ozdoba

WOJNA O GRENADĘ
1481-1492

ozdoba
894-896 Wojna bułgarsko-bizantyjska
917-924 Wojna bułgarsko-bizantyjska
953-955 Bunt Ludolfa w Niemczech
955 Najazd Węgrów na Bawarię
1001-1004 Wojna bułgarsko-bizantyjska
1009–1012 Najazd armii Thorkella na Anglię
1015-1018 Wojna bułgarsko-bizantyjska
1078 - 1080 Wojna cesarza Henryka IV z Saksonią
1081-1085 Wojna bizantyjsko-normańska
1096-1099 I wyprawa krzyżowa
1109 Wojna polsko-niemiecka
1145-1149 II wyprawa krzyżowa
1189-1192 III wyprawa krzyżowa
1202-1204 IV wyprawa krzyżowa
1217-1221 V wyprawa krzyżowa
1221-1223 Dżebe i Subedej w zachodniej Azji
1235-1242 Najazd Batu i Sübedeja na Europę
1248–1254 VI wyprawa krzyżowa
1253 Kampania Opawska
1259-1260 Najazd Burundaja na Polskę
1270 VII wyprawa krzyżowa
1283-1309 Wojna krzyżacko-litewska
1302-1305 Wojna francusko-flamandzka
1308-1309 Zabór Pomorza Gdańskiego przez Krzyżaków
1311-1325 Wojna krzyżacko-litewska
1327-1332 Wojna polsko-krzyżacka o Pomorze Gdańskie i ziemię chełmińską
1337–1453 Wojna stuletnia
1381–1384 Pierwsza wojna Jagiełły z Witoldem
1382-1385 Wojna Grzymalitów z Nałęczami
1390-1392 Druga wojna Jagiełły z Witoldem
1391 Pierwsza wojna Władysława Jagiełły z Władysławem Opolczykiem
1393-1394 Druga wojna Władysława Jagiełły z Władysławem Opolczykiem
1396 Trzecia wojna Władysława Jagiełły z Władysławem Opolczykiem
1406–1408 Wojna o Psków
1409–1411 Wojna Polski i Litwy z Zakonem Krzyżackim
1414 Wojna głodowa
1419–1436 Wojny husyckie
1422 Wojna golubska
1431–1435 Wojna polsko-krzyżacka
1438 Wojna z Habsburgami o koronę czeską
1440 – 1442 Wojna domowa na Węgrzech
październik 1443 – luty 1444 Pierwsza kampania Władysława Warneńczyka przeciwko Turkom
wrzesień - listopad 1444 Druga kampania Władysława Warneńczyka przeciwko Turkom
1454–1466 Wojna trzynastoletnia
1471-1474 Interwencja zbrojna na Węgrzech przeciwko Maciejowi Korwinowi
wrzesień-grudzień 1474 Wyprawa polsko-czeska na Śląsk
1481-1492 Wojna o Grenadę
1490-1492 Walki Jana Olbrachta z Władysławem II na Węgrzech
październik-grudzień 1490 Wyprawa Maksymiliana I Habsburga na Węgry
1492-1494 Wojna Litwy z Moskwą
1494-1496 Pierwsza wojna włoska
1497 Wyprawa mołdawska Jana Olbrachta
1499–1504 Druga wojna włoska
1500-1503 Wojna Litwy z Moskwą o Siewierszczyznę
1506 Wojna Polski i Litwy z Mołdawią
1507-1508 Wojna o Bramę Smoleńską z Moskwą
1508–1510 Wojna Ligi z Cambrai przeciwko Wenecji
1509 Wojna Polski i Litwy z Mołdawią
1510–1514 Wojna Francji z Państwem Papieskim
kwiecień 1512 Najazd Tatarów na Wołyń
1512-1522 Wojna Litwy z Moskwą
1515 Wojna o Mediolan
1516 Wojna Polski i Litwy z Tatarami
1519-1521 Wojna pruska
1521–1529 Wojna Karola V Habsburga z Franciszkiem
1530-1531 Wojna Polski i Litwy z Mołdawią
1534-1537 Wojna Polski i Litwy z Moskwą
1536-1538 Wojna sabaudzka 1536-1538
1542-1544 Wojna Karola V Habsburga z Franciszkiem

Latem 1478 roku w Sewilli zjawili się posłowie emira Grenady Abu Hasana Alego odmówili płacenia trybutu. Izabela Kastylijska i Ferdynand Aragoński zaangażowani w wojnę z Portugalią zgodzili się na trzyletni rozejm.

"...Wkrótce potem, zupełnie nieoczekiwanie, zaszło wydarzenie, które miało zmienić bieg wypadków w Hiszpanii. Pod koniec roku 1481 Muley Hasan przechodzi do ofensywy i łamiąc rozejm, opanowuje Zaharę..."


Fragment książki: Manuel Fernández Alvarez "Izabela Katolicka" s. 192

"...Był 26 grudnia 1481 roku – właśnie minęło Boże Narodzenie. Nie można było lepiej wybrać symbolicznego momentu, by przypuścić atak na kogoś, kto wierzy w innego boga. Było deszczowo, wietrznie, bezksiężycowo. Właśnie zaczynała się historyczna zawierucha, która miała trwać przez 11 lat.

Noc także była burzliwa – tak zapamiętano ją w arabskich źródłach. Maurowie z pobliskiej Grenady pod osłoną ciemności, rozświetlanych tylko błyskami zakrzywionych mieczy, ku zaskoczeniu śpiących w najlepsze chrześcijan zaatakowali Zaharę – przygraniczną twierdzę oddaloną tylko o 80 km od Sewilli. Była to ogromna niespodzianka, ponieważ Zahara od zawsze uchodziła za niemożliwą do zdobycia i nawet dziś, w świetle dnia, wspięcie się na skałę, na której się wznosi, uchodzi za praktycznie niewykonalne. Co dopiero bez pochodni, w nocy… Ponadto uważano, że nikt nigdy na to się nie porwie z powodu strachu, jaki budziły jej mury. Zahara stanowiła wrota do Grenady – bez jej posiadania nikt nie mógł myśleć o jej zdobyciu; jednocześnie stanowiła bramę do żyznych dolin Andaluzji. Ten, kto nią władał, z łatwością mógł myśleć o dalszej ekspansji na północ. Zaatakować ją mogli tylko szaleńcy. Zaatakować – ale nigdy zdobyć. Tymczasem Zahara padła w ciągu zaledwie kilku godzin, a niektórzy twierdzą, że wszystko trwało jeszcze krócej. [...]

Chrześcijańskie opisy klęski w Zaharze nie zachowały się, ponieważ nikt o tym niepowodzeniu nie chciał pamiętać. Arabskich dokładnych relacji też nie ma, gdyż w wyniku tego, co nastąpiło w następnych latach, wszystkie zniszczono. Wiemy tylko, że Maurowie zapisali w kronikach, iż organizator wyprawy, Abu al-Hasan, obsadziwszy zdobyty przyczółek silnym garnizonem, wrócił do Grenady bardzo zadowolony. Palencia stwierdził, że „chrześcijanie byli przerażeni i nie mieli żadnej nadziei na ratunek” Manuel Fernández Álvarez, wiodący historyk tego okresu, napisał: „Po zdobyciu zamku i wybiciu jego załogi muzułmański tłum rzucił się na miasto, mordując jego mieszkańców, a pozostałych biorąc w niewolę. Poprowadzono ich do [pobliskiej] Rondy na smyczach, w obrożach i uwiązanych na linie, tak jak myśliwi prowadzili psy”.."


Fragment książki: Roman Warszewski "Grenada 1492" Część 3 Rozdział 7

"...Wieść o tym wywołała konsternację w całym królestwie Sewilli i silną reakcję dworu. Zamierzano nie tylko odzyskać utraconą twierdzę, ale oświadczono, że pragnienia królów są o wiele ambitniejsze. Bardzo dobrze odzwierciedla je list wysłany do Sewilli, napisany po otrzymaniu wiadomości o niepomyślnym wydarzeniu. [...]

A zatem wyraźnie już życzono sobie wojny z królestwem Grenady, wojny świętej, jako że prowadzonej przeciwko niewiernym Maurom. Rozpoczynała się ona jednak nie z inicjatywy monarchów, lecz muzułmańska agresją - atakiem i zdobyciem Zahary. Agresja ta zrodziła się niewątpliwie w tym wojowniczym nastroju, jakiemu sprzyjało zuchwałe uderzenie Turków na Otranto. A nawet wcześniej, bo kiedy wkrótce po zdobyciu przez Izabelę władzy w Kastylii król Grenady Abul Hasan Ali, zwany w chrześcijańskich kronikach Muleyem Hasanem, poprosił w 1478 roku o zwyczajowy rozejm pomiędzy oboma królestwami, praktykowany w tym stuleciu, królowie gotowi byli wyrazić zgodę, jeśli tylko Grenada płaciłaby zwyczajową daninę. Otrzymali na to wyniosłą odpowiedź króla Maurów, że w Grenadzie nie wytwarza się już pieniędzy, lecz kopie..."


Fragment książki: Manuel Fernández Alvarez "Izabela Katolicka" s. 192-193

"...Groźby i słowa oburzenia, które Izabela i Ferdynand wypowiedzieli i napisali po niespodziewanym ataku na Zaharę, skierowano właśnie do nich – do Nasrydów. Oni jednak zdawali sobie nic z nich nie robić – pogróżki puścili mimo uszu. Podchwycił je natomiast ktoś inny: Rodrigo Ponce de León, markiz Kadyksu – magnat od dawna zwaśniony z Enrique de Guzmanem, księciem Medina-Sidonia. Być może zrobił to w nadziei, że dzięki swojej dzielności zdobędzie poparcie Izabeli w konflikcie ze swym konkurentem.

Nie zaatakował on Zahary, żeby ją odzyskać. Postanowił uczynić coś bardziej zaskakującego. Być może sądził, że w przyszłości dojdzie do „handlu wymiennego” i uda się kiedyś wymienić Alhamę na Zaharę. Tak, zdecydował się zaatakować Alhamę – miejscowość leżącą w głębi terytorium zajmowanego przez Maurów, „na południowo-zachodnim skraju urodzajnej »vegi«, na skraju gór”, gdzie „od pokoleń nie widziano ani jednego chrześcijańskiego rycerza, chyba że w charakterze jeńca”.

Można domniemywać, że ten ostatni fakt stanowił dodatkową podnietę dla markiza Rodriga Ponce de León, bo kastylijska mentalność, zgodnie z którą, im coś było bardziej niemożliwe, tym bardziej należało myśleć o jego realizacji, akurat wtedy coraz bardziej zyskiwała na popularności. W rezultacie 28 lutego 1482 roku, niemalże dokładnie dwa miesiące po stracie Zahary, markiz „przeprowadził jedną z najzuchwalszych operacji w historii konfliktów zbrojnych”. W akcji wzięło udział pięć tysięcy żołnierzy, z których połowę stanowiła jazda, a połowę – piechota. Wielka armia przez dwa dni tak zręcznie poruszała się na arabskim terytorium, że Maurowie nie zorientowali się, iż na ich ziemie wkroczyły oddziały „krzyżowców”. Pewność siebie muzułmanów, która poprzednio poprowadziła ich do zdobycia Zahary, tym razem doprowadziła ich do zguby. W Alhamie nikt nie wystawił nawet straży na murach. Kastylijczycy to przewidzieli i wykorzystali. W nocy do murów przystawili drabiny i, przez nikogo niezatrzymywani, weszli do miasta. Tam w ukryciu czekali do świtu. Maurowie zorientowali się, co się stało, dopiero po wschodzie słońca, kiedy kastylijskie forpoczty otworzyły miejskie bramy i wpuściły do środka resztę wojska.

Rozpoczęła się rzeź. Zaskoczeni mieszkańcy Alhamy w konfrontacji z pięcioma tysiącami głodnych zemsty żołnierzy nie mieli najmniejszych szans. Krew lała się szerokimi strumieniami, barwiąc na czerwono wszystkie rynsztoki. Jak podano w kastylijskich źródłach, zginęło ponad ośmiuset Maurów, natomiast Kastylijczyków poległo ledwie osiemnastu. Zwycięstwo było oszałamiające, jednak markiz zdawał sobie sprawę, że niekoniecznie musi być trwałe. Odbicie miasta w środku własnego terytorium dla władcy Grenady, sułtana Muleya Hasana, musiało być ogromną zniewagą. Dlatego już 3 marca zdobywcy Alhamy wystosowali do przebywających wtedy w Medina del Campo Izabeli i Ferdynanda prośbę o jak najszybsze wsparcie. Zawarli sugestię, że zdobycie Alhamy powinni potraktować jako początek zapowiadanej przez siebie wojny z Maurami..."


Fragment książki: Roman Warszewski "Grenada 1492" Część 3 Rozdział 7

"...Jak było do przewidzenia, sułtan Muley Hasan nie mógł ścierpieć tego, co się stało, i natychmiast wysłał silne wojsko, starając się odbić Alhamę.

Usiłowania te trwały przez cały marzec, podczas którego markiz Kadyksu znosił ciężkie oblężenie w dopiero co zdobytym mieście. Nie wytrzymałby go, gdyby w samą porę nie nadeszła odsiecz, jaką wbrew wszelkim przewidywaniom poprowadził magnat będący jego największym rywalem w dążeniach do panowania nad Sewillą i okolicznymi ziemiami.

W tym miejscu kronika ujmuje rycerski gest księcia Medina-Sidonia, który sam wyznaczał odmienny wzorzec zachowań andaluzyjskim grandom. Wcześniejsze spory obu magnatów zgubne dla królestwa zastąpiło teraz silne poczucie zrzeszenia się w wojennych zmaganiach przeciw wspólnemu muzułmańskiemu wrogowi. A jeśli rywalizowano, to raczej śmiałością przygranicznych wyczynów, współzawodnicząc o to, kto zdobędzie bardziej poczesne miejsce w sercu młodej królowej, bo Izabela kastylijska wzbudzała powszechny entuzjazm..."


Fragment książki: Manuel Fernández Alvarez "Izabela Katolicka" s. 194

"...I tu doszło do rzeczy niesłychanej, a pokazującej głębokość i szybkość zmian zachodzących w tamtym momencie w Kastylii: na pomoc markizowi Kadyksu przybył nie kto inny jak książę Medina-Sidonia, jego największy rywal w dążeniach do panowania nad Sewillą i okolicznymi ziemiami.


Fragment książki: Roman Warszewski "Grenada 1492" Część 3 Rozdział 7

"...Uderzająca jest natychmiastowa reakcja królów na szczęśliwe zdobycie Alhamy w porównaniu ze spokojem, z jakim przyjęli utratę Zahary. Niewątpliwie zaważył pogląd, że mają czas na wyrównanie rachunku za niepowodzenie, podejmując w odpowiednim momencie, zależnie od okoliczności, kampanię wojenną. Innymi słowy, nic nie zmuszało ich do natychmiastowej odpowiedzi. W przeciwieństwie do tego pilna pomoc Alhamie była rzeczywiście konieczna, należało bowiem przypuszczać, że ze względu na jej położenie, bardzo bliskie stolicy królestwa Nasrydów, emir Muley Hasan dołoży wszelkich starań, aby ją odzyskać. Chodziło więc o to, aby zachować zdobycz jako znak przyszłej ofensywy chrześcijan i nie dopuścić do zniechęcenia, jakim w całym królestwie, a zwłaszcza w Sewilli, zareagowano by, gdyby mauretański król odbił miasto..."


