NAJAZD TATARÓW NA WOŁYŃ |
|
"...Gdy tylko śniegi stopniały, Tatarzy niespodziewanie ruszyli w końcu marca czarnym szlakiem prowadzącym na zachód od Taśminy i Rosi. Następnie skręcili na zachód, kierując się na wododział górnego Bohu, Słuczy i Horynia. Szlak ten - mimo że tak często uczęszczany przez Tatarów - nie był osłonięty przez oddziały polskie i litewskie. Pod Kuźminem między Bohem a Słuczą napastnicy rozbili pierwszy kosz w celu splądrowania Wołynia i zabezpieczenia sobie drogi powrotnej. Następnie poruszając się skrycie i bardzo szybko granicą województw bełskiego i ruskiego stanęli 7 kwietnia pod Buskiem, miasteczkiem leżącym około 50 km na wschód od Lwowa. Z założonego tu drugiego kosza rozpuścili szeroko zagony we wszystkich kierunkach. Część czambułów poszła na północny zachód przez Krasnystaw skrajem Rostocza aż po Krzczonów (35 km na południe od Lublina) i Chełm (do 200 km w linii prostej). Inne ruszyły na zachód w okolice Lwowa i Przemyśla, a opanowawszy przez zaskoczenie przeprawę przez Wereszycę spaliły doszczętnie miasto Gródek i dotarły do Pruchnika (25 km za Sanem, 150 km od Buska). Reszta czambułów skierowała się na południowy wschód za Dniestr przez powiaty drohobycki, stryjski, żydaczowski aż po Halicz i Kołomyję nad Prutem (160 km). W rezultacie województwa ruskie, bełskie i chełmskie zostały ogarnięte pożogą wojenną, a siły Tworowskiego odcięte na Podolu. Najeźdźcy rabowali, palili wsie, zagarniali trzodę i bydło, gwałcili kobiety, mordowali lub uprowadzali w niewolę tysiące ludzi. Szlachta nie stawiała oporu szukając ratunku w ucieczce do większych ośrodków miejskich i zamków, z których m. in. Złoczów i Założce oparły się napastnikom. Zamek w Olecku został spustoszony, a w powiecie lwowskim uległo zniszczeniu 90 wsi (20%), przemyskim - 20 wsi..." Fragment książki: Marek Plewczyński "Wojny i wojskowość polska w XVI wieku. Tom I. Lata 1500-1548" s. 126-127 "...Najazd tatarski nie stanowił dla strony polskiej zaskoczenia operacyjnego, gdyż zarządzenia mobilizacyjne były już wcześniej wydane. Król Zygmunt mianował starostę kamienieckiego i strażnika polnego koronnego Stanisława Lanckorońskiego dowódcą zaciężnych, nadwornych i pospolitego ruszenia na zagrożonych terenach i rozkazał mu 13 kwietnia natychmiastowe rozpoczęcie działań wojennych. Dnia 17 kwietnia wyruszył z Krakowa hetman wielki koronny i wojewoda krakowski Mikołaj Kamieniecki oraz marszałek wielki koronny Stanisław Chodecki z 70-konną chorągwią nadworną dowodzoną przez Wojciecha Sampolińskiego. W związku z przenikaniem czambułów w głąb kraju, król rozkazał 21 kwietnia staroście Nowego Miasta Korczyna zebrać podległych mu ludzi i osłonić Mielec, a w związku z pogłoskami o zamierzonej jakoby nowej wyprawie Perekopców na Kijów, powołał służbę ziemską w całym Wielkim Księstwie Litewskim. Utrzymał też miejsce koncentracji wojska zaciężnego i pospolitego ruszenia ziem ruskich we Lwowie. Ta ryzykowna decyzja ze względu na prawdopodobieństwo natrafienia na większe czambuły ściągające ze zdobyczą do pobliskiego Buska wymagała użycia zdyscyplinowanych chorągwi zaciężnych. Z drugiej strony wyznaczenie tak odległego i położonego w głębi penetrowanego przez nieprzyjaciela obszaru miejsca koncentracji stwarzało większe możliwości rozbicia sił tatarskich bez dłuższego pościgu, a w razie