PIERWSZA WOJNA WŁOSKA |
|
"...Doświadczenia francuskiej obecności w południowych Włoszech dowodzą, że przyczyną kampanii 1494 roku nie była lekkomyślność młodego króla Karola VIII, który dał się ponieść romantyzmowi krucjat. Decyzja o wyruszeniu na włoską wyprawę była przemyślana i zaplanowana. Powstała ona ze złożonych przyczyn, zarówno dynastycznych, ideologicznych, jak i ekonomicznych. Według Filipa Comminesa, przyłączenie Prowansji ukazało elitom francuskim perspektywy dalszego wzbogacenia się, jakie mogły się przed nimi otworzyć w regionie śródziemnomorskim. W szczególności jeden z najbliższych doradców króla, Etienne de Vesc, „który zdobył już coś w Prowansji i oddawał się marzeniom o wyprawie na Neapol", zainicjował odnowienie roszczeń dynastycznych do południowych Włoch. Jednak według pamiętnikarza wyprawa była wynikiem zarówno chciwości niektórych członków elity jak i lekkomyślności młodego króla. Ogólnie jednak „wszystkim mądrym i doświadczonym ludziom przedsięwzięcie to wydawało się bardzo nierozważne". We Francji istniało głębokie zainteresowanie wśród pewnych kręgów politycznych i handlowych penetracją Włoch i ustanowieniem silnej francuskiej placówki w basenie Morza Śródziemnego. Przede wszystkim byli to bankierzy z Lyonu i kupcy z Marsylii, pragnący poszerzyć swoje rynki zbytu. Wśród nich była wpływowa rodzina Brisonnet z Tours, reprezentowana na dworze Karola VIII przez biskupa Saint-Malo. Nie jest przypadkiem, że to bankierzy związani z Brisonnetem zapewnili finansowanie kampanii. [...] W rzeczywistości neapolitańscy wygnańcy, którzy dość licznie przebywali na dworze - przede wszystkim członkowie rodu Sanseverino - odegrali ważną rolę w nakłonieniu młodego króla do rozpoczęcia kampanii. Zostało to, nie dosłownie, odnotowane w ich raportach przez ambasadorów neapolitańskich i florenckich na dworze francuskim. Ten ostatni napisał nawet, że włoskie sprawy króla Karola były całkowicie w rękach Antonello de Sanseverino, księcia Salerno. Jeśli chodzi o element polityczny, Karol VIII nie chciał tak po prostu objąć w posiadanie należnej mu korony Neapolu. Regno było dla niego interesujące jako baza do dalszej ofensywy przeciwko Turkom, krucjaty na wschód. Według Guicciardiniego, po zdobyciu Neapolu, łatwo było przedostać się do Grecji, a następnie do „serca" domeny tureckiej - Konstantynopola (Istambułu). Do korony Neapolu dołączono prawa do korony Królestwa Jerozolimskiego. Innym ideologicznym elementem kampanii było zreformowanie Kościoła poprzez oczyszczenie go z nagromadzonych nadużyć. Ten aspekt był szczególnie podkreślany w pamfletach i kazaniach we Włoszech i Francji, które stanowiły ideologiczne przygotowanie do kampanii. W końcu, jak pisze Georges Peyronne, „kontrolowanie Włoch oznaczało kontrolowanie Europy". Italia była najbardziej rozwiniętym regionem Europy, a ich osiągnięcia kulturalne i techniczne miały wpływ na sąsiadów. Włoska dominacja może okazać się ważnym krokiem na drodze do dominacji w całej Europie Zachodniej. Fragment książki: Zmicier Mazarczuk "Pierwsza wojna włoska" s. 33-35 "...Paradoksalnie to właśnie Włosi byli sprawcami tego, co później Guicciardini określił jako „klęski" i „wielki smutek". Pierwszy krok w tym kierunku uczynił papież Innocenty VIII. Jak wspomniano wyżej, w 1489 roku papież zaproponował królowi francuskiemu inwestyturę nad królestwem. Jednak to Lodovico „Moro" Sforza jest tradycyjnie uważany za głównego inicjatora zaproszenia Francuzów do Włoch. Według D. Aboulafii wykorzystał on zainteresowanie Karola VIII Neapolem i późniejsze wojenne plany króla. W ten sposób „Moro" rozpalał wyobraźnię młodego monarchy perspektywą podboju i militarnej chwały, aby uzyskać jego pomoc w realizacji własnych planów. Lodovico był faktycznym władcą Księstwa Mediolanu pod formalnym zwierzchnictwem swojego bratanka. Z pewnością nie mógł nie marzyć o takim tytule dla siebie. W tym celu, jak już wspomniano, na początku lat dziewięćdziesiątych XIV wieku rozpoczął dyplomatyczne zbliżenie z Francją. Fragment książki: Zmicier Mazarczuk "Pierwsza wojna włoska" s. 35 "...Samo „zaproszenie" od Lodovico „Moro" nie wystarczyło do rozpoczęcia kampanii. Jak pisał H.-François Dełaborde, „młody król nie zrobi nic we Włoszech, dopóki nie rozprawi się z wrogami zagrażającymi jego królestwu". Dyplomacja francuska czyniła usilne starania, aby zabezpieczyć kraj przed wrogimi działaniami ewentualnych zewnętrznych przeciwników wyprawy włoskiej..." Fragment książki: Zmicier Mazarczuk "Pierwsza wojna włoska" s. 43 "...Trzy traktaty pokojowe, zawarte w bardzo krótkim czasie i ze znacznymi ustępstwami, są powszechnie uważane za ofiary konieczne do jak najszybszego rozpoczęcia kampanii o Włochy. Innymi słowy, „gorliwość, z jaką Karol VIII zawarł pokój z sąsiadami, świadczy o tym, że chciał jak najszybciej rozwiązać sobie ręce, by móc ruszyć na Włochy". Jednak, jak zauważyli M. Mallet i C. Shaw, traktaty te należy postrzegać w szerszym kontekście. Dopiero w momencie podpisania traktatu w Sanlis przedsięwzięcie włoskie przeszło od dyskutowanego pomysłu do praktycznych przygotowań..." Fragment książki: Zmicier Mazarczuk "Pierwsza wojna włoska" s. 46 "...W istocie, zaraz po zawarciu pokoju w Sanlis, Karol VIII otwarcie zadeklarował zamiar wtargnięcia na ziemie włoskie i objęcia tronu Neapolu. W maju 1493 roku powołał radę do Spraw Włoskich (Conseil des affaires d'Italie), aby poczynić przygotowania do wyprawy. W jej skład wchodził Filip de Commines, znany „ekspert" od spraw włoskich. Oprócz niego byli tam czołowy dowódca wojskowy Karola VIII, Filip de Crevecoeur, marszałek Eckerd; Jean de Baudricourt, gubernator Burgundii; Etienne de Vesc. Później dołączyli do nich neapolitański wygnaniec książę Salerno Antonello de Sanseverino i Guillaume Brisonnet. [...] Perron de Basąui przybył do Mediolanu 27 czerwca 1493 roku. Natychmiast przypomniał „Moro" o zobowiązaniu, jakie złożył królowi w sprawie wykorzystania obiektów genueńskich na potrzeby ekspedycji wojskowej. Władca Lombardii wypróbował swoją ulubioną strategię zwlekania z odpowiedzią, próbując przekupić wysłannika króla i odwrócić jego uwagę od sprawy. W końcu zdecydowano, że przedstawiciel Francji powinien osobiście odwiedzić Najjaśniejszą Republikę Wenecką (Serenissima Repubblica di Venezia), aby poznać jej stanowisko w przyszłym przedsięwzięciu. W Wenecji de Basąui został przyjęty przez najwyższe władze państwowe, którym przekazał życzenia swojego suwerena. W imieniu króla zwrócił się do republiki o pomoc i radę. Po kilku dniach spotkań ambasador otrzymał „jedną z najbardziej nieuchwytnych odpowiedzi, jakie można sobie wyobrazić". Doża odpowiedział, że najpierw Wenecja musi skonsultować się z Mediolanem i papieżem, z którym zawarła Ligę na okres 25 lat. Co więcej, Wenecjanie kochali pokój i pragnęli go utrzymać we Włoszech, z wyjątkiem wojen z Turkami. Wreszcie, ponieważ między Wenecją a królem Ferdynandem panuje pokój, Wenecjanie nie mogą ingerować między Francję a Neapol. Bez względu na to, jak bardzo Perron de Basąui nalegał, nie mógł uzyskać pisemnej odpowiedzi od przebiegłych Wenecjan. Większe sukcesy czekały na francuskiego posła w Ferrarze i Bolonii. Książę Ercole d'Esté i rodzina Bentivoglio, którzy byli na liście płac „Moro", obiecali wesprzeć Francuzów. Z nieznanych powodów Perron de Basąui pominął Mantuę, jednego z drugorzędnych włoskich państw. Pod koniec lipca był już we Florencji. Lodovico „Moro" ostrzegł Karola VIII o przyjaznych stosunkach, które rozwinęły się między władcą Florencji Piero di Medici a królem Aragonii Ferdynandem. Z tego powodu Karol był początkowo bardzo nieufny wobec Piero. Chciał wiedzieć, po czyjej stronie staną Fłorentyńczycy, gdy armia francuska ruszy w kierunku Neapolu. Chciał, żeby to oni byli jego przyjaciółmi, a nie odwrotnie. Karol VIII chciał również uzyskać pozwolenie na przemarsz swojej armii przez Toskanię. Mimo gniewu króla, podczas kilkumiesięcznych negocjacji gubernator Florencji nie dał Francuzom jasnej odpowiedzi. Karol powiedział Belgiozowi (świeżo przybyłemu do Francji), że zmusi Florentyńczyków do robienia tego, co on chce, czy to z miłości, czy z przymusu. Podczas gdy Piero di Medici wahał się i wzbraniał się przed spełnieniem żądań francuskiego króla, nastroje pozostałych Florentyńczyków były oczywiste. Perron de Basąui był przekonany, że silne stron-nictwo, na czele którego stali kuzyni Piero - Lorenzo i Pierfrancesco di Medici, popierało Francuzów. Bracia zaoferowali Karolowi VIII, za pośrednictwem de Basąui, 100 000 dukatów. W zamian Lorenzo został szambelanem królewskim, a Pierfrancesco otrzymał tytuł maître d'hotel. Ta „partia" przeciwników Piero stała później na czele ruchu, który doprowadził do jego wygnania z Republiki. Ostatni przystanek - i najważniejszy! - włoskiej misji Perrona de Basquiat był Rzym. Poseł wjechał do Wiecznego Miasta 9 sierpnia 1493 roku. Król Karol VIII, który go wysłał, naiwnie oczekiwał, że wysłannik otrzyma od Ojca Świętego akt inwestytury na Królestwo Neapolu i będzie mógł omówić warunki wojskowego i logistycznego wsparcia kampanii przez papieża. Mogłoby to jednak stać się prawdą tylko wtedy, gdyby doszło do poważnego sporu między papieżem a królem neapolitańskim. Rzeczywiście, w pierwszych miesiącach pontyfikatu Aleksandra VI dochodziło do poważnych napięć między nim a władcą Neapolu, o czym pisaliśmy wyżej. Jednak do czasu przybycia de Basąui sytuacja zmieniła się o 180°. W rzeczywistości papież grał na sprzecznościach między Karolem a Ferdynandem, negocjując z tym ostatnim i oczekując, że wykorzysta je dla siebie. Z tego powodu papież zapytany o usunięcie inwestytury Ferdynanda Aragońskiego do Neapolu odpowiedział, że prawo to zostało nadane monarsze przez Piusa II i Innocentego VIII. On sam nie miał prawa zmieniać decyzji swoich poprzedników i mógł je rozpatrywać tylko na konsystorzu. To ostatnie nie mogło być zwołane w najbliższym czasie, ponieważ wielu kardynałów nie było obecnych w Rzymie. Aleksander VI unikał też odpowiedzi na drugie pytanie - o otwarcie przejścia dla Francuzów przez terytorium papieskie. Spotkanie w cztery oczy między papieżem a de Basąui, bez obecności kardynałów, nie przyniosło żadnych zmian. Jak napisał król Ferdynand: „Papież odpowiedział mu [Perronowi de Basąui] bardzo ostrożnie"..." Ostrożność Aleksandra VI była zrozumiała: w tym samym czasie, gdy francuski ambasador przebywał w Rzymie, papież prowadził negocjacje z obozem neapolitańskim reprezentowanym przez księcia Federigo i Virginio Orsini. Ani kardynał Ascanio Sforza, ani kardynał Giavanbattista Savelli, którzy byli zwolennikami Francuzów, nie byli w stanie pomóc Perronowi de Basąui. Po kilku dniach pobytu w kurii papieskiej wyjechał do Francji, nic nie osiągnąwszy. Jedyne, co udało mu się osiągnąć, to nawiązanie kontaktów z rodziną Colonna, która mogła reprezentować interesy francuskie w Rzymie..." Fragment książki: Zmicier Mazarczuk "Pierwsza wojna włoska" s. 46-51 "...Tak więc Liga św. Marka nie trwała długo. Jego kluczowe ogniwo, papież, podstępnie zdradził sojuszników, zwracając się przeciwko dawnemu wspólnemu wrogowi. Według C. Setona, sojusz papieża z Mediolanem i Wenecją miał na celu „głównie wywarcie nacisku na Ferdynanda i Virginio Orsiniego". Po zawarciu umowy z tym ostatnim nie był już potrzebny. Zamiast rzekomego sojuszu „Moro" trzech wiodących państw włoskich przeciwko Neapolowi, zawarto sojusz między papieżem a królem Ferdynandem. Sojusz ten przekreślił ostatnie nadzieje „Moro" na odtworzenie