WOJNA Z HABSBURGAMI O KORONĘ CZESKĄ |
|
"...W 1437 r. zmarł cesarz Zygmunt Luksemburski. Tron czeski przekazał przed śmiercią swojemu zięciowi Albrechtowi Habsburskiemu. Utrakwiści w miarę zgodnie przyjęło Albrechta jako swojego władcę. Natomiast taboryci nie chcieli go na tronie czeskim. W marcu 1438 r. poselstwo czeskie zwróciło się do króla polskiego Władysława III z prośbą, by pozwolił swojemu bratu Kazimierzowi objąć rządy w Pradze. Dnia 20 kwietnia 1438 r. zapadła na zjeździe w Nowym Mieście Korczynie decyzja o przyjęciu korony czeskiej. W maju również oba stronnictwa czeskie zaaprobowały w Mielniku zgodę na objęcie tronu przez Kazimierza Jagiellończyka. By ubiec rywala polskiego Albrecht natychmiast przybył z wojskiem do Pragi i z poparciem swych zwolenników koronował się dn. 29 czerwca na króla czeskiego..." Fragment książki: Marek Plewczyński "Wojny Jagiellonów z wschodnimi i południowymi sąsiadami Królestwa Polskiego w XV wieku" Rozdział 1.4 "...Przez cały czerwiec trwały w Polsce intensywne przygotowania do wyprawy czeskiej. W stosunkowo krótkim czasie zmobilizowano armię liczącą około 9-10 tys. ludzi, głównie żołnierzy zaciężnych i rycerstwa służącego ochotniczo. Jagiellończycy zrezygnowali z osobistego udziału w wyprawie. Wodzami wojsk polskich wyznaczono wojewodów: poznańskiego Sędziwoja Ostroroga i sandomierskiego Jana Tęczyńskiego. Siły główne poprzedzała straż przednia dowodzona przez Dersława Rytwiańskiego. Z Krakowa wyruszono około 24 czerwca kierując się przez Zator i Oświęcim ku granicy czeskiej w Cieszynie, którą przekroczono w cztery dni później. Zamierzano maszerować prostą drogą przez Ołomuniec na Pragę. W połowie drogi do Ołomuńca na wysokości Nowego Jičina, doszła do dowódców polskich wiadomość o przybyciu do Pragi Albrechta z wojskiem habsburskim i jego koronacji na króla czeskiego. Postanowiono kontynuować pochód, ale nie znając liczebności sił przeciwnika, maszerować trasą przebiegającą z dala od głównych szlaków i przez teren przygraniczny. W wypadku znacznej przewagi sił habsburskich, można było uskoczyć na Śląsk np. przez Kotlinę Kłodzką. Wojsko polskie ominęło więc Ołomuniec od wschodu i północy kierując się na zamek Odry, Vitkov i Janovice. Stąd najtrudniejsza 100-kilometrowa droga prowadziła na zachód do Żamberka, gdy trzeba było od południa omijać masywy Jesenika. Dalej było już łatwiej doliną Orlicy przez Potsztejn, Trebechovice pod Orebem do Hradec Králove, gdzie rozbito obóz 6 lipca. Albrecht nie podejmował żadnych działań zaczepnych, wobec czego Dersław Rytwiański ruszył z przednią strażą do odległej o 50 km Kutnej Hory. Za nim podążyły i siły główne armii polskiej. W trudnych warunkach przedgórza sudeckiego Polacy pokonali 330 km w dwa tygodnie. Przemarsz z Krakowa do Kutnej Hory przeprowadzono więc sprawnie i w stosunkowo dużym tempie..." Fragment książki: Marek Plewczyński "Wojny Jagiellonów z wschodnimi i południowymi sąsiadami Królestwa Polskiego w XV wieku" Rozdział 1.4 '...W Kutnej Horze oczekiwało na Ostroroga i Tęczyńskiego 5 tys. taborytów, którzy dotąd osłaniali od zachodu pochód wojsk polskich. Albrecht nie próbował ich dotąd atakować, czekał bowiem na przybycie posiłków węgiersko-niemieckich. Dopuścił