Fragment książki: Manuel Fernández Alvarez "Izabela Katolicka" s. 198-199

"...Trzeba jednak koniecznie podkreślić, że o ile rewanż za niepowodzenie w Zaharze mógł poczekać, o tyle pomoc dla śmiałych zdobywców Alhamy czekać nie mogła. Dwór podjął gorączkowe działania, aby zgromadzić środki i zmobilizować siły, które miały towarzyszyć Ferdynandowi. Jak zdążyliśmy zauważyć, wiadomość dotarła do Medina del Campo na początku marca, a już 14 marca Ferdynand wyruszył na czele armii co się zowie, aczkolwiek jej atutem była raczej liczebność niźli wartość bojowa, co wyniknęło z pośpiechu. Pod koniec miesiąca Ferdynand staje w Kordobie, gdzie przygotowuje odsiecz dla Alhamy, która już otrzymała wsparcie od sił księcia Medina-Sidonia.

Zatem 29 kwietnia Ferdynand wkracza z wojskiem do Alhamy. Powiększa załogę, zostawia jej dobre zaopatrzenie i ekwipunek.

Zdarzenie to było niejako symboliczne, otwierające nowy rozdział. Po akcjach andaluzyjskich możnowładców - markiza Kadyksu i księcia Medina-Sidonia - na scenę wkroczył sam król, któremu sekundowała królowa Izabela, pozostając na tyłach, gdyż mobilizowała wszystkie królestwa..."


Fragment książki: Manuel Fernández Alvarez "Izabela Katolicka" s. 199-200

"...Po niespodziewanej uwerturze w Alhamie w pierwszym akcie wojny z Maurami Ferdynand postanowił pomaszerować na kluczową i najpotężniejszą po Grenadzie przygraniczną fortecę Loja. W królewskim sztabie nie było zgody co do celowości przeprowadzenia tej operacji. Markiz Kadyksu oponował, twierdząc, że Loja jest zbyt niedostępna i nazbyt dobrze ufortyfikowana, a wojska królewskie najpierw powinny okrzepnąć w boju gdzie indziej. Ostatecznie jednak przeważyły głosy mistrza zakonu Świętego Jakuba, Alonsa de Cárdenasa, oraz jego bratanka Gutierre, którego królowa uznawała za jednego ze swych najwierniejszych sług. W dyskusji ujawniła się też trzecia partia – zwolennicy wycofania się z Alhamy „ze względu na koszty i problemy związane ze stałym utrzymywaniem garnizonu na tak odsłoniętej pozycji”. Słysząc to, królowa nie kryła oburzenia. Stwierdziła, że wszystkie wojny wiążą się z kosztami i trudnościami; inaczej się nie da, a Alhama jest pierwszym owocem zmagań z Maurami, które ona i Ferdynand są zdecydowani kontynuować do samego końca – do zdobycia Grenady. Jej opuszczenie byłoby strategicznym błędem i tchórzostwem..."

9 lipca [1482 roku] chrześcijańska armia [w sile dziesięciu tysięcy pieszych i ośmiu tysięcy konnych – R.W.] dotarła do Loja [...] dający najpełniejszy opis tych wydarzeń. – Wysoka i długa grań oraz trudno dostępny teren rozciągający się na północ, wschód i zachód od silnie ufortyfikowanego miasta stwarzały wielkie trudności każdej armii, która podejmowała próbę oblężenia twierdzy. Niedostatek wolnego miejsca powodował, że w bezpośredniej bliskości miasta nie sposób było rozbić jednego obozu, zabezpieczającego potrzeby wszystkich hiszpańskich wojsk. Dlatego zamiast jednego dużego obozu trzeba było rozbić kilka mniejszych i to w dość znacznej odległości od siebie. Ali Atar, doświadczony i przebiegły dowódca mauretańskiego garnizonu, wiedział, w jaki sposób to wykorzystać; w kilku miejscach jednocześnie przeprowadzał pozorowane ataki na wojska oblegających, a kiedy chrześcijańskie oddziały ruszały w pogoń, uderzał na ich tyłach i atakował któryś z obozów. Po czterech dniach takich bezskutecznych utarczek Ferdynand zmuszony był uznać, że markiz Kadyksu miał słuszność; nakazał odwrót.

Ali Atar, nie zwlekając, uderzył na zdezorientowanych Kastylijczyków; kiedy jego Maurowie niespodziewanie pojawili się na szczytach okolicznych wzgórz i ruszyli do szturmu, większość chrześcijańskich żołnierzy ogarnęła panika. Ferdynand pospieszył do nich, krzycząc: »Stójcie, caballeros, stójcie!«. Nie był jednak w stanie zapobiec pogromowi. Markiz Kadyksu dostrzegł, że królowi grozi niebezpieczeństwo. Na czele sześćdziesięciu dzielnych żołnierzy ruszył do kontrataku, dotarł do władcy i w ostatniej chwili ugodził lancą Maura, który szykował się, aby zadać Ferdynandowi śmiertelny cios. Pod królem ubito konia, ale jemu udało się ocalić życie.

Wielu znamienitych kastylijskich rycerzy odniosło rany, a na polu bitwy [trafiony zatrutą strzałą] poległ [Rodrigo Téllez Girón – R.W.] młody mistrz zakonu Calatrava”. Na niewiele zdało się bezprzykładne poświęcenie rycerzy najemnych z Nawarry, Aragonii, a nawet ze Szwajcarii, którzy odtąd już stale uczestniczyli w zmaganiach Kastylijczyków z Maurami.

Król, ogłuszony łatwością, z jaką zadano mu klęskę, udał się do Galicji. Chciał przeanalizować błędy, które popełnił. Ponadto wybuchły tam niepokoje, więc na razie musiał się skupić na nich..."


Fragment książki: Roman Warszewski "Grenada 1492" Część 3 Rozdział 9

"...Andaluzyjczycy byli głodni odwetu i zaczęło im się wydawać, że wojnę z Maurami są w stanie wygrać jednym zdecydowanym ciosem. Podburzani przez uciekiniera z Grenady Bernaldina de Osuna, opowiadającego o tym, że grenadyjskie elity władzy są rozrywane przez rodzinne konflikty, postanowili na to miasto uderzyć, a w drodze do niego – na Malagę.

„W [tym] przedsięwzięciu uczestniczyła śmietanka andaluzyjskiej szlachty, odziana w przebogate, olśniewające zbroje” – czytamy w dokumentach. Armia zabrała ze sobą kupców, a kupcy – spodziewający się bogatych łupów – juczne konie. Kolumna wojska bardzo się przez to rozciągnęła. Wojska ruszyły w stronę Malagi, kierując się przez Axarquíę – bogatą i żyzną dolinę między wzgórzami. Wszyscy czuli się bardzo pewnie i wydawało im się, że zwycięstwo mają w kieszeni.

Kastylijski wąż – jak później muzułmanie mówili o tym wojsku – był widoczny z daleka, bo chrześcijanie wszystko, co napotkali na swojej drodze, palili i plądrowali. Dym był jego znakiem. Dlatego przebywający na tamtym terenie Abu Abd-Allah el Zagal „Waleczny”, młodszy brat Abu Hasana, cały czas wiedział, gdzie znajduje się przeciwnik. Bezlitośnie wykorzystał nieostrożność chrześcijan.

„Na odsiecz wysłał swoich dwóch najlepszych dowódców, którzy zaplanowali bardzo skuteczną zasadzkę. Kiedy długa, narażona na atak kolumna kastylijskich żołnierzy weszła do ostatniej z dolin prowadzących na wybrzeże, po obu stronach jej zwężenia czekali muzułmanie. Stamtąd [wyczekawszy do zmroku] zaatakowali maszerujących chrześcijan"

Ich zadanie było bardzo proste. Dzikie okrzyki Maurów zabrzmiały ponad zboczami wzgórz i wielokrotnym echem odbiły się w wąwozach zasnuwających się coraz bardziej gęstymi ciemnościami. Kamienie, włócznie i strzały zasypały oszołomionych Kastylijczyków. „Obładowani i nieprzygotowani na zajadłość muzułmańskiego ataku chrześcijanie zostali [całkowicie] zaskoczeni. Tysiące z nich straciło życie. Część żołnierzy w ciemnościach natknęła się na skalisty wąwóz, w którym jeden po drugim ginęli, wystrzelani przez wyborowych łuczników. Markiz Kadyksu, który [i tym razem] sprzeciwiał się tej wyprawie, tylko cudem przeżył, ale zginęło wielu jego krewnych: bracia Diego i Beltrán, a także dwaj bratankowie. Zabito ponad ośmiuset jeźdźców, a tysiąc pięciuset wzięto do niewoli. Zdezorientowani kastylijscy żołnierze [jeszcze długo] błąkali się bez celu [po okolicy]. Niektórzy tak dalece mieli stracić ducha, że [ponoć] pozwolili się pojmać [muzułmańskim] kobietom”

Nazajutrz El Zagal dopełnił zniszczenia – chrześcijańskie oddziały zostały do końca rozbite. Wycieńczeni Kastylijczycy ukrywali się za skalnymi wyłomami i krążyli, nie mogąc odnaleźć drogi. Odwrót był całkowicie niezorganizowany. Każdy ratował się na własną rękę i stanowił łatwy cel dla przeciwnika. Maurowie nie ustępowali; postanowili odnieść swoje największe zwycięstwo w wojnie, która dopiero się zaczynała. Ścigali Kastylijczyków aż do bram Antequery. Do niewoli dostali się m.in. hrabia Cifuentes wraz z czterystoma innymi szlachcicami, za których zażądano wysokiego okupu. Prawie każdy bardziej znaczny andaluzyjski ród stracił kogoś w bitwie. Ponadto Arabowie pojmali tysiąc kastylijskich żołnierzy, z których większość nie była w stanie się wykupić, więc wkrótce sprzedano ich jako niewolników.

Po niepowodzeniu pod Loją była to kolejna klęska Ferdynanda w wojnie. Zamiast zamierzonej wojnie nadać odpowiedni impet, Kastylijczycy – liżąc zadane im rany – i tym razem musieli się wycofać. „Muzułmanie okazali się odważnymi i zaradnymi wojownikami, doskonale znającymi teren i umiejętnie wykorzystującymi swoją przewagę w wojnie, która z ich punktu widzenia była walką o zachowanie swoich domów oraz sposobu życia”. Mimo religijnie motywowanego zapału królowej i dzielnie sekundującego jej męża, na dworze tu i ówdzie słyszano głosy, czy ów konflikt jest Kastylii i Aragonii rzeczywiście potrzebny. Czy nie opłacałoby się bardziej wrócić do pokojowej koegzystencji i do paktów, które tak długo i tak skutecznie w bezkrwawy sposób regulowały relacje między sąsiadującymi ze sobą przez miedzę dwiema kulturami?..."


Fragment książki: Roman Warszewski "Grenada 1492" Część 3 Rozdział 9

"...Po nieudanym wypadzie na Loja Ferdynand pojął, że wojna z Grenadą musi pójść w innym kierunku. Przede wszystkim konieczna była lepsza struktura wojsk. Trzeba było przekształcić barwny zlepek oddziałów panów feudalnych i miejskiej milicji w prawdziwe wojsko. W tym celu należało nadać mu pewien rdzeń i unowocześnić. A ponieważ teren królestwa Grenady był trudno dostępny, a warownie nie do zdobycia dla średniowiecznej techniki wojskowej, wymuszało to rozbudowę i udoskonalenie nowej broni - artylerii. Powinna być na tyle potężna, by mogła kruszyć mury owych twierdz, przeciwko którym nic lub zgoła niewiele mogli wskórać strzelcy, nie mówiąc już o tradycyjnych łucznikach. Potrzebny był najrozmaitszy dodatkowy sprzęt - odpowiednie środki transportu w postaci wozów i zwierząt jucznych w dostatecznej liczbie, ciągnących park artyleryjski i przenoszących duże zapasy amunicji. To z kolei wymagało przezwyciężenia dodatkowej trudności, jaką stanowiły drogi w górzystym terenie królestwa Grenady, które trzeba było dostosować, a czasem poszerzyć. Konieczne były także nowe mosty do przepraw przez rzeki i strumienie.

Wszystko to wymagało zorganizowania służb saperskich, dotychczas nieistniejących.

A ponieważ zapowiadała się długa i ciężka wojna, wypadało liczyć się z poważnymi stratami podczas każdej kampanii i w związku z tym stworzyć inną nową służbę - szpital polowy. Z dużym oddaniem zajmie się tym Izabela, dlatego nazwano go Szpitalem Królowej.

Zmobilizowanie znacznej liczby ludzi - wielu tysięcy królewskiej piechoty, jazdy (choć mniej licznej), setek artylerzystów z pomocnikami - oznaczało ogromny wydatek, przekraczający możliwości nowej monarchii i stanowiący jeden z najpoważniejszych problemów, z jakimi musieli zmierzyć się królowie. Uciekli się przy tym do najrozmaitszych sposobów, a ponieważ wojna cieszyła się dużą popularnością, udało im się uzyskać wsparcie Świętego Bractwa, które wielokrotnie przyznało im niemałe sumy. Z kolei z uwagi na fakt, że chodziło o wojnę z islamem, a Rzym okazywał dużą wrażliwość na rosnące zagrożenie ze strony tureckiego imperium, skorzystali również z dobrodziejstw ogłoszonej bulli o krucjacie, a także z rozmaitych datków od duchowieństwa, zwłaszcza Kastylii, które w ten sposób wsparło wojenną sprawę nie tylko modlitwą. A ponieważ wszystkiego było mało, monarchowie zastosowali system pożyczek skierowany do możnowładztwa i wyższego duchowieństwa.

I nie tylko do nich, bo także do przedsiębiorców tamtych czasów, reprezentowanych, co ciekawe, przez mniejszość wyznaniową, trzymającą w rękach handel - Żydów. Do najważniejszych należał Abraham Seneor, główny dostawca stale powiększającej się chrześcijańskiej armii.

Działo się to w czasie, kiedy nietolerancja wyznaniowa, narastająca w miarę postępu wojny, skłaniała królów do stosowania coraz brutalniejszych środków dyskryminacji..."