niepowodzenia zapewniało osłonę potężnych umocnień Lwowa..." Fragment książki: Marek Plewczyński "Wojny i wojskowość polska w XVI wieku. Tom I. Lata 1500-1548" s. 127 "...Okazało się, że czambuły przenikały między oddziałami polskimi, unikając starć w polu. Jedynie nielicznym chorągwiom udało się dopaść napastników i rozbić ich w potyczkach odbijając jasyr. Rotmistrz potoczny i podstarości buski Mikołaj Krzczonowski na czele 60-konnego oddziałku rozproszył około 15 kwietnia 100 Tatarów, zaś rotmistrze Franciszek Fredro i chorąży lwowski Fryderyk Herburt pobili 18 kwietnia niedaleko Przemyśla 150 najeźdźców i odebrali jasyr. Te nieliczne oddziały osłaniały pospieszną koncentrację nowozaciągniętych chorągwi przerzucanych głównie z Krakowa do Lwowa. Stąd zasięg zagonów tatarskich był najmniejszy właśnie na kierunku zachodnim Lwów - Przemyśl - Kraków. Dnia 22 kwietnia przybyli do Lwowa Kamieniecki i Chodecki. Nawiązano też łączność z Tworowskim, który zamierzał się tam przebijać z tysiącem jazdy potocznej. Ogółem w obozie lwowskim stanęło pod bronią w dwa tygodnie po pojawieniu się Tatarów około 4 tys. ludzi - 1962 jazdy zaciężnej, 300 piechurów pod dowództwem Piotra Szalonego, poczty ochotnicze panów koronnych, popisane już pospolite ruszenie szlachty ruskiej i nieliczna artyleria. Fragment książki: Marek Plewczyński "Wojny i wojskowość polska w XVI wieku. Tom I. Lata 1500-1548" s. 127-128 "...Tymczasem Lanckoroński popisawszy kilka chorągwi potocznych w Dżurynie na zachodnim Podolu skierował się na Lwów. Dnia 23 kwietnia natknął się nad rzeką Biełką (10 łon na południe od Przemyślan) na 700-konny oddział tatarski i całkowicie go zniósł. Od przyprowadzonych do Lwowa jeńców dowiedziano się, że czambuły powróciły już z łupami i jasyrem do kosza pod Buskiem. Postanowiono nie czekać przybycia oddziału Tworowskiego i pozostałych nowozaciągniętych chorągwi, ale ruszyć komunikiem wprost na kosz i narzucić nieprzyjacielowi czas i miejsce starcia. Dnia 24 kwietnia 4-tysięczne wojsko polskie wyruszyło spod Lwowa drogą na Busk. Posuwano się marszem ubezpieczonym w pełni gotowości bojowej. Tego samego zapewne dnia Tatarzy, nie wierząc by Polacy zdołali zebrać większe siły, zwinęli obóz i ruszyli na wschód w kierunku Olesko - Wiśniowiec. Wysłany przez hetmana Kamienieckiego na zwiad rotmistrz Jan Pilecki rozbił 200-konny oddział tatarski należący do straży tylnej przeciwnika i przyprowadził jeńców. Dowiedziano się od nich, że główne siły nieprzyjaciela znajdują się już 40 km za Buskiem. Nawiązano jednocześnie kontakt z hetmanem litewskim Konstantym Ostrogskim, który z 1500 jazdy wołyńskiej służby ziemskiej znajdował się pod Ostrogiem i proponował współdziałanie. Zapadła decyzja o połączeniu sił polskich i litewskich w okolicy Wiśniowca. W ciągu dwóch dni jazda Ostrogskiego pokonała ok. 80 km posuwając się dogodnym szlakiem na Krzemieniec. Tymczasem Polacy przemierzyli ok. 100 km w ciągu trzech dni drogą przez Busk, Olesko na Wiśniowiec, od której w pobliżu Podkamienia szlak odchylał się nieco ku południowi. Maszerowali równolegle do posuwającego się o 10 km na prawo nieprzyjaciela. Wielkie łupy i jasyr utrudniały Tatarom pochód, tak że ok. 80 km w trudnym lesistym terenie górnego Bugu i Seretu pokonali zaledwie w cztery dni. Dnia 27 kwietnia w ukrytym miejscu w jarach na północ od Wiśniowca nastąpiło połączenie oddziałów polskich i litewskich, liczących teraz w sumie 6 tys. zbrojnych. Na naradzie wojennej zdecydowano wyruszyć pośpiesznym marszem nocnym, by dopaść Tatarów przed rozwidleniem się szlaku na kuczmański i czarny na wzgórzach ciągnących się na wschód od Zbaraża. Podjazdy rozpoznały wieczorem drogi i siły nieprzyjaciela, który rozbił obóz na nocleg w odległości 20 km (w linii prostej) na południowy wschód od Wiśniowca. Natychmiast nakazano wymarsz, by zaskoczyć biesiadujących w obozie Tatarów. Nocny pochód w terenie pociętym jarami wymagał dużego wysiłku, zwłaszcza od towarzyszącej jeździe piechoty. W czasie jego trwania wodzowie spierali się o sposób przeprowadzenia bitwy. Ostrogski powołując się na swe doświadczenie w walce z Tatarami żądał dla swych wojsk pierwszeństwa w walce. Polscy dowódcy sprzeciwiali się proponowanemu przez niego podziałowi szczupłego wojska na liczne hufce, chcąc według zachodnich wzorów walczyć w jednym szyku głębokim i szerokim, by cała armia jednocześnie weszła do walki i miała w wypadku powodzenia równy udział w zwycięstwie. Gdy po szybkim 6-godzinnym marszu (godz. 22-4) wojska polsko-litewskie dotarły o świcie do miejscowości Wierzbowiec, Tatarzy zwinęli już obóz i rozpoczynali dalszy marsz na wschód. Byli wprawdzie zaskoczeni spotkaniem z tak silnym przeciwnikiem, ale nie zamierzali porzucić bogatych łupów i wielkiego jasyru. Sądzili, że uda im się wywalczyć odwrót. Polacy znajdowali się już za Wierzbowcem i byli oddzieleni od nieprzyjaciela doliną rzeczki Żyrak, dopływu Horynia. Oba wojska znajdowały się w pasie łąkowym o szerokości do 2 km i długości 6 lem, ograniczonym ze wschodu i zachodu gęstym lasem, a od północy i południa zabudowaniami Wierzbowca i Łopuszna. Teren obniżał się tam z zachodu na wschód w stronę strumienia, wąwozu i lasu..." Fragment książki: Marek Plewczyński "Wojny i wojskowość polska w XVI wieku. Tom I. Lata 1500-1548" s. 128-130 Bitwa pod Łopusznem 28 kwietnia 1512 "...Wojska polsko-litewskie zostały rozmieszczone na półtorakilometrowej polanie obrzeżonej z obu stron drzewami. Ostrogski rozstawił swych Wo- łynian oddzielnie na prawym skrzydle na wzgórzu i u jego podnóża. Lewą stroną polany przebiegała droga z Łopuszna do Wierzbowca. Wzdłuż tej drogi stanęli Polacy pod wodzą Kamienieckiego, ale zbyt blisko lasu, tak że między obu skrzydłami wytworzyła się niebezpieczna luka. Ugrupowanie wojska miało charakter obronno-zaczepny. Zamierzano wykrwawić i odeprzeć przeciwnika, po czym atakiem świeżych sił rozbić go i zniszczyć. Stąd w pierwszej linii wojsk polskich stanęła rota strzelczej piechoty (ok. 300 ludzi) z dwoma działami, by ogniem z broni palnej i pociskami z kusz powstrzymać na Żyraku, płynącym w błotnistym i śliskim parowie, pierwszy atak Tatarów. W drugiej linii znalazł się huf czelny dowodzony przez hetmana nadwornego Wojciecha Sampolińskiego. Huf ten zajmował front szerokości 500 m i składał się z kilkunastu chorągwi zaciężnych husarskich i strzelczych, w tym doborowej chorągwi nadwornej złożonej z husarzy i kopijników. Trzecią linię stanowił huf walny dowodzony przez wojewodę ruskiego Jana Odrowąża. Liczył około 2 tyś. jazdy prywatnej i ruskiego pospolitego ruszenia z przewagą ciężkozbrojnych kopijnilców. Jazda litewska na prawym skrzydle dowodzona przez