ZABÓR POMORZA GDAŃSKIEGO PRZEZ KRZYŻAKÓW |
|
Po opanowaniu Prus, które nastąpiło w 1283 roku Zakon Krzyżacki po woli i sukcesywnie zmierzał do podporządkowania sobie Pomorza Gdańskiego, wykorzystując każdą zdarzającą się okazję, aby rozszerzyć swój stan posiadania. "...Plany krzyżackie opanowania Pomorza sięgają czasów zakończenia walk z księciem Świętopełkiem. W akcie ugody z 1253 r. czytamy, że Świętopełk zobowiązuje się do oddania Zakonowi grodu gdańskiego wraz z okolicą w razie złamania pokoju z jego winy. Niemal w pół wieku później, bo w 1301 r., udało się Krzyżakom - na krótko - wprowadzić załogę do Gdańska. Stało się to w związku z najazdem księcia Sambora (marzec 1301 r.), syna księcia Rugii Wisława II. Rugijczycy zagarnęli wtedy Sławno, Słupsk i Białogard. Król Wacław II, nie mogąc bezpośrednio udzielić wsparcia zagrożonym ziemiom, wezwał na pomoc Krzyżaków. Przybył wówczas do Gdańska ówczesny mistrz krajowy Helwig von Goldbach i w porozumieniu ze Święcą obsadził Gdańsk załogą krzyżacką..." Fragment książki: Piotr W. Lech "Pierwsza wojna polsko-krzyżacka 1308-1343" s. 13 "...Pomorzem Gdańskim od koronacji Wacława II rządzili starostowie czescy, których władza obejmowała również Kujawy. W 1305 roku starostą pomorskim został Piotr z potężnego rodu Święców, zwolennik Przemyślidów. Sprzedał on Krzyżakom jedną ze wsi skonfiskowanych zwolennikowi Łokietka, Adamowi, kasztelanowi świeckiemu (późniejszy Starogard Gdański). Nie była to jedyna posiadłość, jaką Zakon nabył na Pomorzu; cały okręg gniewski nad Wisłą należał już do Krzyżaków..." Fragment książki: Witold Mikołajczak "Wojny polsko-krzyżackie" s. 22 Znakomite położenie Pomorza Gdańskiego doceniali również margrabiowie brandenburscy, którzy także podejmowali próby zajęcia tej dzielnicy. "...W tym czasie większym zagrożeniem dla Pomorza była Brandenburgia, gdyż zawarła układ z Wacławem III (rok 1305), iż w zamian za zwrot Miśni Czechom otrzyma Pomorze Gdańskie. Brandenburczycy nie wydali wprawdzie Miśni Wacławowi III, natomiast wiosną 1306 roku zaczęli zajmować Pomorze, opanowując ziemie sławeńską i słupską..." Fragment książki: Witold Mikołajczak "Wojny polsko-krzyżackie" s. 22 "...Kłopoty Władysława Łokietka natychmiast wykorzystali margrabiowie brandenburscy, inspirowani przez Piotra Święcę, który uważał się za pokrzywdzonego przez Łokietka. W dniu 17 lipca 1307 roku doszło do podpisania układu, w którym Piotr Święcą wraz z całą rodziną i przyjaciółmi poddał się margrabiom brandenburskim Ottonowi Hermanowi i Waldemarowi, ci zaś nadali mu w lenno Darłowo, Sławno i Polanów w ziemi sławeńskiej oraz Tucholę i Nowe na Pomorzu Gdańskim, a ojcu Piotra urząd margrabiego w Świeciu..." Fragment książki: Witold Mikołajczak "Wojny polsko-krzyżackie" s. 24 "...Oznaczało to wyraźną zdradę wobec Łokietka, uznanego wszak władcą tej ziemi przez ogół rycerstwa i miast pomorskich i otwierało drogę do ataku brandenburskiego na dolną Wisłę. Dlatego na rozkaz Łokietka uwięziono na Kujawach Piotra z Nowego; inni członkowie rodu Święców zbiegli na obszary Brandenburczyków, którzy już latem 1308 r. podjęli uderzenie na północną część Pomorza Gdańskiego..." Fragment książki: Marian Biskup "Wojny Polski z Zakonem Krzyżackim 1308-1521" s. 18 "...Margrabiowie, stary Otto IV, zwany „ze Strzałą" oraz młody, wówczas najwyżej osiemnastoletni Waldemar, zebrali swoje wojska i w pierwszych dniach sierpnia ruszyli na Pomorze. O liczebności sił askańskich możemy domniemywać na podstawie tzw. Landbuchu z 1337 r. Wykazano tam, że wojska Marchii wedle pełnego wykazu służb ciążących na dobrach rycerskich mogły liczyć ok. 200 zbrojnych...." Fragment książki: Piotr W. Lech "Pierwsza wojna polsko-krzyżacka 1308-1343" s. 17 "...Nie ulega wątpliwości, że margrabiowie brandenburscy Otton IV ze Strzałą i Waldemar z rodu Askańczyków zgromadzili w połowie sierpnia 1308 r. oddziały zbrojne, składające się z rycerstwa i wyższego kleru z Marchii i rodu Święców. Poprzez ziemię sławieńską dotarli z nimi do zachodniej strefy Pomorza Gdańskiego (do rejonu Kartuz). Stamtąd po 23 sierpnia wysłali swoje oddziały pod Gdańsk, sami zaś zawrócili do Brandenburgii..." Fragment książki: Marian Biskup "Wojny Polski z Zakonem Krzyżackim 1308-1521" s. 19 Gdańsk 1308 "...Gdańsk w tym czasie