w ten sposób do połączenia wojsk polskich i czeskich. Siły stronników Kazimierza Jagiellończyka wzrosły w tym momencie do 15 tys. ludzi. Dobrze wyekwipowane wojsko polskie, składające się głównie z jazdy, górowało w nich nad słabiej uzbrojonym czeskim pospólstwem. Dysponując znaczną przewagą postanowiono maszerować na Pragę. Około 12 lipca rozbito pod tym miastem obóz – zapewne od strony południowo-wschodniej w rejonie Libuš-Chodov. Nie przystąpiono jednak do natychmiastowego szturmu. Przypuszczalnie liczono na wybuch propolskiego powstania w Pradze. Możliwe też, że do miasta przybyły już dla Habsburga posiłki węgiersko-niemieckie. W ten sposób armia Albrechta wzrosła do 21 tys. zbrojnych pochodzących – według J. Długosza – z Miśni, Saksonii, Bawarii, Turyngii, Nadrenii, Szwabii, Austrii, Moraw, Czech i Węgier. Przeciwnik miał więc zdecydowaną przewagę liczebną i Polacy nie mieli żadnych szans na prowadzenie działań oblężniczych. W tej sytuacji Habsburg – nabrawszy wiary we własne siły – dwukrotnie słał poselstwa do dowódców polskich wzywając ich do stoczenia bitwy. Dnia 3 sierpnia Albrecht wyruszył z armią z Pragi przeciwko wojskom polsko-czeskim. Dowódcy husyccy podsunęli wówczas Ostrogowi i Tęczyńskiemu pomysł cofnięcia się do odległego o 155 km na południe Taboru. Szybkim marszem (20 km dziennie) przez Benešov i Olbramovice dotarto 11 sierpnia do tego głównego ośrodka taborytów. W dwa dni później obóz polsko-czeski pod miastem został otoczony wozami i kilkoma głębokimi rowami. W ślad za stronnikami Kazimierza Jagiellończyka przybył pod Tabor również Albrecht i rozłożył się okopanym taborem na wzgórzu w odległości „rzutu kamieniem z wielkiej procy” od przeciwnika. Habsburg zrozumiał, że mimo przewagi liczebnej trudno mu będzie zdobyć obóz polsko-czeski. Zrezygnował więc z jego szturmowania. W rezultacie do walnej bitwy nie doszło, gdyż obie strony jej unikały, ograniczając się do potyczek niewielkich oddziałów. Według J. Długosza „jedno i drugie wojsko codziennie podejmowało walkę, a reszta przyglądała się; a ilekroć widziała, że któreś z wojsk załamuje się, tylekroć przybiegała, a druga strona ścigała ją do obozu: nigdy nie próbowano powodzenia w walce z pełnymi siłami”. W tych codziennych walkach toczonych w rozległej dolinie między wzgórzami pod Taborem zginęło od mieczy, włóczni i kopii wielu żołnierzy, wielu też dostało się do niewoli. W jednej z potyczek odznaczył się zwolennik Jagiellończyka, przyszły król czeski Jerzy z Podĕbradu, który zaatakowawszy skrzydło oddziału niemieckiego, całkowicie je rozbił. Obie strony ostrzeliwały się też z dział, przy czym Albrecht dysponował cięższymi bombardami o donośności ponad 200 m. Zasięg polskich i czeskich dział był mniejszy, stąd i straty od ognia artyleryjskiego w obozie habsburskim były niewielkie. W dodatku okolice były wyniszczone długotrwałymi walkami, brakowało żywności, a aprowizacja w dalszych miejscowościach groziła większymi stratami wskutek oporu tamtejszej ludności. Dowódcy polscy podjęli więc 15 września, po blisko miesięcznych walkach, decyzję o schronieniu się za murami Taboru..." Fragment książki: Marek Plewczyński "Wojny Jagiellonów z wschodnimi i południowymi sąsiadami