systemu równowagi sił we Włoszech bez ingerencji z zewnątrz. Fragment książki: Zmicier Mazarczuk "Pierwsza wojna włoska" s. 53-54 "...W celu stworzenia mocnych podstaw dla swoich roszczeń, Karol VIII zlecił prawnikowi Leonardowi Baronetowi zbadanie kwestii praw monarchy do tronu neapolitańskiego. Praca ta zaowocowała traktatem napisanym przez Baronnata. Co więcej, z inicjatywy de Vesc'a, parlament paryski zbadał dostępne dowody i doszedł do wniosku, że król miał również prawa do tronu jerozolimskiego. W marcu do pełnego tytułu Karola VIII dodano odpowiedni dodatek („Król Sycylii i Jerozolimy"). Jak ironicznie pisał ambasador florencki, król „upewnił się, że Królestwo Neapolu jest jego prawowitą własnością i, uparty w jego zdobyciu, włączył Jerozolimę do tytułu, demonstrując swój zapał do wyzwolenia Ziemi Świętej" Czynnik dotyczący krucjaty odegrał istotną rolę w ideologicznym przygotowaniu kampanii, zarówno w kraju, jak i za granicą. Karol VIII niestrudzenie powtarzał, że ostatecznym celem kampanii jest zdobycie miejsc świętych, a podbój Neapolu będzie tylko etapem pośrednim. Nieprzypadkowo, wjeżdżając do Włoch, król umieścił na jednym ze swoich sztandarów dewizę „Voluntas Dei, Missus ex Deo" - „Wola Boża zesłana przez Boga"..." Fragment książki: Zmicier Mazarczuk "Pierwsza wojna włoska" s. 56-57 "...Zabezpieczywszy się przed sąsiadami, którzy mogliby pokrzyżować jego plany, Karol VIII podjął kolejną próbę pozyskania sojuszników na ziemi włoskiej. Wiosną 1494 roku wysłano do Włoch w tym samym czasie kilku posłów, wśród nich był Bero Stuarta d'Aubigny, który dotarł dopiero do Mediolanu. Oprócz niego król wysłał swoich przedstawicieli, pierwszego przewodniczącego parlamentu w Aix-en-Provence, Jeana Matarona, do Florencji, generała finansów Denisa de Bido i Perrona de Basqui do Rzymu, Jeana de Serpan seigneur Siten do Wenecji, a koniuszy królewski Pierre d'Urfait do Genui, gdzie miał przygotować flotę. Ich wspólnym zadaniem było przygotowanie kampanii: zebranie dokładnych informacji o sytuacji w państwach włoskich na trasie przejazdu armii francuskiej, zorganizowanie przejścia armii przez ich terytoria i zaopatrzenie jej w żywność i konie oraz zwerbowanie włoskich condottieri z oddziałami. Skuteczność tych poselstw była niska. Karol VIII poinstruował więc ambasadorów przy papieżu, że jeśli papież odmówi uznania jego prawa do tronu Neapolu, można go usunąć, zwołując sobór ekumeniczny. Król oskarżył Aleksandra VI o symonię. Warunkiem przetargowym między papieżem a królem Francji mogło być odnowienie przez tego ostatniego sankcji pragmatycznej z 1438 roku, która została zniesiona przez ojca Karola. Dokument ten przewidywał poważne ograniczenia władzy papiestwa nad Kościołem francuskim: uznanie prymatu rad ekumenicznych nad papieżem, obowiązek zwoływania soboru co dziesięć lat, prawo duchowieństwa francuskiego do wyboru biskupów niezależnie od papieża, zakaz zwracania się do Rzymu w sprawach prawa kanonicznego. Mimo wszystko Aleksander VI udzielił ambasadorom króla francuskiego zwyczajowej wymijającej odpowiedzi. Powiedział im, że koronacja króla Neapolu, nieprzeprowadzona osobiście przez papieża, nie neguje praw Karola do tronu. W każdym razie, jeśli Karol zamierzał odbić świętą ziemię z rąk muzułmanów, znalazłby poparcie wszystkich władców Włoch dla tej dobrej sprawy. Według S. Biancardiego, sam pomysł wyprawy lądowej do Italii wydawał się wówczas nieprawdopodobny, w przeciwieństwie do opcji morskiej. W tym drugim przypadku papież nie mógł się jednak obawiać starcia z armią francuską. Papież Aleksander VI odmówił więc pojednania z Karolem VIII. Fragment książki: Zmicier Mazarczuk "Pierwsza wojna włoska" s. 56-57 "...Główną zasadą strategii króla neapolitańskiego było spotkanie z wrogiem na obcym terytorium. Wymagało to użycia zarówno armii lądowej, jak i marynarki wojennej. Na podstawie danych współczesnych i historyków z XVI wieku można przyjąć, że król Neapolu posiadał 150 szwadronów? rycerzy (od 9 do 12 tys. jeźdźców), lekką kawalerię i 3 tys. łuczników. Flota liczyła ponad 80 okrętów: galer i żaglowców. Alfons odnowił traktaty z kilkoma condottieri, w tym z rzymskim baronem Fabrizio Colonną i mediolańskim wygnańcem Giangiacomo Trivulzio, oraz zawarł szereg nowych z Niccoló Orsini hrabią da Pitigliano i innymi. Można przypuszczać, że hrabiego Pitigliano wybrano ze względu na jego zasługi wojenne - uważano go za najlepszego condottieri we Włoszech po Robercie de Sanseverino. W przypadku członków rodziny Colonna, potencjalnych pracodawców przyciągało korzystne położenie ich posiadłości ziemskich w regionie Lazio wokół Rzymu. Podczas gdy Fabrizio Colonna wszedł na służbę króla Neapolu, jego kuzyn Prospero zawarł condottę z Lodovico Sforzą. Alfons II zamierzał powstrzymać Francuzów, zanim dotrą do granic Regno. Zamierzał działać w dwóch kierunkach - północno-zachodnim (w Ligurii) i północno-wschodnim (w Romanii). Kluczem do jego planów była Genua, której port Francuzi pierwotnie zamierzali wykorzystać do załadunku wojsk, a następnie przetransportować je drogą morską do Neapolu. Od wiosny 1494 roku w Genui gromadziły się galery i żaglowce Francuzów i ich sojuszników. Aragonnet zamierzał, z pomocą genueńskich wygnańców i „przeciwników", wzniecić w mieście rebelię przeciwko reżimowi Sforzów (którzy zajęli miasto w 1487 roku). Powstanie miało być wsparte przez neapolitański desant. Do czasu inwazji głównych sił francuskich w sierpniu 1494 roku, flota neapolitańska pod dowództwem księcia Federica stacjonowała we florenckim porcie Livorno. Księciu towarzyszyli wygnani szlachcice genueńscy. Zadaniem księcia było kontynuowanie działań na kierunku genueńskim. Przeciwko siłom neapolitańskim stanęły lądowe i morskie siły księcia Ludwika