Fragment książki: Manuel Fernández Alvarez "Izabela Katolicka" s. 202-203

"...Wiosną 1483 roku „na czele armii wymaszerował z Loja na północ i poszedł przez góry, żeby zaatakować położoną na terytorium Kastylii Lucenę”. Sądził, że chrześcijanie nie otrząsnęli się jeszcze po pogromie pod Axarquíą, co było można wnosić choćby na tej podstawie, iż wciąż nie wykupili wszystkich jeńców. Wkroczył na położone daleko od granic emiratu ziemie hrabiego Cabry, wspieranego przez kasztelana Docelesa. „Hrabia był doświadczonym dowódcą. Obie armie starły się na terenie, który obrońcy znali równie dobrze, jak Maurowie Axarquíę, a jego ukształtowanie geograficzne było również podobne [czytaj: równie zdradliwe dla atakujących – R.W.]. Mimo że wróg miał znaczącą przewagę liczebną, hrabia Cabra, dzięki przeprowadzeniu zaskakującego uderzenia, odniósł miażdżące zwycięstwo”. Na słynnym reliefie przedstawiającym to starcie widzimy przede wszystkim wielki tumult – stłoczone konie, ludzi, którzy na przedpolu luceńskiej fortecy walczą o przeżycie, wymachując mieczami, kuszami, pikami. W bitwie zginęło kilku najsłynniejszych dowódców z Grenady, co na pewno miało wpływ na dalszy bieg wojny. Między innymi padł teść Boabdila – Ali Atar, mężny burmistrz, który z wielką determinacją wcześniej dowodził obroną Loi. Jak pisze Kirstin Downey: „Na obrazie widzimy, jak upada na ziemię, szlachetnie i z godnością, w pozycji przypominającej słynnego Umierającego Gala". Łącznie zginęło ponad tysiąc Maurów, a kolejne dwa tysiące – widząc bezskuteczność swych wysiłków – serwowało się bezładną ucieczką. „Boabdil [podobnie] jak Ferdynand w czasie bitwy pod Loja, stanął na drodze uciekających żołnierzy, ale nie udało mu się ich zatrzymać. Brakowało mu niezłomnego ducha walki, który cechował Ferdynanda; nie znalazł się także żaden odpowiednik markiza Kadyksu, który pospieszyłby mu na ratunek. Kiedy jego ludzie rozpierzchli się w panicznej ucieczce, Boabdil zeskoczył z konia i próbował ukryć się w krzewach wrzoścu. Jego wspaniała, śnieżnobiała i bogato ozdobiona szata sprawiła jednak, iż stało się to niemożliwe. Wypatrzył go Martín Hurtado, kawalerzysta pochodzący z Luceny”. Spiął konia, który właśnie wtedy tak spektakularnie, tak skutecznie stanął dęba. Biały uciekinier się przeraził i upadł. Martín Hurtado dopadł go ze sztyletem w dłoni i pośpiesznie poprowadził do hrabiego. W jednej chwili z niedoszłego zwycięzcy wyszedł cały brak doświadczenia. Przerażony Boabdil zalał się łzami i „szlochając, wyznał, że jest królem Grenady”.

Był 21 kwietnia 1483 roku.

Data ta to przełomowy moment w wojnie o Grenadę. Mimo że konflikt trwał stosunkowo krótko i dotąd wcale nie rozwijał się po myśli chrześcijan, do rąk Izabeli i Ferdynanda trafiła niezwykła karta. Trumf, kozera, joker. Jedyne, co pozostawało, to dobrze ją teraz rozegrać..."


Fragment książki: Roman Warszewski "Grenada 1492" Część 3 Rozdział 9

"...Oczywiste było natomiast to, że Grenada jest poważnie osłabiona wewnętrznymi niesnaskami, a jej pokonanie – być może – okaże się łatwiejsze, niż dotąd sądzono. Biorąc to pod uwagę, należało odpowiednio postąpić z jeńcem.

Muley Hasan pierwszy złożył propozycję. Po uwięzieniu Boabdila przez chrześcijan zdołał przejąć władzę w Grenadzie, więc zaproponował Izabeli i Ferdynandowi, by… nie wypuszczali na wolność jego syna. W zamian zaoferował spłatę zaległego lenna (czyżby w Grenadzie znów zaczęto produkcję pieniędzy?), uwolnienie wielu jeńców oraz długoletni rozejm.

„Ale była też druga strona – pisze Álvarez. – Aischa, dążąc do uwolnienia syna, przyrzekała uznać się za wasala królów, zapłacić okup i oczywiście także zgodzić się na zwolnienie jeńców. Posunęła się nawet dalej, proponując, że na wezwanie Ferdynanda pośle mu siedemset kopii, aby uczestniczyły w jego wyprawach przeciwko Muleyowi Hasanowi”

Wtedy „Ferdynand po raz pierwszy [dał] pokaz swojej nieprzeciętnej zręczności dyplomatycznej, która w oczach Machiavellego uczyniła go wzorcem renesansowego księcia” – bohatera jego słynnej książki pod tym samym tytułem. „Zrozumiał, że dla chrześcijańskiej sprawy najkorzystniej [będzie] utrzymać podział w królestwie Nasrydów [a] nie ulegało najmniejszej wątpliwości, że [najłatwiej] można [było] to osiągnąć, zwracając wolność Boabdilowi”, który będzie dążył do tego, by jak najszybciej odebrać władzę ojcu.

Tak też uczyniono.

Był 2 września 1483 roku.

Boabdil przed uwolnieniem podpisał dokument, w którym zobowiązał się, że w przyszłości będzie wiernym lennikiem monarchów, co pozwalało mieć nadzieję, iż będzie także skłonny do daleko idących ustępstw..."

Niezgoda pośród władców Grenady została utrwalona.

W tej fazie wojny chrześcijanie nic lepszego nie mogli sobie wymarzyć.


Fragment książki: Roman Warszewski "Grenada 1492" Część 3 Rozdział 9

"...Ze swej strony Ferdynand wykorzystał wymarsz do Andaluzji, aby udzielić pomocy Alhamie. Co więcej, pociągnął z wojskiem przez całą żyzną dolinę królestwa Grenady, ukazując swoją potęgę wylęknionym mieszkańcom.

Dobrze oddaje to kronikarz Andrés Bernáldez:
Tym razem Maurowie Grenady bardzo zlękli się króla Ferdynanda, widząc tyle i tak zacnego rycerstwa i ludzi, których prowadził.

Ich lęk zwiększył się jeszcze, gdy przed upływem roku markiz Kadyksu śmiałym wypadem odbił twierdzę Zahara, biorąc rewanż za bolesną porażkę, jakiej doznał kilka miesięcy wcześniej pod Axarquią koło Malagi.


Fragment książki: Manuel Fernández Alvarez "Izabela Katolicka" s. 210-211

"...Dostarczycielem kolejnych pomyślnych wieści był nieustraszony markiz Kadyksu, któremu wkrótce po tym, jak Boabdil odzyskał wolność, udało się odbić twierdzę Zahara – tę, od której zagarnięcia przez Maurów rozpoczęła się wojna. Monarchowie nie posiadali się z radości. Od momentu powrotu z Moury córki Izabeli ich życie zdawało się odzyskiwać blask. Toteż tym chętniej, w uznaniu zasług, mianowali dzielnego andaluzyjskiego wodza grandem Hiszpanii „z tytułem księcia Kadyksu i markiza Zahary..."


Fragment książki: Roman Warszewski "Grenada 1492" Część 3 Rozdział 10

"...Rozpoczęto przygotowania do nowej kampanii przeciwko niewiernym. Pokój z Francją jeszcze w jednym względzie okazał się pomocny. (Czyżby królowa także to miała na uwadze, przeciwstawiając się konfliktowi z Karolem VIII?). „Z Francji sprowadzono specjalistów, którzy mieli przyspieszyć odlewanie największych dział tamtych czasów” – bombard, „które [z uwagi na kraj pochodzenia – R.W.] nazywano lombardami”. Z dotychczasowych doświadczeń z walk z Maurami wynikało, że zwykli oni unikać starcia z Kastylijczykami w otwartym polu i woleli chronić się za grubymi murami swych twierdz. To natomiast – mimo potencjalnej przewagi chrześcijan – skutecznie powstrzymywało ich ataki i nie pozwalało wykorzystać potencjalnej przewagi. Nowe, udoskonalone bombardy miały to zmienić. [...]

Pierwszą twierdzą, jaką wojska Izabeli i Ferdynanda zaatakowały w 1484 roku, była Alora. W tym przedsięwzięciu – zgodnie z intencjami królewskiej pary – miał być zawarty pewien symbol. Alora była bowiem położona w pobliżu Malagi i jej zdobycie miało wymazać z pamięci niesławną klęskę w wąwozie Ajarquia.

Plan – dzięki zastosowaniu silniejszych i udoskonalonych bombard – w pełni się powiódł. Pod Alorę ściągnięto około trzydziestu tysięcy zbrojnych i potężną baterię lombard wraz z niezliczoną liczbą ciężkich pocisków. Maurowie najpierw mieli nadzieję, że jeżeli schronią się za murami twierdzy, przetrwają oblężenie, a w czasie zawieszenia broni, które zaraz potem mieli nadzieję zawrzeć, zdołają się wzmocnić. Tak zwykli czynić do tej pory. Ich rachuby spaliły jednak na panewce.

„Kiedy [11 czerwca] wielkie lombardy otworzyły ogień, skutek był druzgocący. Bernáldez [w swoich wspomnieniach] napisał, że »pierwsze wystrzały zburzyły znaczną część miasta i twierdzy«. Kilka wież zawaliło się, a wysiłki obrońców, aby za zburzonymi częściami muru wznieść nowy, okazały się bezowocne. Wielu z nich [w popłochu] uciekło z miasta; kobiety i dzieci, które uciec nie były w stanie, podczas ostrzału rozpaczliwie krzyczały, a ich mężowie i ojcowie naciskali na dowódcę garnizonu, aby ogłosił kapitulację. 20 czerwca tak właśnie postąpił. Zielone sztandary z półksiężycem zostały opuszczone, a na najwyższej wieży załopotały czerwonozłota flaga Izabeli i Ferdynanda oraz chorągiew krucjaty”. Mogąca uchodzić za fotografię z epoki upamiętniająca tę chwilę rzeźba flamandzkiego rytownika Rodriga Alemána przedstawia dowódcę twierdzy klęczącego przed Ferdynandem i podającego mu klucze do miasta. Mury twierdzy są porozbijane, Maurowie wyglądają na zaskoczonych rozwojem wypadków, a chrześcijanie – na bardzo zasępionych i groźnych.


Fragment książki: Roman Warszewski "Grenada 1492" Część 3 Rozdział 10

"...Zaraz potem Ferdynand zajął żyzną vegę, z której w oddali było już widać mury Grenady. Nie myślał jednak jeszcze o jej zdobyciu – uważał, że musi się do tego odpowiednio przygotować. Poza tym należało dokładnie przyjrzeć się sytuacji wewnętrznej w tym mieście. Mulay Hasan – ojciec Boabdila – najpierw poważnie zachorował i przekazał władzę swemu bratu, El Zagalowi, a następnie zmarł. Natomiast jego żona Zoraya ponownie przyjęła chrześcijaństwo, wróciła do swego dawnego imienia – Isabela – „a synów nazwała Fernando de Granada, na cześć króla Ferdynanda, oraz Juan de Granada, na cześć [małego] księcia”]. Królowi coraz częściej zaczynało przychodzić do głowy, że – być może – Grenadę uda się odzyskać drogą przekupstwa lub negocjacji, a nie dzięki wysiłkowi militarnemu.

Jesienią zastosował tę samą taktykę jak pod Alorą i uderzył na Seteníl – miasteczko, które w arabskich rękach pozostawało nieprzerwanie od siedmiuset siedemdziesięciu trzech lat. Chodziło o kolejny symbol. Czytelny znak przełomu? Możliwe. Bombardy znów zagrały i niezdobyte miasto padło w ciągu niespełna dziesięciu dni.

Dla kontrastu z brutalnym ostrzałem po kapitulacji jeńców traktowano nadzwyczaj pobłażliwie, co kolejnych obrońców mauretańskich twierdz miało zniechęcać do stawiania oporu. Ta mieszanina z jednej strony twardości, a z drugiej łagodności okazywała się bardzo skuteczna i przyczyniała się do erozji ducha w arabskich szeregach. Można było odnieść wrażenie, że monarsza para posiadła patent na ostateczne wygnanie Maurów z Hiszpanii. Coraz częściej w taki sposób zaczynano o nich mówić w Europie.

Dla kontrastu z brutalnym ostrzałem po kapitulacji jeńców traktowano nadzwyczaj pobłażliwie, co kolejnych obrońców mauretańskich twierdz miało zniechęcać do stawiania oporu. Ta mieszanina z jednej strony twardości, a z drugiej łagodności okazywała się bardzo skuteczna i przyczyniała się do erozji ducha w arabskich szeregach. Można było odnieść wrażenie, że monarsza para posiadła patent na ostateczne wygnanie Maurów z Hiszpanii. Coraz częściej w taki sposób zaczynano o nich mówić w Europie.


Fragment książki: Roman Warszewski "Grenada 1492" Część 3 Rozdział 10

"...Wojna z Grenadą stała się popularna w całej zachodniej Europie. Nie tylko z tego powodu, że Stolica Apostolska decyzją nowego papieża Innocentego VIII pozwoliła głosić z ambon bullę o krucjacie, aby rozpalić serca i umysły i materialnie wesprzeć wysiłek tej wojny, która zanosiła się na długą i ciężką. Działo się tak również dlatego, że duch krucjaty ogarnął całą Europę i europejscy krzyżowcy, zwłaszcza Francuzi i Anglicy, zaczęli napływać do hiszpańskich wojsk..."


Fragment książki: Manuel Fernández Alvarez "Izabela Katolicka" s. 214

"...Anglicy i Francuzi, „ożywieni duchem przygody, co tak właściwe jest dziejom [jednych i drugich], przybywali setkami ze znakiem krzyża na opończach, aby stanąć w szeregach wojsk Ferdynanda. Wśród nich znalazł się [m.in.] szlachcic, który [zdobył sobie potem] wielkie uznanie królowej Izabeli – [słynny] lord Scales”

Odegrał on ważną rolę w czasie kampanii wiosennej 1485 roku. Był jednym z ważniejszych dowódców ekspedycji karnej, której celem było uderzenie na Benemaquis, mauretańskie miasteczko, którego mieszkańcy w poprzednim roku przysięgali wierność monarszej parze, a następnie zaczęli mordować swych chrześcijańskich współobywateli. Tak jak Izabela od czasu do czasu chętnie ukazywała Maurom swe łaskawe oblicze, tak tym razem zawrzała gniewem i postanowiła przykładnie ukarać Benemaquis. Anglik znakomicie nadawał się do wykonania tego zadania. Miasto doszczętnie spalono i stracono co piątego mężczyznę zdolnego do noszenia broni. Izabela i Ferdynand w przyszłości mogli powiedzieć, że było to dzieło Anglika, a w Benemaquis sprawy wymknęły się spod kontroli. Co ważne, wymownie wyartykułowano ostrzeżenie pod adresem Maurów..."


Fragment książki: Roman Warszewski "Grenada 1492" Część 3 Rozdział 10

"...Także w samej Hiszpanii da się zauważyć zmianę, i to zarówno w odniesieniu do regionów, jak. i klas społecznych. Stosunkowo prędko, w znacznej mierze dzięki zachęcającej postawie królowej, cała Hiszpania, wszystkie jej ziemie i warstwy społeczne zaczynają coraz szerzej uczestniczyć w wojnie, by w końcu całkowicie się w nią zaangażować..."

