WOJNA POLSKO-KRZYŻACKA O POMORZE GDAŃSKIE I ZIEMIĘ CHEŁMIŃSKĄ |
|
Pozazdrościwszy sukcesów Jana Luksemburskiego w podporządkowywaniu sobie piastowskich książąt na Śląsku, w 1327 roku Władysław Łokietek postanowił zhołdować swoich kuzynów z Mazowsza. "...Aby zapewnić dogodne połączenia z Litwą oraz z ziemią dobrzyńską, która wciskając się klinem pomiędzy księstwo płockie a ziemię chełmińską stanowiła podstawę operacyjną dla sił polskich, chcących zaatakować terytorium Zakonu na prawym brzegu Wisły, Łokietek postanowił podporządkować sobie księstwa mazowieckie. Mazowszem władało wtedy trzech braci: Ziemowit rządził ziemiami rawską i sochaczewską, Trojden I posiadał ziemie czerską i wiską (wschodnie Mazowsze), a najmłodszy brat, Wacław, władał księstwem płockim (północno-zachodnie Mazowsze). Łokietek zdawał sobie sprawę, że panujący na Mazowszu książęta dobrowolnie nie zgodzą się na jego zwierzchnictwo. W związku z tym porozumiał się z królem Węgier, Karolem Robertem, aby zgodził się jeszcze przez pewien czas pozostawić w Małopolsce swe wojska, przysłane tam dla obrony przed Luksemburczykiem. Dzięki temu odejście Łokietka z rycerstwem małopolskim na Mazowsze nie groziło ponownym atakiem króla czeskiego. Równocześnie Giedymin zobowiązał się do wkroczenia w razie potrzeby od strony północno-wschodniej na Mazowsze w celu udzielenia pomocy Łokietkowi. Po tych przygotowaniach król na czele swych wojsk udał się na Kujawy i stąd wysłał do książąt mazowieckich wezwanie do złożenia hołdu. Gdy ci odmówili, skierował część oddziałów przeciwko najbliższemu księstwu płockiemu, sam zaś z resztą wojsk pozostał na Kujawach, zabezpieczając się przed atakiem sprzymierzonych z książętami mazowieckimi Krzyżaków...." Fragment książki: Witold Mikołajczak "Wojny polsko-krzyżackie" s. 33-34 "...Grupa uderzeniowa z początkiem lipca 1327 roku przekroczyła Wisłę w okolicach Dobrzynia, a następnie maszerując przez południowo-wschodni skrawek ziemi dobrzyńskiej należącej do bratanków Łokietka, Władysława i Bolesława, dotarła nad Skrwę, która stanowiła granicę między ziemią dobrzyńską a księstwem płockim. Po jej sforsowaniu oddziały małopolskie znalazły się pod Płockiem, który zdobyły i spaliły. Nie poszły jednak dalej w głąb ziemi księcia Wacława, lecz ponownie przekroczyły Wisłę i posuwając się przez terytoria ziemi sochaczewskiej, należącej do księcia Ziemowita, obiegły gród Gostynin..." Fragment książki: Witold Mikołajczak "Wojny polsko-krzyżackie" s. 34 "...Nie docenił chyba król Władysław organizacji i siły nagłego uderzenia Krzyżaków. Zareagowali oni bowiem błyskawicznie na wezwanie pomocy od napadniętego księcia i już ok. 31 lipca przekroczyli Wisłę, aby w ten sposób przedostać się na Kujawy..." Fragment książki: Piotr W. Lech "Pierwsza wojna polsko-krzyżacka 1308-1343" s. 61 "...Tymczasem Krzyżacy, zawiadomieni przez Wacława o ataku Łokietka na stolicę jego księstwa, szybko zebrali wojska z sąsiednich komturii i wysłali je na pomoc sprzymierzeńcom pod dowództwem komtura chełmińskiego Ottona von Luterberga i komtura toruńskiego Hugona von Almenhausena. Wojska krzyżackie wkroczyły od północy z ziemi chełmińskiej do księstwa płockiego, ominęły spalony Płock i wraz z oddziałami Wacława, przebywszy Wisłę, uderzyły na oddziały polskie oblegające Gostynin..." Fragment książki: Witold Mikołajczak "Wojny polsko-krzyżackie" s. 34 "...Warto w tym miejscu zatrzymać się i zadać sobie pytanie: co w takim razie zdarzyło się pod Gostyninem?..." Fragment książki: Piotr W. Lech "Pierwsza wojna polsko-krzyżacka 1308-1343" s. 62 "...Mamy więc do wyboru trzy warianty: 1) Siły polskie oblegające Gostynin nie były siłami głównymi, tylko wydzielonym z nich zgrupowaniem, nie dowodzonym osobiście przez króla, ten bowiem oczekiwał na wynik akcji tej grupy na Kujawach, 2) Krzyżacy wcale nie poszli pod Gostynin, ale połączywszy się w umówionym przez gońców miejscu (mogli to być ci sami posłańcy Wacława, którzy przybyli do Krzyżaków z prośbą o natychmiastową pomoc) ruszyli od razu na Kujawy, wiedząc dobrze, że ten manewr i tak odciągnie króla spod oblężonego miasta, 3) Polacy w ogóle Gostynina nie obiegli, a notatka w pamiętniku krzyżackim jest po prostu zmyśleniem lub przekręceniem faktów, co przecież często się zdarzało, nawet tak skrupulatnym kronikarzom..." Fragment książki: Piotr W. Lech "Pierwsza wojna polsko-krzyżacka 1308-1343" s. 62 "...Oddziały polskie, nie mając odpowiednich sił do przeciwstawienia się Krzyżakom i oddziałom Wacława, wycofały się na Kujawy, ażeby połączyć się z głównymi siłami Łokietka, które znajdowały się w pobliżu Brześcia Kujawskiego. Idąc w ślad za nimi, Krzyżacy zdobyli gród Kowal, ale posuwając się w kierunku Brześcia natrafili na oczekujące ich wojska polskie..." Fragment książki: Witold Mikołajczak "Wojny polsko-krzyżackie" s. 34 "...Zwinął oblężenie Gostynina (w tym sensie został spod niego odparty) i pośpiesznie ruszył na Kujawy. Kierunek jego marszu sugeruje, że pragnął przeciąć drogę powracającym wojskom krzyżacko-mazowieckim, co udało mu się na terenie Kujaw brzeskich, może gdzieś pomiędzy Kowalem a Brześciem. Wywiązała się bitwa, o której przebiegu, pomimo bardzo skąpych informacji, coś jednak wywnioskować możemy. Z do tej pory zacytowanych źródeł tylko Długosz jasno mówi o zwycięstwie Polaków. Ale znamy jeszcze jedną notatkę, cenną bo pochodzącą ze źródła krzyżackiego, a mianowicie kanonika sambijskiego, który informuje nas pod rokiem 1327, że: „Bracia mieli ciężkie wyprawy przeciwko Polakom i królowi Łokietkowi". Jeśli do tego dodamy informację z Kroniki oliwskiej o śmierci komtura toruńskiego, powtórzoną przez Długosza, przekonamy się, że starcie na Kujawach brzeskich mogło być pierwszym, przez historyków jednak z braku mocnych dowodów przemilczanym, zwycięstwem króla Władysława nad Zakonem..." Fragment książki: Piotr W. Lech "Pierwsza wojna polsko-krzyżacka 1308-1343" s. 66 "...Łokietek zabiegł drogę powracającym wojskom krzyżacko-mazowieckim, gdzieś pomiędzy Brześciem a Kowalem. Wojska królewskie były liczniejsze od sił sprzymierzonych, więc król bez wahania przyjął bitwę. Starcie miało charakter bardzo zaciekły, prawdopodobnie przez dłuższy czas szala zwycięstwa nie mogła przechylić się na żadną ze stron. Pierwsi nie wytrzymali Mazowszanie Wacława i panika wkradła się w ich szeregi. Zaczęli pierzchać z pola bitwy, pozostawiając osamotnionych Krzyżaków, którzy bronili się twardo przed całkowitym pogromem. W tej fazie bitwy mogło paść wielu braci z jednym z dowódców ekspedycji, komturem Torunia Hugo von Almenhausenem, na czele. Trudne do uchwycenia są natomiast okoliczności przerwania walki. Krzyżacy chyba nie ponieśli całkowitej klęski. Ale nie jest to całkiem pewne, skoro sam wielki mistrz i jego dostojnicy będą musieli pofatygować się do Włocławka w celu podpisania rozejmu na przeciąg jednego roku..." Fragment książki: Piotr W. Lech "Pierwsza wojna polsko-krzyżacka 1308-1343" s. 67 "...Doszło do bitwy, w której Krzyżacy ponieśli znaczne straty (zginął w niej komtur toruński Hugo von Almenhausen). Wówczas Krzyżacy i książę Wacław poprosili o rozejm, na co Łokietek się zgodził..." Fragment książki: Witold Mikołajczak "Wojny polsko-krzyżackie" s. 34 "...Łokietek na zawarcie rozejmu się zgodził, bo chociaż posiadał liczniejsze niż Krzyżacy wojsko, ale walka z nimi przekonała go, że górują uzbrojeniem i wyćwiczeniem. Może w czasie tej wyprawy jakiś drobny oddział Krzyżaków wkroczył do Wielkopolski i zniszczył miasto Kłeck pod Gnieznem, jak to zeznawali 3 mieszczanie w procesie r. 1339, nie podając jednak dokładnej daty tego faktu..." Fragment książki: Edmund Długopolski "WŁADYSŁAW ŁOKIETEK NA TLE SWOICH CZASÓW" s. 291 "...Widzimy więc, że pierwsze starcia krzyżacko-polskie trwały stosunkowo krótko, bo zaledwie miesiąc i nie przyniosły większych korzyści żadnej ze stron..." Fragment książki: Piotr W. Lech "Pierwsza wojna polsko-krzyżacka 1308-1343" s. 67 "...Wyprawa Łokietka w lipcu 1327 roku nie dała pożądanego rezultatu; książęta mazowieccy nie uznali jego zwierzchnictwa, mając w Krzyżakach możnych protektorów. W tym czasie Łokietek przeprowadził ze swymi bratankami, władcami małych księstw na Kujawach, zamianę ziem, dzięki której mógł czuwać bezpośrednio nad bezpieczeństwem pogranicza. Władysław i Bolesław otrzymali we władanie ziemię łęczycką. Równocześnie podobną transakcję przeprowadził Łokietek z innym swoim bratankiem, Przemysławem. Król wziął w bezpośrednie władanie jego dziedziczne księstwo inowrocławskie, nadając mu w zamian księstwo sieradzkie. W ten sposób rozciągnął bezpośrednio swoją władzę nad Kujawami i ziemią dobrzyńską, wdzierającą się klinem pomiędzy ziemię chełmińską należącą do Krzyżaków a księstwo płockie..." Fragment książki: Witold Mikołajczak "Wojny polsko-krzyżackie" s. 35 "...Rok 1328 upłynął spokojnie ze względu na rozejm zawarty we Włocławku. Obie strony jednak nie próżnowały, zbierały siły i opracowywały plany, nie zapominając o zabiegach dyplomatycznych. Przeciw Zakonowi wystąpił bowiem papież, specjalną bullą piętnując Krzyżaków za napad na dobra biskupa włocławskiego i wyznaczając swojego nuncjusza, Piotra z Alwernii, do przeprowadzenia śledztwa w tej sprawie..." Fragment książki: Piotr W. Lech "Pierwsza wojna polsko-krzyżacka 1308-1343" s. 69 "...Wkrótce doszło do współdziałania dwóch wrogów Polski: Jana Luksemburczyka i Zakonu Krzyżackiego. Król czeski postanowił urządzić wyprawę krzyżową na Żmudź, popierając działania Krzyżaków i zyskując przychylność papieża. Po ogłoszeniu krucjaty zebrali się w Pradze liczni rycerze z Czech, Anglii, Niemiec, Francji i Moraw. Jan Luksemburski na początku grudnia 1328 roku udał się na ich czele do Wrocławia, gdzie dołączyli do niego książęta śląscy. Liczba krzyżowców wzrosła do 300 rycerzy, a każdy z nich prowadził często kilkunastoosobowy poczet. Wyprawa wyruszyła z Wrocławia do Torunia, wkraczając na obszar Polski bez zgody jego władcy. Łokietek oburzony samowolą krzyżowców wysłał posła do wielkiego mistrza z protestem i prawdopodobnie z ostrzeżeniem, że w razie zaatakowania Litwy, która jest jego sojusznikiem, zaatakuje terytorium Zakonu. Mimo to wyprawa ruszyła 20 stycznia 1329 roku z Królewca i przeszedłszy przez Zalew Kuroński, wtargnęła na Żmudź, pustosząc w imię wiary znaczne obszary. Łokietek odpowiedział atakiem swych wojsk (skoncentrowanych pod Łęczycą) na terytorium krzyżackie. Wtargnął do ziemi chełmińskiej, gdzie zdobył gród Papowo i w ciągu kilku dni spustoszył znaczne obszary, po czym wycofał się na Kujawy. Gdy wiadomość o tym dotarła do wielkiego mistrza, wojska krzyżowców zaprzestały działań przeciwko Litwie i powróciły do Królewca, skąd 21 lutego wyruszyły do Torunia. W ten sposób trwająca przez cały miesiąc akcja zbrojna na Żmudzi została przerwana dzięki działaniom wojsk polskich w ziemi chełmińskiej..." Fragment książki: Witold Mikołajczak "Wojny polsko-krzyżackie" s. 36 "...Co więc skłoniło króla Władysława do takiego kroku? Oczywiście będzie to chęć wypełnienia sojuszu z Giedyminem. Liczył przy tym zapewne król polski, że ruch ten opłaci się w przyszłości i że podobną pomoc uzyska od Litwy w momencie spodziewanego kontrataku krzyżackiego. A co do tego, że takowy nastąpi, nie miał Łokietek złudzeń, o czym świadczą wykonane wcześniej działania organizacyjne. Niemniej cała impreza z punktu widzenia politycznego była bezsensem. Podobnego zdania są współcześni historycy, na przykład K. Górski stwierdzi, że był to „szaleńczy krok", który skompromitował polskiego króla w opinii świata chrześcijańskiego. Pomijając wspomniany wcześniej rozejm, warto w tym miejscu dorzucić, że przedsięwzięcie czesko-krzyżackie miało charakter wyprawy krzyżowej i już z tej choćby racji przysługiwały mu pewne prawa, z których fundamentalnym była opieka Kościoła nad ziemiami przebywających na krucjacie rycerzy i władców. [...] Nie trzeba wiele wyobraźni, żeby zrozumieć, jak wspaniały pretekst dał Łokietek królowi Janowi do dochodzenia swoich pretensji względem korony polskiej. Zakon zaś zyskiwał możliwość zbrojnej rewindykacji postanowień procesu inowrocławskiego i formalnego już teraz rozszerzenia terytorium swojego państwa..." Fragment książki: Piotr W. Lech "Pierwsza wojna polsko-krzyżacka 1308-1343" s. 76-78 ".... Reakcja króla Jana i władz zakonnych była szybka. 12 marca 1329 r. w Toruniu władca czeski i wielki mistrz Werner von Orseln zawarli akt przymierza skierowanego przeciw Polsce. Znalazła się więc ona wobec połączonych sił koalicji czesko-krzyżackiej. Poważne skutki tego sojuszu miały się szybko ujawnić..." Fragment książki: Marian Biskup "Wojny Polski z Zakonem Krzyżackim 1308-1521" s. 28 "...Po zawarciu wspomnianych układów połączone siły czesko-krzyżackie uderzyły na państwo Łokietka. Na pierwszy ogień poszła Ziemia Dobrzyńska. Była ona dobrze przygotowana do obrony, co potwierdza wysnutą wcześniej tezę, że nie miał król Władysław złudzeń, co do poczynań swoich wrogów. Wzmocniony został gród Rypin, pierwszy ważny punkt oporu od strony komturii brodnickiej. Mianował też Łokietek osobnego starostę dla zagrożonej dzielnicy, którym został Paweł zwany Ogon, kasztelan łęczycki..." Fragment książki: Piotr W. Lech "Pierwsza wojna polsko-krzyżacka 1308-1343" s. 78 Dobrzyń marzec 1329 "...Sprzymierzeni podeszli pod Dobrzyń i ścisnęli go oblężeniem. Łokietek pchnął posiłki dla oblężonego grodu, ale sam, z głównymi siłami, obawiał się przeprawić na drugą stronę Wisły, aby w razie niepowodzenia nie zostać przypartym do rzeki i odciętym od Kujaw. Biorąc pod uwagę zeznania świadków z procesu warszawskiego, posiłki, które ruszyły pod Dobrzyń, miały ogólnopolski charakter. Wystąpiło wówczas wiele osób, które zaświadczyły o swoim osobistym udziale w obronie Ziemi Dobrzyńskiej. Posiłki posłane pod Dobrzyń składały się z rycerzy wielkopolskich i kujawskich. Sądząc po dalszym rozwoju wypadków akcja ratunkowa zakończyła się klęską wysłanych oddziałów."... Fragment książki: Piotr W. Lech "Pierwsza wojna polsko-krzyżacka 1308-1343" s. 78 "...Połączone siły czesko-krzyżackie wkroczyły do ziemi dobrzyńskiej, zdobywając w drugiej połowie marca 1329 roku główny jej gród - Dobrzyń. Zaopatrzenie i ciężki sprzęt oblężniczy przywieziono Wisłą na statkach. Kilka z tych statków przechwyciły oddziały Łokietka..." Fragment książki: Witold Mikołajczak "Wojny polsko-krzyżackie" s. 36 "...Wyprawa dobrzyńska trwała 10 do 14 dni. Główne uderzenie skierowano na miasto Dobrzyń, gdzie Łokietek zostawił nieliczną załogę. Przy pomocy wojennych machin krzyżackich, w oczach głównej armii Łokietka, zgromadzonej po drugiej stronie Wisły, zdobyto ten gród, a potem z łatwością opanowano całą ziemię. Łokietek nie mógł temu przeszkodzić, odcięty Wisłą, zdołał tylko zdobyć kilka statków krzyżackich, które wiozły dla armii sprzęt wojenny. Obecność jego wojska wstrzymała Krzyżaków od uderzenia na Kujawy po opanowaniu ziemi dobrzyńskiej..." Fragment książki: Edmund Długopolski "WŁADYSŁAW ŁOKIETEK NA TLE SWOICH CZASÓW" s. 304 "...Następnie wojska czesko-krzyżackie zwróciły się przeciwko księciu płockiemu Wacławowi, który formalnie zawarł wcześniej sojusz obronny z Zakonem przeciw Łokietkowi..." Fragment książki: Witold Mikołajczak "Wojny polsko-krzyżackie" s. 36 Płock marzec / kwiecień 1329 "...Obiegli potem miasto Płock - informuje nas Wigand o dalszych ruchach armii czesko-krzyżackiej - machiny wznoszą z których pociski w miasto rzucając, mieszkańców trapią, warownie murów burzą”. Biorąc pod uwagę wcześniejszą przyjaźń księcia płockiego Wacława z Zakonem, motywy ataku krzyżackiego na Płock przedstawiają się niejasno. Musiało dojść do jakiegoś zatargu, w wyniku którego osłabione zostały więzi wspominanego już przymierza brodnickiego ze stycznia 1326 r. Trudno jednocześnie ustalić, czy oznaczało to zbliżenie się Wacława do Łokietka, czy też może znalazł się książę płocki w politycznej próżni i przyparty do muru musiał przyjąć podyktowane mu warunki. S. Zajączkowski wątpi przy tym, żeby Płock został zdobyty, uważając iż Wacław przyjął ugodę pod wrażeniem samego oblężenia. Ugodę tę podpisano 29 marca, częściowo w obozie pod Płockiem, częściowo w samym Płocku. Król Jan Luksemburski wystąpił w roli pośrednika między Zakonem a księciem Wacławem, przy tej okazji wprowadzając w życie także swoje roszczenia względem królestwa polskiego. Wacław oddał dobrowolnie w ręce króla Jana, w imieniu swoim i swoich następców, posiadłości: Płock, Wyszogród i Gostynin, i otrzymał je z powrotem w lenno, składając jednocześnie królowi i jego potomkom przysięgę wierności. O. Balzer starał się swego czasu rozstrzygnąć kwestię czy Jan występował przy tej okazji w charakterze króla czeskiego, czy polskiego, ale nie doszedł do jednoznacznych wniosków..." Fragment książki: Piotr W. Lech "Pierwsza wojna polsko-krzyżacka 1308-1343" s. 79 "...Rezultatem tych działań była przede wszystkim utrata przez Polskę ziemi dobrzyńskiej - bramy wypadowej dla Zakonu na Kujawy i Mazowsze, jak również dogodnej podstawy operacyjnej dla sił polskich chcących uderzyć na ziemię chełmińską..." Fragment książki: Witold Mikołajczak "Wojny polsko-krzyżackie" s. 36 "...Jan Luksemburski - 3 kwietnia 1329 r. w Toruniu - nadał ją w połowie Zakonowi (w następnym roku sprzedał mu drugą połowę). W ten sposób stała się ona przedmiotem dłuższej okupacji przez Krzyżaków, którzy zamierzali ją na trwale wcielić