NAJAZD BURUNDAJA NA POLSKĘ |
|
Znaczenie na Rusi Daniela I Halickiego i jego brata Wasylka w pięćdziesiątych latach XIII stulecia istotnie wzrosło. To niewątpliwie stało się powodem do niepokojów nowego tatarskiego chana Berke. Pomysł wspólnej wyprawy na zachód Burundaja i Romanowiczów w 1259 roku powstał między innymi w celu sprawdzenia lojalności i przywoływanie do porządku rosnących w siłę wasali. "...Najwyraźniej chan Berke, dowiadując się o ostatnich działaniach Romanowiczów, uznał rezultaty poprzedniej ekspedycji za niewystarczające. Można zresztą powiedzieć, że istotnie tak było. System obronny Rusi halicko-wołyńskiej i jej siły zbrojne pozostały nienaruszone. Nie uległ też - co pokazało choćby zawarcie sojuszu z Andrzejem czernihowskim - załamaniu prestiż Romanowiczów na Rusi. Co więcej, nie zmieniły się ich stosunki z zachodnimi sąsiadami, księstwami polskimi i Węgrami..." Fragment książki: Dariusz Dąbrowski "DANIEL ROMANOWICZ" s. 416 Na wezwanie chana stawił się Wasylko. Daniel I Romanowicz, spodziewający się zamachu na własne życie, wysłał jako swego osobistego reprezentanta biskupa chełmskiego Iwana. Tatarzy zażądali, by w dowód oddania Romanowicze zniszczyli umocnienia swych grodów. Wasylko wysłał ludzi z poleceniem wykonania tatarskich roszczeń. Daniel I widząc co się dzieje opuścił Ruś i udał się na Mazowsze. "...Burundaj wraz z towarzyszącym mu Wasylkiem Romanowiczem ruszył on w stronę Włodzimierza Wołyńskiego. Na nocleg stanął na Zytani, nieco na wschód od wymienionego grodu. Podczas rozmowy tam przeprowadzonej nakazał młodszemu Romanowiczowi zniszczenie umocnień jego stolicy. Wasylko jeszcze tej samej nocy nakazał je spalić. Nazajutrz Burundaj wybrał się obejrzeć pogorzelisko, a następnie zatrzymał się na ucztę i nocleg w dworze Wasylka w Piatidniu. Stamtąd na następny dzień przysłał do swego ruskiego gospodarza posła, Baimura. Przyniósł on polecenie rozkopania spalonych umocnień, co też zostało wykonane. Latopisarz przy okazji napomknął, że owa czynność została odczytana jako znak (mongolskiego) zwycięstwa..." Fragment książki: Dariusz Dąbrowski "DANIEL ROMANOWICZ" s. 417 "...Spod zniszczonego Włodzimierza Burundaj na czele swych wojsk i ludzi Wasylka pociągnął pod Chełm. Młodszy Romanowicz obarczony tam został kolejnym upokarzającym i nader niezręcznym zadaniem. Być może mongolski wódz liczył przy tym, że uda mu się zmuszając Wasylka do daleko idącego manifestowania lojalności, wywołać rozdźwięk pomiędzy nim a nieobecnym bratem. W każdym razie ruski książę dostał polecenie zmuszenia załogi Chełma do poddania się. Miał w tym celu wraz z kilkoma Mongołami (źródło podało nawet ich imiona - Kunczij, Aszika i Woljuj) oraz z tłumaczem podjechać pod umocnienia grodu i odpowiednio przemówić do obrońców..." Fragment książki: Dariusz Dąbrowski "DANIEL ROMANOWICZ" s. 417-418 "...Chcąc nie chcąc Wasylko wypełnił i ten rozkaz Burundaja. Postanowił jednak za pomocą tajemnych znaków odwieść ludzi Daniela od kapitulacji. Mówił więc do stojących na wałach, dowodzących obroną bojarów: Konstantynie cbołopie [tzn. w tym wypadku chyba najlepiej będzie odczytać ten termin jako: [sługo] i ty Łukaszu Iwankowiczu chołopie, to jest gród brata mojego i mój - poddajcie się. Równocześnie trzykrotnie ciskał na ziemie trzymane w ręce kamienie. Znak został przez ruskich dowódców odpowiednio zinterpretowany. Konstantyn odpowiedział księciu: Jedź precz, inaczej dostaniesz kamieniem w głowę !Już nie jesteś bratem dla swego brata, ale