WYPRAWA MAKSYMILIANA I HABSBURGA NA WĘGRY |
|
"...Gdy jesienią 1490 roku Maksymilian stanął wreszcie na czele sił odpowiednich do podjęcia zbrojnej interwencji na Węgrzech, mógł się spodziewać, że przedsięwzięcie to przyniesie mu ostateczny sukces. Wyprawa była bowiem dobrze przygotowana pod względem dyplomatycznym i wojskowym. Król rzymski podjął na zachodzie układy z Anglią, mające go zabezpieczyć ze strony Francji, na wschodzie zaś nasilił akcję kaptowania sobie stronników na Węgrzech. Pozycja Władysława zagrożonego przez Olbrachta i Turków wydawała się bardzo słaba. Toteż na początku kampanii wyrażano w otoczeniu Maksymiliana opinię, że uda się go przepędzić nie tylko z Węgier, ale także pozbawić tronu czeskiego. Fragment książki: KRZYSZTOF BĄCZKOWSKI "HABSBURGOWIE I JAGIELLONOWIE w walce o Węgry w latach 1490-1492" s. 114 "...4 października 16-tysięczna armia habsburska przekroczyła granice Węgier. Ponieważ linia Dunaju była umocniona silnymi twierdzami, a na północ od tej rzeki stacjonowały oddziały wierne Władysławowi, Maksymilian wybrał południowo-wschodni kierunek ataku. Prowadził on przez tereny pozostające w znacznej części we władaniu dawnych zwolenników Janosa Korwina, na których pozyskanie liczył król rzymski. Ponadto na osi marszu znajdowało się miasto koronacyjne - Białogród Stołeczny - którego opanowanie było jednym z celów wyprawy. I rzeczywiście opór Węgrów na tym odcinku okazał się bardzo słaby. Po zajęciu Sopronu i Kismarton (Eisenstadt), 8 października armia Maksymiliana stanęła pod Kószeg. Kasztelan tego zamku, należącego do Bathyâniego, Albert Csolnóki nie uczynił nic w celu obrony i praktycznie bez walki poddał tę ważną placówkę pograniczną. W Budzie jego postępowanie uznano za zwykłą zdradę. Już 11 października Władysław skonfiskował dobra Csolnókiego pod Białogrodem i nadał je zasłużonemu krewnemu I. Zapolyi - Michalyemu Bodó. Podobnie postąpił 21 października z posiadłością Janosa Bornemissy w komitacie Zala, którą przekazał wiernemu Miklósowi Kanizsaiowi. Ale nie tylko Csolnóki i Bornemissa (który popadł w konflikt z biskupem Nagylucseim) opuścili sprawę Władysława. 19 października pod murami Szombathely wstąpił w służbę Maksymiliana wraz z 80 konnymi Miklós Frangepän. W kilka dni później hołdowali królowi rzymskiemu bracia Jakab, Janos i Miklós Banfi. Już 20 października donosił Maksymilian swemu kuzynowi Zygmuntowi tyrolskiemu, że co dnia napływają do niego z wyrazami wierności węgierscy prałaci i panowie świeccy. Nie wszyscy decydowali się czynić to jawnie i oficjalnie. Tajne poselstwa, mające na celu zabezpieczenie się na wypadek wątpliwego wyniku ostatecznej walki, wysłali do Maksymiliana nie tylko dawni zwolennicy księcia Janosa, Peter Varadi i Zsigmond Ernuszt, ale nawet tak bardzo na pozór zaangażowani w sprawę wyniesienia na tron Władysława panowie, jak Istvän Zapolya. Wśród zabiegających po kryjomu o łaskę najeźdźcy znalazł się prawdopodobnie także syn wielkiego Macieja - książę Janos. Być może w porozumieniu z nim Jakab Szekely wprowadził niemieckie załogi do Chorwacji i zajął w imieniu Maksymiliana Zagrzeb..." Fragment książki: KRZYSZTOF BĄCZKOWSKI "HABSBURGOWIE I JAGIELLONOWIE w walce o Węgry w latach 1490-1492" s. 114-115 "...Ponieważ załoga Szombathely stawiała opór, Maksymilian, by nie opóźniać tempa marszu, zawarł z nią układ, na mocy którego miałaby się ona poddać, gdyby po upływie 14 dni nie otrzymała odsieczy. Główne siły habsburskie ruszyły dalej na wschód, pod miastem zaś pozostał korpus obserwacyjny Reinprechta von Reichenburga w sile 400 konnych i 4 tys. piechoty, który istotnie po upływie wyznaczonego czasu przyjął kapitulację załogi. 