do swego państwa w Prusach..." Fragment książki: Marian Biskup "Wojny Polski z Zakonem Krzyżackim 1308-1521" s. 28 "...Pozornie dziwić może fakt tak szybkiego zrezygnowania sprzymierzonych z możliwości walnej rozprawy z Łokietkiem. Dysponowali oni przecież niebagatelnymi siłami i mogli pokusić się na decydujące starcie. Widocznie jednak musiało to wiązać się z dużym ryzykiem, co wynikać mogło jedynie ze znakomitego przygotowania się polskiego króla. Musiał Łokietek dysponować wielką armią, mogącą w tym momencie z powodzeniem zetrzeć się z siłami wroga. Ponadto nie wiadomo było, jak zareagują Litwini. Gdyby natomiast armia czesko-zakonna posunęła się dalej w głąb Mazowsza, ku ziemiom Trojdena i Siemowita, mogła spodziewać się energiczniejszej akcji Polaków wyczekujących na lewym brzegu Wisły. W tym miejscu można wysnuć pewną hipotezę, bazując na wiedzy o wspomnianej wcześniej organizacji sił zakonnych. Mianowicie: wielce prawdopodobnym wydaje się, że Krzyżacy celowo wycofali się na własne pogranicze, pozostawiając, niczym wysunięty barbakan, część swojej armii w zdobytym Dobrzyniu. Wyjazd króla Jana miał uśpić czujność Łokietka, co udało się w pełni, gdyż wiemy, że już 25 kwietnia król polski był w Poznaniu. Znając też realia organizacyjne typowo feudalnej armii Łokietka, można z dużym prawdopodobieństwem stwierdzić, że część rycerstwa została zwolniona niemal natychmiast po wyjeździe czeskiego króla, a więc w chwili, kiedy wydawało się, że niebezpieczeństwo, przynajmniej na kilka miesięcy, zostało odsunięte od granic kraju. Krótko mówiąc, dał się król Władysław oszukać i popełnił błąd, nie próbując zablokować przebywającego w Dobrzyniu zgrupowania krzyżackiego..." Fragment książki: Piotr W. Lech "Pierwsza wojna polsko-krzyżacka 1308-1343" s. 80 "...Tymczasem Krzyżacy wykorzystali moment odejścia większości oddziałów polskich do Wielkopolski. Gdy król Łokietek znajdował się w Poznaniu, urządzili dwa wypady w głąb ziem polskich. Przekroczywszy Wisłę pod Dobrzyniem jedna grupa wojsk zakonnych szybkim marszem wzdłuż lewego brzegu rzeki dotarła 23 kwietnia 1329 roku do Włocławka, siedziby biskupa kujawskiego..." Fragment książki: Witold Mikołajczak "Wojny polsko-krzyżackie" s. 37 "...Kalendarz włocławski informuje, że Krzyżacy „ręką zbrojną wyszli z Dobrzynia nacierając i niszcząc ziemię Kujawską ". Długosz zaś buduje szerszą opowieść, dodając do informacji datę dzienną i kierunek ataku: „Dwudziestego trzeciego kwietnia Krzyżak, brat Kerstan, który trzymał zamek dobrzyński, wpadłszy niespodziewanie z mnóstwem wojska z tego zamku do miasta Włocławka grabił katedrę, miasto Włocławek i wszystkie domy kanoników... ". Dalej dowiadujemy się od Długosza, że rycerze-mnisi zagarnęli relikwie świętych. Nie jest to informacja bez znaczenia, gdyż podobne spotkamy już wkrótce przy omawianiu kolejnych wypraw krzyżackich. Dają nam one kolejny obraz religijności tych surowych i twardych wojowników średniowiecza, dla których relikwie stanowiły niejednokrotnie rzeczy bardziej pożądane aniżeli klejnoty i złoto. Tym bardziej że stoi to w jakiejś etycznej sprzeczności z kolejną informacją przekazywaną przez Długosza w tym samym długim zdaniu, a mówiącą o mordowaniu przez Krzyżaków ludzi, nawet na terenie cmentarza katedry włocławskiej. Napadu na Włocławek dokonali Krzyżacy w Wielką Niedzielę, która w 1329 r. wypadała 23 kwietnia. Brat Kerstan (zapewne Kersten), o którym informuje nas Długosz, jest bliżej nieznany..." Fragment książki: Piotr W. Lech "Pierwsza wojna polsko-krzyżacka 1308-1343" s. 81 "...Agresja ta ponownie skierowana była przeciwko biskupowi włocławskiemu Maciejowi z Gołańczy. Oddziały brata Kerstana posunęły się bowiem ku północy i zdobyły zamek biskupi w Raciążku, a po dokonaniu grabieży i spustoszeniu okolicy prawdopodobnie powróciły do Torunia, nie podejmując dalszej akcji..." Fragment książki: Piotr W. Lech "Pierwsza wojna polsko-krzyżacka 1308-1343" s. 81 "...Równocześnie druga grupa wojsk krzyżackich, dowodzona przez komtura chełmińskiego Ottona von Luterberga, skierowała się z rejonu Dobrzynia, na południowy zachód, dążąc do ziemi łęczyckiej. Obiegła gród Przedecz..." Fragment książki: Witold Mikołajczak "Wojny polsko-krzyżackie" s. 37 Przedecz kwiecień 1329 "...Ale równolegle do grupy dobrzyńskiej, działał drugi oddział krzyżacki, na czele którego stał znany nam już komtur krajowy chełmiński Otto von Luterberg, co wiemy dzięki żmudnej analizie dość mętnych w tej kwestii źródeł, dokonanej przez S. Zajączkowskiego. Grupa ta posunęła się w kierunku Łęczycy prawdopodobnie w celu osłonięcia przed ewentualną kontrakcją Polaków grasujące w dobrach biskupich oddziały zgrupowania dobrzyńskiego. Oddział von Luterberga bez przeszkód dotarł pod Przedecz, gród który u Wiganda występuje jako Mosborg. „Tego roku po Wielkiejnocy - pisze on - brat Otto z Luterberga dziwnych rzeczy w ziemi chełmińskiej dokonał. Obiegł on Mosborg, machinami i strzałami mocno szturmował i chciał, aby się poddali. Oni hardo odpowiedzieli, mniemając się bezpiecznymi, i pogróżki jego mniej sobie ważąc. Jednak brat Otto z Prusakami szturmem zdobył zamek, i 80 ludzi z pomiędzy znaczniejszych zabił ". Informacja ta wskazuje na skład grupy von Luterberga, w której dominować musieli wolni Prusowie (Witingowie), a także inne oddziały - przeważnie piesze - przystosowane do zdobywania grodów, skoro pobudowano machiny i za ich pomocą szturmowano gród. Postawa zaś załogi polskiej może z kolei sugerować słabą orientację w sytuacji jej dowódców, prawdopodobnie nieuświadamiających sobie w pełni, że król rozpuścił rycerstwo do domów i praktycznie nie ma szans na odsiecz. Oczywiście tezę tę wysnuliśmy, nie chcąc umniejszać bohaterstwa naszym praojcom. Na każdej wojnie jednak dowódcy kalkulują na ile słuszne jest w danej sytuacji poświęcanie życia szeregowych wojowników i ludności cywilnej, a średniowiecze bynajmniej nie stanowiło pod tym względem wyjątku. Zresztą dalsze wypadki pokażą, że kiedy nadarzała się szansa wyjścia załogi za cenę oddania zabudowań (które i tak ulegały natychmiastowemu spaleniu), korzystano z niej. Gród więc padł, a przy okazji doszło do rzezi obrońców - 80 zabitych to dużo, jak na owe czasy, tyle samo mniej więcej dało głowę podczas „rzezi" gdańskiej. Niestety nie znamy imion rycerzy, którzy zginęli w Przedeczu..." Fragment książki: Piotr W. Lech "Pierwsza wojna polsko-krzyżacka 1308-1343" s. 81-82 "...Działania wojenne zostały przerwane na rok wskutek wyczerpania obu stron. Niekorzystne wyniki dotychczasowej kampanii Łokietek starał się naprawić, mobilizując poważniejsze siły zbrojne..." Fragment książki: Marian Biskup "Wojny Polski z Zakonem Krzyżackim 1308-1521" s. 29 "...W roku 1329 Polska była w stanie wojny z trzema sąsiadami: Zakonem Krzyżackim, z którym toczyła spór o Pomorze Gdańskie i ziemię chełmińską, Czechami, których król rościł sobie pretensje do korony polskiej, i Brandenburgią. Zdając sobie sprawę, że nie jest w stanie prowadzić wojny z trzema sąsiadami, Łokietek postanowił zawrzeć pokój z Brandenburgią..." Fragment książki: Witold Mikołajczak "Wojny polsko-krzyżackie" s. 37 "...Rezultatem pertraktacji było zawarcie w październiku 1329 roku trzyletniego rozejmu polsko-brandenburskiego. Gwarantem układu rozejmowego był Wincenty z Szamotuł, który w osobnym dokumencie, wystawionym jeszcze przed zawarciem układu, w sierpniu 1329 roku, zobowiązał się nie dopuścić do złamania rozejmu przez króla polskiego, tj. nie przepuścić jego wojsk przez Noteć w obrębie swych grodów, Wielenia i Czarnkowa, oraz stawiać im opór w razie przekroczenia granicy w innym miejscu. Gdyby takie postępowanie naraziło Wincentego na represje ze strony Łokietka, margrabia miał go wziąć pod swoją opiekę..." Fragment książki: Witold Mikołajczak "Wojny polsko-krzyżackie" s. 38 "...Przygotowania do walki z Krzyżakami rozpoczął Łokietek od akcji mającej zapewnić pomoc zbrojną obu jego sprzymierzeńców. Na Węgry do Karola Roberta wysłał w tej misji syna swego Kazimierza, liczącego wówczas 20 lat życia..." Fragment książki: Edmund Długopolski "WŁADYSŁAW ŁOKIETEK NA TLE SWOICH CZASÓW" s. 320 "...Równocześnie prowadził Łokietek układy z Giedyminem, który był mu zobowiązany za pomoc udzieloną w roku ubiegłym, gdy szła „krucjata" na Żmudź, tym bardziej że Łokietek w następstwie wmieszania się do tej wojny stracił ziemię dobrzyńską. Dokładnie ułożono plan wspólnej wyprawy celem odzyskania jej i może także zdobycia ziemi chełmińskiej..." Fragment książki: Edmund Długopolski "WŁADYSŁAW ŁOKIETEK NA TLE SWOICH CZASÓW" s. 320 "...Obok starań u swych sprzymierzeńców o pomoc czynił Łokietek zaciągi najemnych żołnierzy, złożone z Niemców, może pod dowództwem owego Henryka Kittelitz, którego źródła krzyżackie wymieniają jako towarzysza Łokietka w wyprawie na Krzyżaków..." Fragment książki: Edmund Długopolski "WŁADYSŁAW ŁOKIETEK NA TLE SWOICH CZASÓW" s. 320 "...W następnym roku 1330 pierwsi działania zbrojne podjęli Krzyżacy. Najpierw uderzyli na leżący u ujścia Brdy Wyszogród Kujawski. Jego załoga broniła się twardo, co doprowadziło do takiej wściekłości Krzyżaków, że zdobywszy gród 12 maja 1330 roku wymordowali dwustu pozostałych jeszcze przy życiu obrońców..." Fragment książki: Witold Mikołajczak "Wojny polsko-krzyżackie" s. 38 "...Atak akurat na ten gród nie był przypadkowy, gdyż jak z kolei informuje nas Dusburg, załoga Wyszogrodu gnębiła w piracki sposób płynących Wisłą podróżnych, napadając ich, łupiąc i zabijając. Przedstawia więc zakonny kronikarz ekspedycję braci jako słuszne oczyszczenie fragmentu Wisły z bandytyzmu. Ale zestawiając jego słowa z relacją Rocznika Traski już na pierwszy rzut oka możemy domyślać się, że zakonny kronikarz celowo przekręca fakty. Być może rzeczywiście załoga rycerzy polskich w związku z trwającą wojną zatrzymywała transporty idące do państwa krzyżackiego, gdyż takie właśnie otrzymała rozkazy od króla, Krzyżacy zaś musieli dotkliwie to odczuwać. Jest to tym bardziej prawdopodobne, że Wyszogród, leżący u ujścia Brdy do Wisły, miał z pewnością kluczowe znaczenie dla żeglugi towarowej w tym rejonie. Załoga grodu musiała być liczna i dobrze przygotowana do obrony, skoro twardo stawiła opór najeźdźcom..." Fragment książki: Piotr W. Lech "Pierwsza wojna polsko-krzyżacka 1308-1343" s. 86-87 "...W półtora miesiąca później Łokietek nadal był nie przygotowany do odparcia kolejnego ataku. Tymczasem nowa rejza krzyżacka ruszyła z Torunia i wpadła na Kujawy w kierunku południowo-wschodnim. Długosz podaje, że na jej czele stał osobiście wielki mistrz Werner von Orseln. Ponadto z tego samego fragmentu dowiadujemy się, że wspierali Krzyżaków w tej ekspedycji najemnicy z Niemiec i Czech..." Fragment książki: Piotr W. Lech "Pierwsza wojna polsko-krzyżacka 1308-1343" s. 87 Raciążek 5 lipiec 1330 "...Ponownie oblężony został zamek biskupa Macieja w Raciążku. To powtórne oblężenie mogło być spowodowane tym, że w zamku biskupim schroniło się bardzo wielu ludzi wraz z całym dobytkiem, ocalałych z poprzedniego najazdu. Ponadto mogły tam znajdować Ponownie oblężony został zamek biskupa Macieja w Raciążku. To powtórne oblężenie mogło być spowodowane tym, że w zamku biskupim schroniło się bardzo wielu ludzi wraz z całym dobytkiem, ocalałych z poprzedniego najazdu. Ponadto mogły tam znajdować się pokaźne zapasy żywności. Oblężeni i tym razem stawiali twardy opór. Bronili się przez osiem dni, aż w końcu, na skutek odcięcia im przez Krzyżaków wody, musieli skapitulować. Stało się to 5 lub 6 lipca. Część załogi została zabita, ale inni, na czele ze Świętosławem Pałuką, bratem biskupa Macieja z Gołańczy, dostali się do niewoli. Wykupić musiał ich biskup za ogólną kwotę 400 grzywien polskich, co czytamy w kalendarzu włocławskim. Cała zaś okolica, została doszczętnie zniszczona i spalona. Doprowadziło to biskupa i jego duchowieństwo do kompletnej ruiny...." Fragment książki: Piotr W. Lech "Pierwsza wojna polsko-krzyżacka 1308-1343" s. 87-88 "...W czasie ośmiu dni oblężenia załoga grodu dowodzona przez Świętosława Pałukę, brata ówczesnego biskupa kujawskiego Macieja z Gołańczy, stawiała zdecydowany opór. Gdy jednak udało się Krzyżakom pozbawić gród pitnej wody, musiała się 5 lipca 1330 roku poddać. Wojska krzyżackie, które wkroczyły do Raciążka, zdobyły wielkie łupy. Do grodu schroniła się okoliczna ludność ze swym dobytkiem. A przede wszystkim tu właśnie przechowywany był skarbiec katedralny. Ponadto Krzyżacy wzięli wielu jeńców, za których otrzymali później wielki okup w wysokości 400 grzywien. Po zdobyciu Raciążka oddział krzyżacki niszcząc wsie biskupie dotarł do Radziejowa, który zdobył i spalił, po czym wrócił na swoje terytorium..." Fragment książki: Witold Mikołajczak "Wojny polsko-krzyżackie" s. 39 "...Na wiadomość o przygotowaniach wojennych Łokietka podjęli Krzyżacy po dwumiesięcznej przerwie, może dopiero po wiecu chęcińskim nową wyprawę wojenną na Kujawy. Skierowana na południowy wschód zdobyła ona po ośmiodniowym oblężeniu gród biskupi Raciąż (Raciążek), gdzie schroniła się przed nimi ludność okoliczna i umieszczony był skarbiec katedralny pod nadzorem prałatów włocławskich oraz zapasy żywności i ruchomości biskupa. Obroną kierował Świętosław Pałuka, brat Macieja, biskupa włocławskiego, lecz zmuszony był po odcięciu wody oddać gród Krzyżakom i wraz z całą załogą dostał się do niewoli (5 lub 6 VII 1330). Skarby i zapasy nagromadzone w grodzie wpadły w ręce zwycięzców. Jeńców zmuszony był biskup potem wykupić za sumę 400 grzywien polskich. W czasie pobytu Krzyżaków w tych stronach zniszczone zostały dalsze wsie biskupie, ocalałe podczas poprzedniego najazdu. Spod Raciążka ruszyli Krzyżacy w stronę Brześcia Kujawskiego, spustoszyli okolicę tego miasta i dotarli do Radziejowa, który został spalony..." Fragment książki: Edmund Długopolski "WŁADYSŁAW ŁOKIETEK NA TLE SWOICH CZASÓW" s. 322
"...Po zdobyciu Raciążka zagony krzyżackie ruszyły w stronę Brześcia. Jednak na razie Krzyżacy tej dobrze obwarowanej stolicy Kujaw nie próbowali zdobywać. Spustoszyli tylko całą okolicę i skierowali się na zachód w stronę Radziejowa. Na temat tego, co wydarzyło się w Radziejowie, spotykamy ciekawą informację w roczniku Traski. Czytamy tam, że: Fragment książki: Piotr W. Lech "Pierwsza wojna polsko-krzyżacka 1308-1343" s. 88 Nakło 17 lipiec 1330 "...„Potem w dzień Świętego Alexego - informuje Wigand – zamek nakielski szturmem zdobyli i spalili, wraz z mieszkańcami z wyłączeniem starosty Henryka, który poddał się w niewolę ". Na temat zdobycia Nakła mówi też szereg innych źródeł, ale najwięcej dowiadujemy się z zeznań świadków z procesu warszawskiego, szczególnie z relacji Dobrosława, rektora kościoła w Nakle. Krzyżacy zdobyli zamek i miasto 17 lipca. Dokonano rabunku wszystkiego, nie wyłączając kościoła, przy czym w okrutny sposób postąpiono z obrońcami, których liczbę Dobrosław szacuje na 66. Wszystkich spalono żywcem, zamkniętych w grodzie. Ocalał jedynie dowódca załogi, kasztelan gnieźnieński i starosta nakielski Henryk z Rynarzowa z rodu Pałuków. Jego ocalenie jest dziwne, biorąc pod uwagę fakt, że we wcześniejszym okresie dał się mocno we znaki Krzyżakom, co możemy wyczytać u Dusburga. Na dodatek jeszcze Henryk stawiał się hardo zwycięskim rycerzom-mnichom. Chyba rolę odegrała tu cena wykupu, na jaką musiał się Henryk zgodzić, a mianowicie 500 grzywien toruńskich, które musiał pożyczać później od biskupa poznańskiego Jana. Po zdobyciu Nakła armia krzyżacka ruszyła w stronę ziemi chełmińskiej, po drodze zdobywając jeszcze Bydgoszcz i Włocławek, i zostawiając w nich swoje załogi..." Fragment książki: Piotr W. Lech "Pierwsza wojna polsko-krzyżacka 1308-1343" s. 88 "...Znajdujący się tu gród kasztelański obsadzony był załogą, którą dowodził kasztelan gnieźnieński Henryk z Rynarzewa z rodu Pałuków, pełniący również funkcję starosty nakielskiego. Po krótkiej obronie gród poddał się 17 lipca 1330 roku. Krzyżacy gród spalili miasto zaś obrabowali, nie oszczędzając również kościoła, ponadto zamordowali 66 mieszkańców..." Fragment książki: Witold Mikołajczak "Wojny polsko-krzyżackie" s. 38-39 "...Powracając z tej wyprawy wojska krzyżackie zdobyły gród Bydgoszcz nad Brdą..." Fragment książki: Witold Mikołajczak "Wojny polsko-krzyżackie" s. 39 "...Przeprowadzając w lipcu 1330 roku wypady na tereny Kujaw i Wielkopolski, Krzyżacy osiągnęli kilka korzyści. Zdobywając i niszcząc Wyszogród, Nakło i Bydgoszcz pozbawiali naturalnych podstaw operacyjnych wojska polskie, które chciałyby uderzyć na Pomorze Gdańskie. Drugi cel, jaki im przyświecał - to zmuszenie biskupa kujawskiego Macieja z Gołańczy do ugody w sprawie dziesięcin z Pomorza Gdańskiego (biskup chciał otrzymywać ją w naturze; Krzyżacy zgadzali się regulować ją gotówką). Biskup Maciej, sądząc, że w ten sposób uniknie dalszego niszczenia dóbr biskupstwa, zdecydował się na zawarcie z nimi ugody w Toruniu (24 sierpnia 1330 r.). Przewidywała ona, że biskup będzie otrzymywał dziesięciny z Pomorza w gotówce, natomiast Krzyżacy zwrócą mu zagarnięte dobra..." Fragment książki: Witold Mikołajczak "Wojny polsko-krzyżackie" s. 39 "...Stworzył sobie więc Zakon znakomitą sytuację przed spodziewanym przecież przybyciem armii króla Władysława. Nie zapominajmy wszak o agentach, wciąż działających w otoczeniu polskiego monarchy. Być może i tym razem załogi krzyżackie ulokowane w Bydgoszczy i Włocławku