jesteś jego wrogiem..." Fragment książki: Dariusz Dąbrowski "DANIEL ROMANOWICZ" s. 418 "...Wasylko wrócił więc do obozu, a mongolska eskorta potwierdziła, że starał się wykonać zadanie. Burundaj nie podjął próby zdobycia potężnie umocnionego Chełma szturmem i postanowił ruszyć na Małopolskę. Była to niewątpliwie druga część planu wytyczonego przez władze ordyńskie. Według wszelkiego prawdopodobieństwa chciały one skłócić Romanowiczów z pozostającymi z nimi w ścisłym sojuszu książętami polskimi, przy okazji pokazując, kto jest realnym władcą Rusi. Niewątpliwie między innymi w tym celu mongolski wódz zabrał na wyprawę znaczny kontyngent halicko-wołyński. Na jego czele, jak informują zgodnie Kronika halicko-wołyńska i źródła polskie stał Wasylko. Poza tym - to już według wyłącznej relacji tych drugich - Burundajowi towarzyszyło jeszcze dwóch Daniłowiczów..." Fragment książki: Dariusz Dąbrowski "DANIEL ROMANOWICZ" s. 418-419 "...Mongolsko - ruska armia zapewne pod koniec listopada 1259 r., choć nie jest wykluczone, że do miesiąca później, pospiesznym marszem ruszyła na Lublin i Zawichost. Tutaj, po znalezieniu brodu najeźdźcy przekroczyli Wisłę i zaczęli - jak ogólnikowo stwierdza ruskie źródło - wojować ziemię lacką. Jak już dawno zauważono w literaturze, może to świadczyć, że Rusini w tej części kampanii udziału nie wzięli. Dopiero, co należy podkreślić, potem skierowały się główne siły Burundaja na Sandomierz, w którym zgromadzili się uciekinierzy z okolic. Nie jest przy tym wykluczone, że Mongołowię założyli regularne jego oblężenie już wcześniej, na przykład zostawiając tam oddziały ruskie..." Fragment książki: Dariusz Dąbrowski "DANIEL ROMANOWICZ" s. 419-420 Sandomierz 1259/1260
"...W każdym razie Sandomierz otoczono polowymi umocnieniami a następnie najeźdźcy rozpoczęli ostrzał grodu z machin oblężniczych i łuków. Na czwarty dzień, udało się dokonać oblegającym znaczących wyłomów w koronie wałów. Ruszyli wówczas do szturmu. Jak opowiada dramatyczna i pełna współczucia relacja Kroniki halicko-wołyńskiej, pierwsi na wały wdarli się dwaj mongolscy wojowie z chorągwiami. Jednego z nich zdołał zabić sulicą - jak podkreśliło z pochwałą ruskie źródło - prosty polski obrońca. Zginął on jednak zaraz potem z ręki drugiego z napastników. Najeźdźcy wkrótce złamali obronę, a tłum zgromadzony w grodzie rzucił się do panicznej ucieczki w stronę detińca (grodu wysokiego). Większość uciekających nie zdołała się jednak tam schronić z powodu ciasnoty mostu prowadzącego do bramy. Wielu ludzi zginęło spadając do głębokiego rowu okalającej wewnętrzny wał. Miał się on miejscami napełnić trupami. Fragment książki: Dariusz Dąbrowski "DANIEL ROMANOWICZ" s. 420-421 "...Następnie najeźdźcy ruszyli na północny - zachód i po pokonaniu około 60 km zaatakowali gród na Łyścu w Górach Świętokrzyskich. Został on zdobyty, a szukającą w nim schronienia ludność, spotkał taki sam los jak sandomierzan. Stamtąd armia mongolsko - ruska skierowała się na Kielce - Chęciny, a następnie na odległy o około 100 km Kraków. Po zniszczeniu najechanej krainy wojska Burundaja wycofały się na Ruś, a następnie dalej na wschód. Odwrót musiał nastąpić najpóźniej w marcu 1260 r., bowiem już 13 IV 1260 r. w Krakowie Bolesław Wstydliwy wystawił pewien dokument. Nie wątpimy tymczasem, że książę dotarł do swojej stolicy dopiero jakiś czas po jej opuszczeniu przez przeraźliwych najeźdźców..." |
Strona główna Władcy Ważne bitwy Polityka prywatności Antykwariat Księga gości