27 października poddał się w Kótmónd biskup weszpremski Jänos Vitez. Wzorem innych możnowładców, za swe odstępstwo starał się wytargować jak największe korzyści. Wydawał wprawdzie w ręce Maksymiliana swe zamki w Veszprem i Sümeg, zobowiązywał się zaprowiantować jego wojska, ale w zamian otrzymywał obietnicę objęcia katedry wiedeńskiej i pierwszego wakującego biskupstwa lub arcybiskupstwa na Węgrzech, a w razie porażki w walce z Władysławem włączenia go do traktatu pokojowego bez uszczerbku dla jego interesów i posiadłości. Vitez uznał widocznie nawet te obietnice za niewystarczające, gdyż w kolejnym układzie, podpisanym w Rendek 3 listopada 1490 roku, uzyskał jeszcze dodatkowe zobowiązania ze strony Maksymiliana: oszczędzenia jego dóbr, wypłacenia zasiłków pieniężnych i podjęcia starań o godność kardynalską w Rzymie. Na usprawiedliwienie jego trzeba dodać, że uprzednio wielokrotnie alarmował króla i jego otoczenie o zbliżaniu się wojsk habsburskich, domagał się posiłków i nie ukrywał, że w razie ich nieotrzymania będzie zmuszony dla ratowania kraju podporządkować się najeźdźcy..." Fragment książki: KRZYSZTOF BĄCZKOWSKI "HABSBURGOWIE I JAGIELLONOWIE w walce o Węgry w latach 1490-1492" s. 115-116 "...W tej trudnej sytuacji Władysław okazał brak zdecydowania i nieporadność. Wprawdzie na początku października mówiono w Budzie o jego gotowości do wyruszenia w pole przeciw nieprzyjacielowi na czele 24 tys. żołnierzy, których liczba mogła być jeszcze pomnożona przez orszaki zbrojne prałatów i baronów, ale były to zbyt optymistyczne przewidywania. Część wojska trzeba było wyprawić pod oblegany przez Turków Szabäcs, część walczyła na północy z oddziałami Olbrachta. „Czarna Rota" króla Macieja stała wciąż pod Pożoniem, formalnie pozyskana dla sprawy Władysława, w rzeczywistości jednak ciągle jeszcze niezdecydowana, po której stronie winna się opowiedzieć. Dopiero po uzyskaniu zasiłków pieniężnych od Beatrycze wyruszył Władysław w towarzystwie Istväna Batorego, Nagylucseiego i Bakócza oraz kilku innych wiernych mu dostojników w kierunku Pożonia, by z wojsk tych uczynić praktyczny użytek. Cała ta akcja była jednak wyraźnie spóźniona. Ponadto w tym decydującym momencie zabrakło Władysławowi oparcia u osobistości, na których radach zwykł dotychczas polegać. Filipec po powrocie z Polski nie wrócił już na dwór, lecz po zdaniu królowi relacji z przebiegu poselstwa schronił się zgodnie z wcześniejszym zamiarem w celi klasztoru franciszkańskiego w Ołomuńcu. Z początkiem października opuścił Węgry legat papieski Angelo Pecchinoli, który - jak to odkreślali biskupi węgierscy w liście do papieża - wydatnie przyczynił się do złagodzenia krajowych konfliktów i nieporozumień. Nic więc dziwnego, że w tych okolicznościach otoczenie Władysława drogę ratunku widziało głównie w rokowaniach z Maksymilianem. Wykorzystano pośrednictwo szwagra Jagiellończyka, księcia Jerzego bawarskiego, który znajdował się w obozie króla rzymskiego. 