Weźmy na przykład regiony. Najpierw jest to, jak zauważyliśmy, problem Andaluzji, który następnie staje się sprawą Kastylii, by ostatecznie włączyła się Korona Aragonii. W Kastylii królowa dba o zwoływanie zgromadzeń bractwa, które odbywają się w 1483 roku w Pinto, w 1484 roku w Orgaz, w 1486 roku w Torrelagunie, w 1487 roku w Fuentesauco i w 1491 roku w Adamaz, i każde z nich uchwala zaciąg tysięcy piechoty na najbliższą kampanię. [...]

Do piechoty andaluzyjskiej i pochodzącej z zaciągu dokonanego w Kastylii przez Bractwo należy dodać pospolite ruszenie z północy, z Asturii i z Kraju Basków.

Dobrze znany jest udział wojsk baskijskich w wojnie z Grenadą w odpowiedzi na wezwanie Izabeli jako pani Biskajów. Królowa powołała Basków, podobnie jak mieszkańców ziem Guipúzcoa, jednym wezwaniem skierowanym do całej Kastylii w obliczu trudnej kampanii 1487 roku, której celem była Malaga. [...]

Dla zakonów rycerskich, w szczególności kastylijskich, jak Świętego Jakuba, Calatrava i Alcantara, wojna ta była powrotem do pierwotnych źródeł ich powołania, ożywieniem tradycji obrony granic przed islamem, nieprzyjacielem wiary, który na wiele stuleci opanował południe, zakłócając życie chrześcijańskich królestw ciągłymi zagonami, co słusznie zauważył jeden z naszych najlepszych znawców epoki Królów Katolickich. Podobnie można powiedzieć o możnowładztwie, zwłaszcza Andaluzji, aczkolwiek zdarzały się wyjątki. Na przykład gdy markiz Kadyksu, książę Medina-Sidonia i hrabia Cabra oddali się bez reszty sprawie wojny, hrabia Lemos dostrzegł w niej okazję do zawładnięcia Ponferradą, a szlachta Murcji, która przez samą bliskość frontu powinna była czuć się mocniej z nią związana, zachowywała się obojętnie, wywołując tym oburzenie królowej. Nie zabrakło i takich, którzy jak Żydzi z Murcji, korzystali z okazji, aby handlować bronią i zaopatrzeniem z królestwem Nasrydów.

Ale były to wyjątki. Coraz wyraźniejsze było pragnienie, aby służyć królowej na wojnie, z którą tak bardzo się utożsamiała, wkładając w nią każdego dnia całą swoją energię.

I choć początkowo w wojnie bierze udział tylko szlachta Korony Kastylii, to od pewnego momentu, zwłaszcza od ciężkiej kampanii 1487 roku, podjętej w celu zdobycia Malagi, śpieszy na nią także szlachta Korony Aragonii. Fernando del Pulgar odnotował kilka nazwisk. Juan Ruiz de Corella, hrabia Cocentaina, wyszykował na tę wyprawę uzbrojony statek, drugi - Juan Frances de Proxita, hrabia Almenara, a mosen Miguel de Busqueten przybył z dwoma uzbrojonymi galerami..."


Fragment książki: Manuel Fernández Alvarez "Izabela Katolicka" s. 214-217

"...Ten rodzaj pozawerbalnego dialogu z Maurami w tym okresie zdawał się być uzasadniony. Niewiele wcześniej do Kordoby niespodziewanie przybył niedawno uwolniony przez monarchów Boabdil. Po śmierci ojca w zmaganiach z El Zagalem wyraźnie przegrywał. Jego wpływy wśród Maurów cały czas malały. El Zagal wygnał go nawet z Almerii, dokąd Boabdil udał się po zwolnieniu z niewoli. Teraz katolickich monarchów prosił o… udzielenie mu azylu, by na nowo mógł okrzepnąć i nabrać sił! Azyl został mu udzielony, choć żadne z monarchów nie wierzyło, by w przyszłości Boabdil mógł być lojalnym sojusznikiem.


Fragment książki: Roman Warszewski "Grenada 1492" Część 3 Rozdział 10

"...Królowa otrzymała wszak pomyślną wiadomość o zdobyciu, jakby mimochodem, twierdz Coín i Cártama. Pierwsza padła 27 kwietnia, druga nazajutrz. A przecież była pełnia wiosny! Czy zatem nie należało rozszerzyć działań?..."


Fragment książki: Manuel Fernández Alvarez "Izabela Katolicka" s. 221

Gdy pod koniec kwietnia 1485 roku, po krótkim, lecz bardzo intensywnym ostrzale, siły Ferdynanda zdobyły miasteczka Cartama i Coin, zagrano monetą łagodności. Unikano nadmiernych represji, jakby chcąc pokazać, że chrześcijańskim siłom można się poddawać bez obaw o swe dalsze losy. Uwadze Maurów to nie umykało. Coraz częściej zaczynano skłaniać się do kalkulacji: walczyć czy też lepiej się poddać i próbować z chrześcijanami koegzystencji, do której w przeszłości przecież dochodziło. Słuchy na ten temat docierały do Izabeli i Ferdynanda. Monarchowie zacierali ręce. Widzieli, że ich zróżnicowana polityka kija i marchewki przynosi rezultaty..."


Fragment książki: Roman Warszewski "Grenada 1492" Część 3 Rozdział 10

"...po otrzymaniu wieści, że Coín i Cártama padły, mieszkańcy wylegli na ulice?

Ósmego maja [1485] wiadomość dotarła do Burgos, gdzie przyjęto ją wyrazami wielkiej radości, powszechnym biciem w dzwony, uliczną manifestacją z użyciem trąb, bębenków i bębnów oraz uroczystością religijną..."


Fragment książki: Manuel Fernández Alvarez "Izabela Katolicka" s. 216

"...Jej ciąg dalszy zanotowano w Rondzie, którą zdobyto wiosną 1485 roku. By to uczynić, Ferdynand wykorzystał zamieszanie, jakie powstało wśród Maurów. Otóż jego armia w marszu na południe znalazła się w takim miejscu, że arabscy dowódcy mieli wrażenie, iż chrześcijańskie siły zamierzają uderzyć na Malagę, i z jej kierunku wysłali posiłki z Rondy. Ferdynand skierował swoje wojska ku Rondzie.


Fragment książki: Roman Warszewski "Grenada 1492" Część 3 Rozdział 10

Oblężenie Rondy maj 1485 roku

"...Zaczęło się oblężenie. „Ronda – pisze Warren H. Carroll – leży na jałowej równinie na szczycie dwóch klifów, u podnóża których znajduje się głęboki wąwóz; oba jego brzegi łączy stary, kamienny most. Na dnie wąwozu płynie strumień, ale z miasta nie ma do niego bezpośredniego dostępu, gdyż ściany jaru są bardzo wysokie. Wody źródła znajdującego się poza murami doprowadzono do miasta ukrytym podziemnym kanałem, ale [dowodzący wojskami książę Kadyksu] znał jego położenie i zablokował go już na samym początku oblężenia. Już samo to wystarczyło do odniesienia ostatecznego zwycięstwa, ponieważ innych miejsc, z których mieszkańcy czerpali wodę, było niewiele, a ich wydajność niewystarczająca. Lombardy jednak załatwiły rzecz znacznie szybciej. W ciągu czterech dni wystrzeliwane przez nie pociski rozbiły wszystkie zewnętrzne fortyfikacje. Maurowie musieli wycofać się do centrum miasta, które również ostrzelano. [Tym razem] użyto pocisków zapalających”.

Wzbudzało to szczególne przerażenie wśród mieszkańców. Fernando de Pulgar pisał na ten temat: „Puszkarze wykonali duże kułby z konopnego sznura, ze smoły i z prochu, o takiej budowie, że podpalone wyrzucały na wszystkie strony przerażające iskry i płomienie, palące wszystko, czego dosięgły. [I] takoż rzucali [je] do wnętrza miast za pomocą urządzenia. [I] wielki ognisty kłąb, lecąc w powietrzu, wyrzucał z siebie tak potężne płomienie, że wzbudzał strach we wszystkich patrzących”

Skutek był taki, że po dziesięciu dniach, 22 maja, Ronda się poddała..."


Fragment książki: Roman Warszewski "Grenada 1492" Część 3 Rozdział 10

"...kronikarz Fernando del Pulgar, opisując oblężenie i zdobycie Rondy:

Puszkarze wykonali duże kłęby z konopnego sznura, smoły i prochu, o takiej budowie, że podpalone wyrzucały na wszystkie strony przerażające iskry i płomienie, palące wszystko, czego dosięgły.

Takoż rzucili do wnętrza miasta za pomocą pewnego urządzenia wielki ognisty kłąb, który lecąc w powietrzu, wyrzucał z siebie tak potężne płomienie, że wzbudzały strach we wszystkich patrzących.

I kończy:

...Kłąb ten wpadł do miasta i trafił w dom, który zaczął płonąć. [...]

Całością tych sił, które on sam oblicza na 25 000 piechoty, 11 000 kopii i 1100 wozów artylerii, uderza na Rondę i zdobywa ją w przeciągu piętnastu dni!

O podobało się Panu naszemu, od którego wszelkie zwycięstwo i dobry uczynek pochodzą, że w ciągu piętnastu dni, w czasie których jej pilnowałem, tak ją kazałem nękać, rozkazawszy ostrzeliwać gwałtownie dniem i nocą bombardami, artylerią i katapultami, że Maurowie, widząc, iż są zgubieni, bo artyleria zabiła im wielu ludzi w walce, i mając rannych i zabitych oraz utraciwszy wszelką nadzieję na jakąkolwiek odsiecz, wydali mi miasto, zdając się na moją łaskę..."


Fragment książki: Manuel Fernández Alvarez "Izabela Katolicka" s. 219-222

ozdoba

"...Mając znów w swych rękach Boabdila, monarchowie zapragnęli być wspaniałomyślni. Żywili nadzieję, że w ten sposób dokonują siewu, który w momencie, gdy wojna wejdzie w swą decydującą fazę i dojdzie do oblężenia Grenady, bardzo ułatwi im ostatnią kampanię. „Każdy, kto chciał wyjechać z Rondy do innego miasta w Grenadzie albo do Afryki, mógł odejść bez przeszkód, zabierając cały dobytek, pod tym wszakże warunkiem, że uczyni to w ciągu piętnastu dni; tym którzy zostali, zagwarantowano wolność, bezpieczeństwo i zachowanie własności, jeśli przysięgną wierność królewskiej parze”. Władze miasta miały teraz płacić monarchom takie same podatki, jakie płaciły Nasrydom, ale wewnętrzne konflikty mogły nadal rozstrzygać według zasad szariatu. Mimo to większość mieszkańców wybrała wyjazd do Grenady.

Cztery rondańskie meczety zamieniono na kościoły – pod wezwaniem Ducha Świętego, Świętego Jakuba, Jana Ewangelisty oraz świętego męczennika Sebastiana. Jedne z kajdan uwolnionych w Rondzie chrześcijańskich jeńców (z których większość pochodziła z Zahary) zawieszono na murach kościoła San Juan de Reyez w Toledo, ufundowanego przed laty przez Izabelę. 2 czerwca, po raz pierwszy od czasów, gdy na Półwyspie pojawili się Maurowie, w Rondzie odbyły się uroczystości święta Bożego Ciała. Celebrował je biskup Luis de Sona, który tego dnia otrzymał nominację na biskupa Malagi, wciąż znajdującej się w mauretańskich rękach. [...]

Było to jasne wskazanie, jaki będzie kolejny strategiczny cel Ferdynanda i Izabeli. Najpierw ruszono jednak na Marbellę, gdzie dobra passa chrześcijan znalazła kontynuację. „Władze miasta skontaktowały się z Ferdynandem, jeszcze zanim ten dotarł pod mury, prosząc o danie mieszkańcom wyboru, by mogli albo złożyć przysięgę hiszpańskim monarchom, albo udać się »gdziekolwiek zechcą«, na statkach, które miał zapewnić Ferdynand..."


Fragment książki: Roman Warszewski "Grenada 1492" Część 3 Rozdział 10

"...Niebawem Izabela dowiedziała się, że upadek Rondy pociągnął za sobą upadek całego Algarve wraz z bardzo znanym miastem nadmorskim Marbellą. Zwycięstwa te odbiły się tym donośniejszym echem społecznym, że przywróciły wolność tysiącowi jeńców, a wśród nich wielu tym, którzy dostali się do niewoli wraz z utratą Zahary..."


Fragment książki: Manuel Fernández Alvarez "Izabela Katolicka" s. 223

"...cel wytyczyła Izabela, a było nim miasteczko Cambil.

Powód był nader poważny. Cambil stanowiło jakby przyczółek królestwa Nasrydów na ziemiach królestwa Jaén w odległości nie większej niż cztery leguas od stolicy. Tak bliskie sąsiedztwo i siła obronna miasteczka, wciśniętego pomiędzy dwa potężne szczyty skalne, sprawiały, że stanowiło ono bardzo poważne zagrożenie. Wypady jego zbrojnych nie dawały spokoju mieszkańcom Jaén, którzy z dnia na dzień z ludzi wolnych mogli stać się więźniami, jeśli bez ochrony wyszli poza mury swojego miasta.

Królowa wiedziała o tym. Posłyszawszy żale Jaén, nalegała na przygotowanie wyprawy. Towarzyszyła nawet królowi, kiedy podejmował tę kampanię, odprowadzając go aż do Baeny.[...]

Klęska hrabiego Cabra pod Moclin poniesiona 3 września i śmierć ponad tysiąca chrześcijan wywołały spore zamieszanie w królewskim obozie i wielkie zaniepokojenie królowej, która przebywała nadal w Baenie. Niemniej Ferdynand wytrwał w swoim zamierzeniu, wiedząc, jak bardzo zależało na tym Izabeli. Szesnastego września obiegł Cambil i natychmiast rozpoczął potężny ostrzał artyleryjski. To spowodowało, że twierdza poddała się w przeciągu tygodnia..."


Fragment książki: Manuel Fernández Alvarez "Izabela Katolicka" s. 223-224

"...Zatem rok 1485 zaowocował dwiema zwycięskimi kampaniami: wiosenną, zakończoną zdobyciem Rondy i Algarve, oraz tą z początków września, w wyniku której poddało się Cambil, będące udręką dla Jaén. [...]

Kończący się rok był męczący i pełen napięć, ale owocny, przyniósł pierwszy duży sukces w prowadzonej przeciwko Grenadzie wojnie, którą na arenie międzynarodowej zaczęto uznawać za rzecz pierwszej wagi. Moglibyśmy powiedzieć, że bohaterstwo tych zmagań było już komentowane na wielkich europejskich dworach, od Watykanu po Paryż, Londyn i Lizbonę. Z podziwem mówiono o nowym królu-żołnierzu, młodym monarsze imieniem Ferdynand, który w wieku trzydziestu czterech lat odnosił tak znaczne tryumfy, wyróżniając się jako wielki wódz..."