Orleańskiego, stacjonujące w Asti i Genui. Francuskie dowództwo doskonale zdawało sobie sprawę z tego, jak ważna jest dla nich Genua. Przekonał do tego króla także kardynał Giuliano delia Rovere, sam Genueńczyk z urodzenia, który uciekł z Rzymu. Lodovico Sforza również podtrzymywał pogląd o nadrzędnym znaczeniu kierunku genueńskiego, mając nadzieję, że francuskie posunięcie na południe nie będzie miało wpływu na jego główne mediolańskie posiadłości. Fragment książki: Zmicier Mazarczuk "Pierwsza wojna włoska" s. 61-62 "...Relacje współczesnych na temat liczebności armii francuskiej są sprzeczne. Jak bez ogródek napisał A. Lemonnier, „trudno jest oszacować liczbę ludzi, którzy tworzyli armię, która wkroczyła do Włoch". Według hrabiego Bełgiojoso, na kampanię włoską miało być zebranych około 40 000 żołnierzy. W rzeczywistości zebrano ich znacznie mniej. W październiku 1494 roku Francesco Gonzaga napisał do władz weneckich, że król francuski ma we Włoszech 28 tys. ludzi (combattente). Według Francesco Guicciardiniego, Karol VIII miał ponad 21 tys. ludzi, w tym 6 tys Szwajcarów i 6 tys. francuskich piechurów. Inny szesnastowieczny autor, François de Maiziere, pisał o ponad 31 tys., w tym 6 tys. strzelców, 8 tys. pikinierów (szwajcarskich?) i 8 tys. innych piechurów. W historiografii liczebność armii Karola VIII jest też różnie szacowana: 28 tys., w tym 6 tys. żołnierzy „Moro", 30 tys., 31,5 tys. i 41 100 (według Bełgiojoso). Przyjmujemy punkt widzenia S. Biancardiego, który oceniał siłę armii francuskiej w momencie inwazji na 22 do 30 tys. żołnierzy. Główna część armii zebrała się pod koniec marca w obozie pod Lyonem. Antoine de Besse, Bali z Dijon, został również wysłany, aby zwerbować Szwajcarów. Udało mu się zebrać około 4 tys. piechoty, z których 1500 dołączyło później do awangardy (dAubigny), a reszta przeszła pod dowództwo księcia Orleanu. Fragment książki: Zmicier Mazarczuk "Pierwsza wojna włoska" s. 66-68 "...Nie ulega wątpliwości, że monarcha zdecydował się osobiście poprowadzić kampanię, aby uniknąć ewentualnego sprzeciwu wobec swoich planów wśród dowódców i doradców. Jednocześnie decyzja ta była zaskoczeniem dla jego otoczenia. Ponieważ marszałek Eckerd zmarł, pojawiła się kwestia powołania dowódcy wojskowego. Po wielu naradach i konsultacjach dowódcą na morzu został książę Ludwik Otleański, a dowódcą na lądzie hrabia Gilbert de Bourbon-Montpensier. Plany te, przygotowane w Lyonie w marcu-kwietniu 1494 roku, przewidywały inwazję dwóch armii na Włochy. Jedna miała posuwać się na południe Półwyspu Apenińskiego drogą lądową, a druga, prowadzona przez samego króla, drogą morską. Kawaleria i piechota miały być podzielone mniej więcej po równo między obie armie. Kiedy jednak zaczęły napływać wieści o mobilizacji w Neapolu i pojawiły się wątpliwości co do liczby włoskich żołnierzy werbowanych do pomocy Francuzom przez Lodovico „Moro" w Mediolanie i kardynała Ascanio Sforzę w Rzymie, główni doradcy króla skłaniali się do zwiększenia armii francuskiej. Postanowiono, że będzie się ona składać z 1900 kopii kawalerii (lanc), 1200 konnych strzelców i 19 tys. piechurów, podczas gdy włoskie siły pomocnicze będą się składać z 1500 kopii i 2-3 tys. piechurów. Trudność polegała na tym, że choć przygotowana flota liczyła około 50 okrętów i galer, to jednorazowo mogła przewozić nie więcej niż 1/5 tego kontyngentu..." Fragment książki: Zmicier Mazarczuk "Pierwsza wojna włoska" s. 68-69 "...Okoliczności sprawiły, że ani Neapołitańczycy, ani Francuzi nie byli w stanie w pełni zrealizować swoich planów kampanijnych. Flota neapolitańska składająca się z 35 galer, 18 naw (navi) i kilku mniejszych statków, dowodzona przez brata króla, księcia Federico d'Altamura, wyruszyła z Neapolu 22 czerwca [...]. Początkowo książę zamierzał wylądować w Genui, ale przestraszyły go informacje, jakie otrzymał o wzmocnieniu garnizonu miasta przez Szwajcarów i przybyciu tam Ludwika Orleańskiego. Z tego powodu lądowanie przeprowadzono znacznie dalej, niż pierwotnie planowano, ale bliżej domów szlacheckich wygnańców. Neapolitańskie galery zakotwiczyły w południowej Ligurii, w pobliżu La Spezia. W pobliżu miasta Portovenere nastąpił desant 400 piechurów. Jednak miejscowa ludność odmówiła poparcia dla lądujących zesłańców. Rybacy i ich żony uniemożliwili żołnierzom zejście na ląd, rzucając w nich kamieniami. [...] W wyniku potyczki kilku Neapolitańczyków zostało rannych, a nawet zabitych. Po siedmiu godzinach zdecydowano się zrezygnować z próby lądowania. Po zarzuceniu kotwicy neapolitańskie galery wycofały się do Livorno. Chociaż za porażkę pod Portovenere należy winić ogólne błędy strategiczne Neapolitańczyków, a nie księcia d'Altamoor, reputacja wojskowa tego ostatniego znacznie spadła po tych wydarzeniach. Fragment książki: Zmicier Mazarczuk "Pierwsza wojna włoska" s. 69-70 "...W lipcu 1494 roku awangarda armii francuskiej pod dowództwem dAubigny'ego przekroczyła Alpy i wkroczyła do Asti. W tym samym czasie w Genui przygotowywano flotę, na którą zaciągnięto pożyczkę w wysokości 100 tys. dukatów z Banca Sauli; najemnicy szwajcarscy zmierzali w tym samym czasie w kierunku głównych sił. W Alessandrii Louis d'Orléans negocjował z „Moro" w sprawie udzielenia im pomocy pieniężnej i wojskowej. Oprócz Genui, w Aigues-Mortes zbierały się jednostki transportowe, które miały przewieźć wojska francuskie. Łącznie flota inwazyjna miała składać się z 50 galer, 24 naw i 12 galeonów. [...] Po tym jak do króla Karola dotarły wieści o planach neapolitańskiej marynarki wojennej wokół Genui, zrezygnował on z pierwotnego zamiaru dotarcia do Neapolu drogą morską i podjął ostateczną decyzję o inwazji lądowej. Przyczyniły się do tego inne okoliczności: opóźniała się budowa floty w Genui, w