31 października w Rendek wystawił Maksymilian glejt dla 100-konnego poselstwa węgierskiego, które miało najpierw zatrzymać się zamku Sümeg, a potem udać się do książąt bawarskich Jerzego i Krzysztofa. W czasie podjętych następnie rozmów pełnomocnicy Władysława próbowali powstrzymać najazd habsburski poprzez daleko idące ustępstwa. Obejmowały one obietnicę zwrotu wszystkich krajów austriackich, odstąpienia Moraw, Śląska i Łużyc, wypłacenia 300 tys. florenów odszkodowania oraz zapewnienie Maksymilianowi następstwa tronu, gdyby Jagiellończyk zmarł bez pozostawienia męskiego spadkobiercy. Propozycje te były niezwykle korzystne dla Habsburgów, w sytuacji jednak, gdy korona węgierska zdawała się być w zasięgu ręki Maksymiliana, zostały bez dłuższych dyskusji odrzucone..." Fragment książki: KRZYSZTOF BĄCZKOWSKI "HABSBURGOWIE I JAGIELLONOWIE w walce o Węgry w latach 1490-1492" s. 116-117 "...1 listopada hołdowali Maksymilianowi w Nardszentmihaly kolejni panowie wywodzący się z południowych, słowiańskich prowincji korony Św. Stefana: Gyórgy Branković, tytularny despota serbski, z bratem Janosem, Janos KisHorvat z braćmi Istvanem i Janosem, oraz dwaj Janosowie i Ferenc Beriszló z Gaborii, występujący także w imieniu Bertalana przeora Vrany. Oddawali oni Maksymilianowi do dyspozycji swe zamki i posiadłości, ale w zamian oczekiwali od niego potwierdzenia dawnych swobód stanowych i udzielenia wydatnej pomocy przeciw Turkom. Wydaje się nie ulegać wątpliwości, że to właśnie wzgląd na oczekiwaną pomoc przeciw Osmanom był decydującym argumentem przemawiającym za opowiedzeniem się po stronie Maksymiliana licznych reprezentantów Chorwacji i Sławonii. Najbliższym celem marszu armii Maksymiliana był Białogród Stołeczny. Armia habsburska posuwała się w jego kierunku, nie napotykając po drodze żadnego poważniejszego oporu. Maksymilian tak dalece pewny był zajęcia nie tylko miasta koronacyjnego, ale i samej stolicy, że w Wiedniu polecił przygotować statki, które by drogą wodną dowiozły zaopatrzenie do Budy. 8 listopada osiągnięto Veszprem, gdzie dołączył do Maksymiliana pozostawiony uprzednio pod Szombathely oddział Reichenburga. Zjawił się tu również osobiście przed królem biskup Jänos Vitez. Po kilku dniach odpoczynku podjęto 11 listopada dalszy marsz ku wschodowi..." Fragment książki: KRZYSZTOF BĄCZKOWSKI "HABSBURGOWIE I JAGIELLONOWIE w walce o Węgry w latach 1490-1492" s. 117-118 Oblężenie Białogrodu listopad 1490 "...Jeszcze przed przybyciem armii habsburskiej pod Białogród, udało się Batoremu i Kinizsiemu wprowadzić do miasta niewielkie posiłki - 555 ludzi. Miasto położone wśród bagien i otoczone silnym murem miałoby szansę stawienia dłuższego oporu, gdyby mieszkańcom jego towarzyszyła wola walki, a widoki na rychłą odsiecz były realne. Jednakże i tu, podobnie jak na dotychczasowej trasie marszu Maksymiliana, dominował upadek ducha i zwykły defetyzm. Gdy więc wojska habsburskie 17 listopada pojawiły się pod murami miasta, opór okazał się słabszy niż