Fragment książki: Manuel Fernández Alvarez "Izabela Katolicka" s. 224

"...Potem jednak sprawy bardzo się skomplikowały. Zgodnie z przewidywaniami monarchów Boabdil złamał przysięgę złożoną Izabeli, zbiegł z Kordoby, ułożył się z El Zagalem, który oddał mu część miast wokół Grenady, i począł z nim planować, jak prowadzić wojnę z chrześcijanami.

Ukrył się w Loi – to zaś przesądziło o tym, dokąd udały się wojska Ferdynanda po podporządkowaniu sobie Marbelli. Odkąd przed czterema laty nie udało się jej zdobyć, Loja cieszyła się złą sławą wśród chrześcijańskich oddziałów. Teraz jednak dysponowano znacznie lepszą artylerią. Doświadczenie uczyło, że w chwili, kiedy mury udaje się skruszyć, obrońcy twierdzy są pozbawieni szans na skuteczny opór.

Tak też się stało. Intensywny ostrzał artyleryjski zaczął się 28 maja 1486 roku, a mógł skończyć dwa dni później. Niezdobyta dotąd Loja przeraziła się nowych lombard i poddała bardzo szybko. Czy były pomocne intensywne modły królowej, która – „poszcząc i drżąc o męża” – dwie noce prosiła Boga o zwycięstwo? Ona była o tym przekonana. Boabdil znów wpadł w ręce monarchów.

Ci jego słowa traktowali już z pobłażaniem. Nie chcieli nawet wysłuchiwać tłumaczeń, dlaczego złamał dane słowo i lenną przysięgę. Zamiast tego podpisali nowe tajne porozumienie. „Zdawali sobie sprawę z tego – pisze Kirstin Downey – że jest [on] dla nich cenniejszy, kiedy sieje zamęt w Grenadzie, niż kiedy przebywa w niewoli”. Wiedzieli, że i ten traktat może okazać się bardzo iluzoryczny, ale doraźnie cieszyło ich to, iż Boabdil obiecał, że w bliskiej przyszłości dokona przewrotu pałacowego, który obali El Zagala.


Fragment książki: Roman Warszewski "Grenada 1492" Część 3 Rozdział 10

"...Na szczęście bitwa o Loja okazała się łatwiejsza, niż przewidywano. Ferdynandowi udało się szczelnie otoczyć miasto, odcinając wszelką pomoc. Po całodniowych ciężkich walkach opanował przedmieścia i rozpoczął silny ostrzał artyleryjski o takim natężeniu, że w ciągu jednego dnia złamał opór oblężonych. Zwycięstwo miało istotne znaczenie, bo obroną dowodził Boabdil Mały, który tym samym musiał ponownie poddać się woli króla i negocjować własną wolność, podpisując nową umowę o swojej podlegości.

Opanowanie Loja znacznie ułatwiało udzielenie pomocy Alhamie, na którą ciągle napierali Maurowie, jako że leżała blisko ich stolicy.

Sprawne zakończenie walk pozwalało Ferdynandowi przeprowadzić dodatkową akcję wojskową stanowiącą dopełnienie wiosennej kampanii. Szybki sukces odniesiony pod Loja dawał po temu dobrą okazję, toteż natychmiast pociągnął z wojskiem przeciwko pobliskiemu miasteczku Illora, odległemu zaledwie cztery leguas od Loja. To oblężenie też nie trwało dłużej i zakończyło się nie mniejszym powodzeniem.

W tym miejscu najlepiej oddać głos samemu królowi, gdy zdaje sprawę ze swego kolejnego zwycięstwa:

Zorganizowawszy oblężenie, rozkazałem ustawić artylerię, która... przez cały dzień poczyniła takie szkody w murach i basztach... [i] wzbudziła w nich taką zgrozę i strach, że tego samego wieczoru posłali do mnie błagając, abym zechciał wziąć ich do niewoli.


Fragment książki: Manuel Fernández Alvarez "Izabela Katolicka" s. 229-230

"...Umieszczona wraz z córką w królewskiej kwaterze Izabela mogła w ciągu następnych dni przyglądać się z bliska działaniom wojennym, po pierwsze zdobywaniu twierdzy Moclin, które było poprzedzone oblężeniem i straszliwym ostrzałem artyleryjskim. Zdarzył się przy tym budzący grozę wypadek, kiedy to wystrzelona kula armatnia trafiła prosto w prochownię oblężonych Maurów, wywołując potężną eksplozję, po czym całe miasto stanęło w płomieniach.

W tej sytuacji załoga Moclin poddała się. Królowa zapragnęła wkroczyć do swojego nowego, świeżo zdobytego miasta. Król już pociągnął wtedy z wojskiem przez żyzne tereny królestwa, demonstrując swoją siłę.

Każda wojna przechodzi zmienne koleje losu, i teraz było podobnie. Maurowie przerwali zapory na rzece Genil, napełniając w ten sposób wodą wielki kanał nawadniający, w którym udało im się uwięzić znaczną liczbę nieprzyjaciół. Śmierć znalazł tam, między innymi, wspomniany już przez nas wcześniej paź z Sigiienzy..."


Fragment książki: Manuel Fernández Alvarez "Izabela Katolicka" s. 231-232

"...Wtedy właśnie zdarzyło się coś nadzwyczajnego. Kiedy królowa przebywała w Moclin, dotarły do niej sygnały, że Maurowie z pobliskiego miasteczka Montefrio chcą się jej poddać. Ale jej, nie królowi. Oto jak zaświadcza o tym kronikarz: „...Maurowie z Montefrio chcą się poddać i proszą, aby wzięła ich królowa, na co ona wyraziła zgodę".

A zatem królowa uczestniczy zupełnie bezpośrednio w zdobywaniu Grenady! Wystarczy, że przybywa na linię frontu i Maurowie z Montefrio chcą ją u siebie powitać, uznając za swoją władczynię.

Nie mogła doprawdy powrócić z większą chwałą z tej wyprawy.


Fragment książki: Manuel Fernández Alvarez "Izabela Katolicka" s. 232

"...Pozostawało już tylko prowadzić dalej z całą energią działania wojenne przeciwko Grenadzie. Kilka miesięcy wcześniej, kiedy królowie zatrzymali się w położonym nieopodal Zamory miasteczku Montamarta, aby w tamtejszym klasztorze hieronimitów odpocząć po trudach powrotu z Galicji, przygotowane zostało, ogłoszeniem bulli o krucjacie wydanej przez papieża Innocentego VIII, finansowanie nowej kampanii. Na dorocznym zgromadzeniu w Fuentesauco bractwo uchwaliło mobilizację tysiąca piechoty z myślą o wojennej potrzebie. Wystawiono nawet, jak wcześniej w Asturii, listy żelazne dla oskarżonych o zabójstwo, pod warunkiem że zaciągną się do królewskiego wojska..."


Fragment książki: Manuel Fernández Alvarez "Izabela Katolicka" s. 236

"...Następnie, na początku kwietnia 1487 roku, aby przygotować się do ataku na Malagę, Ferdynand ruszył oblegać pobliską Veléz-Malagę. Było to posunięcie sprytnie skorelowane z poczynaniami Boabdila, który najpierw otrzymał od monarchów spory zapas żywności i broni. Kiedy El Zagal, sprowokowany poczynaniami Ferdynanda, wyruszył z Grenady na pomoc Veléz-Maladze, Boabdil dokonał 27 kwietnia obiecanego przewrotu pałacowego i przejął kontrolę nad miastem. W tym czasie jeden z najwybitniejszych dowódców epoki, a zarazem wielki przyjaciel królowej, Gonzalo Fernández de Córdoba, odciął El Zagalowi drogę powrotną do Grenady. Przez to „siły zbrojne Grenady trwale zostały podzielone na dwie niewspółpracujące ze sobą armie”, a Boabdil mógł spokojnie umocnić się na świeżo zdobytym grenadyjskim tronie. [...]

Po zdobyciu Veléz-Malagi – co ostatecznie wcale nie okazało się tak łatwe i w decydującej fazie wymagało odważnej interwencji samego króla (bo najpierw „kompanie Asturyjczyków i Basków cofają się i rozpoczynają odwrót”) – całość militarnych wysiłków Kastylii i Aragonii skupiła się na Maladze.

Było to o tyle logiczne, że myśląc o zdobyciu Grenady, należało doprowadzić do stanu, w którym miasto Alhambry zostałoby całkowicie osamotnione. Malaga była natomiast drugim co do znaczenia ośrodkiem kurczącego się emiratu. W związku ze swym położeniem na wybrzeżu mogła stanowić miejsce lądowania ewentualnych muzułmańskich posiłków spoza Europy. A takiej możliwości nie można było wykluczyć, jako że Turcy, bez skrępowania operujący już na Morzu Śródziemnym w rejonie Półwyspu Apenińskiego, wciąż czynili niepokojące postępy..."


Fragment książki: Roman Warszewski "Grenada 1492" Część 3 Rozdział 10

"...Zajęcie Velez-Malagi nastręcza początkowo sporo trudności. W pierwszych starciach kompanie Asturyjczyków i Basków cofają się i rozpoczynają odwrót. Trzeba odważnej interwencji samego króla, który z mieczem w ręku opanowuje sytuację. W końcu 27 kwietnia Velez-Malaga poddaje się.

Od tej chwili Malaga znalazła się niejako na muszce, a jej mieszkańcy zostali odizolowani od reszty królestwa Nasrydów. Pozostawało im już tylko morze, ale tam czuwała flota wojenna królowej.."


Fragment książki: Manuel Fernández Alvarez "Izabela Katolicka" s. 236-237

Oblężenie Malagi 1487 roku

"...Był to – jak pisze Álvarez – nadzwyczaj „ciężki bój, jeden z najbardziej zażartych w całej wojnie, bo mieszkańcy Malagi byli gotowi walczyć do końca, a dowodził nimi Hamet el Zegri, jeden z najlepszych żołnierzy, jakimi dysponował El Zagal. Na dodatek było wśród nich sporo afrykańskich Berberów, doskonale obeznanych z wojennym rzemiosłem. Zalety obronne miasta, doborowa załoga i jej nadzieje, że od strony morza nadejdą posiłki, utrudniały zdobycie twierdzy. [...]

Oblężenie Malagi zaczęło się 7 maja 1487 roku. Od samego początku było wiadomo, że zmagania będą trudne i długotrwałe. Miasto miało potężne, sprawdzone w niejednym boju fortyfikacje, na które składało się m.in. osiemdziesiąt potężnych baszt, skupionych wokół zamku Alcazaba. Zanim jednak zagrzmiały pierwsze lombardy, które przewieziono drogą morską, Ferdynand wspaniałomyślnie zaproponował, by muzułmanie dobrowolnie oddali się w ręce chrześcijan. Dowódca odpowiedział na to jednak dumnie, że nie po to powierzono mu to miasto, żeby je poddawał, jak prosi król.

– Niedoczekanie! Dlaczego, psy, jeszcze nie strzelacie?!

Zaraz potem zaczęła się zażarta walka. „Chrześcijanie ufortyfikowali swoje obozy, a flotylla zacieśniła blokadę – pisze Warren H. Carroll. – Sprowadzono kolejne lombardy i kamienne kule, które z nich wystrzeliwano. Oddzielne oblężenie założono wokół położonej kilka kilometrów od Malagi wielkiej fortecy zwanej zamkiem Gibralfaro. Mimo że szturmem tam dowodził sam książę Kadyksu, obrońcy stawili tam nie mniej silny opór niż w samej Maladze. Wypady, których Maurowie dokonywali [poza mury], skutkowały ciężkimi stratami w szeregach chrześcijan. Przez pierwszy tydzień nie dokonano żadnego postępu”. Sytuacja była całkowicie inna od tej, z którą chrześcijanie mieli do czynienia niedawno w Loi, w Moclín czy nawet w czasie szturmu na Veléz-Malagę. W szeregach Ferdynanda zaczęły pojawiać się defetystyczne pogłoski, które prawdopodobnie tylko sobie znanymi sposobami poczęli rozpuszczać obrońcy Malagi. Zaczęto opowiadać, że nieznana zaraza szerzy się na tyłach wojsk i lada dzień dotrze do jego pierwszych szeregów; że do Malagi zbliża się wielka turecka armada mająca dokonać desantu, jak przed laty w Otranto; że o powadze sytuacji jest przekonana nawet tak oddana antymauretańskiej krucjacie królowa Izabela, która uważa, iż należy odstąpić od oblężenia, póki jeszcze na to nie pora…

To, że muzułmanie sięgnęli po tego rodzaju posunięcia, pokazywało, jak bardzo czują się zagrożeni i jak bardzo zależy im na tym, by chrześcijanie zerwali oblężenie. Ferdynand poczuł już jednak krew. Uważał, że w żadnym razie nie należy się cofać. Postanowił użyć tej samej broni, jaką zastosowali Maurowie. Skoro oni mają czelność powoływać się na jego królewską małżonkę, on uczyni tak samo. „Ale odwoływać się do niej?” – miał wykrzykiwać. „Nigdy w życiu! To stanowczo za mało! Niech tu przybywa! Czym prędzej! Niech wsiada na koń! Niech Izabela swoją obecnością zaświadczy, co naprawdę myśli o tym oblężeniu!”.

„Sześć dni później – czytamy – [królowa] przybyła pod Malagę. Zabrała ze sobą księżniczkę Izabelę, Beatríz [de Bobadilla], żonę Guttiere’a de Cárdenasa, kardynała Mendozę, swego spowiednika, Hernándo de Talaverę, a także wielu innych duchownych oraz damy dworu [co miało podkreślić, jak wielką wagę przywiązuje do tej wizyty – R.W.]. Powitano ją z niezwykłym entuzjazmem; żołnierze tłumnie rzucili się, żeby »ucałować jej dłoń«, a monarchini była zmuszana przypomnieć im, żeby upewnili się, iż na najbardziej wysuniętych posterunkach pozostała odpowiednia liczba wartowników”, bo walka, którą toczyli, była zbyt ważna, by jej obecność miała w niej coś popsuć bądź ją skomplikować.

Od razu stało się jasne, że królowa nie jest zwolenniczką wycofania się spod Malagi, a szerzone pogłoski były tylko przykładem wrogiej propagandy. Izabela zadeklarowała bowiem, że nie jest to tylko wizyta, lecz… pobyt; w Maladze pozostanie tak długo, aż miasto zostanie zdobyte. Choćby miała tu spędzić zimę… W rezultacie nastroje znów stały się tak podniosłe i bojowe, że „w ciągu kolejnych tygodni do obozu zaczęli ściągać ochotnicy nawet z tak odległych części Hiszpanii jak Katalonia” [...]

W tej sytuacji El Zegri postanowił sięgnąć po inną tajną broń. Skoro pod mury Malagi przybyła królowa będąca uosobieniem dwudziestu czterech pokoleń walk chrześcijan z muzułmanami, postanowił ją po prostu zgładzić. Wiedział, że jeśli mu się to uda, król wpadnie w rozpacz, on stanie się wielkim bohaterem, a oblegający odstąpią od oblężenia. A może króla też uda się zabić?