składał się z kilku części: a) zamek i podgrodzie leżały na wyspie; b) na brzegu Wisły uchodzące do morza istniały osady: rzemieślnicza, targowa i rybacka - ta ostatnia z własnymi przywilejami; c) obszar zagospodarowany przez zakon dominikanów, gdzie również kwitła działalność gospodarcza; d) miasto na prawie lubeckim - najpotężniejszy ośrodek, członek Hanzy, zamieszkałe głównie przez wielkich kupców, głównie Niemców. Każda z tych części posiadała własne umocnienia. Szczególnie silne fortyfikacje w postaci szerokiej i głębokiej fosy, a wewnątrz - wału zaopatrzonego w ostrokół miały położone na wzgórzu otoczonym bagnami zamek i podgrodzie. Istniała tylko jedna brama prowadząca do miasta..." Fragment książki: Witold Mikołajczak "Wojny polsko-krzyżackie" s. 25 "...Brandenburczycy bez większego trudu zdobyli miasto, do którego otworzyli im bramy niemieccy mieszczanie. Nie potrafili natomiast zdobyć dzielnie broniącego się grodu, którego obroną kierował kasztelan gdański Wojciech. Aby ściągnąć pomoc, udało się wydostać z obleganego grodu sędziemu Boguszy i rycerzowi Nawirowi, którzy udali się do Łokietka..." Fragment książki: Witold Mikołajczak "Wojny polsko-krzyżackie" s. 25 "...Zdobycie grodu nastręczać więc musiało sporo trudności oddziałom brandenburskim. Oblężeni znaleźli się jednak w trudnej sytuacji, o czym sędzia Bogusza wraz z pozostałymi trzema dowódcami spośród rycerstwa pomorskiego zdecydował się spiesznie zaalarmować Władysława Łokietka Sandomierzu, prosząc o pomoc, aby ocalić Gdańsk..." Fragment książki: Marian Biskup "Wojny Polski z Zakonem Krzyżackim 1308-1521" s. 19 "...W tym czasie sytuacja w Krakowie była napięta, gdyż (podobnie jak w Gdańsku) niemieccy mieszczanie, podjudzani przez wójta Albrechta i biskupa Jana Muskatę (zniemczonego Ślązaka), przygotowywali bunt przeciw księciu. Za radą Wilhelma, przeora klasztoru dominikanów w Gdańsku, Łokietek polecił Boguszy, aby udał się do mistrza prowincji pruskiej Zakonu, Henryka von Plotzke i poprosił go o pomoc zbrojną..." Fragment książki: Witold Mikołajczak "Wojny polsko-krzyżackie" s. 25 "...Henryk von Plotzke, do którego zwrócił się Bogusza z prośbą o pomoc przeciw Brandenburczykom, chętnie zgodził się na spisanie odpowiedniego kontraktu. Krzyżacy zobowiązali się w nim wyprzeć z Gdańska wojska brandenburskie, Bogusza zaś zgadzał się na wpuszczenie do grodu gdańskiego oddziału krzyżackiego, który miał odtąd stanowić połowę jego załogi aż do chwili, gdy Łokietek zwróci Zakonowi poniesione koszty..." Fragment książki: Witold Mikołajczak "Wojny polsko-krzyżackie" s. 25-26 "...Landkomtur chełmiński Günter von Schwarzburg musiał spieszyć się, aby na czas zdążyć pod oblężony przez Brandenburczyków Gdańsk. Wiedział, że załoga Boguszy już drugi miesiąc odpiera ataki ulokowanych w mieście wrogów i lada chwila może zdarzyć się coś, co zniweczy misterne plany snute z mistrzem pruskim Henrykiem von Plotzke i innymi komturami z Prus. Siły von Schwarzburga nie były zbyt wielkie, zaledwie kilkudziesięciu ludzi zebranych z okolicy komturii w stosunkowo krótkim czasie. Wiedział on jednak, że może liczyć na kolejne oddziały, które w jak najszybszym tempie dosyłane będą z bardziej oddalonych placówek...." Fragment książki: Piotr W. Lech "Pierwsza wojna polsko-krzyżacka 1308-1343" s. 11 "...Polecenie to zostało wykonane i na przełomie września-października 1308 r. zbrojne oddziały Zakonu pod dowództwem komtura krajowego ziemi chełmińskiej Guntera von Schwarzburga przybyły do grodu gdańskiego...." Fragment książki: Marian Biskup "Wojny Polski z Zakonem Krzyżackim 1308-1521" s. 20 "...Można snuć przypuszczenia, że jeszcze ci sami wysłańcy udali się do Krzyżaków i trafili do najbliższej na ich drodze landkomturii chełmińskiej, a Günter von Schwarzburg wysłał umyślnych do Henryka von Plotzke, sam zaś zebrawszy wszystkie możliwe siły jak najszybciej ruszył do Gdańska. Nie jest jasna liczba krzyżackich posiłków. Przyjęliśmy wersję, iż początkowo było to kilkudziesięciu ludzi, ale z czasem przybywali nowi, dosyłani z kolejnych zamków przez Henryka von Plotzke, aż na koniec przybył on sam z pokaźnymi już siłami, których liczba sięgnęła ponad dwustu braci..." "...Przyjęliśmy z kolei za Małuszyńskim, że Krzyżacy dostali się do grodu drogą wodną, od