Królestwa Polskiego w XV wieku" Rozdział 1.4 "...Albrecht nie zamierzał zdobywać miasta bronionego przez kilkunastotysięczne wojsko. Długotrwałe oblężenie i wymuszenie kapitulacji głodem również nie wchodziło w grę wskutek trudności aprowizacyjnych własnej, olbrzymiej armii. Dlatego też Habsburg, rozpuściwszy wojsko, zwinął obóz i w końcu września powrócił do Pragi. Stąd elektor saski i margrabia Miśni Fryderyk II Łagodny, powracając do kraju, poprowadził swe 6-7 tys. wojsko na północny zachód przez Slaný i Louny. Przebywające w zachodnich Czechach projagiellońskie oddziały czeskie, wzmocnione 300-konną chorągwią polskiej jazdy oraz czeladnikami i biedotą miejską z Louny, Žatecu i innych okolicznych miast, podjęły pościg za Niemcami, nie dokonawszy jednak należytego rozpoznania, co do rzeczywistej liczebności sił przeciwnika. Tymczasem zaalarmowany przez Fryderyka Albrecht zdążył dosłać mu oddział czeski dowodzony przez swego stronnika Jakubka z Vřesovic, hetmana ziemi żateckiej i litomierzyckiej. Polsko-czeskie wojsko dopadło Niemców już u podnóża Rudaw pod Mostem, przeszło 30 km od granicy saskiej. Zbyt późno jednak dowódcy projagiellońscy zorientowali się co do faktycznej liczebności sił przeciwnika i próbowali odskoczyć na wschód do odległych o 12 km Želenic. Zamierzali tam umocnić się obozem na pobliskim wzgórzu i odeprzeć atak niemiecki. Dnia 23 września doszło do bitwy, która była największym zwycięstwem stronnictwa proaustriackiego w tej wojnie. Polacy i Czesi wycofywali się taborem, ale postępująca dotąd za nimi jazda saska upozorowała paniczną ucieczkę, przez co sprowokowała ich do przeprowadzenia kontrataku. Na otwartej równinie zostali otoczeni przez nieprzyjacielską jazdę i prawie całkowicie rozbici. Wielu Czechów zostało zabitych i wziętych do niewoli. Klęska pod Želenicami wpłynęła negatywnie na nastroje czeskie wobec jagiellońskiej kandydatury do korony. Kilka miast zachodnich Czech zaprzestało wspierać stronę polską, chcąc w ten sposób ocalić pojmanych w czasie bitwy jeńców..." Fragment książki: Marek Plewczyński "Wojny Jagiellonów z wschodnimi i południowymi sąsiadami Królestwa Polskiego w XV wieku" Rozdział 1.4 "...Polsko-czeskie działania zbrojne nie przyniosły rozstrzygnięcia w sprawie objęcia tronu czeskiego przez Kazimierza Jagiellończyka. Zwycięzcą w dotychczasowych walkach okazał się Albrecht, który dysponował większymi siłami, a sprawnie działając, szybciej opanował stolicę czeską. Armią dowodził rozważnie, wykorzystał jej przewagę techniczną i nie dał się wciągnąć w starcie, które mogło mu przynieść znaczące straty..." Fragment książki: Marek Plewczyński "Wojny Jagiellonów z wschodnimi i południowymi sąsiadami Królestwa Polskiego w XV wieku" Rozdział 1.4 "...W lecie 1438 r. podjęto w Polsce przygotowania zbrojne mające na celu wsparcie działającej w Czechach armii Ostroroga i Tęczyńskiego. Pojawiły się jednak opóźnienia związane z zagrożeniem ze strony krzyżackiej oraz koniecznością wzmocnienia ziem ruskich przed atakiem tatarskim. Ostatecznie powołano pospolite ruszenie, które miało się zebrać w Częstochowie 8 września. Z ziem: krakowskiej, sandomierskiej, lubelskiej i chełmskiej stawiło się tam 12 tys. ludzi. Rycerstwo z