oczekiwano. Opanowano bez walki przedmieście przed bramą bakońską i zagarnięto porzucone tam przez Węgrów ciężkie działa, które następnie skierowano przeciw murom miasta. Krótkie ostrzeliwanie bramy bakońskiej wystarczyło, aby obrońcy w popłochu opuścili mury. Bez większego oporu czescy żołdacy po lewej stronie bramy, a niemieccy landsknechci po prawej wdarli się po drabinach na szczyt obwarowań. Otwarli następnie bramę od środka, umożliwiając w ten sposób pozostałym oddziałom wtargnięcie do miasta. Rozpoczął się nieokiełznany rabunek i rzeź nielicznych obrońców oraz mieszkańców miasta, której ofiarą padło około 800 osób. Trwała ona trzy doby. Nie uszanowano miejsc kultu religijnego. Z największym trudem udało się uchronić katedrę - nekropolię królów węgierskich, ale świeżo wzniesiony grobowiec króla Macieja został przez plądrujących żołdaków naruszony. Duchowieństwo schroniło się na wieży kościelnej i zostało dopiero w dzień później wybawione z opresji przez Maksymiliana. Wartość zrabowanych przez rozszalałą soldateskę dóbr materialnych szacowano na 400 tys. florenów. Maksymilian musiał bezradnie przyglądać się tym wydarzeniom. Wjechał tylko na krótki czas do zdobytego miasta i szybko opuścił jego mury, nie chcąc być świadkiem przerażających scen, którym nie był w stanie zapobiec. Jako jedyny łup wywiózł miecz Macieja Korwina. Podobnie jak inni dowódcy wojsk najemnych w owej epoce, stracił w chwili triumfu na kilka dni kontrolę nad podległym mu żołdactwem, z wyjątkiem rycerskiej jazdy która pozostała za murami miasta i nie wzięła udziału w powszechnym rabunku. Fragment książki: KRZYSZTOF BĄCZKOWSKI "HABSBURGOWIE I JAGIELLONOWIE w walce o Węgry w latach 1490-1492" s. 118-119 "...Wydarzenia, które rozegrały się w zdobytym Białogrodzie odbiły się w podwójny sposób ujemnie na losach jego przedsięwzięcia. Z jednej strony spustoszenie jednego z najświetniejszych miast królestwa i rzeź jego mieszkańców musiały zrobić nadzwyczaj niekorzystne wrażenie na tych wszystkich, którzy skłaniali się już na jego stronę, zwłaszcza w kręgach mieszczaństwa oraz drobnej i średniej szlachty. Z drugiej strony obciążeni ponad miarę łupami, żołdacy marzyli od tej pory tylko o jednym: o jak najszybszym powrocie ze zdobyczą do domowych pieleszy. Wśród zdobywców, w których ręce dostały się ogromne ilości wina, szerzyło się pijaństwo i zwady o podział łupu. Upłynęło 8 dni, zanim Maksymilian zdołał jako tako doprowadzić swoją armię do porządku i przywrócić jej sprawność bojową. Pozornie jednak król rzymski święcił swój wielki triumf. Nagradzał zasłużonych towarzyszy broni, własnoręcznie pasował na rycerzy książąt Jerzego i Krzysztofa bawarskich, margrabiego Zygmunta brandenburskiego, landgrafa Wilhelma heskiego i księcia Rudolfa z Anhalt. Oficjalnie przyjął tytuł króla Węgier. Otaczający go panowie węgierscy na pozór nie podzielali powszechnego oburzenia z powodu złupienia Białogrodu; Miklós Csäki, Laszló Kanizsai i Jakab Szekely nie wahali się wjechać triumfalnie razem z nim do zlanego krwią miasta. 