strony Motławy, ale możliwa jest także i inna wersja wydarzeń. Mógł landkomtur, posiłkowany przez rycerzy polskich, nadjechać bowiem lądem i stoczyć pod Gdańskiem jakiś bój z Brandenburczykami. [...] Ewentualnie za opis potyczki można przyjąć zeznanie na procesie warszawskim Świętosława, dawnego wojewody tczewskiego, który wspomina, że Krzyżacy, przybywszy do grodu „zmusili" margrabiów do odwrotu. Oczywiście mogło to stać się wskutek akcji zaczepnych polsko-krzyżackich w dniach następujących po przybyciu Güntera i jego ludzi, kiedy to Krzyżacy na dobre rozlokowali się w jednej z części grodu. [...] Nie wiadomo, czy Krzyżacy zajęli część z kamienną wieżą, ale można się tego domyślać na tej podstawie, że dalsze posiłki krzyżackie nie napotykały trudności z dostaniem się do środka grodu, pomimo iż stosunki Krzyżaków z polską załogą zaczęły się psuć..." "...Jak stwierdziliśmy, Brandenburczycy wkrótce opuścili Gdańsk. Mieszczanie, przestraszeni porzuceniem ich przez dotychczasowych protektorów, porozumieli się z polską załogą. Ale jednocześnie Krzyżacy umyślnie zaczęli prowokować niesnaski z polskimi rycerzami, aby znaleźć pretekst do ich usunięcia. Obszernie o tym zeznają w procesie warszawskim Jan Łodzią i Przedrzew, syn Boguszy. Jak widzimy, Günter zaczął realizować plan ustalony z Henrykiem von Plotzke. Plan ten dojrzewał w toku toczących się wydarzeń, choć główne założenie - opanowanie Pomorza - zaplanowane było o wiele wcześniej..." Fragment książki: Piotr W. Lech "Pierwsza wojna polsko-krzyżacka 1308-1343" s. 20-21 "...Wróćmy jednak do Gdańska w końcowych dniach października 1308 r. Wskutek podstępnego uwięzienia sędziego Boguszy Krzyżacy uzyskali od niego zgodę na opuszczenie grodu przez załogę polską. Bogusza musiał zadowolić się dokumentem, w którym Zakon zobowiązywał się zwrócić gród księciu polskiemu po otrzymaniu zwrotu kosztów za udzieloną pomoc. To, według B. Śliwińskiego, stało w sprzeczności z wcześniejszymi ustaleniami Boguszy z samym Władysławem Łokietkiem. Wedle ustaleń z polskim księciem załoga polska miała bowiem współrezydować na grodzie gdańskim z załogą krzyżacką, aż do momentu uregulowania zapłaty za krzyżacką pomoc. Teraz więc powstała nowa sytuacja, w której rycerze polscy znaleźli się pośród mieszczan, dotąd swoich wrogów. Ci jednak obawiali się Krzyżaków i nie chcieli iść pod ich panowanie, dlatego doszło do wspomnianego już porozumienia pomiędzy członkami wypędzonej załogi grodu a większością mieszczan. Znaleźli się jednak i tacy mieszczanie, którzy wezmą stronę Zakonu..." "...Nic nie wiemy na temat ewentualnych starć polsko-krzyżackich w momencie opuszczania przez Polaków grodu. Zeznania świadków są w tej sprawie niespójne. Wiadomo natomiast, że kolejnym krokiem Krzyżaków, a więc już bezpośrednim zajęciem miasta, dowodził sam mistrz pruski Henryk von Plotzke. Wśród rycerstwa polskiego zaznaczają się dwie tendencje: jedni stwierdzają, że dalsza walka straciła sens, skoro podpisany został oficjalny dokument i opuszczają Gdańsk, inni jednak postanawiają stawić opór. Dochodzi do obelg, potem bójek z Krzyżakami wychodzącymi z grodu do miasta. Trzynastego listopada 1308 r. Henryk von Plotzke postanawia uderzyć. Krzyżacy wypadają z grodu do miasta i rozbiegają się w poszukiwaniu pozostałych tutaj rycerzy polskich i ich rodzin. Na podstawie źródeł, w których rzeź gdańska znalazła odbicie, liczbę rycerzy polskich, którzy wówczas zginęli, określić możemy na szesnaście. Ale są też w najnowszej historiografii opinie dające wiarę świadkom z procesu inowrocławsko-brzeskiego: księcia inowrocławskiego Leszka i mieszczanina brzeskiego Tylona, którzy powiadali o 50-60 zabitych rycerzach. Śliwiński w bardzo przekonywujący sposób, używając historycznych przykładów z epoki średniowiecza, dowodzi, że skoro już współcześni powiadali o „rzezi" w Gdańsku, rozmiary mordu musiały być o wiele większe, aniżeli te, które przyjmowali dotychczasowi autorzy bazujący na słowach rycerza Żyry z Krupocina. Rycerze, którzy zginęli, bynajmniej nie byli jedynymi ofiarami Krzyżaków. Zginęły także ich rodziny, w tym dzieci, oraz pewna - w porównaniu z rycerzami o wiele większa - liczba mieszczan. Część ofiar zginęła podczas zamieszania spowodowanego krzyżackim pościgiem, większość jednak, jak