miały spełniać rolę wysuniętych barbakanów, z których w dogodnej chwili miały wyjść i zaatakować zmierzające ku ziemiom zakonnym rycerstwo. Świadczy to, że Krzyżacy docenili siłę uderzenia ogromnej armii, którą wreszcie udało się zebrać Łokietkowi i która w drugiej połowie sierpnia wolno zaczęła posuwać się ku ziemi chełmińskiej..." Fragment książki: Piotr W. Lech "Pierwsza wojna polsko-krzyżacka 1308-1343" s. 89 "...W tym czasie Łokietek przygotowywał odwetową wyprawę na terytorium Zakonu. Nie mając odpowiednich sił, zwrócił się o pomoc do swojego zięcia, króla Węgier Karola Roberta, wysyłając w tym celu do Wyszehradu swego syna Kazimierza. Karol Robert przysłał posiłki dowodzone przez żupana Spiszu Wilhelma Drugeta. Wraz z nim przybyli ze swymi pocztami trzej przedstawiciele węgierskiego rodu Aba, który już w 1304 roku wspomagał Łokietka w walce z królem czeskim Wacławem II...." Fragment książki: Witold Mikołajczak "Wojny polsko-krzyżackie" s. 39 "...Inne poselstwo polskie prowadziło równocześnie pertraktacje z Giedyminem, który był zobowiązany zrewanżować się za pomoc sprzed roku; oprócz tego obowiązywało nadal przymierze zawarte w 1325 roku i wzmocnione małżeństwem Kazimierza z Aldoną, córką Giedymina...." Fragment książki: Witold Mikołajczak "Wojny polsko-krzyżackie" s. 40 "...wyprawa Łokietka, w której wzięli udział Węgrzy i Litwini, rozpoczęła się dość późno, bo dopiero w sierpniu 1330 z powodu trudności porozumienia się między sprzymierzeńcami, wynikających ze znacznych na owe czasy odległości. Łokietek zgromadził na tę wyprawę znaczne siły własnego rycerstwa, które stawiło się na skutek uchwały wiecu chęcińskiego. Rocznik małopolski określa pomoc węgierską cyfrą 10 000 ludzi, Dusburg, źródło krzyżackie, cyfrą 8000 ludzi. Zwyczajem kronikarzy średniowiecznych i w tym wypadku podana ilość wojsk jest przesadnie wielka. Posiłkami węgierskimi dowodził Wilhelm Druget, żupan Spiszą i Ujwaru (Ungwar, Użhorod), a towarzyszyli mu Tomasz, Mikołaj i Jan Csirke z możnego rodu Aba..." Fragment książki: Edmund Długopolski "WŁADYSŁAW ŁOKIETEK NA TLE SWOICH CZASÓW" s. 324 "...W wyprawie na ziemie Zakonu wzięły udział prawdopodobnie także chorągwie halicko-włodzimierskie Jerzego Trojdenowicza, osadzonego na tamtejszym tronie przez Łokietka...." Fragment książki: Witold Mikołajczak "Wojny polsko-krzyżackie" s. 40 "...wyprawa podjęta przez Łokietka przy pomocy znacznych sił polskich i posiłków węgierskich i z Rusi Czerwonej miała na celu odzyskanie ziemi dobrzyńskiej, a następnie po spotkaniu z wojskami litewskimi pod Brodnicą - niewątpliwie atak na ziemię chełmińską..." Fragment książki: Marian Biskup "Wojny Polski z Zakonem Krzyżackim 1308-1521" s. 30 "...Wojska polskie oraz posiłki węgierskie i ruskie zebrały się w sierpniu 1330 roku. Ich liczbę kroniki szacują na 50 tys. ludzi, co raczej należy zredukować do 10-15 tys. W pierwszych dniach września Łokietek na czele swych wojsk wkroczył do ziemi dobrzyńskiej obsadzonej przez załogi krzyżackie..." Fragment książki: Witold Mikołajczak "Wojny polsko-krzyżackie" s. 40 "...W tym samym czasie od wschodu wkroczył na teren państwa krzyżackiego Giedymin na czele wojsk litewskich. Jego szybki przemarsz przez lesistą, słabiej zaludnioną część państwa krzyżackiego zaskoczył władze Zakonu. Litwini zostali wykryci, gdy już zaczęli pustoszyć rejon Bartoszyc nad rzeką Łyną. Giedymin skierował swoje siły na zachód, docierając pod Lubawę, którą zaczął oblegać..." Fragment książki: Piotr W. Lech "Pierwsza wojna polsko-krzyżacka 1308-1343" s. 90 "...Giedymin miał zaatakować państwo zakonne od wschodu, a następnie oba wojska miały połączyć się pod Brodnicą i wspólnie przeprowadzić dalsze działania. Umówionym terminem spotkania - bądź ataku - był 8 września..." Fragment książki: Piotr W. Lech "Pierwsza wojna polsko-krzyżacka 1308-1343" s. 90 "...U Wiganda czytamy bowiem: „Pogłoska się rozeszła, że Litwini chcieli zdobyć zamek Bartenstein. W święto więc podwyższenia Krzyża Św. zebrała się kapituła w Malburgu i dygnitarze rozjątrzeni z przybycia pogan podali myśl, aby wyjść naprzeciwko nich, ale zmienili zdanie dla tego, że król Lokut [wraz z innymi - przyp. P. L.] przyszli do ziemi chełmińskiej za rzeką Ossę "Z relacji Wiganda wydaje się jakby Krzyżacy, zebrawszy znaczne siły, czekali na Łokietka, zaś atak Giedymina pomieszał im szyki. Siły litewskie chyba nie były zbyt duże, co Wigand podkreśla w dalszej części swojej relacji: „król Giedymin, ze słabym wojskiem wchodzi do ziemi ostródzkiej". Niemniej Krzyżacy nie spodziewali się ataku z tamtej strony, o czym świadczy dość łatwy pochód Giedymina pod Bartoszczyce, a następnie miasto Lubawę, które wziął w oblężenie. Dopiero pod Lubawą został on zaatakowany przez Jana, wójta biskupa chełmińskiego, wraz z 40 ludźmi. Mniemając, że nadchodzą większe siły krzyżackie, Giedymin zwinął oblężenie i pociągnął ku południowi w nadziei na spotkanie ze spodziewanym z tamtej strony Łokietkiem. W niszczącym pochodzie przeszedł okolice Kurzętnika i wpadł do ziemi michałowskiej, ale tutaj znalazł się w prawdziwych opałach. Okazało się bowiem, że wielki mistrz Werner von Orseln na wieść o dwóch wrogich armiach, chcących się połączyć, ze znacznymi siłami ruszył do Brodnicy, ażeby przeciąć drogę Giedyminowi i nie dopuścić do jego spotkania z Łokietkiem..." Fragment książki: Piotr W. Lech "Pierwsza wojna polsko-krzyżacka 1308-1343" s. 90-91 "...Na wieść o zbliżaniu się odsieczy, Giedymin przerwał oblężenie Lubawy i ruszył na południe; minął Kurzętnik i dotarł w pobliże Brodnicy, gdzie zamiast wojsk Łokietka, jak to zostało wcześniej ustalone, zastał główne siły wielkiego mistrza. Na szczęście ubezpieczył swój marsz wysyłając podjazdy, które w porę ostrzegły go o niebezpieczeństwie. Mimo że Krzyżacy dążyli do stoczenia bitwy, zdołał się wycofać bez większych strat i szybkim marszem podążył pod Dobrzyń..." Fragment książki: Witold Mikołajczak "Wojny polsko-krzyżackie" s. 40-41 Dobrzyń wrzesień-październik 1330 "...Król Polski tymczasem dotarł do Dobrzynia i wziął go w oblężenie. [...] Jedynym logicznym wyjaśnieniem zwłoki króla jest jego chęć zdobycia za wszelką cenę Dobrzynia, stolicy utraconej niedawno ziemi. [...] W Dobrzyniu tkwiła silna załoga krzyżacka, która mogła pójść tropem armii królewskiej, szkodząc jej podczas dalszych działań. Krzyżacy jednak bronili się w Dobrzyniu twardo i oblężenie przeciągało się. [...] "...Pod Dobrzyniem doszło do konfliktu między Giedyminem a Łokietkiem i dowódcą Węgrów, Wilhelmem Drugetem, co miało mieć wpływ na dalszy udział Litwinów. Prawdopodobnie rozsierdzony książę litewski zaczął czynić wymówki Łokietkowi, że ten nie dotrzymał umówionego terminu spotkania w Prusach..." Fragment książki: Piotr W. Lech "Pierwsza wojna polsko-krzyżacka 1308-1343" s. 91-92
Również dowódca posiłkowych oddziałów węgierskich miał oświadczyć, że jego ludzie jako dobrzy chrześcijanie nie będą walczyć razem z Litwinami przeciw Zakonowi. Fragment książki: Witold Mikołajczak "Wojny polsko-krzyżackie" s. 40-41 "...Łokietek widząc, że oblężenie Dobrzynia przeciąga się niebezpiecznie - tkwił bowiem pod tym grodem aż do pierwszych dni października - postanowił zwinąć oblężenie i uderzyć już bezpośrednio na ziemię chełmińską..." Fragment książki: Piotr W. Lech "Pierwsza wojna polsko-krzyżacka 1308-1343" s. 92 "...Pod Dobrzyniem doszło do sprzeczki między Giedyminem a Łokietkiem. Giedymin w ostrych słowach robił wyrzuty Łokietkowi: „Ja ułożyłem się z tobą, że w jednym czasie w dniu Narodzenia Marii (8 IX), stawimy się tam, (pod Brodnicą), i ja przybyłem, Ty zaś nie". Gdy nadto współdziałaniu z pogańskimi Litwinami sprzeciwił się Wilhelm Druget, dowódca oddziałów węgierskich, może działając w myśl instrukcji króla węgierskiego, który odnosił się z niechęcią do przymierza polsko-litewskiego, zrezygnowano ze wspólnej wyprawy z Giedyminem. Oburzony Giedymin zmusił Łokietka do zapłacenia sobie odszkodowania i wrócił na Litwę, a w pościg za nim ruszył wielki mistrz..." Fragment książki: Edmund Długopolski "WŁADYSŁAW ŁOKIETEK NA TLE SWOICH CZASÓW" s. 325 "...Łokietek przerwał oblężenie Dobrzynia i wyruszył wzdłuż Wisły na północny zachód, ażeby wkroczyć do ziemi chełmińskiej. Stanął nad graniczną rzeką Drwęcą pod Lubiczem, gdzie miał zamiar przeprawić się przez bród..." Fragment książki: Witold Mikołajczak "Wojny polsko-krzyżackie" s. 41 "...Werner von Orseln miał jednak sporo czasu, aby przygotować skuteczną obronę. Jego plan zasadzał się na silnym obsadzeniu wojskiem wszystkich brodów na Drwęcy i nie dopuszczenia polskiego króla do przekroczenia rzeki..." Fragment książki: Piotr W. Lech "Pierwsza wojna polsko-krzyżacka 1308-1343" s. 92 "...Łokietek, chcąc wykorzystać oddalenie się głównych sił krzyżackich, zwinął oblężenie Dobrzynia i ruszył w kierunku Drwęcy, by wkroczyć do ziemi chełmińskiej. Przejścia przez rzekę były przez Krzyżaków obsadzone, a nawet w brodach rzeki powbijano koły, kosy i sierpy, by utrudnić przejście. Łokietek próbował przeprawić się przez Drwęcę pod Lubiczem, lecz bród ten był broniony przez trzech braci zakonnych z podległymi im oddziałami, a wkrótce zjawiły się tam także główne siły krzyżackie. Krzyżacy już przez 10 dni skutecznie odpierali ataki, kiedy Łokietek chwycił się podstępu..." Fragment książki: Edmund Długopolski "WŁADYSŁAW ŁOKIETEK NA TLE SWOICH CZASÓW" s. 325 "...Obydwa brzegi Drwęcy na przestrzeni kilku mil zabezpieczyli [Krzyżacy - przyp. P. L.] ostrymi palami, ostrokątnymi kłodami, patykami i wiązkami drzewa - informuje nas Długosz - a umieściwszy swoje wojsko na drugiej stronie rzeki Drwęcy, gdzie przebywał osobiście zarówno mistrz pruski Werner von Orseln, jak i mistrz Inflant, oczekiwali na przybycie króla. Pewni sił swoich wojsk spodziewali się przeszkodzić mu w przeprawie przez Drwęcę zarówno ostrzeliwaniem z bombard, jak walką w otwartym polu oraz umiejętnie zbudowanymi zaporami, które urządzili na rzece. A król Władysław po przybyciu nad rzekę Drwęcę został zmuszony do zatrzymania się tam przez wiele dni. Dokądkolwiek bowiem ruszał z wojskiem, tam zjawiały się od swojej strony wojska krzyżackie i z największą natarczywością godziły w niego pociskami z bombard szczególnie w miejscu, gdzie woda płynęła spokojniej. Król zaś dowiedziawszy się od jednego wieśniaka, gdzie jest bród rzeki, odsunąwszy obóz od rzeki Drwęcy, by odciągnąć wrogów od obrony brzegu, cofa się w tył udając, że pomaszeruje w kierunku Brodnicy. W lasach zaś i kryjówkach umieszcza kilka tysięcy swoich znakomitych wojsk i poleca im, żeby po oddaleniu się wrogów od brzegu, możliwie najszybciej przeprawiły się przez rzekę i dały znak dymem. Gdy się to wszystko udało zgodnie z poleceniem króla, a całe wojsko krzyżackie ruszyło pod Brodnicę w przekonaniu, że król tam przybędzie, żołnierze królewscy wypadłszy z miejsca postoju, bez żadnej przeszkody i oporu przeprawiają się przez rzekę Drwęcę i zgodnie z poleceniem dymem dają znać królowi, który odszedł około trzech mil w kierunku Brodnicy. Król, dostrzegłszy to, zawraca szybkim marszem do swego wczorajszego miejsca postoju nad rzekę Drwęcę i przeprawia się łatwo przez nią w okolicy młyna Lubicz. Zdobywa i pali młyn, wymordowawszy tych, którzy stanowili jego załogę, a niektórych wziąwszy do niewoli..." Fragment książki: Piotr W. Lech "Pierwsza wojna polsko-krzyżacka 1308-1343" s. 93 "...W ten sposób wojska polskie i posiłki węgierskie znalazły się w październiku 1330 roku na ziemi chełmińskiej, mając dużą swobodę działania, ponieważ główne siły krzyżackie obserwowały marsz armii Giedymina, posuwając się za nią. Dla Łokietka było sprawą oczywistą, że opanowanie danego terytorium wiązało się z opanowaniem jego punktów oporu. Ziemia chełmińska była silnie ufortyfikowana; liczne zamki i opasane murami miasta pozwalały nawet niewielkim siłom stawiać skuteczny opór napastnikowi..." Fragment książki: Witold Mikołajczak "Wojny polsko-krzyżackie" s. 41 "...Nie mogąc stoczyć walnej bitwy z wrogiem, wojska polskie rozlały się po całej okolicy, siejąc mord i zniszczenie. „Pustosząc pola, paląc wsie, burząc doszczętnie miasta spustoszył [Łokietek — przyp. P. L.] pożarami i grabieżami wiele pól wroga i jak burza wiele zrównał z ziemią ". Tę wersję potwierdzają inne źródła. W Kronice oliwskiej czytamy, że zniszczenia w ziemi chełmińskiej były tak straszne, że jeszcze długo po najeździe nie mogła ona podnieść się z ruin..." Fragment książki: Piotr W. Lech "Pierwsza wojna polsko-krzyżacka 1308-1343" s. 94 "...Źródła współczesne krzyżackie i polskie różnią się przy podawaniu terminu wkroczenia Łokietka do ziemi chełmińskiej; wynika z nich, że odbyło się ono między 29 IX a 10 X. Wojska Łokietka nie znajdując oporu rozlały się wówczas po całej tej ziemi, a jakiś oddział dotarł aż poza północną jej granicę, rzekę Ossę, w okolicę miejscowości Gordyń (Gardzień), leżącej na północ od Iławy. Główne siły Łokietka posunęły się pod zamek Kowalewo..." Fragment książki: Edmund Długopolski "WŁADYSŁAW ŁOKIETEK NA TLE SWOICH CZASÓW" s. 326 Kowalewo październik 1330 "...Najpierw Łokietek obiegł Kowalewo, gdzie komturem był pochodzący z Saksonii Herman von Oppen. Umiejętnie broniąc zamku przez cztery dni skutecznie stawiał opór siłom Łokietka, zmuszając go do rezygnacji ze zdobycia zamku..." Fragment książki: Witold Mikołajczak "Wojny polsko-krzyżackie" s. 41-42 "...Podszedł więc Łokietek pod zamek Kowalewo (Schonsee), broniony przez komtura Hermana von Oppen. „I dziwne stąd stały się rzeczy - relacjonuje nam Wigand - Gdyż brat Herman de Oppin tameczny komandor, rodem Sas, dzielnym umysłem na Polaków uderzył, a chociaż miasteczko było liche, nigdy bramy zamknięte nie były. Gdyż Prusacy wychodzą i po nieprzyjacielsku strzałami i pociskami na Polaków i na ich obóz uderzają. Tak z sobą walczą przez cztery dni. Piątego dnia król nie bardzo zaszczytnie odszedł". Sprawa jest zagadkowa i chyba w tym miejscu można zgodzić się z J. Ptakiem, który zasugerował, że najeźdźcy zbyt usilnie nie szturmowali tego zamku, lecz grasowali po okolicy luźnymi oddziałami, przeciwko którym Herman von Oppen czynił wycieczki z twierdzy..." Fragment książki: Piotr W. Lech "Pierwsza wojna polsko-krzyżacka 1308-1343" s. 94 Lipienek październik 1330 "...Nie zdoławszy tu uzyskać sukcesu, król skierował swe wojska na północny zachód i obiegł zamek w Lipieniu broniony przez załogę krzyżacką, którą dowodził komtur prowincji chełmińskiej Otto von Luterberg. Mimo zastosowania machin oblężniczych, zarówno mury zamku, jak i załoga stawiały twardy opór. Tymczasem zaczęło brakować żywności i paszy dla koni, dlatego postanowiono wysyłać podjazdy aż za rzekę Osę dla ich zdobycia..." Fragment książki: Witold Mikołajczak "Wojny polsko-krzyżackie" s. 42 "...Wkrótce też Polacy odeszli kierując się wraz z całą armią pod Lipienek, siedzibę komtura krajowego chełmińskiego. W zamku tym dowództwo sprawowali Otto von Luterberg i Günter von Schwarzburg. Ten ostatni pełnił wtedy funkcję komtura Christburga. Już sam ten skład dowódców Lipienka może sugerować nam, dlaczego Łokietek obiegł ten właśnie gród. Komtur krajowy chełmiński już dobrze dał się we znaki Polakom, stając na czele oddziałów niemal każdej dotychczasowej rejzy na ziemie polskie, zaś Günter, po śmierci Henryka von Plotzke, był tym, którego musiano postrzegać jako głównego współautora zajęcia Pomorza. Choć Wigand w swojej relacji myli imię landkomtura chełmińskiego, warto zacytować zakonnego kronikarza, kreślącego obraz starć do jakich doszło pod Lipienkiem. „I zwrócił się [Łokietek - przyp. P. L.] przeciw zamkowi Lippa, gdzie (...) obiegł wielu braci, jako to Luthera z Wensdorfu komandora ziemi, Guntera de Szwartzburg komandora z Chrystburga i innych. Ściśle on opasał zamek i kazał zrobić machiny, tarany i tego rodzaju narzędzia wojenne, którymi silnie na nich nacierał. Polacy też dla żywności z tego miejsca po kraju się kręcą; których bracia wielokrotnie napadają w niewolę biorą i zabijają”..." Fragment książki: Piotr W. Lech "Pierwsza wojna polsko-krzyżacka 1308-1343" s. 94 "...Wielki mistrz, który wrócił z głównymi siłami z obserwacji armii litewskiej do Grudziądza, nie mając dostatecznych sił do zniszczenia armii Łokietka, wysłał komtura Grudziądza z propozycją układów. Gdy Łokietek pod naciskiem swego otoczenia zgodził się na pertraktacje, Krzyżacy wydelegowali obu wspomnianych komturów, chełmińskiego i grudziądzkiego. Po ustaleniu warunków rozejmu do obozu Łokietka przybył osobiście wielki mistrz Werner von Orseln i 18 października 1330 roku podpisał akt rozejmowy o przerwaniu walk do 26 maja 1331 roku i oddaniu spraw spornych arbitrom w osobach Jana Luksemburskiego króla Czech i Karola Roberta króla Węgier. Równocześnie ustalono, że Łokietek wycofa swe wojska z ziemi chełmińskiej, a Krzyżacy zwrócą mu Bydgoszcz i Nakło..." Fragment książki: Witold Mikołajczak "Wojny polsko-krzyżackie" s. 42 "...Rozejm, jaki zawarto, nie był korzystny dla Polski, jednak wobec niepowodzeń przy obleganiu zamków krzyżackich należy wątpić, czy w tych warunkach można było wytargować więcej. Cały system fortyfikacyjny, który Krzyżacy wznieśli w ziemi chełmińskiej, okazał się bardzo skuteczny. Pozostawienie na swoich tyłach załóg krzyżackich w Dobrzyniu i innych zamkach ziemi dobrzyńskiej mogło uniemożliwić aprowizację tak dużej armii, co i tak zmusiłoby Łokietka do wycofania się z terytorium