Ostrogskiego również ustawiona była w dwa rzuty i składała się głównie z lekkozbrojnych strzelców wołyńskich. Naczelne dowództwo spoczywało w rękach skłóconych ze sobą hetmanów - Kamienieckiego i Ostrogskiego. Siły przeciwników były wyrównane - po 6 tys. zbrojnych po obu stronach, bowiem ok. 4 tys. Tatarów pozostało pod Kuźminem i stamtąd łupiło bliższe i dalsze okolice. Główne siły nieprzyjaciela stanęły ławą na północ od Łopuszna, frontem do wojsk polsko-litewskich. Tatarzy rozmieszczeni byli w ośmiu hufach uszykowanych w dwa rzuty, z których przedni stanął na wzgórzu na południowy wschód od Kornaczówki. Tabor z łupami i jasyrem znajdował się już na szlaku - kilometr na południowy wschód od Łopuszna. Skrzydła wojsk polsko-litewskich oparte były o las porastający płaskowzgórze, dlatego Tatarzy nie mogli zastosować swego ulubionego manewru - oskrzydlenia przeciwnika. Postanowili więc wykorzystać lukę, jaka powstała między prawym i lewym skrzydłem polsko-litewskim. Gwałtownym uderzeniem zamierzali rozdzielić wojsko przeciwnika, rozbić słabszych liczebnie Wołynian, następnie zaś otoczyć i zgnieść Polaków. Bitwę rozpoczęli Tatarzy od pozorowania natarcia na swym prawym skrzydle. Kilkusetkonny oddział tatarski przeszedł zabagnioną dolinę rzeczną i ruszył naprzód pragnąc związać i rozluźnić szyk jazdy polskiej. Był to zwykły taniec tatarski - atak z wypuszczeniem deszczu strzał, odskok i znów natarcie z łukami. Nie mogli jednak Tatarzy rozwinąć pełnej szybkości pod górę na stoku płaskowzgórza. Z bliskiej odległości przywitani zostali w dodatku gradem pocisków z kusz i ogniem z dział i rusznic polskiej piechoty. Poczęli więc mieszać swe szyki i odstrzeliwać się z łuków. Gdy uwaga Polaków skupiona była na tatarskich harcownikach, lewoskrzydłowy oddział przeciwnika uderzył na skrzydło litewskie od przodu, a dwa środkowe wbiły się w centrum klinem pomiędzy szyk polski i litewski. Mając przewagę liczebną (1,5:1) Tatarzy otoczyli Litwinów z dwóch stron i przycisnęli do ściany lasu silnie ostrzeliwując ich z łuków. Chroniąc się w gęstwinie leśnej jeźdźcy wołyńscy dzielnie się bronili. Odcięty od szyku polskiego Ostrogski wytrzymał atak i nie dał się otoczyć z trzech stron. Kontratakami drugiej linii litewskiej ze skraju lasu ku centrum zmusił przeciwnika do uporczywej walki w zwartych szeregach. Ponosząc ciężkie straty od strzał tatarskich nie mogli jednak Litwini stawiać dłuższego oporu - ich szeregi zaczęły się chwiać i cofać, grożąc rozproszeniem w gęstwinie leśnej. Ostrogski począł słać do Kamienieckiego rozpaczliwe wezwania o pomoc. Niebezpieczeństwo dostrzegł najbliżej stojący Sampoliński i rzucił się ze swoją nadworną chorągwią i oddziałem Bernarda Potockiego na odsiecz. Jazda polska uderzyła swą masą w bok i od tyłu na Tatarów, przełamała ich kopiami i odrzuciła ze wzgórza. Nieprzyjaciel rzucił wówczas do natarcia drugi rzut, zapewniając sobie znów przewagę liczebną (2,3:1). Chorągwie Ostrogskiego i Sampolińskiego poczęły się wówczas chwiać i cofać. Kamieniecki zachował jednak zimną krew. Kolejno wspierał teraz Litwinów chorągwiami hufca czelnego, chcąc zachować większość sił aż do rozstrzygającego momentu bitwy. Znikały one w przytłaczającej liczbie Tatarów, którzy rzucili już do walki wszystkie swoje siły. Sprawność i dzielność żołnierzy polskich i litewskich oraz