to wydaje się wynikać z relacji świadków, została zgładzona później w wyniku egzekucji..." "...Jeżeli więc mamy do czynienia z egzekucją, można postawić sobie pytanie: jaki cel przyświecał Krzyżakom? Skoro mieli już w ręku pozostałych przy życiu rycerzy polskich, dlaczego nie ograniczyli się do wypędzenia ich lub - co byłoby bardziej prawdopodobne - nie wzięli za nich okupu, tak powszechnego w średniowieczu ekwiwalentu za życie, który dostarczał zwycięscy cennych przedmiotów oraz pomnażał zapasy jego szkatuły? Według Labudy Krzyżacy postanowili za jednym zamachem pozbyć się trzech niewygodnych stronnictw: wspierającego Brandenburczyków rycerstwa pomorskiego, rycerstwa wiernego Łokietkowi, a w końcu niewygodnych mieszczan gdańskich. Przyczyna takich posunięć była prosta: chęć pozbycia się tych, którzy w niedalekiej przyszłości mogą skutecznie torpedować zabiegi krzyżackie o prawne usankcjonowanie faktów dokonanych..." "...Miasto Gdańsk na mocy specjalnego rozkazu krzyżackiego zostało zrównane z ziemią i na kilkanaście lat znikło z kart historii..." Fragment książki: Piotr W. Lech "Pierwsza wojna polsko-krzyżacka 1308-1343" s. 22-24 Po opanowaniu Gdańska oddziały krzyżackie przystąpiły do dalszego podboju Pomorza Gdańskiego. Następnym celem agresji okazał się Tczew. "...Zaniepokojony wieściami o ujarzmieniu Gdańska książę kujawski Kazimierz - namiestnik Łokietka, rezydujący w Tczewie, wysłał do Henryka von Plötzkau poselstwo o zaprzestanie dalszych działań zbrojnych. Spotkało się ono z cyniczną odprawą, iż wprawdzie Plötzkau chętnie widział uprzednio rządy książąt kujawskich na Pomorzu, obecnie jednak woli sam je objąć..." Fragment książki: Marian Biskup "Wojny Polski z Zakonem Krzyżackim 1308-1521" s. 20 Tczew 1308 "...Zamek tczewski był obiektem murowanym, zbudowanym w połowie XIII wieku przez księcia Sambora. Choć nie dochowały się do dnia dzisiejszego nawet jego ruiny, to możemy domyślać się na podstawie pracy Petonga, że był to dosyć duży czworokątny budynek z basztami na rogach. Miał oddzielną kaplicę i zapewne wewnętrzne podwórze. Otaczały go mury i fosa, przeprowadzona prawdopodobnie od Wisły. Od zachodu przypierał do stromego płaskowyżu, na którym leżało miasto. Dostęp do miasta nie był łatwy. Ze wschodu osłaniała je Wisła, strome zbocze i zamek, od południa i północy - parowy. Jedynie od zachodu rozciągał się równy teren. Jak widać, przy odpowiednim zaprowiantowaniu i przy dobrze uzbrojonej i zmotywowanej załodze można było pokusić się o skuteczną obronę Tczewa. Książę Kazimierz jednak był innego zdania. Całe jego zabiegi sprowadziły się do wezwania Henryka von Plotzke, ażeby zaprzestał podboju, co według relacji obecnego w otoczeniu księcia rycerza Antoniego z Kujaw uczynił w formie uniżonej, posuwając się nawet do klękania. Landmistrz jednak oświadczył cynicznie, że dotąd tolerował rządy Kazimierza, gdyż wolał go od kogoś silniejszego, teraz jednak postanawia sam zając Pomorze. Ponadto dał następujący wybór: albo wojska Kazimierza opuszczą zamek swobodnie, albo niech ten zdecyduje się na walkę. Następnie - prawdopodobnie aby uśpić czujność Polaków - zaprosił księcia na śniadanie, w trakcie którego armia zakonna otoczyła zamek. Kazimierz, który zastał taką sytuację po powrocie od landmistrza, wysłał z powrotem do niego posłańca z zapytaniem, czy nadal mogą wyjść bezpiecznie. W tym momencie padła z ust von Plotzke sławna odpowiedź: „Czy wy myślicie, ty i twój książę, że my śpimy? Wiedzcie, że nie chcemy spać, ale pracować. Wracaj i powiedz, by opuścił gród albo przyjął bitwę”. Na te słowa Kazimierz wraz z załogą opuścili zamek i udali się do Świecia. Fakt, iż Krzyżacy pozwolili wyjść załodze bez szwanku, dodatkowo świadczy o tym, że żadnej obrony w Tczewie nie było, w przeciwnym bowiem wypadku rycerze-mnisi nie zwykli być tak łaskawi. Zamek jednak podpalili, podobnież spalili wiele wsi naokoło, jak zaznaje w 1339 r. tenże rycerz Antoni z Kujaw, na którego relację się tutaj powoływaliśmy. Samo miasto nie uległo zagładzie, jedynie mieszczanie otrzymali rozkaz wyniesienia się za „wielką niezgodę", jaka zaistniała między nimi a Zakonem. Niezgodę tę M. Małuszyński interpretuje jako dawne zatargi Tczewa z Elblągiem, za które Krzyżacy dokonali pomsty na tczewianach. Być może, że