Zakonu..." Fragment książki: Witold Mikołajczak "Wojny polsko-krzyżackie" s. 42 "...Miesiąc po zawarciu rozejmu Werner von Orseln zostaje zamordowany przez jednego z braci zakonnych, Jana Ensdorpha, rzekomo chorego umysłowo. Dopiero trzy miesiące po zamordowaniu Wernera von Orselna Krzyżacy wybrali nowego wielkiego mistrza. Został nim komtur Dzieżgonia, książę brunszwicki Luter. Nowy wielki mistrz od razu rozpoczął przygotowania do wojny z Polską, sprowadzając w tym celu z Niemiec oddziały najemne. Łokietek zatem również musiał zacząć przygotowania do wojny..." Fragment książki: Witold Mikołajczak "Wojny polsko-krzyżackie" s. 42-43 "...Wynik tej z dużymi zachodami ze strony Łokietka przygotowanej wyprawy był niewielki. Odzyskano tylko utracone z początkiem 1330 r. grody, ale nie zdołano opanować ani ziemi dobrzyńskiej, a tym mniej chełmińskiej, zgodzono się zaś na arbitraż, którego wynik dla Polski był niepewny. Niewątpliwie przyczyną tej ustępliwości ze strony Łokietka było niedostateczne przygotowanie techniczne wyprawy. Krzyżacy, czując przewagę wojsk Łokietka w otwartej walce, schronili się do zamku i zdecydowali się na defensywę i walkę oblężniczą. Wyprawa Łokietka na ziemię chełmińską przyniosła wielkie łupy wojenne jego żołnierzom i spustoszyła bardzo tę krainę. Krzyżacy zaś zawarli rozejm w tym celu, by zyskać czas na lepsze przygotowanie się do odwetowej wyprawy na Polskę w roku następnym..." Fragment książki: Edmund Długopolski "WŁADYSŁAW ŁOKIETEK NA TLE SWOICH CZASÓW" s. 327 "...Luter (Luder), książę brunszwicki, dotychczasowy komtur christburski, jako wielki mistrz (17 II 1331-18 IV 1335) odznaczał się wojowniczym usposobieniem. Od chwili objęcia władzy naczelnej w Zakonie rozpoczął przygotowania do wyprawy odwetowej na Polskę. Na wyrok sądu rozjemczego nie można było liczyć, bo Jan Luksemburczyk jeszcze przed zawarciem owego rozejmu, wyruszywszy we wrześniu 1330 do Tyrolu, w chwili wyboru nowego wielkiego mistrza znajdował się na wyprawie we Włoszech, a rozejm upłynął 26 V 1331 r. Sprawą owego sądu zajmowano się wówczas w Polsce bardzo żywo. Rocznik małopolski przypisuje winę Krzyżakom, że nie tylko nie przywiedli Jana Luksemburczyka, ale nawet sami nie stawili się w oznaczonym terminie. Natomiast Luter ściągnął do Prus przyrzeczeniem wysokiego żołdu znaczną ilość zaciężnych żołnierzy z Niemiec..." Fragment książki: Edmund Długopolski "WŁADYSŁAW ŁOKIETEK NA TLE SWOICH CZASÓW" s. 334 "...Rozejm polsko-krzyżacki, który upływał 26 V 1331, prawdopodobnie został przedłużony o jeden miesiąc do 24 VI. Zachowało się zeznanie Mikołaja, mieszczanina krakowskiego, złożone w procesie 1339 r., iż przed 8 laty został on wysłany wraz z rycerzem Tomaszem Święcą do wielkiego mistrza Lutra w sprawie rozejmu (pro treugis faciendis). W rozmowie z posłami wielki mistrz miał się wówczas wyrazić, że wprawdzie Pomorze należało do króla i królestwa polskiego, lecz Krzyżacy nie zwrócą tej ziemi..." Fragment książki: Edmund Długopolski "WŁADYSŁAW ŁOKIETEK NA TLE SWOICH CZASÓW" s. 336-337 "...Zakon Krzyżacki kierowany od początków 1331 r. przez nowego wielkiego mistrza Luthera, księcia brunszwickiego, zdołał poprawić swoje położenie międzynarodowe przez uzyskanie poparcia kurii papieskiej (w Awinionie), której zapewnił pobór świętopietrza z ziemi chełmińskiej, za cenę niepodkreślania jej podległości Królestwu Polskiemu. Kuria traciła zatem zainteresowanie dla sprawy Pomorza..." Fragment książki: Marian Biskup "Wojny Polski z Zakonem Krzyżackim 1308-1521" s. 31 "...Wielki mistrz przygotowywał się więc do ponownego uderzenia na Polskę po upłynięciu rozejmu, podejmując zbrojenia w Prusach i ściągając zaciężnych z terenu Rzeszy, nie zamierzał przy tym uczestniczyć w ewentualnych rokowaniach pokojowych. Zyskał przy tym znowu sprzymierzeńca w Janie Luksemburskim, który chcąc storpedować ewentualne zbliżenie Polski do projektowanej przez Wittelsbachów ligi antyczeskiej, ponownie zbliżył się do Zakonu. W początkach lipca 1331 r. porozumiał się z wielkim mistrzem co do bezzwłocznego najazdu jego wojsk na Polskę. Uzgodniono także plan wspólnego uderzenia na Wielkopolskę w drugiej połowie września 1331 r., przy czym wojska Zakonu miały zaatakować od strony północnej, tj. Kujaw, a siły luksemburskie od południa. Spotkanie obu armii miało nastąpić około 21 września pod Kaliszem. Rezultatem tej akcji mogła być utrata nie tylko Kujaw, lecz nawet Wielkopolski (do której pretensje rościł Jan Luksemburski jako królewski rywal Łokietka)..." Fragment książki: Marian Biskup "Wojny Polski z Zakonem Krzyżackim 1308-1521" s. 31 "...Przed podjęciem tej wspólnej wyprawy na Polskę napadli Krzyżacy sami niespodziewanie na Kujawy i Wielkopolskę. Wyprawa ta, rozpoczęta już 22 lipca, miała prawdopodobnie na celu pochwycenie królewicza, który wówczas przebywał w Pyzdrach w Wielkopolsce..." Fragment książki: Edmund Długopolski "WŁADYSŁAW ŁOKIETEK NA TLE SWOICH CZASÓW" s. 337 "...dowódcami wojsk Zakonu byli landkomtur chełmiński Otto von Luterberg oraz wielki marszałek Dietrich von Altenburg. Ponadto z dostojników krzyżackich widzimy: Konrada von Kesselhuta, Markwarda von Sparrenberga, wówczas wielkiego skarbnika, ponadto komturów Torunia, Elbląga, Nieszawy, Świecia i prawdopodobnie Pokrzywna. Z pewnością też - co logiczne - była większość tych dostojników, których zobaczymy w dwa miesiące później, ale jako że źródła milczą na ten temat, nie będziemy ich na razie wymieniać. Liczba braci-rycerzy, którzy wzięli udział w lipcowej wyprawie określić możemy na około 200. Punktem wyjścia, co łatwo zgadnąć, była ziemia chełmińska. Trudno podać ogólną liczbę wojsk zakonnych w tej wyprawie, ale z dużym prawdopodobieństwem można określić ją na 5-6 tysięcy..." Fragment książki: Piotr W. Lech "Pierwsza wojna polsko-krzyżacka 1308-1343" s. 98 "...Pierwszą krzyżacką zdobycz stanowiła pobliska Bydgoszcz. Następnie wojska Zakonu wtopiły się w lasy, rozciągające się od Bydgoszczy w stronę Inowrocławia i Gniewkowa. Wyłonili się pod Inowrocławiem, ale gród nie dał się zaskoczyć. Dzięki posiłkom, które Łokietek pchnął z Wielkopolski, udało się odeprzeć najeźdźców. Wobec tego Krzyżacy ruszyli dalej, w stronę Kruszwicy, ale w ślad za nimi puścił się oddział rycerstwa inowrocławskiego i wielkopolskiego. Będąc jednak zdecydowanie mniej liczni, Polacy nie ośmielali się zaatakować w otwartym polu..." Fragment książki: Piotr W. Lech "Pierwsza wojna polsko-krzyżacka 1308-1343" s. 98-99 "...Kruszwica miała zapewnione bezpieczeństwo ze strony Krzyżaków w wyniku rokowań, które prowadził z nimi jeszcze pod Inowrocławiem rycerz Antoni z Kujaw, obecnie dowódca grodu kruszwickiego. Wyprawa przeto ominęła miasto, zagarniając przy okazji ok. 700 owiec i innych zwierząt, będących własnością księcia Kazimierza gniewkowskiego. Nie obeszło się też bez rozlewu krwi, gdyż Krzyżacy zabili pięciu ludzi z książęcej czeladzi. Następnie spaliwszy wieś Osikowo i miasteczko Kwieciszewo, ponownie zapadli w lasy ciągnące się już w głąb Wielkopolski. Idąc w ten sposób, aby być zabezpieczonymi przez jeziora przed atakiem od strony Wielkopolski, przeszli przez przesmyk pomiędzy jeziorami Skorzęcińskim a Powidzkim i wynurzyli się z lasów w okolicy Młodojewa nad Meszną. Młodojewo zostało spalone wraz z kościołem, podobnie jak Słupca, choć w tej ostatniej mieszkańcy uniknęli śmierci, obiecując się wykupić. Zostali wzięci do niewoli i trzymani później w Toruniu. Od Słupcy do Pyzdr szlak krzyżacki znaczą jęzory ognia. Spalono wsie kościelne: Kąty, Ciążyń i Szamarzewo, splądrowano także dobra klasztoru lądzkiego..." Fragment książki: Piotr W. Lech "Pierwsza wojna polsko-krzyżacka 1308-1343" s. 99-100 "...Pod Pyzdrami bowiem - gdzie wyznaczony nowym namiestnikiem Wielkopolski miał przebywać królewicz Kazimierz — byli Krzyżacy już 27 lipca, czyli pięć dni po wtargnięciu na ziemie polskie. Szybki najazd konnicy naszym zdaniem świadczy o tym, że to właśnie Kazimierz mógł być głównym celem tego ataku. Zresztą w podobny sposób myślało rycerstwo inowrocławskie, które jak pamiętamy, wciąż podążało tropem najeźdźców. Nie wiedzieli inowrocławianie, że królewicz, wcześniej ostrzeżony, opuścił Pyzdry, chroniąc się w Poznaniu. Dlatego też, pomimo mniejszej od wroga liczebności, postanowili rycerze polscy zaatakować, mając na uwadze bezpieczeństwo następcy tronu..." Fragment książki: Piotr W. Lech "Pierwsza wojna polsko-krzyżacka 1308-1343" s. 101 Pyzdry 27 lipiec 1331 "...Bitwa pod Pyzdrami jest dość dobrze potwierdzona dzięki zeznaniom świadków z procesu warszawskiego. Wiemy, że udział w niej wzięli Andrzej z Koszanowa z rodu Szaszorów-Opalów-Orłów, późniejszy kasztelan gnieźnieński, i Tomasz z Ząjączkowa. Ponadto o swojej obecności pod Pyzdrami zaświadczali: Wierzbięta z Kujaw, późniejszy podkomorzy kaliski, i Borko z Grodziszcza, będący w 1339r. kasztelanem międzyrzeckim. Do uczestników bitwy pod Pyzdrami możemy zaliczyć także, aczkolwiek z pewnym zastrzeżeniem, Jarosława z Iwna z rodu Grzymałów, jak i pochodzącego z tego samego rodu Mikołaja z Błażejewa. Obydwaj ci rycerze zeznawali o spaleniu Pyzdr i podawali miejscowości, przez które następnie przechodzili Krzyżacy. Bitwa pod Pyzdrami rozpoczęła się prawdopodobnie po opanowaniu przez Krzyżaków samego grodu. Świadczą o tym zebrane w całość zeznania wyżej wymienionych uczestników starcia. [...] Pyzdry padły na skutek zdrady Krzyżaków, ale także z powodu nieostrożności swoich mieszkańców. Wysłali oni mianowicie swoich przedstawicieli wraz z dowódcą Krzywosądem do obozu krzyżackiego w celu podjęcia rokowań. W ich trakcie część wojsk krzyżackich uderzyła podstępnie na miasto z innej strony i przez bramę wdarła się do środka. I wówczas Krzyżacy zabrali się za łupienie miasta. Napotykamy tutaj ciekawą informację, że przed spaleniem kościoła Franciszkanów Krzyżacy wynieśli zeń Najświętszy Sakrament do szpitala leżącego poza miastem. Nasuwa się pytanie: dlaczego to uczynili? Czyżby była to normalna praktyka przed spaleniem kościoła? Jeśli tak, daje nam to szerszy obraz religijności ludzi średniowiecza. Budynek świątyni widocznie nie miał dla nich tego znaczenia, jakie mieć zacznie dla chrześcijan epok późniejszych. Nieporównanie ważniejszym był Najświętszy Sakrament, bowiem dopiero tutaj zamieszkiwał Syn Boży. O wiele jaśniejsze motywy kierowały Krzyżakami podczas rabunku kościoła parafialnego w Pyzdrach. Zabrany stamtąd obraz Najświętszej Panny Maryi był znacznej wartości, poza tym otaczany był czcią okolicznych wiernych. W czasie rabunku miasta zginęło kilkunastu mieszczan i ludzi z załogi. Dochodziło do gwałtów i uprowadzeń kobiet. Potem Krzyżacy podpalili miasto wraz z klasztorem Franciszkanów i kościołem parafialnym. Taki właśnie widok - płonącego miasta - zastać musieli rycerze inowrocławscy idący tropem Krzyżaków. Nie wiedzieli oni, co zaznaczyliśmy, że królewicz Kazimierz jest już bezpieczny w Poznaniu, postanowili więc uderzyć. Nadzieja rycerzy inowrocławskich na sukces mogła brać się też stąd, że nieco wcześniej wzmocnieni zostali przez jakieś posiłki z głębi Wielkopolski. Wynik walki był dla Polaków niepomyślny. Świadczą o tym zeznania świadków mówiących o dużych stratach i wielu jeńcach wziętych do niewoli przez Krzyżaków. Przyczyną przegranej była niewątpliwie przewaga liczebna wojsk krzyżackich, Ale mógł też przyczynić się do porażki Wincenty z Szamotuł. Pamiętamy przecież, że to właśnie jego intrygom przypisuje rocznik Traski i małopolski bezbronność Wielkopolski podczas pierwszej wyprawy krzyżackiej. Nie wiadomo więc w jakiej de facto roli występował wojewoda poznański pod Pyzdrami..." Fragment książki: Piotr W. Lech "Pierwsza wojna polsko-krzyżacka 1308-1343" s. 101-103 "...Dopiero tutaj doszło do pierwszej potyczki wojsk krzyżackich z polskimi, które jak wspomniano, posuwały się od Inowrocławia za najeźdźcami. Zostały one wzmocnione oddziałami rycerstwa wielkopolskiego, gromadzonymi na prawym, a także na lewym brzegu Warty, aby przeciwdziałać dalszemu pochodowi sił krzyżackich na zachód lub południe Wielkopolski. Pod broń powołano chłopów w środkowej Wielkopolsce dla „obrony ziemi". Część oddziałów polskich, wzmocniona także przybyłymi świeżo oddziałami wojewody poznańskiego Wincentego z Szamotuł, zaatakowała jeszcze 27 lipca oddziały krzyżackie biwakujące w zdobytych Pyzdrach. Wynik walki nie był korzystny dla sił polskich, zapewne słabszych liczebnie od oddziałów krzyżackich. Oddziały polskie poniosły klęskę, część rycerstwa wielkopolskiego poszła do niewoli..." Fragment książki: Marian Biskup "Wojny Polski z Zakonem Krzyżackim 1308-1521" s. 32 "...Posiadając tylko oddziały konne, a nie mając machin oblężmczych, Krzyżacy usiłowali zająć Pyzdry przez zaskoczenie; gdy się to jednak nie udało, rozpoczęli pertraktacje z mieszczanami i załogą grodu w sprawie wydania królewicza. Rozmowy te prowadzili tylko po to, by uśpić czujność obrońców Pyzdr. W czasie toczących się rozmów wojska zakonne wtargnęły przez jedną ze słabiej strzeżonych bram do miasta i zaczęły plądrowanie, zabijając wielu mieszkańców i rabują co się dało. Mimo początkowych sukcesów nie udało się Krzyżakom pochwycić królewicza Kazimierza, który zdołał ujść do koncentrujących się na południe od Pyzdr oddziałów wielkopolskich. Na czele tych wojsk stał Wincenty z Szamotuł, wojewoda poznańska a w jego otoczeniu znajdowali się: kasztelan poznański Jarosław z Jwt z rodu Grzymalitów. Mikołaj z Błażejowa oraz wielu rycerzy ze swoimi pocztami. Z nimi połączył się oddział, który poprzednio brał udział w obronie Inowrocławia. Połączone odziały wielkopolskie stoczyły pod Pyzdrami potyczkę, były jednak zbyt słabe, by rozbić siły krzyżackie. Poniosły pewne straty, co jednak nie przeszkodziło im w podjęciu marszu za posuwającym się w kierunku Poznania nieprzyjacielem..." Fragment książki: Witold Mikołajczak "Wojny polsko-krzyżackie" s. 45-46 "...Nie mogąc pochwalić się ujęciem królewicza Kazimierza, wojska krzyżackie usiłowały teraz zdobyć jak największe łupy. W tym celu nie działały cały czas w jednej grupie, lecz dzieliły się na mniejsze oddziały. Już 15 km od Pyzdr Krzyżacy zniszczyli wieś Winną Górę, po czym ich siły główne poszły na zachód, a wydzielony odział skierował się na północ, by splądrować odległą o 6 km wieś Murzynowo. Następnie dołączył do głównych sił pod Środą, miasteczkiem, które również zostało obrabowane i spalone. Stąd znów część sił krzyżackich udała się na północ, ku odległemu o 20 km Kostrzynowi, podczas gdy silny oddział ruszył w kierunku Bnina na południe od Poznania, prawdopodobnie na skutek informacji, iż miejscowa ludność schroniła się wraz ze swoją trzodą w łuku Warty, osłoniętym przez pas jezior ciągnących się tutaj od Kórnika aż po Zaniemyśl. Wiadomość była prawdziwa, Krzyżacy jednak nie wiedzieli, że zgromadzone tam siły, przeważnie uzbrojeni chłopi, nie czekały bezczynnie. Wykorzystując pas jezior ciągnących się blisko 30 km, stworzyli silną linię obronną. Na wąskich przesmykach między jeziorami wykopali głębokie rowy i usypali wały z wybranej ziemi. Następnie linię obronną przedłużyli aż do Warty na południe od Zaniemyśla w okolicach Kępy, a na północ od Kórnika wzdłuż rzeczki Kopii aż po Głuszynę. Oba te fragmenty umocnień oraz przesmyki między jeziorami w okolicach Kórnika i Bnina oraz Zaniemyśla obsadziła piechota chłopska wspierana przez jazdę. Nadchodzący odział krzyżacki zdobył i zniszczył leżącą przed linią umocnień wieś Winną, ale zaraz natknął się na chłopskie fortyfikacje. Wielokrotnie atakując je, Krzyżacy zajęli wprawdzie Bnin, ale linii umocnień przełamać nie zdołali i wykrwawiwszy się znacznie, musieli się wycofać..." Fragment książki: Witold Mikołajczak "Wojny polsko-krzyżackie" s. 46 "...