Do wykonania tego zadania na ochotnika zgłosił się Tunezyjczyk Abraham Algerbi. Twierdził, że miał w nocy widzenie, iż dokonania tego bohaterskiego czynu domagał się od niego „jeden z aniołów Boga”. El Zegri bez chwili wahania postanowił wykorzystać zapał niepozornego starca – najpewniej schizofrenika. Obiecał mu sowite wynagrodzenie (jeśli przeżyje), a jeśli zginie – potwierdził, że w raju spotka dziesiątki oczekujących go hurys

Pewnej nocy Algerbi wyszedł za mury i dał się pochwycić chrześcijańskim strażom. Był przygarbiony, skulony w sobie, przerażony – nikt nie sądził, że może stanowić jakiekolwiek zagrożenie. Został zaprowadzony do księcia Kadyksu, czego się domagał. Tam oznajmił, że ma bardzo ważną wiadomość dla króla i królowej; wiadomość, którą usłyszał od głosu z nieba, a dotyczy upadku Malagi. Książę powiadomił o tym monarchów, a ci zainteresowali się słowami starca i postanowili go przyjąć, bo byli już znużeni przedłużającym się oblężeniem, gotowi chwycić się nawet brzytwy (miecza?), żeby je zakończyć.

Kiedy Algerbiego doprowadzono do królewskiego namiotu, król już spał, a królowa sama nie chciała go przyjąć. Jeńcowi jednak tego nie wyjaśniono i powiedziono go dalej – przed oblicze Beatríz Bobadilla – przyjaciółki królowej. Ta wraz z Alvarem, księciem Bragancy, akurat grała w karty. A że oboje byli ubrani w odświętne szaty, Algerbi wziął ich za królewską parę. W jednej chwili „spod długiej i obszernej szaty wyciągnął bułat, czyli zakrzywioną mauretańską szablę”. Cios miał dosięgnąć Beatríz – według Algerbiego – Izabelę.

Jednak Beatríz dostrzegła opadające ostrze i rozpaczliwie, wiedziona instynktem, płasko rzuciła się na ziemię, przez co klinga przecięła tylko jej szaty, ale nie dosięgła ciała. Zaraz potem Algerbi odwrócił się, żeby zadać cios Alvaro – według niego Ferdynandowi, który w przeciwieństwie do Beatríz zareagował z opóźnieniem – Maur ciął go w głowę i zadał głęboką, niemalże śmiertelną ranę. W tym czasie Beatríz jednym skokiem poderwała się z ziemi i wzywając pomocy, wybiegła prosto w noc. Algerbi znów rzucił się na nią i ciął ją szablą, ale jej ostrze utkwiło w grubym płótnie namiotu. Momentalnie pojawiła się straż. Okazało się, że obecny w namiocie padre Juan de Belálcazar popisał się znakomitym refleksem, pochwycił napastnika i całym swym ciężarem przygniótł go do ziemi, natomiast stojący obok skarbnik królowej, Rodrigo Lopez, pchnął Algerbiego mieczem. Strażnicy dobili go trzema równo mierzonymi ciosami; wina napastnika była wszak oczywista. Za chwilę, zaalarmowani tumultem i krzykiem Beatríz, przybiegli Ferdynand i Izabela. Było jasne, że ciosy, które spadły na Alvara i Beatríz, były przeznaczone dla nich.

To tragiczne zdarzenie wywarło efekt przeciwny do zamierzonego. Jeszcze bardziej wzmogło determinację oblegających i w całej pełni uświadomiło im, że jest to walka na śmierć i życie. 22 czerwca dokonano pierwszego większego wyłomu w murach miasta, a 25 nowych wielkich kamiennych kul oczekiwało na wystrzelenie. Stworzenie dalszych wyrw było kwestią co najwyżej kilkunastu kolejnych dni.

W następnym miesiącu w Maladze pojawił się głód. „Książę Kadyksu doniósł [Ferdynandowi], że Maurowie umierają z głodu i że coraz większa ich liczba [potajemnie] opuszcza miasto, żeby się poddać; jego zdaniem miasto nie utrzyma się dłużej niż dwa tygodnie”

Na początku sierpnia Rodrigo de Toledo zdobył jedną z kluczowych wież i uczynił nowy, znaczny wyłom w murze. Grupka Maurów nawiązała z nim kontakt, sygnalizując chęć poddania miasta. El Zegri zareagował z wściekłością. Przyobiecał śmierć w męczarniach wszystkim zdrajcom i zagroził, że zabije w mieście wszystkich, którzy nie walczą, „a tylko bezproduktywnie zużywają żywność i… powietrze”.

Mimo tych gróźb (a może właśnie przez nie) miejscowy bogacz Ali Dorduks kontynuował tajne negocjacje z chrześcijanami. 4 sierpnia jego zwolennicy opanowali zamek Alcazaba i wyparli zeń El Zegriego. Ten jednak nadal nie chciał słyszeć o zaprzestaniu obrony. Dorduks nie ustawał w swych wysiłkach i dążył do tego, by wynegocjować możliwie najłagodniejsze warunki kapitulacji. Co ważne, Ferdynand – mając świeżo w pamięci próbę zamachu – nie chciał o tym w ogóle słyszeć. Zapowiedział, że wszyscy mieszkańcy Malagi zostaną niewolnikami i w najlepszym razie będą mogli się wykupić. Maurowie odrzekli, że wobec tego nie pozostanie im nic innego, jak wymordować wszystkich sześciuset chrześcijańskich jeńców pozostających w ich rękach…

– A zatem Malagi nie opuści nikt żywy – ze złością zareagował król. – A następnie zabiję wszystkich muzułmanów, którzy pozostali w Hiszpanii

Takie przeciąganie liny i licytacja na okrucieństwa trwałyby pewnie jeszcze długo, gdyby 18 sierpnia, doprowadzeni do rozpaczy Maurowie, w końcu nie skapitulowali..."


Fragment książki: Roman Warszewski "Grenada 1492" Część 3 Rozdział 10

ozdoba

"...Po wzięciu udziału w Kortezach, które odbyły się w Orihueli (niezwykle istotne z uwagi na zapewnienie dalszego finansowania wojny), Ferdynand i Izabela udali się do Murcji, gdyż „ze względu na przyszłe kampanie zmierzające do opanowania wschodniej części królestwa Grenady wydawała się ona najodpowiedniejszym miejscem do założenia kwatery głównej.

Król miał teraz przed sobą najbiedniejszą i najsłabiej zaludnioną część kraju nieprzyjaciela i być może dlatego walka na tym terenie mogła być prowadzona ze znacznie mniejszym wysiłkiem. Po części było to zasługą dyplomacji, bo już wcześniej ustalono z Boabdilem, że po zakończeniu wojny ziemie te będą azylem dla niego. Plotki na ten temat celowo rozpuszczano wśród okolicznej ludności i stacjonujących tam oddziałów Maurów. Motywacja do obrony szybko więc topniała. Po co miano przeciwstawiać się krzyżowcom, skoro w niedalekiej przyszłości tereny te i tak miały przypaść w udziale Boabdilowi? W rezultacie „w tej kampanii rzadko wypuszczano z łuku strzałę czy strzelano z działa, co takim lękiem napełniało Maurów”. Przy okazji Ferdynand zyskiwał wiedzę na temat skuteczności szeptanej propagandy, którą na jeszcze większą skalę planowano zastosować w zmaganiach o Grenadę.

10 czerwca 1488 roku zdobyto Verę, a następnie Veléz-Blanco i Veléz-Rubio, co – pisząc do papieża Innocentego VIII – Ferdynand określał jako „kawaleryjski rajd” i „wojskową defiladę”, a nie prawdziwą kampanię wojenną. To samo powtórzyło się między Huescar a Mojacar, na terenach, gdzie znajdowało się około pięćdziesięciu miasteczek i pomniejszych warowni, „z których przynajmniej kilka [na pierwszy rzut oka] wydawało się nie do zdobycia”. Stało się jednak inaczej. Wszystkie, jedna za drugą, bez stawiania większego oporu gładko przeszły w chrześcijańskie ręce. Na pewno w żaden sposób „nie można było tego porównać z poprzednimi kampaniami, z całym wojennym trudem, który towarzyszył [niedawnemu] zdobywaniu Rondy, Loi, nie mówiąc o Maladze”. Zdobywczy pochód zatrzymał się dopiero w Almerii.


Fragment książki: Roman Warszewski "Grenada 1492" Część 4 Rozdział 11

"...I nie tylko Vera, ale cały rozległy obszar, od położonego w głębi lądu Huescar po nadmorskie Mojacar z pięćdziesięcioma miasteczkami i warowniami, z których kilka wydawało się nie do zdobycia.

Nie można było tego porównać z poprzednimi kampaniami, z całym wojennym trudem, jaki towarzyszył zdobywaniu Rondy, Loja, nie mówiąc już o Maladze. Dlatego królowie uznają za słuszne wytłumaczyć się z tak skromnego wysiłku i niewykorzystania kampanii jesiennej do podjęcia walki o naprawdę ważne miasta, jak Baza, wobec której Ferdynand wykonał jedynie rozpoznanie szybkim i krótkim wypadem. [...]

A zatem już w lipcu królowie zdecydowali, że kampania 1488 roku dobiegła końca..."


Fragment książki: Manuel Fernández Alvarez "Izabela Katolicka" s. 240

"...Rok następny - 1489 - zapowiadał się zgoła odmiennie. Ferdynand zrozumiał, że kampania, w której przyjdzie mu stawić czoło siłom El Zagala, niewątpliwie najzdolniejszego dowódcy w królestwie Nasrydów, a po rezygnacji jego brata, Muleya Hasana, także emira, stanowiła nie lada wyzwanie; tym bardziej że niepowodzenie mogło spowodować zwrot w przebiegu działań wojennych - ciągnąca się już tak długo wojna utknęłaby wtedy w martwym punkcie. Zasoby malały i coraz trudniej było o pieniądze na finansowanie wojny.


Fragment książki: Manuel Fernández Alvarez "Izabela Katolicka" s. 241

"...Następnym celem była Baeza, a to oznaczało bezpośrednie zmierzenie się z El Zagalem – niewątpliwie najdzielniejszym dowódcą po stronie Nasrydów, a po rezygnacji jego brata – Muleya Hasana, z emirem, oraz z jego najbardziej doświadczonym generałem – Yahyajem Almayarem. Jak pisze Álvarez, „stanowiło to nie lada wyzwanie; tym bardziej że niepowodzenie mogło stanowić zwrot w przebiegu działań wojennych”i obrócić wniwecz większość dotychczasowych sukcesów. Ciągnące się już całe lata zmagania mogły nagle utknąć w martwym punkcie – tuż przed bramami i progami Grenady. Bo choć na powierzchni wszystko wyglądało wspaniale i zwycięsko, podpowierzchniowy nurt wojny miał się znacznie gorzej. „Zasoby malały i coraz trudniej było o pieniądze na finansowanie wojny”. Tak naprawdę jeszcze nic nie było przesądzone i jeszcze wszystko mogło się zdarzyć. Jednak spektakularna klęska mogła spowodować odstąpienie od wojny zagranicznych oddziałów, które coraz liczniej zasilały armię Ferdynanda..."

Toteż siła, która 27 maja 1489 roku wyruszyła z Jaén na Baezę, była bardzo znaczna i wyglądała imponująco. Składało się na nią 13 000 jezdnych i 40 000 piechurów. Za nimi ciągnęły wielki, jakże skuteczny w przeszłości park artyleryjski oraz kilka setek saperów. Po drodze nie tyle zdobyto, ile… połknięto miasteczko Zujar – „przedmurze Baezy”, pod której murami ostatecznie zatrzymano się 20 czerwca. Jak na początek kampanii wiosennej, bardzo późno, bo podczas przedłużającego się oblężenia rodziło to niebezpieczeństwo, że wojsko będzie musiało – być może – stawić czoło jesiennym mrozom.


Fragment książki: Roman Warszewski "Grenada 1492" Część 4 Rozdział 11

Oblężenie Baezy czerwiec - grudzień 1489 roku

"...Walki były zajadłe, trwały sześć miesięcy, a ponieważ rozpoczęły się u progu lata, oblężonym dokuczyły pierwsze chłody przedwczesnej zimy. Oblężenie się przedłużało i wymagało zwiększonego wysiłku w zaopatrzeniu wojska, a nawet wysłania dodatkowych posiłków, co okazało się sprawą dość drażliwą, wywołującą napięcia, którym królowa musiała zaradzić swoją niewyczerpaną energią..."


Fragment książki: Manuel Fernández Alvarez "Izabela Katolicka" s. 243

"...Zaczęła się „długa, ciężka harówka. [Początkowo] nie odniesiono większych sukcesów. Król Ferdynand wysłał [nawet] posłańców do przebywającej w Jaén Izabeli, pytając ją o radę [czy ma odstąpić od murów miast]. [Ona] stanowczo domagała się, by Kastylijczycy [i wspomagające ich siły] kontynuowali oblężenie, zapewniając męża, że znajdzie sposób na odniesienie zwycięstwa. Zachęcała ich, by czerpali odwagę z wielu wcześniejszych sukcesów, a także wierzyli, że wykonują wolę Boga. »To ci sami wrogowie [co wcześniej], a teraz są słabsi« – tłumaczyła mężowi i swoim żołnierzom. »Tak oto nie ustąpili ni piędzi ziemi«” – pisał do swych mocodawców w Italii Martír de Anghiera.

Królowa wezwała miasta do wzmocnienia sił oblegających. Wtedy na wierzch, na chwilę, wypłynął ów podziemny nurt wojny. Po raz pierwszy oficjalnie ujawniły się osoby niechętne uczestniczeniu w coraz bardziej przedłużającym się konflikcie. Zwłaszcza w Sewilli – w mieście najbliższym teatru wojny, gdzie – przynajmniej teoretycznie – antymauretański zapał powinien być największy. [...] niezwłocznie wydała gniewny edykt: „ Rozkazuję wam, abyście ujrzawszy niniejsze [pismo], sprawili, aby z wymienionego miasta [tj. z Sewilli i z innych miast Andaluzji] wyruszyli wszyscy jezdni i piesi, jacy w nim są powyżej dwudziestu i poniżej sześćdziesięciu lat”

Takiego wezwania jeszcze nie było. Sewilla i wszystkie większe okoliczne miasta z dnia na dzień zostały pozbawione mężczyzn..."


Fragment książki: Roman Warszewski "Grenada 1492" Część 4 Rozdział 11

"...Izabela zwróciła się nawet do kastylijskiej arystokracji, tzw. grandów, biorąc pod uwagę ogrom ich feudalnych posiadłości i najwyższe tytuły książąt i markizów. Wszystkiego bowiem wydawało się mało do podtrzymania walki. Co więcej, w niektórych punktach granicy Maurowie przejęli inicjatywę, ośmielając się atakować chrześcijańskie twierdze, jak w wypadku miasteczka Competa.

W obliczu takiej wieści Izabela ogłasza alarm powszechny. Pisze 12 sierpnia z Jaén do Sewilli:

Dowiedziałam się, że Maurowie obiegli twierdzę Competa i kasztelan wymienionej twierdzy oczekuje odsieczy.