doszło przy tej okazji do jakiś drobnych potyczek, o czym świadczyłoby spalenie klasztoru Dominikanów..." Fragment książki: Piotr W. Lech "Pierwsza wojna polsko-krzyżacka 1308-1343" s. 24-25 "...Po zgromadzeniu sporych wojsk ruszyli w górę Wisły, aby opanować Tczew. Przebywał tu jako namiestnik bratanek Łokietka, Kazimierz. Dowiedziawszy się o wydarzeniach w Gdańsku i marszu wojsk krzyżackich, gdy tylko wrogie oddziały zbliżyły się do miasta, osobiście udał się do mistrza Henryka von Plotzke z prośbą o zaprzestanie wrogich działań. Mistrz przyjął go uprzejmie i zaprosił na śniadanie, a tymczasem oddziały krzyżackie opanowały miasto i otoczyły gród. Wówczas mistrz zmienił ton, żądając opuszczenia grodu przez załogę. Zaskoczony Kazimierz spełnił żądanie Krzyżaka, udając się wraz z załogą do Świecia, gdzie rządził jego brat, Przemysław. Miasto zostało spalone, mieszczanie zaś wypędzeni. Był to ze strony Krzyżaków nie tylko akt militarny, ale również przejaw walki ekonomicznej, ponieważ Tczew stanowił dla ich miast poważną konkurencję handlową. Co więcej, Krzyżacy wymusili na władzach miejskich Tczewa wystawienie dokumentu (6 lutego 1309 r.) z oświadczeniem, że mieszczanie żałują krzywd wyrządzonych Zakonowi i dobrowolnie opuszczają Pomorze, by nigdy doń nie wrócić..." Fragment książki: Witold Mikołajczak "Wojny polsko-krzyżackie" s. 26-27 "...Oddziały Zakonu podjęły potem marsz na Tczew, skąd książę Kazimierz wraz z załogą wycofał się na Kujawy; Tczew - gród i miasto - zajęto bez walki lub najwyżej po krótkim oporze. Krzyżacy spalili zaraz gród tczewski, a miasto - także konkurent handlowy Elbląga - częściowo zniszczyli..." Fragment książki: Marian Biskup "Wojny Polski z Zakonem Krzyżackim 1308-1521" s. 20-21 "...Jeszcze do końca 1308 r. wojska Zakonu opanowały trzeci ośrodek nadwiślański - Nowe, W ten sposób północna i środkowa część Pomorza Gdańskiego z ich najważniejszymi ośrodkami nadwiślańskimi została podbita przez oddziały krzyżackie i poddana represjom okupacyjnej władzy. ..." Fragment książki: Marian Biskup "Wojny Polski z Zakonem Krzyżackim 1308-1521" s. 21 "...Łokietek nie mając odpowiednich sił, rozpoczął pertraktacje z mistrzem pruskim Henrykiem von Plotzke. Rozmowy toczyły się w Brześciu Kujawskim, a następnie we wsi Grabie koło Gniewkowa. Najpierw Krzyżacy wystąpili z propozycją kupna opanowanej północnej części Pomorza za 10 tys. grzywien srebrem i wszystkie dobra Zakonu leżące na Kujawach. Ponieważ Łokietek propozycję odrzucił, zażądali 100 tys. grzywien srebra tytułem pokrycia rzekomych kosztów, jakie Zakon poniósł w walkach z Brandenburczykami. Było to jednoznaczne z zerwaniem układów, toteż Łokietek zaopatrzył, jak mógł najlepiej, grody w Świeciu i Chojnicach, a sam powrócił do Małopolski, gdzie znów przybrała na sile wroga działalność Muskaty. ..." Fragment książki: Witold Mikołajczak "Wojny polsko-krzyżackie" s. 27 "...Druga część roku stała pod znakiem walk zbrojnych z najeźdźcą. Nie tylko Świecie stawiło bowiem mężny opór Krzyżakom. Na całym terenie dochodziło w tym czasie do utarczek mniejszych grup rycerstwa z wojskami Zakonu. W całej dzielnicy rozpaliła się wojna, w której niestety Polacy od początku byli stroną słabszą..." Fragment książki: Piotr W. Lech "Pierwsza wojna polsko-krzyżacka 1308-1343" s. 26 "...Po zerwaniu rokowań z Łokietkiem Krzyżacy przystąpili do dalszego podboju Pomorza. W tym celu przeprowadzili uderzenie w dwóch kierunkach - na Chojnice, leżące przy drodze z Wielkopolski i Nowej Marchii do Gdańska, które szybko zdobyli, oraz wzdłuż Wisły, zdobywając Nowe i przystępując do oblężenia Świecia..." Fragment książki: Witold Mikołajczak "Wojny polsko-krzyżackie" s. 27 Świecie 1309 "...Gród świecki ze względu na swoje usytuowanie znakomicie nadawał się do obrony. Leżał on na dość znacznej wyniosłości, a z każdej strony oblewany był przez wodę: od północnego zachodu przez Czarną Wodę (Wdę), od wschodu przez Wisłę i przez dodatkowy kanał od południowego wschodu, przekopany między Czarną Wodą a Wisłą jeszcze na rozkaz księcia Świętopełka. Fortyfikacje były drewniane, a chroniły je wał i częstokół. Słusznie zauważa H. Kobzianka, że nie mogli Krzyżacy pozostawić Świecia w rękach Polaków, gdyż mieliby wówczas wrogiego stróża granic pod bokiem i