Świadczyłoby to, że już pod Bninem możemy mówić o pierwszym większym zwycięstwie Polski w 1331 r..." Fragment książki: Piotr W. Lech "Pierwsza wojna polsko-krzyżacka 1308-1343" s. 104 "...Tymczasem główne siły krzyżackie zniszczyły Kostrzyn i położone na północ Pobiedziska, których ludność zdołała ujść w lasy po czym 30 lipca wyruszyły w dalszą drogę. Posuwając się wzdłuż wschodnich brzegów jezior Lednickiego i Gorzuchowskiego, Krzyżacy wpadli niespodziewanie do Kłecka, zrabowali i spalili miasto, nie oszczędzając również kościoła. Tylko załoga grodu stawiła opór, tracąc w walce wielu ludzi. Następnie Krzyżacy zmienili kierunek marszu, ażeby dotrzeć do odległej o 16 km siedziby arcybiskupiej - Gniezna..." Fragment książki: Witold Mikołajczak "Wojny polsko-krzyżackie" s. 46-47 "...Tymczasem główna armia zakonna nadal kroczyła triumfalnie przez Wielkopolskę, paląc po drodze Pobiedziska, Polską Wieś, Sławno, Waliszewo, Klecko, Cotoń i Lubcz, położone nieco na południe od Jeziora Rogowskiego, a następnie Winiec. Teraz celem ataku było niewątpliwie Gniezno, pod które przybyli Krzyżacy 31 lipca, a więc zaledwie dziewięć dni od wtargnięcia na ziemie polskie. Powyższa trasa, która układa się w półkole opasujące Gniezno od zachodu i północy, sprawia wrażenie, jakby Krzyżacy zamierzali ominąć miasto. Manewr ten miał z pewnością wprowadzić w błąd mieszczan, a przede wszystkim kanoników tamtejszej katedry, w której przechowywano bezcenne relikwie św. Wojciecha. Napotykamy u Wiganda bardzo ciekawy fragment: „Posłał tam [do Gniezna] marszałek poczet ludzi, aby skrycie starali się relikwie święte uwieźć... " Fragment książki: Piotr W. Lech "Pierwsza wojna polsko-krzyżacka 1308-1343" s. 105 Gniezno 31 lipiec 1331 "...Mamy więc do czynienia, jakby z grupą specjalną, poprzedzającą wkroczenie armii głównej. Możemy łatwo wyobrazić sobie, że wysłannicy ci weszli w przebraniu do miasta, być może udając kupców lub zwykłych podróżnych, chcących schronić się za murami grodu przed szalejącą w okolicy armią wroga. Następnie owi średniowieczni komandosi wmieszali się w tłum i dostali się do kościoła katedralnego z zamiarem udaremnienia ukrycia relikwii przez kanoników. Potwierdza to dalsza część relacji Wiganda: „Bracia więc wchodzą do katedralnego kościoła, a relikwii nie znajdując, które byli gdzie indziej ukryli kanonicy, otoczyli miasteczko i nazajutrz je zdobyli...". Z powyższej informacji wynika, że w skład tej grupy specjalnej wchodzili bracia-rycerze. Świadczyłoby to zarówno o skali trudności przedsięwzięcia, jak i o jego wadze. Kanonicy jednak byli szybsi i zdołali ukryć relikwie przed przybyciem grupy specjalnej... " "...Jak powiedzieliśmy, armia zakonna początkowo udaje, że chce ominąć Gniezno, a następnie dokonuje nagłego zwrotu. Widząc, że napad jest nieunikniony Albert, wikariusz katedry, wysyła naprzeciwko nadchodzącym Krzyżakom dwóch franciszkanów z prośbą, aby nie palili katedry i aby nie pozwolili nikomu ze swego wojska wchodzić do miasta przed komturami i braćmi. To jasno pokazuje, kto przede wszystkim był w armii zakonnej odpowiedzialny za gwałty i rabunki. Oczy wiście będą to wojownicy pochodzenia plebejskicgo, bracia służebni i ciągnący z Krzyżakami wolni Prusowie, co nie znaczy, że bracia-rycerze nie kalali się zbrodniami, o czym jeszcze będzie mowa..." "...Krzyżacy wysłuchali próśb Alberta i rzeczywiście z przednią strażą wkroczył do Gniezna wielki marszałek Dietrich von Altenburg. Oczywiście stało się tak dlatego, że gnieźnianie zaniechali oporu. Teraz Albert rozpoczął rokowania o ocalenie katedry. Otto von Luterberg i Dietrich von Altenburg dali się ubłagać i zakazali podpalać domy w okolicy katedry. Przemówił do nich argument wikariusza, który twierdził, że spalenie kościoła katedralnego może bardzo zaszkodzić Zakonowi w oczach Stolicy Apostolskiej. W zamian Albert zobowiązał się odprawić 30 mszy na intencję Krzyżaków. Znowuż więc mamy próbkę średniowiecznej religijności. Okazuje się, że dla tych samych Krzyżaków, którzy konno potrafili taranować wrota kościołów, nabożeństwa mają cenę wyższą aniżeli złoto — tego ostatniego bowiem w zamian za ocalenie katedry od Alberta nie zażądano. Oszczędzono także klasztory Franciszkanów i Franciszkanek. Poza tym miasto uległo grabieży i spaleniu...." Fragment książki: Piotr W. Lech "Pierwsza wojna polsko-krzyżacka 1308-1343" s. 105-106 "...Teraz nastąpił powrót armii zakonnej, który odbywał się już w nieco wolniejszym tempie. Całkowitemu splądrowaniu uległa prowincja żnińska: miasto Żnin i wiele wsi arcybiskupich: Biskupin, Podgórzyn, Białożewin, Góra, Murczyn, Wilczkowo, Dobrylewo, Słabomierz, Gorzyce, Dochanowo, Wrzosy i Juncewo. Ponadto zagony krzyżackie sięgnęły Łekna, paląc wieś kościelną Bracholin wraz z kościołem. Tymczasem rycerstwo polskie, po bitwie pod Pyzdrami, szło nadal tropem Krzyżaków, jednak nie ośmielało się już atakować. Wynikało to najprawdopodobniej z mniejszej, aniżeli pod Pyzdrami, liczebności Polaków. Krzyżacy gruntownie spustoszyli prowincję żnińską, najprawdopodobniej w zemście na arcybiskupie za jego przychylną Łokietkowi postawę na procesie inowrocławskim. Teraz nastąpił powrót armii zakonnej, która po spaleniu Wójcina i Szczepankowa, wsi należących do grupy gnieźnieńskich majątków arcybiskupich, skierowała się na Kujawy i w pierwszych dniach sierpnia stanęła w Toruniu..." Fragment książki: Piotr W. Lech "Pierwsza wojna polsko-krzyżacka 1308-1343" s. 106 "...Wojska polskie, które stoczyły niepomyślną walkę pod Pyzdrami, śledziły ruchy wojsk krzyżackich, jednak nie zdecydowały się na kolejny atak. Prawdopodobnie nie zdołano skoncentrować wszystkich sit z Wielkopolski i Kujaw..." Fragment książki: Witold Mikołajczak "Wojny polsko-krzyżackie" s. 47
"...Pierwsza wielka wyprawa krzyżacka, przeprowadzona w ostatnich dniach lipca 1331 r., odbyła się w oszałamiającym tempie. Trwała ona zaledwie dziesięć dni, w trakcie których spustoszono ogromne połacie najechanego kraju. Tempo to oraz sposób niszczenia zasobów przeciwnika nasuwa analogię z najazdami tatarskimi. A przecież pamiętać musimy, że mamy do czynienia z ciężkozbrojnymi rycerzami, przebranymi w ciężkie uzbrojenie ochronne i dźwigającymi niewiele lżejsze tarcze, miecze i kopie. U Wiganda spotykamy następujący opis sposobu działania Krzyżaków: Fragment książki: Piotr W. Lech "Pierwsza wojna polsko-krzyżacka 1308-1343" s. 106-107 "...Cały rajd krzyżacki trwał około dwóch tygodni i całkowicie obnażył słabość polskiej obrony. Gdyby nie sukces w rejonie Bnina, gorycz porażki byłaby jeszcze większa. Pewność, z jaką oddział krzyżacki poruszał się na obcym terenie, świadczyła o tym, że najeźdźcy mieli doskonałych przewodników oraz agentów wśród miejscowej ludności, najpewniej wśród niemieckich mieszczan. Jak zwykle w takich sytuacjach, pojawiły się plotki o zdradzie Wincentego z Szamotuł, wojewody poznańskiego Będąc półkrwi Niemcem, był idealnym kandydatem na zdrajcę. Jak dzisiaj wiadomo, były to zwykłe pomówienia, nie mające żadnego uzasadnienia w faktach..." Fragment książki: Witold Mikołajczak "Wojny polsko-krzyżackie" s. 47 "...Łokietek przebywał wówczas w Krakowie i zanim mógł wyruszyć z pomocą, Krzyżacy znaleźli się już z powrotem w swym państwie. Królewicz Kazimierz, ustanowiony przez króla namiestnikiem na dwa miesiące przed wyprawą krzyżacką, odegrał w jej przebiegu rolę jeszcze zupełnie bierną. Nie od niego, lecz od wojewody Wincentego ogół oczekiwał obrony, a na podłożu zbyt słabego oporu rycerstwa zrodziły się wówczas w opinii publicznej zarzuty zdrady Wincentego z Szamotuł..." Fragment książki: Edmund Długopolski "WŁADYSŁAW ŁOKIETEK NA TLE SWOICH CZASÓW" s. 343 "...Druga wielka wyprawa krzyżacka z 1331 r. rozpoczęła się w pierwszej połowie września. Historycy nie są zgodni, co do dokładnego terminu jej rozpoczęcia, ale my przyjmiemy za S. Zajączkowskim dzień 12 września. I tym razem na czele armii zakonnej stali zaprawieni w walkach z Polakami landkomtur chełmiński Otto von Luterberg i wielki marszałek Dietrich von Altenburg. Jej liczbę, o czym wspomnieliśmy, określić możemy na 7 tysięcy ludzi. Poza wymienionymi dowódcami wyprawy na pewno udział w niej wzięli: wielki komtur Otto von Bonsdorf, wielki szpitalnik, będący zarazem komturem Elbląga Herman von Oettingen, komtur gdański Albert von Ore, komtur papowski Heidenreich von Hugewitz, komtur Bałgi Heinrich Reuss von Plauen, komtur Torunia Heinrich Rube, a także z dużym prawdopodobieństwem mistrz krajowy inflancki Eberhard von Monheim i komtur Golubia Eliger von Hohenstein. Z zagranicznych gości najświetniejszym był syn księcia Suffolk, Tomasz de Uffart, który przyprowadził z sobą ok. 100 rycerzy..." Fragment książki: Piotr W. Lech "Pierwsza wojna polsko-krzyżacka 1308-1343" s. 108-109 "...Wojska krzyżackie zostały skoncentrowane na początku września na ziemi chełmińskiej. Stąd pomaszerowały wzdłuż prawego brzegu Wisły przez ziemię dobrzyńską na południowy wschód aż pod Płock i tu dopiero przeprawiły się na lewy brzeg Wisły, jako że książę płocki Wacław był całkowicie pod kontrolą Krzyżaków (był też lennikiem króla Czech). Z Płocka armia krzyżacka ruszyła na Przedecz i Koło, ominęła jednak te grody, nie mając zamiaru tracić sił ani czasu na ich zdobywanie...." Fragment książki: Witold Mikołajczak "Wojny polsko-krzyżackie" s. 48 "...Po drodze spalili wsie arcybiskupie: Słupeczkę, Kiełczewo, Grzegorzew wraz z kościołem i Skobielice, należące do klucza grzegorzewskiego. Następnie wyrównali kierunek ku południowi, idąc prawym brzegiem Warty i niszcząc wsie należące do klucza uniejowskiego posiadłości arcybiskupa: Chełmno, Sobótkę, Cichmianę, Orzeszków, Ostrowsko, Wielenin, aby w ten sposób dotrzeć do Uniejowa...." Fragment książki: Piotr W. Lech "Pierwsza wojna polsko-krzyżacka 1308-1343" s. 109 "...Oddział został skierowany na wschód do odległej o 25 km Łęczycy. Krzyżacy dotarli szybkim marszem do Łęczycy, obrabowali i spalili miasto, nie próbowali natomiast zdobywać warownego grodu z silną załogą. Dowiedziawszy się o koncentracji wojsk polskich w pobliżu, dowódca krzyżacki postanowił szybkim marszem zawrócić do sił głównych, paląc po drodze wsie Soków, Wartkowice, Niemysłów i Popów..." Fragment książki: Witold Mikołajczak "Wojny polsko-krzyżackie" s. 48 "...grupa „pod chorągwią" dokonała pogromu Uniejowa, paląc kościół i gród, oraz kilka pobliskich wsi arcybiskupich. Następnie oderwał się od grupy głównej kolejny oddział, który ruszył w kierunku Sieradza..." Fragment książki: Piotr W. Lech "Pierwsza wojna polsko-krzyżacka 1308-1343" s. 109-110 "...Drugi, znacznie silniejszy oddział wysłany został przez dowództwo krzyżackie z Uniejowa. Podążył on przez Ubysław i Szarów na południowy wschód i dotarłszy po 20 km marszu do leżącej nad Nerem wsi Bałdrzychowa, spalił ją wraz z kościołem. Następnie idąc już wprost na południe, po dalszych 25 km znalazł się pod Szadkiem (19 września 1331 r.). Miasto zostało spalone i splądrowane..." Fragment książki: Witold Mikołajczak "Wojny polsko-krzyżackie" s. 49 "...Następnego dnia Krzyżacy wtargnęli do Sieradza, obrabowali miasto, a zwłaszcza kościoły i klasztor. W kościele dominikanów przeor Mikołaj zauważył, że dowódcą plądrującego oddziału jest znany mu osobiście komtur elbląski Herman von Oeningen. Zwrócił się więc z prośbą do niego o zakaz rabunków i gwałtów. Otrzymał odpowiedź „nie rozumiem” w języku pruskim. Krzyżakowi chodziło prawdopodobnie o zrzucenie odpowiedzialności za gwałty i rabunki w świątyniach na pruskie oddziały pomocnicze. W rezultacie zarówno miasto, jak i gród w Sieradzu zostały spalone..." Fragment książki: Witold Mikołajczak "Wojny polsko-krzyżackie" s. 49 "...Równie dramatyczne sceny rozegrały się w drugiej z sieradzkich świątyń, kościele parafialnym Wszystkich Świętych. Wikary Bogumił, widząc wkraczających Krzyżaków, uciekł do kościoła. Ubrał się w szaty pontyfikalne i stanął przed ołtarzem, trzymając w ręku Hostię św. Krzyżacy wpadli do kościoła i nie zważając na nic zabrali się za rabowanie skrzyń, które złożyła tutaj miejscowa ludność, a także za obdzieranie z sukien i gwałcenie niewiast, szukających ratunku u stojącego z Hostią św. w ręku Bogumiła..." Fragment książki: Piotr W. Lech "Pierwsza wojna polsko-krzyżacka 1308-1343" s. 111 "...Główne siły krzyżackie po zniszczeniu miasta i grodu w Uniejowie ruszyły do przeprawy przez Wartę, strzeżonej przez gród Spicymierz należący do kasztelana łęczyckiego Pawła. Po odejściu Krzyżaków spod Łęczycy kasztelan z garstką rycerzy dotarł do Spicymierza, zanim przybyły tam wojska zakonne. Krzyżacy sądzili, że niewielki i posiadający nieliczną załogę Spicymierz podda się bez walki. Rozpoczęli pertraktacje, które zakończyły się fiaskiem. Wówczas przypuścili szturm i zdobyli gród, a następnie spalili go doszczętnie. Teraz główne siły krzyżackie bez przeszkód przeprawiły się przez Wartę i spaliwszy wsie Goszczanów, Gać i Tłokinię, po dalszych dwóch dniach marszu dotarły 21 września l331 roku pod Kalisz..." Fragment książki: Witold Mikołajczak "Wojny polsko-krzyżackie" s. 49 "...Wszystkie trzy oddziały: wysłany na Sieradz, wysłany na Łęczycę i „pod chorągwią", połączyły się tuż pod Kaliszem..." Fragment książki: Piotr W. Lech "Pierwsza wojna polsko-krzyżacka 1308-1343" s. 111 Kalisz 21 wrzesień 1331
"...Następuje oblężenie miasta, co wyczytaliśmy z cytowanego już fragmentu roczników Traski i małopolskiego. Było to 21 września, a więc zaledwie w dziewięć dni od momentu wkroczenia na terytorium Polski. Kalisz broni się mężnie i Krzyżacy nie mogąc go zdobyć rekompensują to sobie w formie straszliwej grabieży całej okolicy. Jednocześnie oczekują na przybycie króla Jana Luksemburskiego z armią. Na szczęście król Jan nie przybywa. Wigand wyraźnie zaznacza, że bracia byli urażeni postawą króla czeskiego i po kilkudniowym postoju decydują się na odstąpienie spod Kalisza. Fragment książki: Piotr W. Lech "Pierwsza wojna polsko-krzyżacka 1308-1343" s. 111-112 "...Przez dwa dni Krzyżacy próbowali zdobywać Kalisz, tracąc kilkudziesięciu zabitych i wielu rannych. Wobec znacznych strat dowództwo krzyżackie zaproponowało załodze pertraktacje. Rozmowy te nie dały jednak żadnych rezultatów... " Fragment książki: Witold Mikołajczak "Wojny polsko-krzyżackie" s. 49 "...Tymczasem rosły liczebnie wojska Łokietka. Koncentracja sił polskich nastąpiła w pobliżu Kalisza w dniu 22 września kiedy to dołączyli do wojsk Łokietka Wielkopolanie dowodzeni przez Wincentego z Szamotuł. Po jego przybyciu król mógł pokusić się o stoczenie z Krzyżakami walnej bitwy lub bitwy o ograniczonym celu operacyjnym, czyli zniszczeniu tylko części armii krzyżackiej, zagarnięciu jej taboru, aby zmusić ją do opuszczenia własnego terytorium..." Fragment książki: Witold Mikołajczak "Wojny polsko-krzyżackie" s. 49 "...Jak widzimy, król obawiał się atakować ze względu na liczebną przewagę Krzyżaków, postępował jednak bardzo blisko za nimi..." Fragment książki: Piotr W. Lech "Pierwsza wojna polsko-krzyżacka 1308-1343" s. 112 "...Natomiast przyczyny, dla których Jan Luksemburski nie przybył pod Kalisz, były natury politycznej. Poza uregulowaniem pilnym dla niego spraw w Rzeszy, chciał on też wykorzystać nadarzającą się okazję i zmusić do poddania się księstwo głogowskie, do tej pory nie uznające jego zwierzchnictwa. Zresztą dla formalności dodajmy, że gdyby nawet przybył, musiałby czekać na Krzyżaków tydzień, gdyż spotkanie wyznaczone było na dzień 14 września..." Fragment książki: Piotr W. Lech "Pierwsza wojna polsko-krzyżacka 1308-1343" s. 112 "...Dowództwo krzyżackie 23 września 1331 r., obawiając się akcji wojsk Łokietka i straciwszy wiarę w dojście sojuszniczej armii czeskiej, zdecydowało o odwrocie i marszu na północ ku Kujawom brzeskim. Marsz ten różnił się jednak znacznie od poprzedniego, gdyż dowódcy Zakonu liczyć się obecnie musieli z możliwością ataku oddziałów Łokietka i nie mogli rozpraszać swoich wojsk na rabunki okolicy. Wojska ich prowadziły zresztą liczne wozy, obciążone łupami z miast i wsi polskich. Marsz musiał więc być ubezpieczony i powolniejszy, skierowany spod Kalisza dokładnie na północ do Konina i tamtejszego brodu na Warcie..." Fragment książki: Marian Biskup "Wojny Polski z Zakonem Krzyżackim 1308-1521" s. 35 "...Wojska krzyżackie spaliły wieś Żychlin i miasteczko Stawiszyn, następnie dotarły do Konina. Łokietek cały czas szedł za nimi i w rejonie Konina doszło do walki, w której obie strony poniosły straty, jednak na walną bitwę król się nie zdecydował..." Fragment książki: Witold Mikołajczak "Wojny polsko-krzyżackie" s. 51 Konin 24 wrzesień 1331