mieście szalała zaraza, która wypędziła znaczną część mieszkańców. Więźniowie, z których rekrutowali się wioślarze na galery, umierali częściej niż inni. Wreszcie, flota francuska, która miała przybyć na Morze Śródziemne z Normandii, znacznie się spóźniała. Ponadto wojna z Neapolem była sprzeczna z interesami handlowymi Genueńczyków, gdyż groziła zerwaniem stosunków handlowych z Aragonią. W związku z tym postanowiono pokonać Alpy na koniach i mułach „śladami Hannibala" - podążając drogą Montgenevre przez tunel Traversette niedawno wybudowany (1480 r.). Po skoncentrowaniu wojsk w Piemoncie i Genui, 29 sierpnia król wyruszył z Grenoble do armii. Jeden z uczestników kampanii, Commines, oceniał gotowość armii jako raczej mizerną: „Nie było namiotów, ani pałatek [...] I tylko jedno było dobre - wesoła, ale niesforna armia młodych szlachciców". Mimo wielu przeszkód i ogólnego nieprzygotowania, rozpoczęła się inwazja wojsk francuskich na Włochy. Fragment książki: Zmicier Mazarczuk "Pierwsza wojna włoska" s. 70-71 "...W dniu, w którym król przekroczył przełęcz alpejską, 2 września Neapolitańczycy wylądowali pod Rapallo desantem 3 tys. piechurów, z którymi zamierzali wkroczyć do Genui i przekonać jej mieszkańców do opowiedzenia się po ich stronie. Operacją dowodził genueński wygnaniec Obietto Fieschi, który, podobnie jak signor Rapallo, znał teren i spodziewał się znaleźć poparcie wśród ludności. Towarzyszyli mu kondotier Giulio Orsini i inny Genueńczyk, Giovanni Campofregoso („Fregosino"). Neapolitańczyków zawiódł brak koordynacji między siłami lądowymi i morskimi; te ostatnie zostały zmuszone przez pogodę do wycofania się z zatoki Rapallo i powrotu do Livorno (według F. Gucciardiniego książę Federigo wrócił do Livorno z obawy przed walką z flotą francuską). Fragment książki: Zmicier Mazarczuk "Pierwsza wojna włoska" s. 72 Bitwa pod Rapallo 8 września 1494 "...Na wieść o lądowaniu Ludwika d'Orléans pospieszył do Rapallo na czele flotylli 18 galer, sześciu galeonów i dziewięciu żaglowców (navi grosse). Nieco później pod miasto podeszły kontyngenty piechoty z Mediolanu i Genui oraz francuscy Szwajcarzy pod dowództwem Antoine'a de Besse z Dijon. W przeciwieństwie do Neapolitańczyków; Francuzi dysponowali potężną artylerią i zaczęli bombardować piechotę wroga z morza; według F. Comminesa, „było to nowością dla Włoch". Wąskie obniżenie terenu pomiędzy stromym wzgórzem a strumieniem nie pozwoliło na rozmieszczenie szwajcarskich pikinierów, więc bitwa toczyła się głównie pomiędzy włoską piechotą po obu stronach. Ważne były działania artylerii francuskiej. W końcu Rapallo zostało wyzwolone, neapolitańskie siły desantowe pokonane, a wielu wojowników wziętych do niewoli (8 września). Wśród tych ostatnich byli Orsini i „Fregosino". Neapolitański dowódca Obietto Fieschi, wraz z synem, był pierwszym dowódcą, który uciekł z pola bitwy. Miał ku temu powody: na placu przed katedrą w Mediolanie wystawiono jego portret z napisem „mancator di fede" (niedotrzymujący słowa). Kiedy Fieschi wędrowali po górach, zostali trzykrotnie obrabowani przez rabusiów. Obietto wypowiedział wtedy do swojego syna historyczne zdanie: „Musimy być ubrani jak nasi przodkowie, jeśli nie chcemy, aby oni wciąż przychodzili po nas, aby zabrać wszystko". Rapallo, wbrew apenińskim standardom działań wojennych, zostało splądrowane przez Szwajcarów, którzy nie oszczędzili nawet biedaków ze szpitala w San Lazzaro. Kiedy następnego dnia genueńscy rybacy zobaczyli Szwajcara próbującego sprzedać skradzioną przez siebie łódź, ich oburzeniu nie było końca. Miasto powstało przeciwko obcym. W sklepach i tawernach rozpoczęła się obława na Szwajcarów, w wyniku której zginęło ponad 20 najemników. Mieszkańcy miasta mieli być powieszeni, ale na prośbę księcia Orleanu zostali ułaskawieni..." Fragment książki: Zmicier Mazarczuk "Pierwsza wojna włoska" s. 72-73 "...Niepowodzenie pod Rapallo położyło kres aktywnym wysiłkom Federica Aragońskiego, który od samego początku starał się uniemożliwić Francuzom posuwanie się w kierunku Neapolu. Z drugiej strony, pogłoski o masakrze w Rapallo szybko rozeszły się po całych Włoszech, przybierając niekiedy fantastyczny ton. Francuscy sojusznicy również byli wstrząśnięci działaniami Szwajcarów: szlachetny Genueńczyk Giovanni Adorno poprosił nawet o audiencję u księcia Orleanu, aby przedstawić mu skargi na działania jego żołnierzy. Fragment książki: Zmicier Mazarczuk "Pierwsza wojna włoska" s. 73-74 Oblężenie Mordano 19 października 1494 "...Ostatecznie wątpliwości władców mniejszych państewek Romanii rozwiał francuski dowódca d'Aubigny. 19 października otoczył miasto Mordano, na obrzeżach Imoli. Wśród 200 obrońców twierdzy miejskiej byli Neapolitańczycy, ale książę Ferdynand nie przyszedł im z pomocą. W odpowiedzi na francuskie ultimatum, garnizon odmówił poddania się, nie zważając nawet na ostrzeżenia Gasparo „Fracassa" di Sanseverino, że Francuzi walczą jak „wściekłe psy i wydadzą wszystkich na pastwę miecza". Żołnierze garnizonu wykrzyknęli jednym głosem, że są „gotowi umrzeć za hrabinę i Ottaviano!". Mimo to komendant na wszelki wypadek odesłał część młodych i atrakcyjnych kobiet z miasta. Następnego dnia „Galowie" odpalili swoje armaty i po trzygodzinnej kanonadzie wdarli się do zamku przez wyłom w murze. Według F. Guicciardiniego, „niszczycielski efekt artylerii i wściekłe natarcie napastników sprawiły, że obrońcy nie mogli stawić oporu, choć wielu z oblegających utonęło w rowach wypełnionych wodą". Miasto zostało podpalone, a jego mieszkańcy zostali ograbieni, doznali przemocy, a nawet byli zabijani. Mieszkańcy błagali żołnierzy o litość, ale ci chcieli krwi, łupów i kobiet. Żądzę krwi ugasił brutalny mord na Johannie, oficerze artylerii garnizonu: porąbali