już prawdopodobnie na przełomie marca i kwietnia, a więc tuż po rokowaniach w Grabiach, podjęli pierwsze, jeszcze bezskuteczne, próby szturmowania grodu..." Fragment książki: Piotr W. Lech "Pierwsza wojna polsko-krzyżacka 1308-1343" s. 26-27 "...Po zerwaniu rozmów z Zakonem strona polska podjęła jednak kroki zabezpieczające gród w Świeciu. Znajdował się on (od 1245 r.) na cyplu półwyspu, położonego u zbiegu wód Wisły i Wdy. Od strony wschodniej chroniony był rowem wypełnionym wodami obu tych rzek; osada handlowo-rzemieślnicza, pełniąca rolę miasta, leżała wówczas jeszcze na lewym brzegu Wisły. Walory obronne grodu świeckiego zostały wzmocnione silną załogą, którą Łokietek ulokował tam przed latem 1309 r. Były to oddziały zarówno rycerstwa pomorskiego, jak i dostanego z Kujaw i z ziemi łęczyckiej. Ich dowódcą został Kujawianin Bogumił z Pakości z rodu Leszczyców, który objął też funkcję kasztelana świeckiego. Zakon podjął działania wojenne, które zmierzały do zdobycia Świecia - ostatniego punktu oporu polskiego nad dolną Wisłą. Został on oblężony zapewne na przełomie lipca i sierpnia 1309 r. przez oddziały krzyżackie, ponownie pod dowództwem komtura krajowego Henryka von Plötzkau..." Fragment książki: Marian Biskup "Wojny Polski z Zakonem Krzyżackim 1308-1521" s. 21 "...Liczebność sił polskich w grodzie świeckim nie jest znana, ale nie ulega wątpliwości, iż mogły one stawiać poważny opór oblegającym oddziałom Henryka von Plötzkau. Krzyżacy mieli wprawdzie sprzęt oblężniczy (tj. machiny), jednak bez wątpienia naturalne warunki obronne Świecia nie pozwoliły na jego pełne zastosowanie. Oblężenie przeciągało się przez dwa miesiące. Oddziały krzyżackie, zwłaszcza pod dowództwem komtura gniewskiego Zygfryda, próbowały metodą gróźb skłonić załogę polską do kapitulacji. Dla postrachu nakazał on wieszać schwytanych w okolicy chłopów pomorskich na szubienicach wzniesionych przed grodem świeckim..." Fragment książki: Marian Biskup "Wojny Polski z Zakonem Krzyżackim 1308-1521" s. 21-22 "...Wedle opowiadania Długosza Krzyżacy czterema wielkimi taranami bili w niskie i drewniane obwarowania zamku i krzyczeli, że ks. Przemysława i Kazimierza na szubienicy powieszą, o ile zamku nie poddadzą. Przekupili oni nadto jednego z rycerzy zamkowych, Jędrzeja Cedrowicza z rodu Gryfitów, który z jakimś towarzyszem w nocy popsuł i poniszczył sprężyny u kusz i inne urządzenia wojenne, po czym obaj zbiegli do Krzyżaków. Wówczas przypuścili Krzyżacy szturm. Oblężeni kilka dni jeszcze bronili się dzielnie, lecz potem widząc, że grozi zdobycie zamku, zawarli zawieszenie broni z Krzyżakami z tym, że wolno im będzie porozumieć się z Łokietkiem, czy im przyśle pomoc, czy nie. Gdyby w ciągu zawieszenia broni posiłki Łokietka nie nadeszły, poddadzą zamek Krzyżakom, a sami bezpiecznie ze swymi rzeczami odejdą. Łokietek wysłał niewystarczającą pomoc pod wodzą Jędrzeja, kasztelana rozperskiego, który nie zaczepiwszy nawet nieprzyjaciela opuścił Pomorze. Wtedy po ośmio- lub dziesięciotygodniowym oblężeniu zamek w Świeciu w kwietniu 1309 r. poddał się Krzyżakom, a załoga swobodnie odeszła..." Fragment książki: Edmund Długopolski "WŁADYSŁAW ŁOKIETEK NA TLE SWOICH CZASÓW" s. 140 "...Warto w tym miejscu zatrzymać się, aby właśnie teraz przyjrzeć się ówczesnej technice oblężniczej. Według badań znawców tematu (np. J. Szymczaka czy A. Nadolskiego), wynika że technika ta nie wykazywała wyraźnych zmian w porównaniu z sytuacją znanej na naszych ziemiach we wczesnym średniowieczu. Można podzielić ją na dwie podstawowe kategorie. Pierwsza z nich obejmuje machiny do wyrzucania pocisków, stosowane zarówno przez oblegających, jak i obleganych. Druga natomiast obejmuje wszelkie urządzenia przeznaczone do bezpośredniego burzenia umocnień łub ułatwiające ich forsowanie, a także mające zapewnić walczącym dodatkową ochronę. Używano więc ruchomych wież, niekiedy wyższych niż obwarowania zdobywanego grodu, taranów „okutych" żelazem, ruchomych szop z desek umożliwiających względnie bezpieczny dostęp "do podnóża szturmowanych wałów, a także drabin, po których wdzierano się na wały. Większość machin budowano na miejscu, po przybyciu pod oblegany gród. Materiałem budulcowym było drewno, dlatego też obie walczące strony robiły użytek z ognia, chcąc