Wielkopolski zbierało się osobno i można je szacować na 8-10 tys. zbrojnych. Doliczyć też należy wojsko znajdujące się w Czechach pod Taborem, które mimo strat liczyć mogło 8-9 tys. żołnierzy. Tak więc wszystkie siły zaangażowane w walkę o koronę czeską sięgały 30 tys. ludzi, a więc mogły nawet przewyższać liczebnością wojska polskie z wyprawy grunwaldzkiej 1410 r.. Tym razem w wyprawie uczestniczyli obaj nieletni jeszcze Jagiellończycy – król Władysław III z bratem Kazimierzem. Faktycznie działaniami zbrojnymi mógł kierować marszałek nadworny Mikołaj Lanckoroński z Brzezia lub któryś z małopolskich wojewodów. Fragment książki: Marek Plewczyński "Wojny Jagiellonów z wschodnimi i południowymi sąsiadami Królestwa Polskiego w XV wieku" Rozdział 1.5 "...Gdy nadeszły wieści o zamknięciu wojska polskiego w czeskim Taborze, podjęto decyzję o wymarszu nie czekając na spóźniające się rycerstwo wielkopolskie. Najkrótsza droga z Częstochowy do Pragi (280 km w linii prostej) prowadziła przez Opole i Kotlinę Kłodzką, dlatego też postanowiono zabezpieczyć sobie szlak przemarszu przez Śląsk, skłaniając tamtejszych książąt do poparcia kandydatury Kazimierza. Biskup wrocławski Konrad IV Starszy wraz z bratem Konradem V Kąckim z linii oleśnickiej opowiedzieli się jednak po stronie Albrechta Habsburga. W przeciwnym obozie znalazł się Konrad VII Biały. Na wezwanie królewskie do podporządkowania się Kazimierzowi Jagiellończykowi większość książąt zgromadzonych na zjeździe we Wrocławiu – z obawy przed wkroczeniem wojsk polskich w ich posiadłości – zaapelowała do Władysława III o pokojowe rozwiązanie sporu. Z drugiej jednak strony zwróciła się do Albrechta z prośbą o posiłki wojskowe. Dnia 20 września 1438 r. armia polska przekroczyła granicę śląską. W trzy dni później przez Lubliniec dotarła do Strzelec Opolskich, gdzie rozbijając obóz zatrzymała się na dłuższy postój. Stąd konne podjazdy pustoszyły pobliskie miejscowości na Opolszczyźnie, chcąc wymusić na władcach śląskich ustępstwa polityczne. Działania zbrojne okazały się w części skuteczne, skoro 2 października książęta oświęcimscy Wacław, Przemko i Janusz w Toszku, a 6 października Bolko V głogowski, Bernard niemodliński oraz Jan i Mikołaj opolscy uznali Kazimierza królem Czech. W Strzelcach Opolskich zjawili się też dwukrotnie biskup wrocławski Konrad z bratem Konradem oleśnickim usilnie namawiając króla do zaniechania wojny. Jednocześnie ten ostatni przekazywał Albrechtowi poufne informacje o liczebności wojsk polskich i zamiarach królewskich dowódców. Wobec dwulicowej postawy części książąt śląskich Jagiellończycy nie mogli liczyć na pomoc zbrojną z ich strony, wobec czego zapadła decyzja o trasie dalszego pochodu do Czech nie przez Kotlinę Kłodzką, lecz Płaskowyżem Głubczyckim na Morawy. Zrezygnowano więc z forsowania Odry w Krapkowicach (miejscowość ta została już wcześniej spustoszona) i postanowiono dokonać przeprawy w Raciborzu. Zwinięto obóz w Strzelcach Opolskich i ruszono prawym brzegiem Odry prze Kędzierzyn Koźle na południe. Rozłożono się obozem pod Raciborzem i tam też przybył książę opawski i raciborski Wacław, który 18 października uznał Kazimierza za władcę Czech. Granicę czeską przekroczono w kilka