go na kawałki, gdy jeszcze żył. Nawet kobiety, które schroniły się w kościele, zostały wyciągnięte przez żołnierzy i „zhańbione". Mordano spłonęło, z pożaru ocalał tylko ratusz. Gubernator i komendant twierdzy zostali uwięzieni i uwolnieni dopiero po zapłaceniu okupu. Po tej masakrze, której sława przewyższała szybkość marszu wojsk, opór w Romanii ustał. Wkrótce Katarzyna Sforza zawarła porozumienie z najeźdźcami i wojska koalicji antyfrancuskiej wycofały się na południe do Ceseny, a następnie do Ankony. Spalenie Mordano wzbudziło wśród Włochów nie mniejszy strach niż splądrowanie Rapallo. Według F. Guicciardiniego, „zwycięzcy dokonali masakry pokonanych z takim okrucieństwem, bez względu na płeć i wiek, że przerazili całą Romanię". Ambasador Ferrary w Mediolanie, Giacomo Trotti, napisał: „Francuzi [...] zachowują się bardzo okrutnie i z wielką wyższością, zabijają i ranią bez żadnego szacunku". Jak zauważa S. Biancardi, po tym wydarzeniu Włochom pozostała tylko jedna reakcja na Francuzów - strach. Francuzi stali się „demonami z innej planety"..." Fragment książki: Zmicier Mazarczuk "Pierwsza wojna włoska" s. 76-78 "...Tymczasem armia francuska znajdowała się w Lombardii i żywiła się głównie kosztem jej mieszkańców. Jeśli chodzi o gotówkę, to pochodziła ona z serii pożyczek udzielonych królowi przez bankierów genueńskich i mediolańskich oraz niektórych książąt włoskich. W szczególności źródła wspominają o klejnotach pożyczonych od księżnej Sabaudii i jej szwagierki, margrabiny Monferrat, które zostały natychmiast zastawione.
Fragment książki: Zmicier Mazarczuk "Pierwsza wojna włoska" s. 78 "...Sprzyjające warunki dla Francuzów w Lombardii wydawały się zachęcać Karola VIII do pozostania tam na zimę. Ta zbliżała się nieubłaganie, a przed królem pojawiła się niepewność i trudy kampanii wojskowej. Mimo to postanowiono iść dalej. Stało się to głównie za namową Lodovico „Moro", który oczekiwał, że Francuzi pomogą mu w przyłączeniu do Mediolanu kilku miast i twierdz, przede wszystkim Pizy, należącej w latach 1399-1405 do mediolańskich Viscontich. Tak więc „wybór strategii przez króla Karola był podyktowany w równym stopniu interesami «Moro», jak i Francji". Wysłannik papieski, franciszkanin Juan de Moleon, próbował przypomnieć Karolowi deklarowany cel wyprawy: Turcy zagrażali całemu światu chrześcijańskiemu, najeżdżając Królestwo Węgierskie! Niestety, monarcha zlekceważył hiszpańskiego zakonnika, który nie zdołał nawet zaaranżować ewentualnego spotkania króla z papieżem. Armia ruszyła więc na południe. Flota, podzielona na trzy eskadry, miała za zadanie przetransportować główną piechotę i artylerię z Genui do La Spezia, by dołączyła do awangardy, podjąć próbę buntu na wybrzeżu Kampanii oraz ufortyfikować się w Ostii, rzymskim porcie morskim. 20 października awangarda armii pod dowództwem Gilberta de Bourbona, hrabiego de Montpensier, wyruszyła z Piacenzy; trzy dni później sam król podążył na południe z głównymi siłami. Pod Rzymem miały do nich dołączyć oddziały pod dowództwem Bernarda d'Aubigny, po czym połączone siły miały wkroczyć do Królestwa Neapolu. Książę Ludwik Orleański pozostał w Lombardii, gdzie miał zapewnić wsparcie dyplomatyczne i logistykę dla armii. Do tej pory armia francuska (z wyłączeniem oddziałów dAubigny'ego) poruszała się wyłącznie przez terytorium tych państw włoskich, które były sprzymierzone z Francją: Savoy, Monferrato, Mediolan. Teraz przemarsz miał się odbyć przez wrogie terytorium. W tym momencie kwestia bezpieczeństwa przejścia wojsk przez ziemie państw toskańskich, a przede wszystkim Florencji, stała się najbardziej paląca. Jak już wspomniano, negocjacje z Florentyńczykami odbywały się jeszcze w Lyonie, ale władca miasta, Piero di Medici, nie zgodził się na warunki proponowane przez Francuzów. Piero generalnie uznał specjalne relacje między Florencją a Francją, ale nie poczynił żadnych konkretnych ustępstw. Karol VIII i jego doradcy ze swej strony starali się uzyskać od Florencji dotację pieniężną na wyprawę, prawo swobodnego przejścia i zaopatrzenia wojsk podczas marszu przez terytorium Republiki. [...] Mając świadomość większego prawdopodobieństwa konfliktu zbrojnego z Francuzami, władca podjął pewne działania mające na celu ochronę republiki. Wzmocniono garnizony kluczowych twierdz, przypomniano sojusznikom o ich zobowiązaniach i podjęto próbę zebrania funduszy na rekrutację żołnierzy. Jednak prawie wszystkie te działania były ograniczone lub nieskuteczne. Piero czuł się coraz bardziej opuszczony i w desperacji zdecydował się na ryzykowny krok. Naśladując słynną podróż swojego ojca, Wawrzyńca Medyceusza do Neapolu w 1479 roku, Piero, bez upoważnienia od Signorii i w towarzystwie zaledwie kilku przyjaciół, wyruszył do obozu francuskiego. To była jego ostatnia szansa. Liczył, że znajdzie poparcie u Karola VIII i przy wsparciu Francuzów przywróci swoje wpływy w mieście. Tymczasem Francuzi, nie osiągnąwszy zamierzonego celu w drodze negocjacji dyplomatycznych, przystąpili do działań siłowych, których rezultaty po raz kolejny pokazały ich możliwości przerażonym mieszkańcom Półwyspu Apenińskiego. Z pomocą lokalnego arystokraty Gabriele Malaspina, markiza di Fosdinovo, pierwsza z twierdz na drodze do Toskanii, Fividzano, została podstępem zdobyta. Podobnie jak wcześniej w Mordano, twierdza została splądrowana, wielu mieszkańców zginęło wraz z obrońcami, inni zostali wysłani jako jeńcy do Lyonu. Po tym wydarzeniu większość florenckich fortec w przygranicznym regionie Lunigiana pospiesznie poddała się na łaskę agresora. Poważną przeszkodą była potężna twierdza Sartana, „małe i dobrze ufortyfikowane miasto", według F. Guicciardini. Cytadela została zbudowana dopiero niedawno i była sporą fortyfikacją jak