zapalić konstrukcję przeciwnika. Czyniono to zarówno w ataku bezpośrednim, jak i za pomocą zapalających pocisków, czy to wypuszczanych z łuków i kusz czy też machin miotających wielkie płonące strzały lub naczynia z płonącą smołą. Znanym sposobem chroniącym przed ogniem było zastosowanie surowych skór zwierzęcych, jako warstwy wierzchniej machin, wież, czy też drewnianych umocnień. Przy walkach o gród jazda rycerska nie odgrywała tak wielkiej roli, jak w otwartym polu, chyba że bój toczono w formie starć u podnóża twierdzy. Czyniono to jednak tylko wtedy, gdy obrońcy byli wystarczająco pewni swych sił. Główny jednak ciężar zdobywania grodu przypadał piechocie..." Fragment książki: Piotr W. Lech "Pierwsza wojna polsko-krzyżacka 1308-1343" s. 27 "...Krzyżacy ustawili cztery machiny oblężnicze i za ich pomocą miotali w stronę grodu pociski, chcąc spowodować wyłomy w murach lub przynajmniej odjęcie załodze ducha do obrony. Ale i Polacy dysponowali jakimiś machinami, którymi także skutecznie ostrzeliwali krzyżackie pozycje. Bronili się twardo i oblężenie przeciągało się, trwając ogółem około czterdziestu dni. Czas działał na korzyść załogi, która z pewnością spodziewała się skutecznej odsieczy. Opór ten rozdrażnił Krzyżaków, którzy zaczęli mścić się na okolicznej ludności, chcąc w ten sposób zastraszyć obrońców. Szczególnym okrucieństwem miał odznaczyć się komtur Gniewa Zygfryd. Długosz na podstawie zeznań świadków z procesu warszawskiego barwnie opisał obronę Świecia. Przytoczmy więc fragment Długoszowej opowieści, dotyczącej właśnie wspomnianego komtura Zygfryda: „Nadto w czasie oblężenia pewien Krzyżak Zygfryd, którego tytułowano komturem Gniewu, najzawziętszy wróg Polaków, stosował wobec nas następujący, najokrutniejszy sposób postępowania. Wyjeżdżał rankiem z obozu objuczony linami przywiązanymi do konia, na którym siedział, i przysięgał, że nie tknie tego dnia jedzenia wcześniej, aż zużyje wszystkie te liny na wieszanie Polaków. Tym bardzo nieludzkim, zbrodniczym postępowaniem doprowadził do tego, że nieszczęśni wieśniacy, ludzie chorzy, którzy nie schronili się do warownych miast, ponosili wśród straszliwych mąk śmierć z ręki wspomnianego komtura Zygfryda przez niezasłużone powieszenie, godne potępienia u najokrutniej szych barbarzyńców. Kiedy więc wspomniany Zygfryd dzięki tym występkom ponieważ mistrz bynajmniej ich nie zabraniał, ale raczej udawał, że ich nie dostrzega, albo je pochwalał — cieszył się uznaniem w wojsku mistrza pruskiego, wśród żołnierzy, którzy, jak to bywa u wojowników, skłonnych do pochwał dla okrucieństw, sławili i wynosili w pochwałach jego haniebne czyny, nagle dosięgła go zasłużona kara Boża. Kiedy bowiem pewnego dnia grzał przy ognisku zmarznięte członki, nagle chwycił go diabeł, udusił i wrzucił do ognia" Fragment książki: Piotr W. Lech "Pierwsza wojna polsko-krzyżacka 1308-1343" s. 28-30 "...Wróćmy jednak pod wały. Obrona trwa już drugi miesiąc i Krzyżacy nie są w stanie rzucić na kolana Świecia. Świst strzał łuczników, głuche uderzenia o tarcze bełtów wypuszczonych z kusz, zgrzyty mechanizmów olbrzymich katapult i huk z jakim wielkie kilkusetkilogramowe głazy musiały trafiać w drewniane umocnienia. Trzask płomieni i nawoływania czeladzi, a pewnie i przebywających w grodzie kobiet, biegnących z wiadrami, aby ugasić ogień, zanim na dobre obejmie zabudowania. A podczas szturmów dźwięczne uderzenia mieczy, toporów, tasaków i kordów o tarcze, hełmy i pancerze. Krzyki rannych i walczących. W przerwach zaś pomiędzy starciami szept indywidualnych modlitw i śpiewy księży odprawiających msze za powodzenie. Po obu stronach modlono się do tego samego Syna Bożego..." Fragment książki: Piotr W. Lech "Pierwsza wojna polsko-krzyżacka 1308-1343" s. 30 "...