"...Wojska krzyżackie kierują się teraz na Konin. Miasto zostaje zdobyte, ale tuż pod jego murami dochodzi do pierwszego starcia Krzyżaków z wojskami Łokietka. Nie jest całkiem jasny przebieg tej potyczki, gdyż źródła w tej sprawie dają świadectwa niespójne. Roczniki Traski i małopolski podają zwięzłą informację, że Krzyżacy: Fragment książki: Piotr W. Lech "Pierwsza wojna polsko-krzyżacka 1308-1343" s. 112-113 "...Gdy armia Zakonu w drodze z Kalisza spaliła miasteczko Stawiszyn i dotarła w nocy z 23 na 24 września do miasta Konina, doszło tam do nagłego starcia z wojskami Łokietka (choć zapewne z inicjatywy dowództwa krzyżackiego). Rezultat tej krwawej wałki był jednak niekorzystny dla strony polskiej. Po stronie Zakonu byli wprawdzie polegli i wzięci do niewoli, ale wojska polskie straciły wozy z bronią i żywnością, gdyż Łokietek o brzasku polecił szybko wycofać się swym oddziałom. Wówczas oddziały Zakonu spaliły miasto wraz z kościołem parafialnym i zamkiem starościńskim..." Fragment książki: Marian Biskup "Wojny Polski z Zakonem Krzyżackim 1308-1521" s. 35 "...Porażka ta umożliwiła wojskom zakonnym kontynuowanie marszu, przy czym dowództwo ich liczyło, iż obecnie Łokietek nie odważy się na ponowienie ataku. Po przekroczeniu Warty skierowały się one na północ, przekraczając górną Noteć i zmierzając wyraźnie do kujawskiego Radziejowa..." Fragment książki: Marian Biskup "Wojny Polski z Zakonem Krzyżackim 1308-1521" s. 36 "...Po opanowaniu Karczewa Krzyżacy skierowali się na Radziejów. Armia Łokietka szła za nimi krok w krok. Zakonnicy nie byli tego zupełnie świadomi, o czym świadczy następny fragment Kroniki Wiganda: „Gdy się rozwidniło, rzeczeni bracia Otto i Teodoryk, obaj poznali niebezpieczny zamiar króla Lokuta, który tropem szedł za braćmi, czego się nie spodziewali". Widocznie Krzyżacy uważali, że nocna walka pod Koninem zdezorganizowała armię królewską. Pewność siebie nie opuściła ich nawet w momencie, gdy ujrzeli tropiących ich zwiadowców polskich. Niczym innym, jak tylko takim przekonaniem, tłumaczyć można bowiem decyzję dowódców krzyżackich, jaką podjęli w Radziejowie świtem 27 września 1331 r..." Fragment książki: Piotr W. Lech "Pierwsza wojna polsko-krzyżacka 1308-1343" s. 113-114 "...Dowódca wyprawy komtur chełmiński Luterberg dokonał podziału armii na dwie części, z których pierwsza, licząca około dwóch trzecich wszystkich sił, wymaszerowała z obozu w Radziejowie około godziny siódmej, zmierzając w kierunku Brześcia Kujawskiego. Grupa ta wysunęła silną awangardę pod dowództwem komtura bałgijskiego Henryka Reuss von Plauena (zgodnie z zasadami taktyki powinna poruszać się 3-4 km przed siłami głównymi). Natomiast grupa druga, pod dowództwem marszałka Dietricha von Altenburga, stanowiąca około jednej trzeciej armii, miała po zwinięciu obozowiska w rejonie Radziejowa ruszyć za głównymi siłami na Brześć, zbierając po drodze żywność. Grupa ta według źródeł krzyżackich liczyła tylko 350 jeźdźców i sporą liczbę pruskiej piechoty, łącznie około 2 tys. zbrojnych, nie licząc czeladzi obsługującej tabor. W grupie tej oprócz wielkiego marszałka znaleźli się wielki komtur Otto von Bonsdorf, komtur elbląski Herman von Oettingen i komtur gdański Albert von Ore, czyli większość głównych dowódców krzyżackich. Po sformowaniu kolumny marszowej, która mając kilkaset wozów musiała rozciągać się na przestrzeni 2-3 km, grupa marszałka Altenburga ruszyła na Brześć..." Fragment książki: Witold Mikołajczak "Wojny polsko-krzyżackie" s. 51 Płowce 27 wrzesień 1331 "...Gdy kolumna krzyżacka przebyła około 2 do 3 km, na jej „ogon" wpadła awangarda polska dowodzona przez Wincentego z Szamotuł. Wywiązała się walka między oddziałem wojewody poznańskiego a strażą tylną kolumny wojska krzyżackiego. Starcie to trwało około 10-15 minut i zakończyło się wraz z przybyciem głównych sił polskich. Na skutek gęstej mgły Łokietek musiał kazać przerwać walkę i przystąpił do przegrupowania swoich sił z kolumny marszowej w rozwinięty szyk bojowy. Zgodnie z przekazami świadków, miał podzielić swoje siły na pięć hufców, ustawiając je po obu stronach drogi Radziejów - Brześć Kujawski. Nie wiedząc, czy ma do czynienia z całą armią krzyżacką, czy tylko z jej częścią, oraz nie widząc na skutek mgły ugrupowania bojowego przeciwnika - nie zdecydował się na rozpoczęcie natarcia, co w tych warunkach byłoby szaleństwem grożącym utratą kontroli nad podległymi oddziałami. Król Łokietek musiał czekać aż mgła opadnie, co wykorzystał jego przeciwnik wielki marszałek Altenburg. Po skierowaniu na tyły kolumny większości podległych odziałów, aby utworzyć silną straż tylną, musiał wydać dwa rozkazy, które wpłynęły na przebieg całej bitwy. Pierwszy rozkaz dotyczył wysłania gońców do dowódcy głównych sił krzyżackich Luterberga z prośbą o pomoc. Co prawda źródła mówią, że to zbiegowie z pola bitwy zaalarmowali oddział Luterberga, jednak naszym zdaniem należy w to wątpić. Odległość z Radziejowa do Brześcia Kujawskiego wynosi ok. 25 km. Dla oddziału konnego nie obarczonego taborem - to trzy godziny jazdy. Jak wiadomo główne siły Luterberga oraz awangarda Plauena przybyły na pole bitwy osobno. Dlatego można postawić wniosek, że informacja o ataku wojsk polskich na kolumnę Altenburga zastała ich jeszcze w trakcie marszu na Brześć, czyli nie później niż dwie lub trzy godziny od wymarszu z obozu w rejonie Radziejowa. Aby gońcy mogli w tym czasie dostarczyć Luterbergowi informacje o ataku Polaków, musieli opuścić grupę Altenburga między pierwszą a drugą godziną od momentu opuszczenia Radziejowa przez główne siły krzyżackie Luterberga, czyli pomiędzy pierwszym a drugim natarciem polskim na tabor krzyżacki. Drugi rozkaz marszałka Altenburga dotyczył kontynuowania marszu na Brześć Kujawski, aby wyjść naprzeciw spodziewanej odsieczy. Mając tabor ustawiony na drodze, sformowawszy silną straż tylną? wykorzystując mgłę - Altenburg nie widział żadnych powodów, dla których miałby biernie czekać na atak wojsk Łokietka. Gdy kolumna krzyżacka uszła trzy lub cztery kilometry, Łokietek zorientował się, że przeciwnik chce uchylić się od walki, więc zaatakował częścią sił jego tylną straż, chcąc zmusić Krzyżaków do zatrzymania się. Chociaż atak nie powiódł się, Łokietek zrozumiał, że ma do czynienia tylko z częścią wojsk krzyżackich, wobec czego do trzeciego uderzenia przeznaczył większość swoich sił, aby rozstrzygnąć walkę, zanim nadejdą główne siły krzyżackie. Dopiero trzecie natarcie przyniosło sukces Polakom. Podobno stało się tak dzięki upadkowi wraz z koniem chorążego krzyżackiego Iwana. Ponieważ drzewce chorągwi było przymocowane do siodła, nie można było jej podnieść. Upadek chorągwi miał spowodować panikę i zamieszanie wśród oddziałów krzyżackich. Większość żołnierzy krzyżackich poległa bądź dostała się do niewoli razem ze swoim dowódcą wielkim marszałkiem Altenburgiem i 56 braćmi zakonnymi. Ledwo skończyła się pierwsza część bitwy i uporządkowano oddziały, nadciągnęły chorągwie Luterberga. Rozpoczęła się druga faza bitwy pod Płowcami. Z pewnością oba wojska rozwinęły się do natarcia po obu stronach drogi Radziejów - Brześć. Mimo zmęczenia kilkugodzinną walką, Polacy zaczęli przeważać nad przeciwnikiem. Po blisko godzinnej walce na pole bitwy przybył oddział Henryka Reuss von Plauena. O ile przybycie głównych sił Luterberga nie mogło stanowić dla Łokietka zaskoczenia, gdyż wątpliwe jest, aby 350 jeźdźców krzyżackich wziął za główne siły Zakonu, o tyle przybycie oddziału von Plauena na pewno go zaskoczyło. Przybycie oddziału von Plauena odwróciło losy bitwy i stanowi jeszcze jeden przykład w dziejach wojskowości, że w walce kawalerii nawet niewielki oddział - wypoczęty i nie zużyty w walce - może zdecydować o zwycięstwie. Gdy komtur Bałgi przybył na pole bitwy, musiał podobno zawracać uciekających już żołnierzy krzyżackich. Można przyjąć z dużym prawdopodobieństwem, że uderzył on zwartą kolumną na polskie lewe skrzydło rozwinięte na północ od drogi Radziejów - Brześć, gdzie przypuszczalnie walczyli Wielkopolanie i Kujawianie dowodzeni przez Wincentego z Szamotuł i prawdopodobnie królewicza Kazimierza, który z racji swoich obowiązków powinien znaleźć się przy Wielkopolanach. Uderzenie to przełamało front, wywołując panikę na polskim lewym skrzydle. Zwycięski von Plauen na czele swego oddziału skierował się na lewo, wychodząc na tyły wojsk polskich. Uwolni! tutaj jeńców krzyżackich wziętych do niewoli w pierwszej fazie bitwy. Aby nakreślić dalszy obraz bitwy, trzeba postawić pytanie i spróbować na nie odpowiedzieć: Czy Łokietek w momencie przybycia von Plauena dysponował jeszcze odwodami, czy też nie miał już żadnych rezerw? Ucieczka części wojsk polskich z pola bitwy oraz uwolnienie jeńców krzyżackich z pewnością przebywających na polskich tyłach sugerowałyby, iż Łokietek nie miał już w tej fazie walki żadnych odwodów. Jednakże fakt, że w ostatniej fazie bitwy Henryk von Plauen i czterdziestu znaczniejszych Krzyżaków znalazło się w polskiej niewoli, świadczy o tym, iż Łokietek dysponował jeszcze rezerwami. Odwody te nie mogły jednak stać w centrum, czyli w rejonie drogi Radziejów - Brześć, gdyż nie dopuściłyby do uwolnienia jeńców krzyżackich oraz zapobiegłyby przełamaniu sił polskich na północ od szosy Radziejów - Brześć i panice, jaka tam miała miejsce. Przypuszczalnie w momencie przybycia von Plauena Łokietek planował przełamać lub obejść siły krzyżackie rozwinięte na południe od drogi Radziejów - Brześć, ale nie zdążył, gdyż von Plauen przełamał mu północne skrzydło, co zmusiło króla do zmiany planów. Jako wódz musiał teraz osłonić tyły wojsk polskich rozwiniętych na południe od drogi przed oddziałem von Plauena oraz częścią sił krzyżackich, które nie wzięły udziału w pościgu. To prawdopodobnie na skutek tego starcia, odwodu Łokietka z oddziałem von Plauena, komtur Bałgi i czterdziestu znaczniejszych Krzyżaków dostało się do niewoli, a jego oddział został rozbity. Powrót części sił krzyżackich z pościgu nie pozwolił Łokietkowi w pełni wykorzystać tego sukcesu. Również Rocznik Traski, jedno z głównych źródeł, jest zdania, że ucieczka części wojsk polskich nie pozwoliła królowi odnieść całkowitego zwycięstwa. Prawdopodobnie bitwę przerwano jeszcze przed zachodem słońca na skutek olbrzymich strat, jakie poniosły obie strony. Tym bardziej, iż obie strony, żeby kontynuować walkę, musiały dokonać przegrupowana, gdyż siły polskie zostały zepchnięte na południe od drogi Radziejów Brześć. Krzyżacy, mimo że opanowali pole bitwy, bardzo szybko je opuścili, nie grzebiąc nawet swoich poległych. Uczynił to dopiero Maciej z Gołańczy (biskup kujawski), który doliczył się 4187 zabitych, z czego ponad połowę mieli stanowić Krzyżacy. Jeżeli do tego doliczymy rannych i wziętych do niewoli, to straty obu stron mogły sięgać 40%. Bitwa pod Płowcami, mimo że nie rozstrzygnięta, miała ogromne znaczenie polityczne. Po raz pierwszy siły zbrojne z różnych ziem polskich działały wspólnie w imię wyższych racji politycznych, przyczyniając się do większej integracji wszystkich dzielnic po okresie rozbicia dzielnicowego. Dzięki bitwie zmuszono wojska Zakonu do opuszczenia ziem polskich. Fragment książki: Witold Mikołajczak "Wojny polsko-krzyżackie" s. 51-56
"...Zgodnie z relacją wielkiego mistrza Lutera z Brunszwiku doszło do trzech starć, pomiędzy którymi rycerze odpoczywali. Podczas trzeciego starcia został przebity strzałą koń brata Iwana, dzierżącego wielką chorągiew Zakonu. Rycerz zwalił się na ziemię, a będąc przygnieciony martwym rumakiem, nie mógł podnieść się i unieść w górę chorągwi. Na widok zapadającej się chorągwi Zakonu panika wkradła się w szeregi krzyżackie i rycerze-mnisi zaczęli ustępować pola, jedni oddając się w niewolę, inni umykając z pola walki w kierunku Brześcia, chcąc jak najszybciej zawiadomić grupę von Luterberga. Wigand tak opisuje fazę bitwy po upadku wielkiej chorągwi Zakonu: "...Widzimy więc, że końcówka pierwszego starcia, które toczy się pod Radziejowem, jest niezwykle dramatyczna. Nie tylko pada wielka chorągiew Zakonu, ale także dochodzi do rzezi na pojmanych rycerzach..." "...Jeśli chodzi o chorągiew Zakonu (inaczej chorągiew wielkiego mistrza), wiemy od świadków z procesu warszawskiego, że przedstawiony był na niej pozłacany krzyż. Musiała być więc podoba do tej, którą zdobyto pod Grunwaldem i której replikę, dzięki przezorności Długosza, po dzień dzisiejszy możemy oglądać na Zamku Wawelskim..." "...Zarówno Wigand, jak i Kronika oliwska zgodnie wymieniają trzech dostojników Zakonu, którzy z całą pewnością polegli w przedpołudniowym starciu. Byli to: wielki komtur Zakonu Otto von Bonsdorf, komtur Elbląga, którym jak pamiętamy, był wielki szpitalnik Zakonu Hermann von (Dettingen oraz komtur gdański Albrecht von Ore. Można też założyć, że to właśnie w tej fazie bitwy ginie większość braci i gości Zakonu, którzy polegli w tym dniu. Po rozbiciu rycerzy odbywa się szturm na tabor krzyżacki, o czym informuje nas Długosz. Piechota krzyżacka, broniąca się tam, zostaje wycięta...." "...Wróćmy więc na pole bitewne pod Radziejowem. Jest południe. Rycerze polscy przebiegają pobojowisko, wykrzykując w szale radości groźby pod adresem Krzyżaków i nastając na króla, aby poprowadził ich dalej, przeciwko głównej grupie wojsk krzyżackich dowodzonej przez von Luterberga. Król jednak dobrze orientuje się w siłach przeciwnika, wszak Wincenty z Szamotuł nie omieszkał mu tego „szepnąć na ucho". Jeżeli ma podjąć ten atak, musi zabezpieczyć przyszłość syna, z nią bowiem łączy się także przyszłość z tak wielkim trudem zjednoczonego Królestwa. Stary król wie, że może dać głowę w tej potrzebie. Dawno już minęły bowiem czasy pierwszych książąt dzielnicowych, kiedy sakra chroniła życie władcy. Przeciwnik jest bezwzględny, mało tego, nie darzy „króla Krakowa" należytym szacunkiem. Łokietek przywołuje więc do siebie Kazimierza i kilku zaufanych rycerzy. Najpewniej będą to rycerze małopolscy, skoro wracać mają do Krakowa, w celu przygotowania go do ewentualnej obrony. Taki argument wytacza król rozzłoszczonemu tym rozkazem Kazimierzowi. Królewicz nie chce przepuścić okazji, jak każdy młody człowiek pragnie sławy i chwały. Chce, żeby śpiewali o nim pieśni bardowie, żeby rycerze patrzyli na niego z szacunkiem a damy (!) z uwielbieniem i podziwem. Wracać? Teraz? Za nic!..." "...Dyskusja z ojcem przeciąga się, a tymczasem armia królewska przesuwa się na wschód w kierunku niewielkiej wsi Płowce. T. Jurek twierdzi, że Łokietek liczył, iż uda mu się zaskoczyć von Luterberga. Wydaje się to jednak mało prawdopodobne, biorąc pod uwagę fakt, że wielu rycerzy z grupy von Altenburga uszło w kierunku Brześcia Kujawskiego. Łokietek musiał liczyć się z otwartym bojem, niemniej z osłabionym już przeciwnikiem. Około godziny 13 naprzeciwko pojawiają się mknący co koń wyskoczy jeźdźcy w białych płaszczach. Bitwa pod Płowcami rozpala się na nowo...." "...Naszym zdaniem pierwsza powróciła grupa komtura Bałgi Heinricha Reuss von Plauena. Rozpoznawanie jej, jako straży przedniej, a więc tej, która musiałaby wrócić najpóźniej, jest o tyle niewłaściwe, Ze Reuss von Plauen, o czym informują nas roczniki Traski i małopolski dostał się do niewoli: „Między nimi pewien możny szlachcic imieniem Rus w ich habicie został wzięty i do Krakowa dokąd opierał się iść z wojskiem sprowadzony i zakuty w kajdany Musiał więc komtur bałgijski zbierać po drodze niedobitków spod Radziejowa. dlatego też powrót jego oddziału był chaotyczny, bez charakterystycznego krzyżackiego szyku, kiedy więc Krzyżacy zaczęli ścinać się z pierwszymi polskimi rycerzami w okolicy Płowieć, obraz walki wciąż był korzystny dla Polaków, Poza von Plauenem do niewoli polskiej dostaje się wówczas komtur Golubia Eliger von Hoheinstein..." "...Tymczasem w oddali pojawia się groźny trójkątny szyk zwartych kopii i tarcz, posuwający się galopem w stronę poła walki. Na jego czele sam Otto von Luterberg, głównodowodzący - jak podają źródła - wrześniową wyprawą na Polskę. Na nowo rozpoczyna się ciężki bój, ale tym razem warunki dyktują krzyżacy. Najprawdopodobniej walczą w szyku, nie bacząc już na rycerskie zasady i coraz bardziej spychają armię królewską ku zachodowi. Walka jest zaciekła, świadczy o tym śmierć komtura toruńskiego Heinricha Rube. Ale i ze strony polskiej trup zaczyna padać gęsto. Być może to wtedy właśnie tracą życie Krystyn z Ostrowa, dzierżący chorągiew ziemi sandomierskiej, oraz chorąży krakowski Grzegorz Nekada Toporczyk. Upadek, szczególnie tej drugiej chorągwi, mógł spowodować panikę w szeregach Małopolan. Poza tym w bezpośrednim niebezpieczeństwie mógł znaleźć się sam król. Być może więc dopiero teraz, widząc że sprawa jest przegrana, Polacy dokonują mordu na trzymanych „między rowami" jeńcach. Tezę powyższą, jak się wydaje, przyjmuje także k. Górski. Ponadto teraz właśnie mogło nastąpić, na wyraźny już ojcowski rozkaz, wycofanie się królewicza Kazimierza» który pod eskortą Małopolan udał się w bezpieczne miejsce. Trudno to jednak nazwać rejteradą. Niemniej dostrzegają to niektórzy z rycerzy zakonnych, być może starają się zorganizować pościg, ale w bitewnym tłumie trudno jest skrzyknąć odpowiednią liczbę braci. Zresztą Polacy nie są jeszcze pokonani. Najtwardszy opór stawiają, sławieni potem w rocznikach Traski i małopolskim, Wielkopolanie Wincentego z Szamotuł. Z kolei o dobrej postawie łęczycan świadczy fakt utrzymania do końca jeńców. Na usprawiedliwienie krakowian możemy powiedzieć, że to na nich, jako walczących najbliżej króla, poszedł prawdopodobnie cały impet natarcia von Luterberga. W ferworze wałki udaje się Krzyżakom odbić z niewoli rannego Dietricha von Altenburga. Prawdopodobnie odbijają także chorągiew Zakonu, gdyż żadne polskie źródło nie mówi o sprowadzeniu jej do Krakowa..." "...Walka trwa do późnych godzin popołudniowych, ale z pewnością kończy się przed wieczorem. „ Wtedy utrudzony król uszedł z wojskiem swoim... ", jak zanotował opat Stanisław. Krzyżacy utrzymują pole, co zgodnie ze średniowiecznymi zasadami oznacza, że wygrali bitwę. Ich straty są jednak wielkie, a wróg, jak to można wywnioskować ze źródeł, nie całkiem rozbity. Łokietek zapewne rozłożył obóz w niewielkiej odległości od pola bitwy, chcąc zapewnić natychmiastową pomoc licznym rannym i ciężko poturbowanym rycerzom. Być może liczył się też z możliwością kontynuowania boju w dniu następnym. Krzyżacy w akcie zemsty mordują teraz część jeńców polskich, choć na prośbę świeckich rycerzy pruskich pozostawiają przy życiu stu „dobrych" dla okupu. Biorąc pod uwagę średniowieczne kryteria ocen musimy jednak rzetelnie stwierdzić, że Krzyżacy bitwę wygrali, co warto zaznaczyć choćby z tego powodu, iż w polskiej literaturze historycznej często poprzez zbytnie akcentowanie przedpołudniowego sukcesu Łokietka w kontekście całej bitwy, czytelnik mógł odnosić zgoła odmienne wrażenie. Dopiero po uświadomieniu sobie tej niewygodnej dla nas prawdy możemy stwierdzić, że pomimo militarnego zwycięstwa, Zakon doznał strategicznej porażki. Nie zrealizowano bowiem wytyczonych na wrzesień planów, poniesiono ogromne straty, zarówno ludzkie, jak i prestiżowe. Pamiętajmy, że bitwa pod Płowcami była największą rzezią od klęski Zakonu w bitwie nad Durbą w 1260 r., gdzie na polu walki zostało 150 braci. Obydwie strony od razu starały się przedstawić bitwę jako własny sukces, pomniejszając postawę przeciwnika. Znamy imiona niektórych rycerzy polskich biorących udział w bitwie pod Płowcami. Będą to przede wszystkim świadkowie z procesu warszawskiego, którzy w sposób bezpośredni stwierdzą swoją obecność w armii Łokietkowej we wrześniu 1331 r. Na pian pierwszy wysuwają się tutaj rycerze łęczyccy, którzy jeszcze przed połączeniem się z głównymi siłami króla prowadzili pościg za wrogiem: Paweł zwany Ogon, Michał podsędek, Chwał z Żychlina, sędzia, Urban podczaszy