na ówczesne standardy. Lodovico Sforza uważał nawet, że przedłużające się oblężenie go zagroziłoby kontynuacji całej kampanii tego roku. Jak wspominał F. Commmes, „gdyby twierdza była dobrze zaopatrzona, armia królewska poniosłaby klęskę, ponieważ był to teren jałowy i górzysty, w którym nie było żywności, a wszystko było pokryte śniegiem". Sąsiednie Sarzanełlo, z trójkątnym fortem, „ze względu na jego dominującą pozycję i otaczającą go bardzo głęboką fosę, było groźną cytadelą". Jednak właśnie w tym momencie przybycie Piero di Medici do obozu francuskiego (26 października) znacznie ułatwiło agresorom zadanie. Niestety, młody Medyceusz popełnił w tej rundzie negocjacji zasadniczy błąd. Przyjął bez zastrzeżeń wszystkie warunki postawione przez Francuzów i zgodził się wydać wszystkie fortece, których zażądali: najpierw Sarzanę i Sarzanełlo, potem także Pizę, Livorno, Pietrasantę i Ripafrattę. Twierdze zostały oddane Francuzom na czas trwania wyprawy neapolitańskiej; Medyceusz nakazał komendantom wpuścić Francuzów i słuchać ich rozkazów. Ponadto obiecał królowi pożyczkę w wysokości 200 tys. dukatów. Według F. Comminesa, „ci, którzy negocjowali z Piero [...] śmiali się z niego i zastanawiali, jak to się stało, że tak szybko zgodził się na tak wiele ustępstw, których się nie spodziewali". W tym momencie jednak Piero nie panował już nad sytuacją we Florencji, działając w rzeczywistości prywatnie, bez konsultacji z innymi najwyższymi urzędnikami Republiki. Sam zapewne sądził, że uratował sytuację: król Karol stał się jego przyjacielem, a Florentyńczycy będą wdzięczni za ugodę z Francuzami. Jak daleki był Piero di Medici od właściwego zrozumienia sytuacji, świadczą jego słowa skierowane do najbliższego współpracownika, Piero Dovici: namiestnik zapewniał go, że do końca zachował „wiarę w króla Alfonsa"; wyprawę do obozu francuskiego uważał za „ofiarę" (traho ad immolandum). [...] Republika Florencka była najważniejszym państwem w Toskanii, a moment przemarszu wojsk francuskich przez jej terytorium zbiegł się ze zmianą rządzącego reżimu. Zaalarmowani zbliżaniem się Francuzów i ich działaniami w Pizie, Florentyńczycy „spiskowali, aby odzyskać wolność" i powstali przeciwko władzy Medyceuszy. Przewrót we Florencji nie był jednak bezpośrednio związany z groźbą inwazji francuskiej i został zaplanowany przez elitę republiki na długo przed wydarzeniami z listopada 1494 roku. Jego przywódcami byli kuzyni Piero, bracia Lorenzo i Giovanni di Pierfrancesco di Medici, którzy po obaleniu władcy przyjęli nazwisko „Popolano" („Obywatel"). Kiedy Florencja dowiedziała się o konsekwencjach tzw. negocjacji Piero w obozie francuskim, mieszkańcy, według kronikarza Piero Parentiego, zaczęli się zastanawiać, jakim prawem oddał on kluczowe twierdze Karolowi VIII. Po raz pierwszy od dziesięcioleci władze Republiki zasygnalizowały formalne zerwanie z polityką Medyceuszy: Signoria odrzuciła prośbę Piero o ratyfikację układów, które zawarł z Francuzami. Zamiast tego wysłała własne poselstwo do Karola VIII. Wkrótce w mieście pojawili się agenci króla, którzy wyznaczali domy nadające się na kwatery dla francuskich żołnierzy i oficerów. To spowodowało, że Niccolo Machiavelli zauważył później, że Karol VIII podbił Włochy „kawałkiem kredy". Przerażony oznakami niemal całkowitej utraty władzy, Piero rozkazał swoim oddziałom zbliżyć się do miasta. To z kolei spowodowało, że władze republikańskie zaczęły obawiać się przygotowywanego zamachu stanu. Kiedy Piero następnego dnia, 9 listopada, próbował wejść na Palazzo Vecchio, po pewnych przepychankach brama została po prostu zatrzaśnięta, zabraniając mu wejścia z jego uzbrojonym orszakiem. O mało co nie doszło do walki między strażą władcy a strażą pałacu, ale wezwania do ludu (Popolo e Liberta!) sprawiły, że na placu zebrał się ogromny tłum. Przerażony, potężny do tej pory władca musiał schronić się w swoim pałacu. Jego przyjaciele i doradcy również byli w niebezpieczeństwie, a jeden z nich został nawet zabity przez rozwścieczone tłumy. Brat Piero, młody kardynał Giovanni, ledwo uniknął śmierci i uciekł z Florencji w przebraniu franciszkanina. Przerażony niepokojami społecznymi i tracąc nadzieję na francuskie wsparcie, Piero i jego rodzina wymknęli się z pałacu o świcie następnego dnia i również uciekli z miasta. Wkrótce dotarli do Wenecji. Władze republikańskie ogłosiły, że bracia Piero i Giovanni mają zostać na zawsze wygnani z Florencji, a za ich głowy ma być wyznaczona nagroda. Majątek Medyceuszy, w tym zbiory sztuki, miał zostać skonfiskowane. Obywatele wcześniej wygnani z Florencji mogli powrócić do miasta (w szczególności ci związani ze spiskiem Pazzich z 1478 roku). Wreszcie zniesiono władze medycejskie: Radę Siedemdziesięciu i Radę Stu. Upadek domu Medyceuszy był tak szybki, że zaskoczył nie tylko Włochów, ale i przyjezdnych Francuzów. [...] Karol VIII przybył do Florencji jako zdobywca: towarzyszyła mu armia licząca 10 tys. żołnierzy, z których wielu trzymało broń, jakby przygotowując się do wystrzelenia z niej, gdy przechodzili przez miasto. Na prośbę króla Florentyńczycy nie tylko usunęli bramę, przez którą miał wejść do miasta, ale nawet dokonali symbolicznego wyłomu w murze miejskim niedaleko niej. Wreszcie wkroczył Karol VIII przebrany za wojownika, w zbroi i z kopią w ręku. Mieszkańcy otrzymali polecenie, aby tego dnia włożyli swoje najlepsze ubrania i spotkali się z królem przy wjeździe do miasta. Przygotowano wszystko, aby przejazd francuskiego monarchy i jego świty był uroczysty. Ulice zostały posypane piaskiem, aby kopyta koni nie ślizgały się, a nad nimi zaciągnięto markizy chroniące Francuzów przed ewentualnym deszczem. Na drzwiach kościołów i innych budynków publicznych wypisano złotymi literami „Pokój i przywrócenie wolności" (Pax et restauratio libertatis). [...] Nic dziwnego, że Florentyńczycy obawiali się o swoją przyszłość; według Luca Landucci, krążyły pogłoski, że Karol VIII obiecał pozwolić swoim żołnierzom na plądrowanie miasta. Karol uważał jednak miasto za potencjalnego sprzymierzeńca, a jego pokojowe nastawienie kłóciło się nieco z faktem, że monarcha wkroczył do miasta na czele armii. Ogólnie rzecz biorąc, „Galowie" nie przysporzyli Florentyńczykom wielu kłopotów. Francuzi nie grabili ani nie znęcali się nad mieszkańcami. Landucci pisze, że choć mieszczanie odsyłali kobiety lub ukrywali je w klasztorach, Francuzi zachowywali się dobrze: nie było ani jednej osoby, która powiedziałaby złe słowo kobiecie. Jednak pomimo tego, że Karol VIII i jego żołnierze spędzili we Florencji tylko kilka dni, sytuacja stopniowo się pogarszała. Doszło do drobnych starć między żołnierzami a mieszkańcami. Opinia publiczna z każdym dniem stawała się coraz bardziej wrogo nastawiona do Francuzów. [...] Zanim rozpoczął się pierwszy zimowy miesiąc, Francuzi byli gotowi wkroczyć na ziemie papieskie. Podczas pobytu Karola VIII w Sienie spotkał się on wreszcie z wysłannikami Aleksandra VI: kardynałami Piccolomini (z którym odmówił spotkania w Lukka) i Federico Sanseverino. Karol odrzucił jednak inicjatywy pokojowe wysłanników i powiedział im, że zamierza spędzić Boże Narodzenie w Rzymie z papieżem. Wkrótce wojska francuskie wkroczyły na terytorium papieskie..." Fragment książki: Zmicier Mazarczuk "Pierwsza wojna włoska" s. 81-93 "...Pierwszy pobyt króla Karola VIII w państwie papieskim miał miejsce w mieście Viterbo. Mimo możliwości obronnych tego grodu, Neapolitańczycy nie wykorzystali ich. Dzięki mediacji Giuliana delia Rovere, miasto i zamek zostały poddane Francuzom bez oporu. Posunięcie Francuzów było tak niespodziewane, że kochanka Aleksandra VI, Julia Farnese, która odwiedzała swoją rodzinę w posiadłości, została zaskoczona przez oddział pod dowództwem Yves d'Alegras. Wkrótce została uwolniona i na polecenie króla odeskortowana do Rzymu przez honorową eskortę 400 jeźdźców. Współcześni spodziewali się rychłego wkroczenia wojsk Karola VIII do Wiecznego Miasta. Jeden z nich, obywatel Mantui, Giorgio Brignolo, napisał: „Wierzę, że w ciągu kilku dni ta ziemia zostanie wypełniona Francuzami". W tym samym czasie, według ambasadora Ferrary Randolfo Collenuccio, poza nielicznymi wyjątkami, ludność miasta spodziewała się przybycia Francuzów. Aby uchronić stolicę przed wrogiem, papież podjął szereg działań. I tak, pod kierunkiem biskupa Agrigenty Juana di Castro naprawiono mury dzielnicy Borgo otaczającej Watykan, a także fortyfikacje Castel Sant'Angelo. Teren wokół zamku został oczyszczony, okoliczne domy zburzone, a fosy zamkowe odbudowane. Na terenie zamku górnego zainstalowano armaty. Północna brama zamku, która wychodziła na drogę z Viterbo, była zamurowana. Aby przygotować się do długiego oblężenia, w zamku zainstalowano cysternę na wodę oraz magazyny zboża i oleju.[...] Zadanie obrony Regionu Papieskiego przed Francuzami było skomplikowane przez konflikty frakcyjne w samym Rzymie. We wrześniu 1494 roku, w porozumieniu z kardynałem delia Rovere, Prospero Colonna zajął port w Ostii i wpuścił tam francuski oddział hrabiego Ludwika de Ligny. Był to główny szlak, którym zaopatrzenie docierało do Wiecznego Miasta. Skutkiem tego była klęska głodu w Rzymie. Wysiłki dyplomatyczne, mające na celu odwieść Karola VIII od kontynuowania wojny, nie powiodły się. Niemniej jednak, zachęcony działaniami podjętymi w celu ufortyfikowania miasta i obecnością wojsk neapolitańskich, papież odrzucił żądania wysłanników Karola VIII dotyczące swobodnego przejścia przez państwo papieskie. Ponadto przetrzymywał jako zakładników kilku kardynałów (Sforzę, Sanseverino i innych) oraz Prospero Colonnę. Wejście Francuzów na ziemie Św. Piotra była nieubłagana. Nawet Virginio Orsini, w służbie króla Neapolu, zgodził się, aby jego synowie przepuszczali Francuzów przez ziemie ich przodków, w tym zamek Bracciano. Teraz, biorąc pod uwagę wcześniejsze zdobycie Ostii, wojska francuskie pod dowództwem Louisa de Ligny i Yves d'Alegras mogły kontrolować bezpośrednie podejście do Rzymu. [...] Tymczasem Francuzi powoli posuwali się w kierunku regionu Lacjum. Ich armia została podzielona na dwie części, z których jedna pomaszerowała do Ostii, by połączyć się z siłami Colonny. Druga ruszyła na wschód od Rzymu, by przejąć kontrolę nad drogą prowadzącą do neapolitańskiego regionu Abruzzi. Wkrótce zajęte zostały nowe kluczowe punkty: miasta Civitavecchia i Monterotondo. Papież mógł teraz widzieć francuskich żołnierzy z okien swoich apartamentów. Ponadto legat Raymond Perodi, który został wysłany do króla, przeszedł na jego stronę i aktywnie agitował miejscową ludność, aby dobrze przyjęła Francuzów. Król z kolei, chcąc przeciągnąć Rzymian na swoją stronę, wysłał do nich list, w którym gwarantował bezpieczeństwo mieszkańcom Wiecznego Miasta, jeśli nie podniosą przeciwko niemu broni; francuskim kapitanom d'Alegre i Ligny nakazano, by w miarę możliwości unikali potyczek z wojskami papieskimi i neapołitańskimi w okolicach Rzymu. Działania te przyniosły pozytywny skutek: przerażeni Rzymianie zażądali od papieża, aby w ciągu dwóch dni podjął negocjacje z Francuzami, w przeciwnym razie sami wpuszczą ich do miasta. Sytuację pogorszyło zachowanie neapolitańskich sojuszników: król Alfons wycofał się do swojego królestwa, a jego syn książę Ferrandino zaczął otwarcie wyrażać wątpliwości co do wierności obietnicom papieża.
Fragment książki: Zmicier Mazarczuk "Pierwsza wojna włoska" s. 95-96 "...
"...
"...
"...
"...
|
Strona główna Władcy Ważne bitwy Polityka prywatności Antykwariat Księga gości