Łokietek tymczasem zwrócił się o pomoc do swego sprzymierzeńca Bolesława II płockiego, który mu jej udzielił. To także ważna wiadomość, jeśli weźmiemy pod uwagę późniejszy sojusz z Zakonem następcy Bolesława, księcia Wacława, który doprowadzi do wojny Mazowszan z królem połskim. Ponadto Władysław Łokietek wysłał z pomocą załodze Świecia oddziały wojskowe pod dowództwem sędziego sandomierskiego Michała i kasztelana rozpierskiego Andrzeja. Michał był Małopolaninem, zaś Andrzej sieradzaninem, stąd można przypuszczać, że oddziały, którymi dowodzili, składały się w przeważającej liczbie z rycerzy pochodzących z tych właśnie dzielnic. Krzyżacy musieli być dobrze poinformowani o zbliżaniu się posiłków i wiązali walką poszczególne oddziały, aby te nie mogły dotrzeć do Świecia. Wiemy z całą pewnością, że poza Wielkopolanami Piotra Drogosławicza, starli się z Krzyżakami Mazowszanie, którzy stoczyli bój już niedaleko wałów Świecia. Sieradzanie pod wodzą Andrzeja, wysłani zbyt późno, w ogóle nie dotarli na Pomorze. Natomiast o Małopolanach Michała nic pewnego powiedzieć nie możemy.[...] Według zeznań świadka z procesu warszawskiego Krzyżacy zgodzili się zawrzeć z obleganą załogą rozejm na cztery tygodnie. W ich trakcie miał swobodnie udać się do Łokietka posłaniec z grodu z prośbą o pomoc. Jeżeli zaś książę nie przybyłby w tym czasie, załoga miała poddać się bez dalszej walki, otrzymując prawo swobodnego wyjścia z twierdzy. Ten rycerski gest Krzyżaków prawdopodobnie był spowodowany ich świadomością, że Łokietek nie jest w stanie udzielić pomocy. I rzeczywiście po ponad dwumiesięcznym oblężeniu Świecie musiało skapitulować. „ Widziałem wielu rannych i pokrwawionych, przybywających z Pomorza" - opowiadał potem jeden ze świadków, mieszczanin brzeski..." Fragment książki: Piotr W. Lech "Pierwsza wojna polsko-krzyżacka 1308-1343" s. 31-32 "...Załoga polska w Świeciu w końcu września 1309 r. zmuszona została do kapitulacji (być może z powodu braku żywności i nadziei na skuteczną odsiecz), z prawem swobodnego odejścia. Wojska krzyżackie zajęły ostatni punkt oporu polskiego nad dolną Wisłą..." Fragment książki: Marian Biskup "Wojny Polski z Zakonem Krzyżackim 1308-1521" s. 22 "...Pomimo że większość z tych bitew - o których przebiegu także niestety nic nie wiemy - musiała rozegrać się nie po myśli Polaków, ważne jest to, że właśnie walki o Pomorze w 1309 r. bodaj pierwszy raz od czasu bitwy pod Legnicą, sprawiły, iż rycerze niemal wszystkich ważniejszych dzielnic stanęli ramię przy ramieniu w walce z zewnętrznym wrogiem. Jak widać Krzyżacy, odnosząc sukces, przyczynili się jednocześnie do sukcesu dzieła zjednoczenia Królestwa Polskiego. Niestety na efekty tego ostatniego przyjdzie długo czekać..." Fragment książki: Piotr W. Lech "Pierwsza wojna polsko-krzyżacka 1308-1343" s. 32 "...O sukcesie Zakonu, zarówno pod samym Świeciem, jak i na całym Pomorzu zadecydowała jego bezdyskusyjna przewaga militarna. Dotyczyło to zarówno organizacji wojskowej, jak i przygotowania technicznego, szczególnie jeśli chodzi o sprzęt oblężniczy. Po raz pierwszy na tak wielką skalę starło się polskie rycerstwo, walczące w stylu zachodnioeuropejskich feudałów, a więc indywidualność przedkładając nad grupowe założenia taktyczne z karną armią zakonną, w której nie tylko formacje złożone z plebejuszy, ale także rycerze-mnisi walczyli według komendy, realizując założenia wodza..." Fragment książki: Piotr W. Lech "Pierwsza wojna polsko-krzyżacka 1308-1343" s. 33 "...Ustalona została nowa granica między odradzającym się państwem polskim a tworzącym swoją potęgę państwem zakonnym. Pokrywała się ona mniej więcej z tą samą, która dzieliła Pomorze Wschodnie z Kujawami i Wielkopolską. Z faktu tego B. Śliwiński wysnuwa wniosek, że Krzyżacy świadomie zahamowali swoją ekspansję, co świadczyłoby nie tyle o obawach Zakonu przed dalszą konfrontacją z wojskami polskimi, ale z rodzącego się wraz z rozwojem wypadków stanowiska rycerzy-mnichów w sprawie praw własności zdobytych ziem..." Fragment książki: Piotr W. Lech "Pierwsza wojna polsko-krzyżacka 1308-1343" s. 33 "...Zdobycie Świecia zakończyło podbój Pomorza Gdańskiego przez Krzyżaków. Chcąc jednak zalegalizować podbój tych ziem, nawiązali rokowania z Brandenburczykami. Margrabia Waldemar, wiedząc, że bez wojny nie wyrzuci Krzyżaków z Pomorza, zgodził się za 10 tys. grzywien srebra odsprzedać swoje prawa Krzyżakom. Stosowny dokument wystawiono 13 września 1309 roku, a 12 lipca 1311 roku zatwierdził go król niemiecki Henryk VII. Podbój Pomorza miał dla Krzyżaków duże znaczenie, czemu dali wyraz przenosząc stolicę swego państwa z Wenecji do Malborka..." Fragment książki: Witold Mikołajczak "Wojny polsko-krzyżackie" s. 28 |
Strona główna Władcy Ważne bitwy Polityka prywatności Antykwariat Księga gości