dni później i wolno maszerując dopiero około 25 października założono obóz w Nowej Cerkwi koło Opawy. W następnych dniach bezczynnie oczekiwano tu na przybycie wielkopolskiego pospolitego ruszenia, tracąc cenny czas sprzyjający działaniom wojennym i narażając wojska przebywające w Czechach na straty...' Fragment książki: Marek Plewczyński "Wojny Jagiellonów z wschodnimi i południowymi sąsiadami Królestwa Polskiego w XV wieku" Rozdział 1.5 "...Tymczasem na początku października silne oddziały rycerstwa wielkopolskiego wkroczyły od strony Krotoszyna na tereny księstwa oleśnickiego i przeprawiwszy się przez Barycz spaliły przygraniczny Milicz. Stąd wojsko to, omijając od wschodu Oleśnicę, pomaszerowało do Namysłowa, w którego okolicach rozbito obóz. Po spaleniu kilkudziesięciu wsi przez polską jazdę książęta oleśniccy zostali zmuszeni do podjęcia rokowań w sprawie uznania Kazimierza królem Czech. Kolejnym celem łupiestw Wielkopolan stało się księstwo brzeskie. Jego mieszkańcy również uznali prawa Jagiellończyka i zagrozili, że jeżeli księżna Elżbieta brandenburska, wdowa po Ludwiku II, będzie temu przeciwna, to wypowiedzą jej posłuszeństwo. Dnia 28 października mieszczanie brzescy podpisali w tej sprawie stosowny układ i pozwolili polskiemu wojsku przejść po miejskich mostach na lewy brzeg Odry. Stąd jazda wielkopolska ruszyła na zachód i spustoszyła kilka miasteczek m. in. Oławę, Wiązów, a nawet odległy o blisko 30 km Strzelin..." Fragment książki: Marek Plewczyński "Wojny Jagiellonów z wschodnimi i południowymi sąsiadami Królestwa Polskiego w XV wieku" Rozdział 1.5 "...Jeszcze w końcu października w opawskim obozie aktualny był plan marszu na Pragę po uprzednim połączeniu się z wojskiem polskim przebywającym już w Czechach. Po odejściu wojsk saskich Jagiellończycy dysponowali dwukrotną przewagą liczebną nad Habsburgiem. Wielkopolan w Brzegu dzieliło od Opawy 100 km w linii prostej, a więc kilka dni marszu. W dowództwie polskim nastąpiło jednak niezrozumiałe załamanie woli dalszej walki o koronę czeską. W niewielkim stopniu mogły się do tego przyczynić napływające wieści o klęsce pod Želenicami. Zawiodło dowodzenie, brakło koncepcji użycia znacznych przecież sił, koordynacji działań zbrojnych, kompromitująca była opieszałość Wielkopolan zajętych łupieniem Opolszczyzny. Szlachta zgromadzona w pospolitym ruszeniu nie miała ochoty wikłać się w walki oblężnicze poza granicami kraju w warunkach zbliżającej się zimy. W rezultacie już na początku listopada Jagiellończycy zdecydowani byli przerwać działania zbrojne i powrócić do Polski. Przy wydłużonych szlakach komunikacyjnych zawodziła łączność pomiędzy Taborem a Strzelcami Opolskimi (280 km w linii prostej). Przesłanie wiadomości mogło na tej odległości trwać około tygodnia. W końcu września wiedziano już jednak w Taborze o wkroczeniu sił królewskich na Śląsk i postanowiono wyjść im na spotkanie. Wojsko polsko-czeskie uległo wówczas podziałowi. Jan Tęczyński z większą jego częścią ruszył na północny wschód w kierunku Kotliny Kłodzkiej. Sądził, że Jagiellończycy będą się posuwać przez Hradec Králove na Pragę. Prowadził nie tylko kilkutysięczne wojsko polskie, ale i oddziały czeskie Hinka Ptaczka, Alsema ze