Co można było zrobić? Cóż, zmobilizować wszystkich zdolnych do noszenia broni poniżej sześćdziesiątego roku życia. Królowa zarządza:

Dlatego rozkazuję wam, abyście ujrzawszy niniejsze [pismo], sprawili, aby z wymienionego miasta wyruszyli wszyscy jezdni i piesi, jacy w nim są powyżej dwudziestu i poniżej sześćdziesięciu lat.

Równało się to bez mała wyludnieniu Sewilli, w której nie zostało mężczyzn. To samo dotyczyło innych dużych miast Andaluzji..."


Fragment książki: Manuel Fernández Alvarez "Izabela Katolicka" s. 244

Z drugiej strony pod murami Baezy z powodu przedłużającego się oblężenia tworzyły się zalążki prawdziwie zwartej Hiszpanii. Wojna z zapałem prymuski po raz kolejny spełniała swą narodotwórczą funkcję. „Wojska połączyły się w jedną spójną siłę. Żołnierze pochodzili – z Asturii, Galicii, Kraju Basków, Estremadury, Kastylii i Aragonii. Mówili różnymi dialektami, ale dogadywali się zaskakująco dobrze, zjednoczeni jedną sprawą. [Nagle] stawali się jednym narodem, zjednoczonym pod religijnym sztandarem. [...] Szacunek dla królewskiego majestatu jest tak wielki, że do dziś nie zdarzył się ani jeden bunt, nie ma kradzieży, nie ma bandytów na drogach, nie ma osobistych sporów. [...]

Gdy wraz z nadejściem jesiennych chłodów nadal brakło perspektyw na skruszenie murów Baezy, Izabela jeszcze raz postanowiła sięgnąć po swą tajną broń – po siebie samą. Tak jak w obliczu załamującego się oblężenia Malagi, tak i tym razem postanowiła, że osobiście uda się na pole bitwy, by swą obecnością tchnąć w serca żołnierzy więcej animuszu i wiary w ostateczny sukces. Stało się to w listopadzie. [...]

W dokumentach czytamy: „Maurowie byli bardzo zdziwieni, że przybyła o tej porze roku, i wylegli na wszystkie wieże i wzniesienia miasta, kobiety i mężczyźni, aby zobaczyć ludzi, którzy ją przyjmowali, i słyszeli muzykę tylu kolubryn, kornetów i trąb, aż wydawało się, że [ich] odgłos sięga nieba”..."


Fragment książki: Roman Warszewski "Grenada 1492" Część 4 Rozdział 11

"...I jeszcze jeden królewski akcent - królowa przybyła razem ze swoją ukochaną pierworodną córką, infantką Izabelą, jakby chciała wyrazić dobitniej swoje zdecydowanie, że wojsko nie ruszy się stamtąd, dopóki twierdza się nie podda.

I rzeczywiście tak się stało. Po paru dniach oblężeni rozpoczęli rokowania.

Czwartego grudnia Baza poddała się..."


Fragment książki: Manuel Fernández Alvarez "Izabela Katolicka" s. 245

ozdoba

"...W rzeczywistości podpisany przez obie strony akt kapitulacji szedł jeszcze dalej na rękę obrońcom: „...muzułmańscy żołnierze mieli dostać zapłatę, a w zamian pomóc Kastylijczykom w ataku na pozostałe bastiony El Zagala. Yahya, główny dowódca [fortecy], udał się nawet do Guadix, gdzie przebywał El Zagal, i przekonał go, że opór jest bezcelowy. 22 grudnia El Zagal poddał Almerię [od której murów Ferdynand przed rokiem musiał odstąpić], a 30 grudnia Guadix. Za 20 tysięcy »castellanos« sprzedał [chrześcijanom] wszystkie swoje posiadłości w Andaluzji i wyjechał do nowego domu w Afryce Północnej”

Ponoć była to jego zemsta na Boabdilu – za zdrady tamtego i jego dwulicowość..."


Fragment książki: Roman Warszewski "Grenada 1492" Część 4 Rozdział 11

"...„Wojna z Maurami jest skończona”.

Tak po poddaniu się Baezy myśleli monarchowie. Tak myśleli, bo w pamięci mieli deklaracje Boabdila, którego od pewnego czasu uważali za swojego ukrytego sojusznika. Ten, po zdobyciu Loi i po tym, jak po raz trzeci trafił w ich ręce do niewoli, deklarował, że jak nadejdzie odpowiednia pora, dobrowolnie przekaże w ich ręce Grenadę. Rekonkwista będzie zakończona.

Teraz właśnie ów czas nadszedł.

„Wojna jest skończona”. Tak myśleli, bo jeszcze 8 grudnia, gdy Baeza wciąż się broniła, pisał on do królowej: „jesteśmy gotowi do Waszych usług. [...]

Monarchowie myśleli tak także dlatego, że… chcieli tak myśleć. Podziemny, podpowierzchniowy nurt wojny coraz wyraźniej i w sposób coraz bardziej nieubłagany wypływał na powierzchnię i – przy całej potędze królewskiej pary – ją osaczał: „Koszty oblężenia Baezy – najdłuższego w historii wojny przeciwko Grenadzie, a zarazem największego militarnego przedsięwzięcia od czasu panującego półtora wieku wcześniej króla Alfonsa Mściciela – były ogromne. Nikt nie spodziewał się, że oblężenie potrwa tak długo i będzie tak trudną operacją. Podwyższone andaluzyjskie podatki za rok 1489 prawie w całości już wpłynęły do koronnego skarbca, ale okazało się, że one także nie wystarczą. Kastylijska szlachta składała na prowadzenie wojny dobrowolne darowizny, ale to również było za mało. Izabela była zmuszona zastawić swoje klejnoty, za które otrzymała pożyczki w łącznej wysokości sześćdziesięciu tysięcy złotych florenów, czyli ponad dziewięć milionów trzysta tysięcy maravedi

W liście do władz i mieszkańców Sewilli, z których subordynacją poprzednio mieli pewne kłopoty, napisali: „po wielu znojach i trudach i wydatkach podobało się miłosierdziu Pana naszego położyć kres wojnie z królestwem Grenady. król zwany Babdili, który obecnie zachowuje miasto Grenadę, uzgodnił i zapewnił, że przekaże Nam i naszym ludziom rzeczone miasto Grenadę”. [...]

Miało to nastąpić w terminie dwudziestu jeden dni.

A więc za trzy tygodnie nastanie pokój!..."


Fragment książki: Roman Warszewski "Grenada 1492" Część 4 Rozdział 12

"...W lutym 1490 roku było już oczywiste, że nie ma się co łudzić: wojna się nie skończyła. Wojna trwa w najlepsze. Co najwyżej panuje coś w rodzaju zawieszenia broni. Nie powinno się go jednak przedłużać w nieskończoność, ponieważ dojdzie do sytuacji jak pod murami Baezy. Powstanie wrażenie, że w przebiegu wojny wszystko może się jeszcze zmienić.

Boabdil sam zaczynał w to wierzyć. Najpierw, gdy tylko usłyszał o gorączce, która niespodziewanie spadła na królową, ruszył z ofensywą w kierunku miasta Lojarón i zamku Alhendin, a następnie uderzył na Solobreñę – tak jakby na wybrzeżu chciał stworzyć przyczółek dla (jak wierzył?) mającego niebawem nastąpić lądowania Turków…"


Fragment książki: Roman Warszewski "Grenada 1492" Część 4 Rozdział 12

"...Nie pozostawało nic innego, jak pogodzić się z faktem, że tylko wojna będzie sposobem dokończenia rekonkwisty. Tym bardziej że dochodziły niepokojące wieści o spiskach wśród muzułmańskiej ludności w miastach tej wagi, co Guadix, Baza i Almeria. Ludzie ci chcieli odzyskać władzę nad swoim losem.

A zatem znów wojna. Ale tym razem prowadzona z niechęcią, jak gdyby ciała i umysły nie były na nią gotowe. Rzeczywiście, w czasie kampanii 1490 roku Ferdynand ograniczył się do kilku ekspedycji karnych na żyzne doliny królestwa Grenady.

Przedsięwzięto natomiast pewne środki ostrożności, mianując głównodowodzącego wojsk królewskich. Nominacja przypadła Diego Lópezowi Pacheco, markizowi Villenie, potomkowi wielkiego nieprzyjaciela królów. Czy Ferdynand chciał przez to dać do zrozumienia, że oddaje przedsięwzięcie w inne ręce? W tym czasie sprawy Królestwa Sycylii wymagały od niego coraz większej uwagi..."


Fragment książki: Manuel Fernández Alvarez "Izabela Katolicka" s. 247-248

"...W tym czasie wybrano też osobę, która w czasie oblężenia Grenady miała pełnić funkcję głównego negocjatora i łącznika ze stroną mauretańską. Padło na Gonzala Fernándeza de Córdobę. Kandydat nie mógł być lepszy. Gonzalo był rówieśnikiem Izabeli i, jako osoba wcześnie osierocona, od dzieciństwa pozostawał bardzo blisko związany z jej dworem.


Fragment książki: Roman Warszewski "Grenada 1492" Część 4 Rozdział 12

"...Zatem jedynym rozwiązaniem było wznowienie wojny i zdobycie Grenady. A ponieważ cel ten nadal był trudny do osiągnięcia, królowie zaczęli czynić odpowiednie kroki jesienią 1490 roku, aby dobrze przygotować kampanię w roku następnym. Już 15 października Ferdynand zarządził powszechną mobilizację w Andaluzji, wyznaczając na miejsce koncentracji Loja, dokąd mieli udać się wszyscy mężczyźni zdolni do noszenia broni, „poniżej sześćdziesięciu i powyżej osiemnastu lat". [...]

Trzydziestego pierwszego stycznia 1491 roku król ponowił wezwanie, oznajmiając swoje niezłomne postanowienie o podjęciu wszystkimi siłami ostatecznej kampanii przeciwko Grenadzie. [...]

Jednak niezwyczajna to miała być kampania. Zamierzał zrealizować ją „z mocą" i podawał datę - 20 maja..."


Fragment książki: Manuel Fernández Alvarez "Izabela Katolicka" s. 248-249

"...W ślad za tym rozważono sprawę taktyki, którą należało zastosować w czasie oblężenia. Zdania były podzielone. Enrique de Guzman y Meneses – książę Medina-Sidonia oraz Rodrigo Ponce de León – markiz Kadyksu uważali, że należy postępować jak do tej pory; raz jeszcze trzeba zaufać artylerii – lombardom. Ich zdaniem konieczny był intensywny, wielodniowy ostrzał murów, aż pojawi się w nich znaczny wyłom. Wtedy należało rzucić do miasta wszystkie dostępne siły. Mając na uwadze, że nastąpi to najpewniej dopiero po wielu dniach oblężenia i wywoła w ludziach wielką wściekłość i głód zwycięstwa, ostateczne opanowanie Grenady będzie już tylko kwestią godzin…

Ferdynand był jednak innego zdania. Postanowił, że tym razem postąpi inaczej: wykorzysta to, co z pozoru przemawiało przeciwko niemu – to, że w Grenadzie zgromadziły się tysiące uciekinierów z innych części emiratu, gotowych bronić miasta do upadłego. W Grenadzie żyło wówczas dwieście tysięcy mieszkańców, co było zawrotną liczbą. „Tam jest za dużo ludzi – myślał Ferdynand. – Trzeba to obrócić nie przeciwko nam, lecz przeciwko im samym. Bo miasto nie było w stanie zgromadzić odpowiednich zapasów jedzenia i wody. Dlatego Grenadę trzeba uwięzić w żelaznym uścisku oblężenia, a następnie – już bez nadmiernego ostrzału – wziąć pragnieniem i głodem”. [...]

Był zasadniczy powód, dlaczego artyleria tym razem miała odegrać znacznie mniejszą rolę niż pod Loją czy Baezą. Nie był nim jednak ani brak prochu, ani zmniejszający się zapas kamiennych kul czy coraz bardziej nadwerężone hukiem bębenki obsługi bombard. Królewska para nie chciała po prostu nadmiernie niszczyć miasta – owej „Mekki Zachodu” o tysiącu trzydziestu (tak!) strzelistych minaretach, przysadzistych wieżach i opasłych basztach; miasta mogącego już wkrótce stać się urbanistyczną perłą w ich Koronie, a także ważnym ośrodkiem handlu, rzemiosła i rolnictwa. Kaletnicy, złotnicy, snycerze, kowale i geolodzy – znawcy szlachetnych kamieni, oraz jubilerzy od dziesięcioleci osiedlali się w Grenadzie, a pobliska vega – żyzna, od stuleci uprawiana dolina, pod ręką i okiem Maurów przeistoczyła się w największy spichlerz Półwyspu. Ze względu na jej nawodnienie oraz nasłonecznienie można było zbierać z niej plony cztery razy w roku. [...]

Monarchom szczególnie zależało na tym, by ze zmagań o Grenadę bez uszczerbku wyszedł słynny, dumnie górujący nad miastem Czerwony Pałac – Alhambra. Ciężkomury, acz lekki. Przez swój ogrom bliski, lecz – przez zamglony, rozciągający się za nim horyzont – odległy. Przez Maurów uznawany za cud. Cud architektury i uosobienie doskonałości oraz harmonii, lecz także za cud natury – bo tak naturalnie wyrastał ze wzgórza, na którym go posadowiono. Za coś, dla czego warto było przebyć piaski setki pustyń i dotrzeć do Europy. Dla czego warto było trwać w Grenadzie. I – jak zachodziła taka potrzeba – na sto sposobów jej bronić..."


Fragment książki: Roman Warszewski "Grenada 1492" Część 4 Rozdział 12

"...Główne siły wyruszyły pod Grenadę 20 kwietnia 1491 roku i stanęły pod jej murami trzy dni później. Miasto otoczono szczelnym kordonem, przez który nie miały prześlizgnąć się żadne dostawy broni i żywności. Wzmocniono blokadę wybrzeża, żeby odsiecz nie mogła nadejść z tamtej strony. Spalono wszystko, co było jeszcze niezebrane z pól vegi, tak że nad miastem przez wiele dni unosił się zapach spalenizny. Podjęto też zdecydowane działania na przedpolu miasta. „Markiz Villena jako głównodowodzący wojsk częścią sił przeprowadził operację karną na terenach, skąd mogły przybyć posiłki dla Boabdila, a więc z Alpuhary i w dolinie Lecrin. Miał za zadanie bezlitośnie pustoszyć te ziemie”, aby dodatkowo podkopać morale oblężonych i podpowiadać im, że ich opór jest daremny..."


Fragment książki: Roman Warszewski "Grenada 1492" Część 4 Rozdział 13

Oblężenie Grenady 1491-1492

"...Taktyka różni się od tej z lat poprzednich. Wojska królewskie nie będą już nadużywać artyleryjskiego ognia, który wyrządzał takie zniszczenia i szkody podczas poprzednich kampanii, jak choćby pod Rondą czy Malagą. Tym razem zamierzano wziąć oblężonych głodem. Duży napływ opierających się Maurów przybyłych z miejscowości zdobytych przez Ferdynanda uczynił z Grenady miasto przeludnione, a przez to trudne do wyżywienia.

