę o 9000 zabitych pisze Annales Gandenses. Król Filip IV Piękny wobec takich strat, mimo odniesionego zwycięstwa, musiał zrezygnować z dalszej ofensywy przeciwko zbuntowanej prowincji. Verbruggen określa straty francuskie na 300 zabitych rycerzy i 1500-2000 piechoty. Straty Flamandów były porównywalne. Obie strony przypisywały sobie zwycięstwo w bitwie. Zgodnie ze średniowiecznymi zwyczajami zwycięzca zalegał na polu bitwy przez kilka dni, a tymi byli Francuzi. Bitwa pod Mons-en-Pevele była zasadniczo nierozstrzygnięta i tylko częściowo naprawiła cios zadany rycerstwu francuskiemu pod Courtrai. Fragment książki: Witold Biernacki, Piotr Tafiłowski "COURTRAI 1302" s. 46-50 "...Filip uznał za właściwe zawrzeć porozumienie z Robertem z Bethune, synem i następcą hrabiego de Dampierre. Traktat w Athis (1305) zwrócił Robertowi jego lenno i uznał autonomię Flandrii pod władzą jej hrabiów. Filip narzucił jednakże miastom flamandzkim przysięgę wierności, przy czym nakazał zburzenie murów miejskich oraz nałożył olbrzymie odszkodowania wojenne, pod którego zastaw zarządził okupację Lille, Douai i Bethune..." Fragment książki: Witold Biernacki, Piotr Tafiłowski "COURTRAI 1302" s. 50-51 "...Ciężkie te warunki pobudziły opozycję flamandzką. Aby ją stłumić, niemalże co roku Francja musiała interweniować zbrojnie. co zresztą nie zawsze przynosiło oczekiwane przez, nią rezultaty. Nie mogąc wypłacić narzuconej mu kontrybucji wojennej hrabia Flandrii zgodził się ostatecznie w 1312 r. na bezpowrotne odstąpienie trzech kasztelanii wziętych w zastaw..." Fragment książki: Witold Biernacki, Piotr Tafiłowski "COURTRAI 1302" s. 51 |
Strona główna Władcy Ważne bitwy Polityka prywatności Antykwariat Księga gości