Sternberga i Pribika z Klenovéha. W Czechach pozostał Sędziwój Ostroróg z resztą wojska. Długosz w swej kronice zaznaczył, że Władysława III ostrzeżono, gdyż „w pobliżu Opawy wojska odeszły nawzajem od siebie”. Przypuszczalnie Tęczyński mógł już około 10 października oczekiwać w Pardubicach na główne siły polskie i dopiero po tygodniu dotarła do niego wiadomość o zmianie kierunku ich pochodu z czeskiego na morawski. Ruszył więc na wschód Międzygórzem Czesko-Morawskim i pokonawszy blisko 160 km w 10 dni mógł dotrzeć pod Opawę około 28 października, dokąd właśnie przed kilkoma dniami przybył sam król. Możliwe, że zniechęcony do dalszej walki wojewoda sandomierski, mając w perspektywie uciążliwy powtórny przemarsz tą samą drogą praską, wpłynął na podjęcie ostatecznej decyzji o przerwaniu ofensywnych działań i powrocie do kraju. Niewątpliwie uświadomił Jagiellończykom, że przy braku szerszego poparcia ze strony panów czeskich dalsza walka o koronę będzie trudna i długotrwała. W pierwszych dniach listopada zwinięto więc obóz pod Opawą, powrócono do kraju i król rozpuścił pospolite ruszenie..." Fragment książki: Marek Plewczyński "Wojny Jagiellonów z wschodnimi i południowymi sąsiadami Królestwa Polskiego w XV wieku" Rozdział 1.5 "...Wycofało się też ze Śląska rycerstwo wielkopolskie. Nie poczyniono żadnych wysiłków, by utrzymać tamtejszych książąt w zależności od korony polskiej. Większość z nich 3 grudnia złożyła we Wrocławiu hołd Albrechtowi, jako królowi czeskiemu. W styczniu 1439 r. Henryk IX Starszy z linii głogowsko-żagańskiej, mając czterokrotnie mniejsze siły, rozbił oddział wielkopolski liczący 1000 piechoty i 400 jazdy. Wielkopolanie stracili 450 zabitych, a ich dowódca Abraham Zbąski dostał się do niewoli. Dnia 10 lutego podpisano w Namysłowie zawieszenie broni i przygotowano projekt traktatu pokojowego, na mocy którego Kazimierz Jagiellończyk zrzekł się wszelkich pretensji do Czech na rzecz Albrechta Habsburga..." Fragment książki: Marek Plewczyński "Wojny Jagiellonów z wschodnimi i południowymi sąsiadami Królestwa Polskiego w XV wieku" Rozdział 1.5 "...Uczestnictwo w wojnach toczonych w Czechach i na Śląsku w latach 20 i 30-tych XV w. nie przyniosło władcom jagiellońskim korony czeskiej, ani też nie zaowocowało przyłączeniem do Królestwa Polskiego Śląska. Z punktu widzenia militarnego niepowodzenia te wynikały przede wszystkim ze słabości dowodzenia po stronie polskiej. Widać to w braku zdecydowania w prowadzeniu działań, bezczynności, opóźnień w mobilizacji sił i środków, trudnościach w aprowizacji, niesprawności pospolitego ruszenia w walkach oblężniczych. Niemniej jednak na gruncie wojskowym czeski teatr wojenny stał się terenem zbierania doświadczeń przez nadal świetne konne rycerstwo polskie w zakresie wykorzystania zdobyczy znakomitej sztuki wojennej husytów, zwłaszcza w organizacji, technice i taktyce np. przy okazji przemarszów, w zakładaniu obozów, budowie fortyfikacji polowych, użyciu piechoty i stosowaniu taboru..." Fragment książki: Marek Plewczyński "Wojny Jagiellonów z wschodnimi i południowymi sąsiadami Królestwa Polskiego w XV wieku" Rozdział 1.5 |
Strona główna Władcy Ważne bitwy Polityka prywatności Antykwariat Księga gości