22 listopada zobowiązał się Maksymilian otoczyć opieką dobra księcia Lórinca Ujlakiego, który jeśli nawet nie przeszedł otwarcie na stronę najezdnika, to starał się zachowywać w toczącej się walce neutralność. W tym samym czasie dowódca oddziałów węgierskich, stacjonujących jeszcze w Dolnej Austrii, Peter Pogany poddał broniony od sierpnia zamek Wiener Neustadt, a następnie zawarł z Maksymilianem zawieszenie broni. Biskup Pecsu Zsigmond Ernuszt został pozyskany ostatecznie przez króla rzymskiego obietnicą wyniesienia go na arcybiskupstwo salzburskie. Wraz z nim w obozie habsburskim znaleźli się: brat jego Janos, Miklós Hedervari oraz szlacheccy klienci Janosa Korwina: Ambrus Török, Istvän Istvänffy, György Szerencsen, Gergely Labathlani, Benedek Izdenei. Również zagrzebski kasztelan Korwina Andräs Both opowiedział się po stronie Maksymiliana. W ten sposób większość dawnych stronników królewicza Janosa uznała pretensje króla rzymskiego do Węgier. Trudno stwierdzić, czy działali oni zupełnie samodzielnie, czy też korzystali z milczącej aprobaty Korwina. Wydaje się, że wielu z nich znalazło się w sytuacji przymusowej, gdyż w południowo-zachodniej części kraju, skąd się wywodzili, nie było sił zdolnych stawić opór inwazji. Majątki Batorego i Zapolyi były skupione w Górnych Węgrzech i Siedmiogrodzie, a ich siły zbrojne zostały zaangażowane do odparcia napaści ze strony Olbrachta. Odstępcy Władysława pragnęli więc przede wszystkim ochronić swe włości od zniszczenia i w związku z tym byli bardzo niepewnymi sojusznikami, gotowymi w każdej chwili do porzucenia sprawy, z którą się wiązali..." Fragment książki: KRZYSZTOF BĄCZKOWSKI "HABSBURGOWIE I JAGIELLONOWIE w walce o Węgry w latach 1490-1492" s. 119-120 W tej sytuacji w otoczeniu Maksymiliana jako najpilniejsze zadanie jawił się szybki marsz na Budę, w celu zadania ostatecznego ciosu Władysławowi. Plan ten napotykał jednak nieprzezwyciężone trudności. Zdobywca nie pomnożył swej kasy łupami Białogrodu, landsknechci zaś domagali się wypłacenia im żołdu w podwójnej wysokości; gdy żądania ich nie zostały zaspokojone, odmówili udziału w dalszej kampanii. Przez kilka dni (poczynając od 20 listopada) toczyły się przetargi z dowódcami zbuntowanych, które nie doprowadziły do żadnego rezultatu. Wielu landsknechtów wymykało się bez zezwolenia z łupem do domu; inni mnożyli żądania z wyraźną intencją zmuszenia króla do zaniechania dalszej wyprawy. Dał się też odczuć w obozie dotkliwy brak żywności. Maksymilian był bezsilny. Nie mogąc kontynuować kampanii całością sił, ograniczył się do wysłania w kierunku Budy nie zdemoralizowanego jeszcze korpusu konnicy w sile 7-8 tys. ludzi. Jego dowódca książę Krzysztof bawarski miał za zadanie rozpoznać przedpole i ewentualnie zająć stolicę przez zaskoczenie. Plan nie był pozbawiony szans powodzenia, zważywszy, że miasto było początkowo zupełnie nie przygotowane do obrony. Jednak zwłoka spowodowana niesnaskami w obozie habsburskim pozwoliła Batoremu i Kinizsiemu wzmocnić przy pomocy mieszczan mury i wały, pogłębić fosy, sprowadzić z okolic zapasy żywności i obsadzić fortyfikacje załogą zdolną do odparcia niespodziewanego ataku. Od strony Pożonia zagrażał Władysław ze znacznym wojskiem, złożonym z czeskich najemników i pozyskanych ostatecznie żołnierzy „Czarnej Roty". W tych warunkach próba opanowania stolicy nie mogła się udać. Wezwanie do kapitulacji odrzucono, a