łęczycki i Przecław, późniejszy łowczy łęczycki, będący również z całą pewnością uczestnikiem starć pod Koninem. Sieradzanie to z pewnością wojewoda Stefan i cześnik Wacław. Z Kujawian wymienić musimy Chebdę kasztelana brzeskiego, Jana z Kisielewa, rycerza Wojciecha, wygnanego przez Zakon i osiadłego w Ziemi Dobrzyńskiej i także wygnanego z Kujaw Wierzbiętę, który osiadł w Kaliskiem i w 1336 r występował jako tamtejszy podkomorzy. Wszyscy Kujawianie stwierdzają przy tym swoją obecność w trakcie walk pod Koninem, a Jan z Kisielewa zeznaje, że podczas bitwy pod Płowcami otrzymał ranę w prawe ramię. Licznie występują także Wielkopolanie, z których większość przyprowadzona została przez Wincentego z Szamotuł. W szeregach Wielkopolan widzimy ponadto Andrzeja z Koszanowa z rodu Szaszorów-Opalów-Orłów, późniejszego kasztelana gnieźnieńskiego, a także Jarosława z Iwna z rodu Grzymałów, późniejszego kasztelana poznańskiego i Zbiluta Pałuka, kasztelana nakielskiego. Rycerzy małopolskich znamy tylko na podstawie listy poległych, jaką podają Rocznik świętokrzyski nowy (inaczej Rocznik mansjonarzy krakowskich) oraz Długosz. Śmierć poniósł wspomniany już chorąży sandomierski Krystyn z Ostrowa, syn kasztelana krakowskiego Prandoty. Zginął też kasztelan żarnowski, Jakub z Szumska. Długosz dodaje do tych rycerzy jeszcze Źegotę z Morawicy. Sceptycznie do tej informacji odniosła się A. Rutkowska-Płachcińska, ale T. Jurek uznał, że przekaz ten oparł Długosz na nie znanym nam źródle z XIV wieku i możemy uznać go za wiarygodny, gdyż poddaje się on weryfikacji. Do wymienionych rycerzy małopolskich dodać musimy wspominanego jtsi chorążego krakowskiego Grzegorza Nekadę z rodu Toporczyków, o którym także informuje Długosz. Uderza fakt, że poległo aż 4 rycerzy z jednego kręgu rodowego - Toporczyków. Dodatkowo, na co zwraca uwagę T. Jurek, polegli należeli do nielicznie reprezentowanych w armii Łokietka Małopolan. Było wśród nich aż dwóch chorążych - krakowski i sandomierski, co pozwala z dużą pewnością twierdzić, że co najmniej te dwie ważne chorągwie małopolskie dostały się w ręce Krzyżaków. Duże straty Małopolan, niekoniecznie muszą świadczyć o panice, jaka wybuchła w ich szeregach, ale - co podnosiliśmy wcześniej - o fakcie przyjęcia na siebie przez najlepiej uzbrojone chorągwie małopolskie głównego ataku grupy von Luterberga. Bitwa pod Płowcami była i jest niewątpliwie wspaniałą kartą w dziejach oręża polskiego. Ale bądźmy uczciwi - krzyżackiego również. Na przestrzeni ośmiu kilometrów, od bram Radziejowa, aż do wsi Płowce leżało ponad cztery tysiące trupów ludzkich i przypuszczalnie niewiele mniej końskich (wszak konie padały także pod rycerzami, którzy przeżyli)..." Fragment książki: Piotr W. Lech "Pierwsza wojna polsko-krzyżacka 1308-1343" s. 117-128 "...Nadejście wojsk polskich osłoniła gęsta mgła, która się wzniosła około godziny 9 rano. Łokietek, poinformowany przez wywiadowców o rozdzieleniu się sił krzyżackich, zdecydował się na stoczenie bitwy. Uszykował swe wojska, podzieliwszy je na 5 chorągwi; to samo zrobili Krzyżacy, którzy zorientowali się w planie króla. Pierwszy uderzył na Krzyżaków oddział Wielkopolan pod wodzą wojewody Wincentego z Szamotuł. Zawrzała zacięta walka, w której obie strony poniosły znaczne straty. Trzykrotnie uderzały oba wojska na siebie bez stanowczego rezultatu i po ataku cofały się, by odpocząć. Gdy znalazł się na ziemi sztandar krzyżacki przymocowany do siodła brata Iwana, powstał popłoch w szeregach krzyżackich, a Polacy wówczas otoczyli wojska krzyżackie ze wszystkich stron, zadając przeciwnikom wielkie straty. Walka zakończyła się około południa zwycięstwem Polaków. Do niewoli dostało się sporo braci zakonnych, a wśród nich wielki marszałek Dietrich v. Altenburg, dowódca tego oddziału raniony w twarz, Herman v. óttingen, komtur Elbląga, i Albert v. Ore, komtur gdański. Złożyli oni broń, zapewniwszy sobie, wedle relacji źródeł krzyżackich, bezpieczeństwo życia, lecz mimo to ponieśli (prócz marszałka) śmierć z rąk polskich. Najwcześniejsza z tych źródeł krzyżackich Kronika oliwska nic nie wie o rzezi jeńców, a rzekomo wymordowanych wymienia wśród poległych. Wymordowanie jeńców nie leżało w interesie króla, ponieważ stanowili oni w jego ręku cenny zastaw. Mogło się to co najwyżej dokonać przez tych, którzy ich pojmali^ gdy sytuacja dla armii Łokietka stała się krytyczna po przybyciu głównych sił krzyżackich, choć i to przypuszczenie wydaje się nieprawdopodobne. Raczej należy przypuścić, że Krzyżacy starali się wytworzyć później tę ujemną opinię o Polakach. Gdy wojsko Łokietka na znak zwycięstwa obwoływało pobojowisko swym hasłem bojowym „Kraków", zaczęły nadbiegać grupami oddziały armii głównej, będącej pod dowództwem Ottona v. Luterberg, a potem straży przedniej dowodzonej przez komtura v. Plauen. Przebieg tej drugiej bitwy znany nam jest tylko w jednostronnym oświetleniu krzyżackim. Wielki mistrz w swej relacji chwali się, że wojska krzyżackie zadały dotkliwą klęskę wojskom polskim. Kronikarz Wigand podaje, że w tej drugiej fazie bitwy pod Płowcami Krzyżacy zmusili Polaków do cofnięcia się. Kronika oliwska przedstawia cofnięcie się Polaków nieco odmiennie, a mianowicie że Polacy zmęczeni pierwszą bitwą uszli z pola, ponosząc w ucieczce znaczne straty. Te odmienne relacje są odbiciem współczesnych zapatrywań na przebieg bitwy i dowodzą, że przebieg tej drugiej bitwy pod Płowcami jasny nie był. Faktem jest, że spod Płowieć przywiedli Polacy jeńców, których liczbę podaje Rocznik małopolski na 40. Ponieważ wśród nich było kilku braci zakonnych i komtur Bałgi Henryk Reuss v. Plauen, dowódca straży przedniej, dlatego też Krzyżacy nie wykonali rozkazu Luterberga i nie wymordowali Polaków wziętych do niewoli w wyprawie wrześniowej. Henryk v. Plauen brał udział dopiero w drugiej fazie bitwy i dostał się do niewoli, a więc i wtedy Krzyżacy utracili jeńców. Cofnięcie się Łokietka z pola bitwy wobec przewagi krzyżackiej może świadczyć tylko o taktycznym zwycięstwie Krzyżaków. Strategicznym ono nie było, skoro wojsko zakonne, również silnie wyczerpane, po bitwie tak szybko rozpoczęło odwrót, że pozostawiło na pobojowisku niepogrzebane ciała poległych, zarówno wrogów, jak i swoich. Pogrzebem ich zajął się potem biskup kujawski Maciej i wzniósł na pobojowisku kapliczkę. Już nazajutrz po bitwie znaleźli się Krzyżacy w Toruniu (28 IX), przyprowadziwszy ze sobą tabor wozów z łupami. Ten szybki odwrót wojsk zakonnych do mocnej twierdzy toruńskiej usprawiedliwiał potem wielki mistrz potrzebą leczenia rannych. Po wycofaniu się Krzyżaków z Polski rycerstwo polskie z armii Łokietka rozeszło się także do domów. Trudno określić faktyczną liczbę strat krzyżackich i polskich w bitwie pod Płowcami. Źródła ówczesne wymieniają fantastyczne cyfry strat krzyżackich. Rocznik małopolski podaje liczbę zabitych żołnierzy krzyżackich na 20 000, w tej 500 braci zakonnych, 900 ciężkozbrojnych i 600 ludzi z oddziałów pomocniczych, co daje w sumie tylko 2000. Inne źródła polskie dochodzą do cyfry 40 000. Natomiast straty polskie miały być znikomo małe; wedle Rocznika małopolskiego 12 spośród rycerstwa i 30 z oddziałów pomocniczych. W źródłach krzyżackich straty polskie są większe niż zakonne. Wigand twierdzi, że pod Płowcami padło ze strony krzyżackiej 350 rycerzy i taka sama liczba Prusów, natomiast Polacy stracili w pierwszej bitwie 600, a w drugiej niezliczoną ilość ludzi. Pewną wartość ma inna jego wiadomość, że biskup kujawski Maciej pogrzebał na polu bitwy 4187 trupów, których ciała kazał na miejscu policzyć, po czym zawiadomił o tym wielkiego mistrza. Ile w tej cyfrze mieści się poległych Krzyżaków, nie wiemy. Zdaje się, że około 73 braci zakonnych poległo w bitwie pod Płowcami, a obok nich znaczna liczba Prusów i najemnych żołnierzy. Ilość jeńców krzyżackich wynosiła 40, a wśród nich prócz braci zakonnych byli goście i wasale Zakonu. Polaków przywiedziono do Torunia 56, wedle Pamiętnika krzyżackiego z roku 1335. Cyfry te dowodzą, że z obu stron walczono zajadle i raczej starano się zabijać, niż brać jeńców. Bitwa pod Płowcami, pierwsze poważne stracie Polaków z Krzyżakami, dowodzi, że Łokietek prowadził tę wojnę rozważnie, że o siłach i ruchach wojsk krzyżackich należycie szybko zdobywał wiadomości, a na stoczenie walnej bitwy wybrał moment dla armii polskiej najbardziej korzystny. Rycerstwo polskie stawiło czoło „brodaczom", jak wówczas nazywano Krzyżaków, śmiało i dzielnie, o czym świadczą cyfry zabitych i jeńców, Łokietek wobec przewagi sił krzyżackich wycofał wieczorem swą armię z pola bitwy z małymi stratami, uprowadzając ze sobą wziętych do niewoli jeńców, a Krzyżacy obawiając się nowego ataku z jego strony pospiesznie wrócili do Torunia. Ogólny wynik walki był dla Łokietka korzystny, bo ugruntował wiarę rycerstwa polskiego we własną wartość i siłę, a Krzyżaków zmusił do szybkiego strategicznego odwrotu, wstrzymując ich dalszą nieprzyjacielską akcję na terenie Kujaw. Bitwa ta jednak nie dała Polsce korzyści pod względem politycznym, bo nie złamała potęgi Krzyżaków i nie przyczyniła się do odebrania poniesionych na rzecz Zakonu przez Polskę strat terytorialnych..." Fragment książki: Edmund Długopolski "WŁADYSŁAW ŁOKIETEK NA TLE SWOICH CZASÓW" s. 348-352 "...Bitwę radziejowsko-płowiecką uznano więc słusznie za taktycznie nie rozstrzygniętą, ale za strategiczny sukces strony polskiej. Powstrzymanie bowiem akcji sił zakonnych i niedopuszczenie do ich połączenia z armią Jana Luksemburskiego nie tylko ocaliło Kujawy, lecz przede wszystkim jedność Królestwa Polskiego, chroniąc je od rozerwania poprzez aneksję niektórych dzielnic. Ale znaczenie to sięga jeszcze dalej. Aż do bitwy radziejowsko-płowieckiej niemiecki Zakon był wyłącznie stroną ofensywną, zagarniającą ziemie polskie i niszczącą centralne nawet dzielnice w sposób bezwzględny i okrutny - przy niewystarczającym odporze wojsk Łokietkowych. Dopiero w bitwie płowieckiej, w której wzięli udział przedstawiciele wszystkich ówczesnych dzielnic Królestwa Polskiego, siły zakonne zostały wciągnięte w bój, ponosząc w nim tak poważne straty i opuszczając szybko teren Polski. Widok białych jak z krzyżem Zakonu, leżących na polu radziejowsko-płowieckim lub zabranych do niewoli - bez względu na końcową, niepomyślną dla Polski, fazę walki - stanowił dowód, że siły wszystkich dzielnic polskich, stających do walki pod królewskim dowództwem, zdolne są przeciwstawić się fali krzyżackiej agresji. Umacniało to bez wątpienia patriotyzm polski i podtrzymywało przeświadczenie, że walka, zwycięska walka, z najgroźniejszym wrogiem Polski jest możliwa i realna..." Fragment książki: Marian Biskup "Wojny Polski z Zakonem Krzyżackim 1308-1521" s. 41 "...Starcie polsko-krzyżackie pod Płowcami przyczyniło się też pośrednio do niepowodzenia działań wojennych Jana Luksemburczyka, który pod koniec września 1331 roku wkroczył do Wielkopolski i obiegł Poznań. Przez kilka dni wojska czeskie zaciekle szturmowały miasto, tracąc kilkuset zabitych. Na wieść o groźbie najazdu węgierskiego król czeski porzucił sprzęt oblężniczy i w pośpiechu wycofał się na Śląsk..." Fragment książki: Witold Mikołajczak "Wojny polsko-krzyżackie" s. 56 "...Najazd więc, według Wiganda, nastąpił 20 listopada i odbył się przy pomocy najemników, na czele których stanęli Poppon von Kokeritz i Otton von Bergów. Ten ostatni był najprawdopodobniej Czechem, gdyż widzimy go u boku króla Jana już podczas wypraw z 1329 r. S. Zajączkowski wysuwa tezę, że owi liczni najemnicy biorący udział w listopadowym napadzie na Kujawy mogli być więc Czechami przysłanymi przez Jana Luksemburskiego, któremu akcja krzyżacka była jak najbardziej na rękę. Można jednak dorzucić w tym miejscu krótką refleksję: udział najemników mógł też wynikać z prostej konieczności ich użycia, powodem której były wielkie straty, jakie poniósł Zakon we wrześniu. Głównym jednak wodzem ekspedycji, na co również wskazuje Wigand, był sam wielki mistrz Luther z Brunszwiku, podkreślona jest także osoba komtura krajowego, a więc Otto von Luterberga. Najazd trwał 14 dni, choć niestety o jego przebiegu nic pewnego nie wiemy, po czym wielki mistrz rozmieścił armię na leżach zimowych w różnych miastach..." Fragment książki: Piotr W. Lech "Pierwsza wojna polsko-krzyżacka 1308-1343" s. 130-131 "...Zima przełomu 1331-1332 r. przerwała dalszą akcję zbrojną Zakonu, z którego inicjatywy w początkach 1332 r. rozpoczęły się rokowania z Łokietkiem w Brześciu Kujawskim o wymianę jeńców, tj. zwłaszcza z walk pod Radziejowem i Płowcami (na czele z komturem Plauenem). Ale rokowania te, jak i inne, prowadzone już bez udziału króla, w Inowrocławiu nie przyniosły rezultatu. Zawiodły też próby zawarcia rozejmu, który postulowała strona polska w Inowrocławiu w początkach kwietnia 1332 r. Propozycja ta została odrzucona przez Zakon, który już wtedy przygotował się do kolejnej wyprawy na Kujawy, aby wreszcie opanować je i uzyskać atut w rokowaniach z opornym Łokietkiem, dotyczących jego rezygnacji z Pomorza Gdańskiego. Armia krzyżacka wyruszyć miała w początkach kwietnia 1332 r., także zaopatrzona w machiny oblężnicze dla zdobycia miast kujawskich. Na jej czele stanął znowu komtur krajowy chełmiński Otto von Luterberg, ponownie w asyście wielkiego marszałka Dietricha von Altenburga. Obok oddziałów z ziemi chełmińskiej i Pomorza Gdańskiego w wojsku krzyżackim były też grupy zaciężnych, przybyłe zwłaszcza z Czech..." Fragment książki: Marian Biskup "Wojny Polski z Zakonem Krzyżackim 1308-1521" s. 42-43 "...Armia krzyżacka przybyła pod Brześć 9 kwietnia 1332 r. Miasto i gród były bronione przez załogę królewską, na której czele stał wojewoda brzeski Wojciech z Kościelca..." Fragment książki: Marian Biskup "Wojny Polski z Zakonem Krzyżackim 1308-1521" s. 43 Brześć Kujawski 9-21 kwiecień 1332 "...Krzyżacy byli już przygotowani do nowego napadu na Polskę, toteż zerwali rokowania, a kilka dni później ich wojska obiegły Brześć Kujawski (9 kwietnia 1332 r.) - Tym razem Krzyżacy postawili sobie za cel trwałe opanowanie Kujaw. Wyprawa ta była dobrze wyposażona w środki do prowadzenia oblężeń grodów i miast. Dowodził nią, podobnie jak najazdami z lat 1327 i 1329 oraz dwoma z roku 1331, komtur prowincji chełmińskiej Otto von Luterberg, a towarzyszył mu wielki marszałek Dietrich von Altenburg oraz komturowie: toruński, dobrzyński, nieszawski, gdański i świecki, którzy dowodzili oddziałami z własnych komturii. Ponadto w skład wyprawy weszły wojska najemne Poppona von Kökeritza i Ottona von Bergowa, które zimowały w państwie krzyżackim. Łokietek spodziewał się ataku krzyżackiego na Kujawy i przebywał wiosną 1332 roku w Brześciu Kujawskim, starając się go przygotować do oblężenia. Ponieważ Kujawy były wyniszczone i wyludnione, sprowadził tu oddziały z innych ziem polskich. Bratanek Łokietka, książę łęczycki Władysław przysłał oddział rycerstwa pod wodzą kasztelana łęczyckiego Pawła. Przybył też oddział z ziemi sieradzkiej, dowodzony przez kasztelana rozpierskiego Andrzeja, a także rycerze z Poznańskiego i Kaliskiego. Mimo to Krzyżacy mieli znaczną przewagę liczebną, a poza tym posiadali dobrą znajomość techniki walk oblężniczych. Stanąwszy 9 kwietnia 1332 roku pod Brześciem, Otto von Luterberg wysłał do dowódcy jego załogi, wojewody brzeskiego Wojciecha z Kościelca z rodu Leszczyców, posła z żądaniem kapitulacji. Gdy wojewoda odmówił, Krzyżacy rozpoczęli systematyczne oblężenie. W ciągu siedmiu dni wykonali poważne prace ziemne, otaczając miasto zwartym pierścieniem fortyfikacji polowych, złożonych z rowu i wału. W ten sposób uniemożliwili oblężonym utrzymanie kontaktu j ze światem zewnętrznym. Na wieść o oblężeniu Brześcia wojewoda poznański Wincenty z Szamotuł powołał pod broń rycerstwo wielkopolskie, polecając mu zgromadzić się w Gnieźnie. Gdy rycerze zbierali się zbyt wolno, a spod Brześcia nadchodziły alarmujące wieści, Wincenty wysłał do oblężonego miasta oddział złożony z 60 rycerzy, nie licząc pocztów i czeladzi. Oddział ten dotarł pod Brześć, ale nie zdołał przełamać pierścienia krzyżackich umocnień i musiał zawrócić. Po zakończeniu przygotowań do szturmu Krzyżacy 17 kwietnia 1332 roku przystąpili do zdobywania Brześcia, działając systematycznie i posługując się najlepszymi, jak na owe czasy, środkami technicznymi. Uruchomili dwie machiny miotające pociski burzące w postaci wielkich kamieni oraz zapalające w postaci naczyń z płonącą smołą lub wiązek palącego się łuczywa. Od tych pocisków spłonął klasztor oraz kościół dominikanów. Wreszcie specjalnie wyszkolony oddział krzyżacki podsunął pod sam mur miejski potężny taran zaopatrzony w daszek kryjący przed pociskami obrońców obsługujących go ludzi. Równocześnie kusznicy gęsto zaczęli ostrzeliwać oblężonych, aby uniemożliwić im zniszczenie taranu. Po trzech dniach nieustającej pracy obu machin i taranu, 20 kwietnia wieczorem wyłom był gotowy, a załoga obrońców zmęczona i przerzedzona trwającym ostrzałem. Na dodatek prawdopodobnie wśród mieszczan znaleźli się zdrajcy. Korzystając z ich pomocy, 21 kwietnia Krzyżacy wdarli się do miasta rabując i mordując mieszkańców. Część załogi zginęła w walce, część dostała się do niewoli, jedynie nielicznym udało się zbiec w ostatniej chwili. Wśród tych ostatnich znalazł się dowódca Wojciech z Kościelca..." Fragment książki: Witold Mikołajczak "Wojny polsko-krzyżackie" s. 56-58
"...