dobre uzbrojenie ochronne (zbroje, kolczugi) umożliwiły stawienie dłuższego oporu. Gdy już Tatarzy ponieśli znaczne straty, Kamieniecki osobiście poprowadził na nich szarżę całego hufca walnego. Chorągwiom rozkazał atakować jednocześnie, tworząc w ten sposób szeroki front natarcia i wprowadzając do boju maksymalną liczbę kopii kopijników i husarzy. Szyk tatarski został rozbity uderzeniem ciężkozbrojnej jazdy polskiej. Jednocześnie jedna chorągiew polska wydostała się z bitewnego zamieszania i przedarła na tyły Tatarów do miejsca, gdzie znajdował się jasyr. Uwolnieni jeńcy porwali za broń i wraz z chorągwią jazdy uderzyli na Tatarów z tyłu. Zaatakowany z dwóch stron nieprzyjaciel nie próbował już oporu i rzucił się do ucieczki doliną Żyraku w kierunku Bereżanki i Wyszogródka. Straty Tatarów miały wynosić od 25 do 50% ich stanu osobowego. Polegli trzej carzykowie i zięć Mengli Gireja. Wielu też Tatarów zostało wziętych do niewoli. Polaków i Wołynian miało zginąć tylko 100, choć wydaje się ta liczba zbyt zaniżona. Wielu też musiało być rannych. Uwolniono duży jasyr (16 tys. ludzi) i zdobyto 10 tys. koni. Natychmiast po bitwie Kamieniecki posłał gońca na Podole do Tworowskiego, by zastąpił drogę uciekającym Tatarom, którym jednak udało się dostać do swych siedzib. Czambuły spod Kuźmina uprowadziły nawet z sobą cały jasyr. Według S. Herbsta bitwa pod Łopuszną „nie ujawniła doskonałego dzieła sztuki wojennej", będąc przede wszystkim poligonem staropolskiej sztuki wojennej. Brali w niej bowiem udział - zdobywając odpowiednie doświadczenie - przyszli wybitni dowódcy, a wśród nich Jan Tarnowski. Wprawdzie ciasny teren faktycznie nie pozwolił obu stronom na stosowanie większych manewrów, to jednak należy podkreślić dobre wyszkolenie i uzbrojenie żołnierzy polskich i litewskich oraz sztukę dowodzenia polskiego hetmana. Wprawdzie dowództwo spoczywało również w ręku Ostrogskiego, to jednak Kamieniecki w trakcie bitwy przejął inicjatywę, usuwając w cień swojego partnera. „Nie bacząc na stan i zdrowie swoje, wdziawszy zbroję i wsiadłszy na konia, gorliwie zajmował się przysposobieniem wszystkich wokoło chorągwi i ustawieniem hufców...". Z żelazną konsekwencją realizował to, co obecnie określa się jako zasadę ekonomii sił. Uderzył hufem odwodowym dopiero wówczas, gdy przeciwnik wprowadził do walki wszystkie swoje siły. Przedtem umiejętnie rozstawił wojska oraz osłabił przeciwnika ogniem z broni palnej i atakami z boku i tyłu. Na uwagę też zasługuje bardzo dobra koncentracja sił, synchronizacja działań polsko-litewskich przed bitwą oraz znaczna szybkość domarszu na pole walki i to w warunkach nocnych. Okazało się, że przy dobrej organizacji Polacy są w stanie bez pomocy obrony potocznej wyprowadzić z głębi swej strefy obronnej uderzenie nowozaciągniętymi oddziałami, odciąć Tatarom odwrót i rozbić ich w walce w otwartym polu..." Fragment książki: Marek Plewczyński "Wojny i wojskowość polska w XVI wieku. Tom I. Lata 1500-1548" s. 130-132 "...Zwycięstwo pod Łopuszną przyniosło znaczące skutki polityczne. Chan Mengli Girej zdecydował się wreszcie w 1513 r. na zawarcie przymierza z królem polskim..." Fragment książki: Marek Plewczyński "Wojny i wojskowość polska w XVI wieku. Tom I. Lata 1500-1548" s. 135 |
Strona główna Władcy Ważne bitwy Polityka prywatności Antykwariat Księga gości