wysłany w charakterze parlamentariusza herold Maksymiliana, jego dworski poeta Ludovico Bruno, ledwo uszedł z życiem. Książę bawarski nic nie wskórawszy, musiał wycofać się ze swymi oddziałami do obozu króla rzymskiego. Maksymilian oczekiwał na rezultat jego akcji w Białogrodzie do 4 grudnia. Pertraktował tam nadal z możnymi węgierskimi i wydawał dyspozycje co do obsadzenia załogami zdobytych miast i zamków. Gwałtowny atak wczesnej zimy był ostatecznym argumentem, który obok braku pieniędzy i wystarczających sił zbrojnych, skłonił go do odłożenia dalszej kampanii do wiosny roku następnego. W Białogrodzie pozostawił na czele dość silnej załogi Reinprechta von Reichenburga, inne zamki obsadził zgodnie z posiadanymi możliwościami lub oddał w ręce wiernych stronników habsburskich spośród Węgrów. Po ukaraniu żołnierzy nadal odmawiających posłuszeństwa, rozpoczął z niewielkim oddziałem wojska odwrót w kierunku Austrii. Święta Bożego Narodzenia spędził już w wyzwolonym od Węgrów zamku Wiener Neustadt. 27 grudnia stanął w Wiedniu..." Fragment książki: KRZYSZTOF BĄCZKOWSKI "HABSBURGOWIE I JAGIELLONOWIE w walce o Węgry w latach 1490-1492" s. 120-121 "...Bilans węgierskiej wyprawy Maksymiliana nie był więc w pełni korzystny. Wprawdzie w południowo-zachodnich komitatach król rzymski uzyskał liczne punkty oparcia ze Stołecznym Białogrodem i Veszprem na czele, strefa jego wpływów sięgała Sławonii i Chorwacji, wielu możnych węgierskich deklarowało mu swą wierność, ale zasadniczy cel wyprawy - stolica kraju - nie został osiągnięty. W części Dolnej Austrii oraz na Węgrzech, na północ od Dunaju, stacjonowały nadal wojska Władysława, zaś armia króla rzymskiego zużyła się i musiała być odtworzona na nowo. Nic więc dziwnego, że na przełomie roku 1490/91 wznowiono rokowania pokojowe. Prowadzono je w Deutsch-Altenburgu, a króla rzymskiego reprezentowali: książę Rudolf von Anhalt, Eitelfriedrich von Zollern, Bernard von Pölheim, przybyły z Białogrodu Reinprecht von Reichenburg i Jänos Vitez. Uczestniczył w nich także nie znany z imienia poseł króla polskiego. Pełnomocnicy Władysława przedłożyli w imieniu swego pana warunki pokoju podobnej treści, jak te, które były wysunięte w przededniu kampanii wojennej: zwrot wszystkich zdobyczy Macieja i utrzymanie w mocy traktatu z 1463 roku. Maksymilian nie zamierzał jednak iść na kompromis, mimo coraz bardziej absorbujących jego uwagę wydarzeń na zachodzie. Oto 12 grudnia 1490 roku został zawarty przez jego pełnomocników w Oking antyfrancuski sojusz z Anglią, i w Wiener Neustadt na jego ratyfikację oczekiwali już angielscy wysłannicy. Wydarzenie to stawiało Maksymiliana w obliczu przyszłej wojny na dwa fronty. Król rzymski liczył wszakże na uzyskanie znacznych posiłków od stanów Rzeszy na najbliższym, wiosennym „Reichstagu". Zdecydował się więc na zawarcie tylko krótkotrwałego rozejmu z Węgrami, z ważnością do 22 kwietnia 1491 roku, w którym to dniu zgromadzić się miały wWiedniu obiecywane mu przez książąt posiłki niemieckie..." Fragment książki: KRZYSZTOF BĄCZKOWSKI "HABSBURGOWIE I JAGIELLONOWIE w walce o Węgry w latach 1490-1492" s. 121-122 |
Strona główna Władcy Ważne bitwy Polityka prywatności Antykwariat Księga gości