Kalendarz włocławski z kolei dorzuca kolejną ważną informację: Początkowo obrońcy próbują rokowań. Obliczone są na zwłokę, dającą czas na nadejście odsieczy z Wielkopolski, po którą uprzednio posłano. Krzyżacy chyba się zorientowali o co de facto chodzi i odmówiwszy rozpoczęli oblężenie. Zaczęto od ostrzału grodu, ażeby przygotować grunt pod szturm na wały. Wiemy, że ostrzał ten był bardzo intensywny. Machiny wyrzucały wielkie ilości ciężkich kamieni, naczyń ze smołą i zapalonym łuczywem, co powodowało pożary wewnątrz miasta, które strawiły m. in. kościół i klasztor dominikanów. Jednocześnie trwał równie intensywny ostrzał z łuków i kusz. Jeden ze świadków na procesie warszawskim, przeor klasztoru braci kaznodziejskich, Piotr Natura, opowiadał, że Krzyżacy: „Tyle miotali strzał, iż wydawało się, że deszcz pada". Prowadząc ostrzał Krzyżacy zbudowali potężny taran. Składał się on z wielkiej belki, zawieszonej na linach w pewnego rodzaju budce na kółkach. Belka ta była z jednej strony silnie nabita kawałkami żelaza, a osłonięta mocnym dachem, dzięki któremu obsługujący taran piechurzy chronieni byli przed strzałami, głazami, smołą i innymi przedmiotami miotanymi na nich przez obrońców. Było z pewnością kilka szturmów, w trakcie których Krzyżacy podprowadzali taran pod mur i bili weń, najpierw go osłabiając, potem czyniąc w nim duży wyłom (lub kilka wyłomów). Oblężenie trwało na pewno dłużej, aniżeli te cztery dni, o jakich wspomina rocznik Traski. "...J. Karwasmska przyjęła, idąc za zeznaniami świadków z procesu warszawskiego, dzień 20 kwiecień jako datę zdobycia miasta, co zostało zaakceptowane przez innych historyków. Można też zgodzić się z tezą M. Biskupa, który uważa, że trzy dni trwał ostatni, decydujący szturm, po którym miasto się poddało. Stało się to wskutek zarówno osłabienia obrońców, spośród których, jak czytaliśmy w roczniku Traski, wielu zginęło, ale także z powodu zdrady pewnej części mieszczan. Na czym polegała ta zdrada - czy była to jakaś forma sabotażu, czy też może wymuszenie na polskiej załodze aktu kapitulacji - do końca nie wiadomo. Tymczasem do grodu zbliżali się z odsieczą rycerze wielkopolscy zorganizowani przez Wincentego z Szamotuł. T. Nowak, idąc za Zajączkowskim, dowodzi, że była to tylko część sił organizowanych przez wojewodę poznańskiego, a więc tylko ci, którzy gotowi byli wyruszyć od razu na wieść o oblężeniu, przy czym za pewnik bierze informację, że było to 60 rycerzy wraz z pocztami (czyli mniej więcej 400-600 ludzi). Jeśli tak rzeczywiście było, to faktycznie mieli oni mizerne szanse na zdziałanie czegokolwiek przeciwko kilku-tysięcznej armii. I faktycznie niczego nie zdziałali, choć nie wiemy nic bliższego o stoczonym przez nich boju, poza tym, że bezskutecznie próbowali przedostać się przez pierścień krzyżacki opasujący twierdzę. Trwające właśnie święta Wielkanocne nie przeszkodziły Krzyżakom w przypuszczeniu ostatecznego szturmu na Brześć. Wdarli się oni przez uczyniony wyłom w murze i po krótkiej walce wewnątrz grodu, opanowali go całkowicie. Podczas walki zginęła część obrońców, inni dostali się do niewoli i tylko nielicznym udało się uciec. Pośród nich był dowódca obrony wojewoda brzeski Wojciech, który podążył do rodzinnej Pakości, zabierając z sobą wielu innych uciekinierów wraz z ich rodzinami i dziećmi, o czym informuje nas rocznik Traski. Ponadto z tego samego źródła dowiadujemy się, że pozostali uciekinierzy udali się wprost do Krakowa, na dwór królewski. Upadek stolicy Kujaw, odwleczony dzięki bitwie pod Radziejowem-Płowcami, stał się faktem..." Fragment książki: Piotr W. Lech "Pierwsza wojna polsko-krzyżacka 1308-1343" s. 132-134 Po zdobyciu Brześcia wojska krzyżackie udały się pod Inowrocław. Inowrocław 26 kwiecień 1332 "...wojska Luterberga skierowały się szybko na północ i podeszły pod drugi, najważniejszy gród i ośrodek miejski na Kujawach - Inowrocław. I tam znajdowała się na grodzie załoga królewska pod dowództwem starosty Kujaw i wojewody inowrocławskiego Jana z Płonkowa. Przed 26 kwietnia 1332 r. armia krzyżacka otoczyła miasto z przyległym grodem i rozpoczęła ostrzał, także za pomocą machin. Spowodowało to szybką zmianę nastrojów w mieście, a jego mieszkańcy - i tutaj częściowo pochodzenia niemieckiego, pozostający głównie pod wrażeniem upadku Brześcia i siły oblegających - dobrowolnie poddali się Zakonowi 26 kwietnia. Zapewne gród próbował się jeszcze bronić, jednak został szybko zdobyty. Dowództwo krzy-żackie pozwoliło rycerstwu kujawskiemu i mieszczanom podjąć decyzję pozostania pod władzą Zakonu lub opuszczenia ziemi czy miasta w ciągu ośmiu dni..." Fragment książki: Marian Biskup "Wojny Polski z Zakonem Krzyżackim 1308-1521" s. 43-44 "...Armia krzyżacka, pozostawiwszy część sił w Brześciu, ruszyła pod drugi najważniejszy na Kujawach gród - Inowrocław. Dowódcą jego obrony był starosta Kujaw i wojewoda inowrocławski, Jan z Płonkowa. W jego otoczeniu przebywali i inni miejscowi dostojnicy: podkomorzy Dobiegniew, kasztelan Bogusza i sędzia Jaśko. Znamienne, że rycerstwo wielkopolskie, zbierające się na rozkaz Wincentego z Szamotuł w Gnieźnie, usłyszawszy o upadku Brześcia zaniechało wyprawy przeciwko Krzyżakom i rozeszło się do domów. Inowrocław więc nie mógł liczyć na pomoc. Musiało to wpłynąć na postawę załogi, tym bardziej że Inowrocław nie był związany z osobą Łokietka tak, jak jego rodzinny Brześć. Obrona Inowrocławia, jak utrzymuje J. Karwasińska, trwała nie więcej jak trzy dni. W opinii współczesnych Inowrocław poddał się dobrowolnie. Nawet Długosz w ten właśnie sposób przedstawia sprawę, pisząc jak na niego dość lakoniczną informację: „[wojsko krzyżackie] zajmuje Inowrocław na skutek dobrowolnego poddania się ". Na procesie warszawskim obrońcy Inowrocławia starają się usprawiedliwiać. Tomisław z Krążkowa mówi, że załoga nie mogła inaczej uczynić z obawy, żeby jej nie wymordowano, zaś dowódca obrony Jan z Płonkowa dodaje, iż załoga i mieszczanie otrzymali od Krzyżaków wybór: pozostać na miejscu lub usunąć się w ciągu ośmiu dni. Dodatkowo chyba i tym razem negatywną rolę odegrali mieszczanie, gdyż Annalista toruński wyraźnie zaznacza, że Krzyżacy:,,zdobyli miasto Inowrocław bez jakiejś krzywdy mieszkańców". Mogli tak uczynić wskutek życzliwego przyjęcia przez mieszczan. Podnosi to także S. Zajączkowski, zwracając uwagę na pewne sformułowania, które znalazły się zarówno w instrukcji dla posłów krzyżackich, jadących na zjazd Wyszehradzki w 1335, jak i w dokumencie pokoju kaliskiego z 1343, gdzie wyraźnie zaznaczano, aby król Kazimierz udzielił przebaczenia mieszkańcom Inowrocławia. T. Nowak całą winą za upadek Inowrocławia obarcza mieszczan, twierdząc że poddali oni miasto, zaś osamotniona załoga broniła się na grodzie jeszcze przez kilka dni, ulegając dopiero przewadze liczebnej i technicznej Krzyżaków. Pośrednio w tej teorii popiera go M. Biskup. Powiedzmy jednak szczerze, że w Inowrocławiu znajdowali się niemal wszyscy ważniejsi urzędnicy królewscy, gród był dobrze przygotowany do obrony i mógł przez dłuższy czas stawiać opór, gdyby taka była wola jego załogi. Tej woli właśnie naszym zdaniem zabrakło, co mogło być spowodowane wieściami o upadku Brześcia i niepowodzeniu (braku chęci?) wielkopolskiej odsieczy..." Fragment książki: Piotr W. Lech "Pierwsza wojna polsko-krzyżacka 1308-1343" s. 135-136 "...Drugim miastem, które wtedy wpadło w ręce Krzyżaków, był Inowrocław. Obroną grodu kierował Jan z Płonkowa, wojewoda inowrocławski i starosta kujawski. Obok niego znajdowali się tam kasztelan inowrocławski Bogusza i sędzia Jaśko, obłożnie wówczas chory. Skoro Krzyżacy podsunęli się z machinami pod mury, mieszczanie poddali miasto dobrowolnie bez walki, za co wyjednali im potem Krzyżacy przebaczenie u króla. Zajęcie Inowrocławia dokonało się 26 IV, a Krzyżacy dali rycerstwu i mieszczanom do wyboru albo uznać ich rządy, albo wynieść się do dni ośmiu. Po zdobyciu najsilniejszych punktów obrony ziemi kujawskiej inne grody nie stawiały oporu Krzyżakom..." Fragment książki: Edmund Długopolski "WŁADYSŁAW ŁOKIETEK NA TLE SWOICH CZASÓW" s. 356 "...Wkrótce Krzyżacy zdobyli Gniewków, stołeczny gród księcia Kazimierza, który został zmuszony do oddania swego syna jako zakładnika. Kolejną ofiarą wojsk krzyżackich był Raciążek - gród biskupów kujawskich obsadzony przez załogę królewską pod dowództwem kasztelana nakielskiego Zbiluta Pałuki, który również został zdobyty i spalony. Następnie w ciągu krótkiego czasu Krzyżacy opanowali wszystkie pozostałe grody kujawskie: Bydgoszcz, Kowal, Kruszwicę, Przypust, Radziejów, Służewo, Solec, Strzelno. Jedynie Włocławek stanowiący własność biskupów kujawskich nie został obsadzony przez załogę krzyżacką. Do ostatka walczyły natomiast oddziały rycerstwa wielkopolskiego zorganizowane przez Wincentego z Szamotuł, który poległ w boju przeszyty krzyżackim bełtem..." Fragment książki: Witold Mikołajczak "Wojny polsko-krzyżackie" s. 58
"...Musiał bronić się też Raciąż, gdzie stała załoga królewska, dowodzona przez kasztelana nakielskiego, Zbiluta Pałukę. Świadczy tym fakt konieczności zdobycia tego miasta przez Krzyżaków, a następnie doszczętnego spalenia go. Mniej chwalebnie zachował się inny urzędnik królewski, kasztelan Kruszwicy, Przezdrew, brat tak wiernego Łokietkowi biskupa Gerwarda, który opuścił swe stanowisko i uciekł, pozostawiając gród na pastwę najeźdźców. Podobny los spotkał inne kujawskie grody: Wyszogród, Strzelno, Radziejów, Przypust, Bydgoszcz, Solec, Służewo i Kowal, które wyliczone są w artykule IX polskiego aktu oskarżenia z roku 1339. W roczniku Traski znajdujemy jeszcze jedną, niezwykle interesującą z naszego punktu wiadomość: Jasną kartą w tym smutnym obrazie Kujaw wiosną 1332 jest postawa Wojciecha Kościelca z Pakości. Jak pamiętamy, wymknął on się Krzyżakom w Brześciu i wraz z wieloma innymi uciekinierami udał się do Pakości, leżącej na lewym brzegu Noteci, a więc już na terenie Wielkopolski. Tutaj przygotował się do obrony, a musiał uczynić to solidnie, skoro przysporzy Krzyżakom nie lada kłopotu. „Jedynie wojewoda brzeski Wojciech z Kościelca - informuje nas Długosz - uniknął dzięki odwadze tej klęski. Zamknąwszy się w zamku Pakość bronił go dzielnie i rozbijając raz po raz wrogów, nie dał się pokonać i zmusić do poddania się. Oczywiście relacja ta dotyczy decydujących o fosie Kujaw dni kwietniowych, kiedy to rzeczywiście Wojciech z Kościelca odpierał w Pakości wszystkie ataki krzyżackie. Sprawa jest zagadkowa, bo dlaczego garstka rycerzy zamkniętych w gródku nie mogącym równać się walorami obronnymi z Brześciem czy Inowrocławiem, była w stanie tak długo opierać się armii zakonnej? Jedyną sensowną odpowiedzią będzie stwierdzenie, że musieli Otto von Luterberg i Ditrich von Altenburg dokonać podziału armii na szereg pomniejszych oddziałów, które rozproszyły się po całych Kujawach w celu gruntownego ich opanowania. Oddziały te trudniły się zdobywaniem poszczególnych rycerskich siedzib, w tym też Pakości. [...] Wigand I podaje, że: „Potem w wspomnianym roku w wigilię św. Małgorzaty w czasie żniw, gdy lud na Kujawach zboże zbierał o godzinie nieszpornej bracia z mnóstwem wielkim uderzają na zamek Pakość". Krzyżacy musieli więc w lipcu zorganizować przeciwko Wojciechowi specjalną wyprawę, co potwierdza także Annalista toruński. Widocznie siły. jakie stanęły pod Pakością, 12 lipca były przytłaczające, skoro już następnego dnia Wojciech zgodził się na rokowania w sprawie poddania grodu. Konieczność zorganizowania specjalnej armii przeciwko Pakości świadczy dodatkowo o sile oporu, jaki w kwietniu musieli stawiać zamknięci w niej rycerze polscy. Wojciech zmuszony został do zaprzysiężenia Zakonowi wierności i dał jako zakładników dwóch swoich synów, w zamian jednak pozwolono mu pozostać na grodzie..." Fragment książki: Piotr W. Lech "Pierwsza wojna polsko-krzyżacka 1308-1343" s. 136-137 "...Zwycięski Zakon opanował wiosną 1332 r. całość Kujaw, usuwając z nich rycerstwo, zbyt wiernie służące Łokietkowi. Część rycerstwa dobrowolnie opuściła swoje kujawskie siedziby, przenosząc się do Wielkopolski. Na opanowanych grodach Zakon ulokował swoich komturów, zwłaszcza na Kujawach Brzeskich..." Fragment książki: Marian Biskup "Wojny Polski z Zakonem Krzyżackim 1308-1521" s. 44 "...Ale czy Krzyżacy rzeczywiście myśleli o utrzymaniu Kujaw, czy też może dokonali inwazji w zupełnie innym celu? Niektórzy historycy twierdzą, że opanowanie tej dzielnicy, musiał Zakon traktować, jako kartę przetargową w pertraktacjach na temat zajętych już wcześniej ziem, szczególnie Pomorza. Stoi to jednak w jakiejś sprzeczności z gospodarowaniem się Zakonu na Kujawach. Nikt raczej nie buduje zamków, wiedząc, że za chwilę ziemie te będzie musiał oddać. A Krzyżacy ustanowili nowe komturie w Brześciu, Kowalu i Radziejowie oraz wójta w Przedeczu i co za tym idzie wprowadzili własną administrację. Być może więc Zakon chętnie zatrzymałby zagarnięte terytoria, licząc się jednak z tym, że dopiero w ostateczności posłuży się nimi w negocjacjach z Polską na temat Pomorza Gdańskiego..." Fragment książki: Piotr W. Lech "Pierwsza wojna polsko-krzyżacka 1308-1343" s. 138 "...Sędziwy i schorowany już król Władysław nie pozostał bierny na nieszczęście, jakie spotkało jego rodzinną dzielnicę. Ponownie wsparty został posiłkami węgierskimi i 15 sierpnia, z całkiem pokaźną armią, ruszył przeciwko Krzyżakom. "przeszedłszy przez ziemią Mazowiecką - czytamy w Kronice oliwskiej - chciał przeprawić się przez Drwęcę i ziemię chełmińską zająć, co zobaczywszy rzeczony mistrz ze wszystkimi, którzy mogli w wielkie wojsko zbierają się w pośpiechu i przebywają rzekę zamykając króla między dwoma jeziorami, skąd żadnej nie miał ucieczki, lecz miał do wyboru albo umrzeć, albo walczyć ". O manewrze Luthera z Brunszwiku, czytamy także u Wiganda i w roczniku Traski, przy czym ten ostatni sugeruje, że pułapka w którą dostał się Łokietek, zorganizowana została przy udziale agentów krzyżackich. Niewiele wiemy o układzie sił armii, które stanęły naprzeciwko siebie. Z pewnością jednak Krzyżacy, nawet jeśli nie byli liczniejsi, stworzyli sobie dogodniejszą sytuację do stoczenia bitwy. Mogła ona okazać się katastrofalna w skutkach dla polskiego króla, ale jak czytamy w Kronice oliwskiej w sprawę wmieszali się „uczciwi panowie, którzy zapobiegli rozlewowi krwi. Za sprawcę ugody jednogłośnie uważają historycy Piotra z Alwernii, legata papieskiego, który już w kwietniu otrzymał od papieża polecenie, aby doprowadzić do przerwania walk Polski z Zakonem. Negocjacje, które rozpoczęto, zakończyły się podpisaniem rozejmu do Zielonych Świątek 1333 r..." Fragment książki: Piotr W. Lech "Pierwsza wojna polsko-krzyżacka 1308-1343" s. 138 "...W tym czasie Karol Robert i Jan Luksemburczyk mieli rozstrzygnąć spór polsko-krzyżacki. Zarówno Krzyżacy, jak i Łokietek zgodzili się na propozycje Piotra z Alwerni. Rozejm ten faktycznie kończył wojnę polsko-krzyżacką o Pomorze Gdańskie i ziemię chełmińską, która toczyła się w latach 1327-1332. Łokietek postanowił wykorzystać tak duże siły zgromadzone przeciw Krzyżakom do uderzenia na załogi króla czeskiego okupujące południowo-zachodnią Wielkopolskę. Dowództwo nad tą wyprawą powierzył królewiczowi Kazimierzowi..." Fragment książki: Witold Mikołajczak "Wojny polsko-krzyżackie" s. 59 Po zawarciu rozejmu w obozie polskim uzgodniono, że aby nie zmarnować obecnych posiłków węgierskich, należy zrobić ostateczne porządki w Wielkopolsce, gdzie wciąż jeszcze dwóch książąt: Jan ścinawski i Henryk żagański nie uznawało zwierzchnictwa króla polskiego, wręcz przeciwnie, jak pamiętamy przymuszeni zostali do uległości względem Jana Luksemburskiego i być może wspierali Zakon w wojnie z Łokietkiem. Zresztą cała sprawa dotyczyła południowej części Wielkopolski, która pozostawała w rękach Henryka i Jana aź do października 1331, kiedy to Jan powracając spod Poznania na Śląsk zajął siłą tamtejsze grody i obsadził swoimi załogami złożonymi z Czechów, Niemców i Ślązaków. Najmocniej obsadzony został gród Kościan, który został zdobyty przez królewicza Kazimierza brawurowym atakiem. Zajęta została wtedy przez armię polską pokaźna połać kraju, ale bez terenów związanych ekonomicznie ze Śląskiem, a więc Sławna i Wschowy. Był to już ostatni militarny sukces króla Władysława Łokietka..." Fragment książki: Piotr W. Lech "Pierwsza wojna polsko-krzyżacka 1308-1343" s. 139-140 "...Rozejm sierpniowy praktycznie zakończył starcia zbrojne świeżo zjednoczonego Królestwa Polskiego z Zakonem Krzyżackim. Ostatnio historycy słusznie nazywać zaczęli ten okres pierwszą Wielką Wojną. Widzieliśmy bowiem szereg starć, obfitujących w dramatyzm i prowadzonych ze zmiennym szczęściem przez obie strony konfliktu. Były zdobywania grodów i bitwy w otwartym polu, walki wojowników niższych kondycji i zmagania rycerzy. Pochłonęła też ta wojna wiele tysięcy ofiar, także wśród ludności cywilnej. Wielkie obszary ziem dobrzyńskiej, chełmińskiej, kujawskiej i wielkopolskiej zostały zdewastowane; domy, gródki, większe zamki, miasta i miasteczka uległy pożodze, wiele rodzin, zarówno chłopskich, mieszczańskich jak i rycerskich znalazło się bez dachu nad głową. Ucierpiało też duchowieństwo, tracąc dużą liczbę z mozołem wybudowanych kościołów (ok. 100) i klasztorów, a także w wielu rejonach będąc doprowadzone do ekonomicznej ruiny. Ale jak powiada przysłowie aktualne w każdych czasach: „Czego władcy nawarzą, tym się poddani poparzą"..." Fragment książki: Piotr W. Lech "Pierwsza wojna polsko-krzyżacka 1308-1343" s. 139 |
Strona główna Władcy Ważne bitwy Polityka prywatności Antykwariat Księga gości