Był to słaby punkt stolicy królestwa Nasrydów i Ferdynand wykorzysta go do maksimum. [...]

Jednak oblężenie przedłużało się. Chcąc odebrać mieszkańcom Grenady wszelką nadzieję na jego zakończenie, królowie uczynili ostateczny krok, wznosząc w sąsiedztwie obozu prawdziwe miasto, aby wszyscy widzieli ich niezłomne postanowienie, że nie zwiną oblężenia dopóty, dopóki Grenada się nie podda..."


Fragment książki: Manuel Fernández Alvarez "Izabela Katolicka" s. 249-250

"...W sąsiedztwie obozu wznoszą nawet nowe miasto, nadając mu symboliczną nazwę Santa Fe. Chcą przez to okazać mieszkańcom Grenady swoje niezłomne postanowienie, że nie zwiną oblężenia, dopóki miasto się nie podda..."


Fragment książki: Manuel Fernández Alvarez "Izabela Katolicka" s. 252

"...Mimo że w okresie, gdy Santa Fé było budowane, działania wojenne poważnie ograniczono i w zasadzie nie wychodziły one poza blokowanie Grenady, pospieszne wyrastanie jego murów okazało się czymś dużo bardziej skutecznym, niż gdyby co tydzień za pomocą lombard rozbijano jedną z grenadyjskich wież lub baszt. Oblężone miasto zaczynało być przerażone. Dla uwięzionych za murami stawało się jasne, że zapasy żywności i wody wkrótce przestaną wystarczać dla ćwierćmilionowego tłumu. Co wtedy? Czy była jakaś szansa na przełamanie żelaznego pierścienia zaciśniętego wokół miasta? Pojawiały się polityczne niesnaski, na których tle od czasu do czasu dochodziło do zamieszek. Głód i pragnienie stawały się porywczymi doradcami. „Nie mieli co jeść, racje żywności z dnia na dzień stawały się coraz mniejsze” – tak później pisano o tym w kronikach. „Pić, pić, pić! – wołały dzieci”. Byli tacy, którzy uważali, że dalszy opór nie ma sensu, i im szybciej miasto się podda, tym lepsze uda się uzyskać warunki kapitulacji. Jednak z drugiej strony stronnictwo tych, którzy o oddaniu się w ręce chrześcijan nie chcieli słyszeć, było bardzo liczne i niezwykle zawzięte. Nie po to szukali schronienia w Grenadzie – mówili ci drudzy – by teraz się poddawać. Lepiej umrzeć z głodu i pragnienia albo rzucić się na miecze niewiernych niż… Wśród radykałów była między innymi Aischa „La Horra” – matka Boabdila..."


Fragment książki: Roman Warszewski "Grenada 1492" Część 4 Rozdział 13

"...Minęło lato, potem jesień. Grenada wytrzymywała oblężenie. Jednakże wiele miesięcy walk w okrążeniu przy dostawach żywności znacznie ograniczonych czujnością wojsk królowej przyniosło ostatecznie skutek, tym bardziej że przez całą wojnę do Grenady napłynęły tysiące Maurów, w ucieczce przed chrześcijańskim najazdem szukając schronienia w mieście.

W przepełnionym mieście trudności spowodowane oblężeniem stały się w końcu nie do zniesienia.

Kroniki mówią:

...nie mieli co jeść, zaledwie niewielkie racje..."


Fragment książki: Manuel Fernández Alvarez "Izabela Katolicka" s. 251

"...We wrześniu emir zaczął jednak ignorować zdanie matki, bo sytuacja stawała się coraz poważniejsza, a nie było perspektyw, by mogła się zmienić. Santa Fé było już od wielu dni gotowe – zbliżająca się zima dla armii Ferdynanda nie stanowiła żadnego problemu. Boabdil coraz częściej przypominał sobie, że kiedyś był sojusznikiem monarchów i w przeszłości król i królowa – dla dobra sprawy – dość łatwo puszczali w niepamięć wiarołomstwa, których się dopuszczał. Dlaczego by jeszcze raz nie spróbować?

W październiku za pośrednictwem wezyra Abdula Cazima Abdelmalika Gonzalo Fernández de Córdoba otrzymał wiadomość, że Boabdil chce negocjować. „Ale w największej tajemnicy, bo jeśli wiadomość na ten temat wydostanie się na zewnątrz, może dojść do przewrotu pałacowego, takiego samego jak ten, który dwukrotnie do władzy wyniósł Boabdila. Jest w Grenadzie bowiem wielu takich, którzy są przekonani, że lada dzień dotrze do nich odsiecz z Afryki”

Rezultat był taki, że „mimo gniewu i wściekłości wojowniczej matki Boabdil w końcu ustąpił. 25 listopada, kiedy w górach Sierra Nevada spadł pierwszy śnieg, mauretański władca zgodził się w ciągu sześćdziesięciu pięciu dni przekazać Grenadę w ręce Izabeli i Ferdynanda. Miało to nastąpić pod koniec stycznia”

Do ostatniego dnia pertraktacji kością niezgody pozostawały warunki kapitulacji. By wyjść z impasu, posłużono się wzorem, który wypracowano podczas przejmowania Baezy. Na mocy wynegocjowanego porozumienia muzułmanie z Andaluzji mieli prawo pozostać w swoich domach, zachować swoją własność i podlegać rygorom szariatu. W ciągu trzech następnych lat, jeśliby zechcieli, na koszt Korony mogli wyemigrować do Afryki Północnej. Wolno im było pozostać przy swojej wierze i nikt nie mógł ich na siłę nawracać. Musieli jednak uwolnić wszystkich przetrzymywanych chrześcijańskich jeńców i niewolników, których liczbę szacowano na około sześciuset. Boabdil, jako wasal Korony, miał otrzymać ziemię w rejonie Alpuhary, dokąd zamierzał się przenieść po opuszczeniu Grenady. Najpierw jednak, jako gwarantów porozumienia, musiał wysłać na chrześcijańską stronę czterystu zakładników, którzy dołączyli do jego małoletniego syna Alhadramyha, pozostającego w rękach chrześcijan od czasów ostatniego pojmania Boabdila. [...]

Niemal natychmiast sprawy zaczęły się komplikować. I to dokładnie w taki sposób, jak przewidział to Boabdil. Jak tylko wiadomości o rychłym zakończeniu oblężenia i o sposobie, w jaki ma do tego dojść, dotarły do mieszkańców Grenady, w mieście wybuchły zamieszki. Szczególne niezadowolenie wywołała informacja, że do Santa Fé mają zostać wysłani zakładnicy, i to w tak wielkiej liczbie! Widmo obalenia Boabdila i podpalenia miasta, w tym Alhambry, stało się jak najbardziej realne.

Przymierający głodem mieszkańcy Grenady, którzy byli uradowani z takiego obrotu sprawy, nie mieli już sił, by okazywać zadowolenie. Natomiast ci, którzy byli zdecydowani kontynuować walkę za wszelką cenę, w swej desperacji nie chcieli cofnąć się przed niczym. W tej sytuacji Boabdil zdecydował się – inaczej, niż zamierzał – przyspieszyć przekazanie miasta Ferdynandowi i Izabeli.

Prawdę mówiąc, zmiana ta następowała już po raz drugi. Pierwotnie bowiem do przekazania miasta miało dojść dopiero w lutym 1492 roku. Boabdil postanowił jednak, że należy do tego doprowadzić już 6 stycznia. Teraz przyspieszył to jeszcze raz – na 2 stycznia. Ale i tego było mało. Wraz z zakładnikami „Mały” posłał Ferdynandowi informację, że w nocy poprzedzającej ten dzień należy podjąć dodatkowe środki ostrożności: do Grenady miano wysłać niewielki oddział wojska pod sprawdzonym dowództwem, aby – zanim dojdzie do oficjalnego przekazania kluczy – przynajmniej częściowo opanować miasto od wewnątrz i nie dopuścić do wybuchu rewolty.

Monarchowie podchwycili ten pomysł. Zdawali sobie sprawę, że jeśli taka propozycja padła z ust Boabdila, musiał on rzeczywiście czuć się przyparty do muru. Izabela i Ferdynand nie chcieli, by ostateczne zwycięstwo, które było tuż-tuż, w ostatniej chwili wymknęło im się z rąk. Był 1 stycznia 1492 roku; trzeba było działać natychmiast. Bez jakiejkolwiek zwłoki na dowódcę nocnego desantu wyznaczono Gutierre’a de Cárdenasa. [...]

Żeby odwrócić uwagę mauretańskich straży, do Boabdila (o co sam poprosił) akurat wtedy udał się Gonzalo Fernández de Córdoba. Oficjalnie ogłoszono, że jeszcze ustala z „Małym” ostatnie szczegóły mającego nazajutrz nastąpić przekazania kluczy do miasta. Choć te, tak naprawdę, od wielu godzin były już ustalone.

„Oddział wszedł do miasta w największej tajemnicy – pisze Álvarez. – Podszedł do twierdzy Alhambry i opanował wszystkie [jej] baszty i mury. Aby operacja była skuteczna, musiała wykonać ją grupa zbrojna na tyle liczna, aby zapewnić obronę murów Alhambry na całym obwodzie, na wypadek gdyby doszło do powstania ludności protestującej przeciwko oddaniu miasta. W ogólnych zarysach [znamy] skład wyprawy dowodzonej przez wielkiego komandora Leónu, Guttiere’a de Cárdenasa: kilku dowódców na czele gwardii, strzelców, kuszników i kopijników. Wyruszyli z obozu po północy i bocznymi drogami przedostali się przed brzaskiem do Alhambry”

W wieży Comares, po zakończeniu rozmowy z Fernándezem de Córdobą, oczekiwał na nich Boabdil. Wielkiemu komandorowi przekazał klucze i opuścił Alhambrę.

Potem nastąpiły „bardzo wzruszające chwile – czytamy dalej. – Wszyscy [biorący udział w akcji] byli świadomi, że [w tym momencie wojna tak naprawdę się skończyła i że] doprowadzili do końca dzieło, które daleko wykracza poza wymiar ich życia, że nawiązują do ogromnego, znojnego i wielowiekowego dzieła rekonkwisty. Wielki komandor Leónu natychmiast rozwinął swoje siły na całej długości murów i uwolnił więzionych tam chrześcijańskich jeńców”. Grenada była w tamtej chwili de facto zdobyta, choć – pogrążona we śnie – nic jeszcze o tym nie wiedziała.

Zabezpieczywszy Alhambrę, Gutierre de Cárdenas rozkazał swym ludziom trzykrotnie wystrzelić z działa: był to sygnał dla króla i królowej, że nocna misja zakończyła się sukcesem: „Alhambra została opanowana i nic jej nie grozi”. Bez ryzyka można było przystąpić do wcielania oficjalnej części porozumienia zawartego z Boabdilem. Nawet jeśli ktoś w Grenadzie chciałby podnieść bunt, ukryci tam chrześcijanie byli w stanie zdusić go w zarodku.[...]

Potem wielki komendant wysłał do królewskiej pary posłańca, który udał się do Nich tą samą drogą, którą oni tu przybyli, a ten przekazał im, że jak tylko będzie to możliwe, do Alhambry powinien udać się hrabia Tendilli, i że w sali obok, w Alhambrze, udało się odkryć wiele chrześcijańskich sztandarów, które Maurowie przez lata musieli zdobywać w walkach, a także – że – jak hrabia Tendilli już przybędzie – wystawi się je w takim miejscu, żeby było je dobrze widać, a także ustawi się krzyż, a na wieżach Alhambry zawiesi się dwa proporce – proporzec królewski i proporzec Świętego Jakuba. Tak żeby zobaczyli to jedni i drudzy. I Maurowie, i chrześcijanie. Pierwsi, żeby widzieli, kto wygrał długą wojnę; a drudzy – żeby byli szczęśliwi i dumni, że to im boska opatrzność sprzyjała i doprowadziła ich do ostatniego tryumfu.

Tak też się stało. Przybyli hrabia Tendilli [czyli Iñigo de Mendoza – R.W.] wraz z innymi kapitanami i postawili krzyż, i zawiesili proporce na dwóch wysokich wieżach w Alhambrze, żeby zewsząd były widoczne, tak dla chrześcijan, jak i dla Maurów. A wszyscy byli bardzo pięknie odziani – nie brakowało ani jedwabiu, ani koronek, ani brokatu. Wtedy też monarchowie zbliżyli się do murów miasta, a naprzeciw im wyszedł zasiadający na koniu mauretański król w asyście osiemdziesięciu, a może stu jeźdźców. Chciał on zsiąść z konia, żeby ucałować dłoń Króla, ale Król mu na to nie pozwolił. Zaraz potem przyprowadzono syna mauretańskiego władcy, który w tym momencie przestawał być królem. Jego syn, który przez długi czas mieszkał na dworze i był zakładnikiem, także właśnie przestawał nim być. Wszystko w jednej chwili się zmieniało – białe stawało się czarne, a czarne – białe. Świat w całej swojej historii czegoś takiego jeszcze nie widział, a wszystko przez prosty, ale jakże doniosły fakt, że wojna właśnie się skończyła..."


Fragment książki: Roman Warszewski "Grenada 1492" Część 4 Rozdział 13

ozdoba

"...Postępowało zajmowanie Grenady. Oddziały wojska zostały rozstawione od królewskiej kwatery do samego miasta, dając ochronę królewskiemu orszakowi, któremu przewodzili królowie, książę Jan oraz wielkie osobistości ich świty: kardynał Mendoza, markiz Kadyksu, mistrz Zakonu Świętego Jakuba i hrabia Tendilla.

Kiedy dotarli do miejsca, skąd widać było Grenadę, orszak zatrzymał się, Ferdynand zaś, król-żołnierz, który sprawił ten wielki tryumf, wysunął się naprzód, aby powitać emira. Wymieniono symboliczne gesty, a wśród nich przekazanie kluczy, co oznaczało oddanie miasta. Nie zabrakło rytualnego zdania, które Boabdil skierował do króla:

Weź, panie, klucze do twojego miasta, bo ja i ci, którzy są w nim, należymy do ciebie.

Po czym królowie wkroczyli do miasta i podeszli pod cudowną Alhambrę, która już teraz była ich własnością. [...]

Straszliwa wojna z Grenadą dobiegła końca, a wraz z nią dokonano niewiarygodnego wyczynu, zwieńczając wielowiekowe dzieło rekonkwisty. Był 2 stycznia 1492 roku..."


Fragment książki: Manuel Fernández Alvarez "Izabela Katolicka" s. 254-255

"...Zdobycie Grenady zwiększyło bezpieczeństwo Kastylii. Zniknęła europejska południowa granica ze światem islamu, co dodało prestiżu Ferdynandowi i Izabeli.


Fragment książki: Manuel Fernández Alvarez "Izabela Katolicka" s. 256

Strona główna Władcy Ważne bitwy Polityka prywatności Antykwariat Księga gości